0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Skowronek / Agencja GazetaMaciek Skowronek / A...

Dwa tygodnie temu pisaliśmy o założeniach budżetu, nad jakimi pracował rząd. Według nich wysokość płacy minimalnej miała wynieść jedynie ustawowe minimum, czyli 2716 złotych.

Wywołało to oburzenie pracowników, ponieważ rząd w kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi obiecał 3000 złotych brutto płacy minimalnej w 2021 roku. Obniżanie tego pułapu ze względu na kryzys może być zrozumiałe. Natomiast problematyczne było założenie, że jednocześnie rząd zachowywał 13. i 14. emeryturę oraz zamrażał podwyżki w całej sferze budżetowej (ok. 550 tys. pracowników).

W zatwierdzonych przez rząd założeniach, które wysłano do Rady Dialogu Społecznego wysokość płacy minimalnej wzrosła. Teraz rząd proponuje 2800 złotych. Nie zmienia się natomiast nic w kwestii emerytur (obietnice wyborcze o tzw. 13 i 14 emeryturze mają zostać zrealizowane) i płac budżetówki (rząd odmawia podwyżek).

Podsumowując: pracownicy dalej muszą ponosić koszty kryzysu, podczas gdy obietnice wobec emerytów zostaną spełnione. Kryzysowy budżet robi pod tym względem wrażenie mało solidarnego.

Przeczytaj także:

Pracodawcy i pracownicy

Jak związki zawodowe odnoszą się do tej propozycji? Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych pisze:

„Rządowa propozycja oznacza wzrost płacy minimalnej o 141 zł netto do poziomu 2062 zł netto. To niewiele, jeśli uwzględnimy wysoką inflację oraz rosnące koszty utrzymania. Propozycja OPZZ odpowiada w większym stopniu nie tylko na społeczne oczekiwania, ale również na zagrożenia płynące z gospodarki.

Zamiar oparcia wzrostu gospodarczego o konsumpcję prywatną, co sygnalizuje rząd, musi być powiązany ze wzrostem najniższych płac, dlatego proponowana przez OPZZ podwyżka płacy minimalnej o 19,2 proc. do poziomu 3100 zł, zapewni pracownikom, że ich wynagrodzenie minimalne wzrośnie o 353 zł netto do poziomu 2273 zł”.

NSZZ "Solidarność" jest jak zwykle bardziej zachowawcza - zaproponowana przez rząd minimalna 2800 brutto jest zgodna z oczekiwaniami centrali.

"Mamy świadomość skomplikowanej i trudnej sytuacji na rynku pracy, która w pracach nad przyszłorocznym budżetem wymaga od wszystkich partnerów społecznych odpowiedzialności i rozwagi. Biorąc jednak pod uwagę zapowiedzi rządu o aktywnym stymulowaniu gospodarki w walce z kryzysem, nie można pomijać istotnej roli płacy minimalnej w tym procesie. Dlatego moim zdaniem jej wzrost nie powinien być niższy niż 200 zł, co oznacza, że przyszłoroczna płaca minimalna powinna wynosić co najmniej 2800 zł"

- napisał Piotr Duda, szef "Solidarności" i wiceprzewodniczący Rady Dialogu Społecznego.

Pracodawcy stoją na stanowisku, że podwyżka płacy minimalnej powinna zostać w przyszłym roku zamrożona. A jeśli to niemożliwe, to chociaż pozostać na ustawowym limicie 2716 złotych.

"Niepewność związana z rozwojem pandemii oraz jej konsekwencjami dla gospodarki globalnie, będą korygowały te prognozy dalej w dół. Najlepszym rozwiązaniem byłoby więc utrzymanie płacy minimalnej na poziomie z 2020, gdyż recesja dotyka solidarnie pracowników i pracodawców" - piszą członkowie konfederacji Lewiatan w oświadczeniu.

Posiedzenie RDS 11 sierpnia

Rada Dialogu Społecznego spotkała się we wtorek 11 sierpnia. OPZZ zgodnie z wcześniejszą deklaracją domaga się 10 proc. podwyżki dla pracowników budżetówki. Rząd dalej stoi na stanowisku, że żadnych podwyżek nie będzie. Jednak związki i pracodawcy zgodnie popierają pomysł OPZZ - za są zarówno "Solidarność", Forum Związków Zawodowych, a także organizacje pracodawców - Lewiatan i Pracodawcy RP.

W kwestii płacy minimalnej strony pozostały na swoich stanowiskach. Kolejne spotkanie w RDS w czwartek. Będziemy śledzić rozmowy.

Średnia płaca - w 2021 dogonimy plany na 2020

Co jeszcze znajduje się w założeniach makroekonomicznych rządu na 2020 i 2021 rok?

Rząd zakłada wzrost PKB o 4 proc. w 2021 roku i inflację na poziomie 1,8 proc.

Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w 2020 ma wynieść – 5090 zł. To wzrost w stosunku do 2019 roku, ale znacznie mniejszy niż w ostatnich latach. W 2019 roku średnie wynagrodzenie wynosiło 4918 złotych. W 2021 roku średnia płaca ma wzrosnąć – 5259. Przed pandemią w 2020 roku ministerstwo prognozowało 5227 zł. To znaczy, że według tych założeń pod koniec 2021 roku osiągniemy to, co mieliśmy zarabiać już w tym roku. Jeśli oczywiście koronawirus nie wpłynie na gospodarkę jeszcze silniej, niż się dotychczas zakładało.

Bezrobocie 8 proc. na koniec roku

Bezrobocie rejestrowane w 2020 ma wynieść 8 proc., w 2021 – 7,5 proc. To najpewniej oznacza, że rząd zakłada znaczną liczbę rejestracji w najbliższych miesiącach. Liczby nie wzrosły znacznie w trakcie miesięcy z najcięższymi obostrzeniami. W marcu bezrobocie rejestrowane wynosiło 5,4 proc. W czerwcu – 6,1 proc. Wzrost do końca roku o kolejne dwa punkty procentowe oznaczałby, że w drugim półroczu 2020 roku przybędzie ok. 300 tys. nowych bezrobotnych. Łącznie, wobec końcówki 2019 roku, mielibyśmy pod koniec tego roku ok. pół miliona zarejestrowanych bezrobotnych więcej.

W czerwcu prof. Ryszard Szarfenberg komentował dla OKO.press:

„Mając dane z kolejnych miesięcy, widzimy, że stopa bezrobocia rejestrowanego rośnie wolno. Zgadzam się z tymi, którzy mówili, że wzrost rejestracji będzie w pierwszych miesiącach koronakryzysu powolny – są okresy wypowiedzenia, ale też wiele osób zapewne nie wierzy w pomoc urzędu pracy i samemu szuka pracy”.

Dodatkowo, od września zauważalnie podniesie się wysokość zasiłku dla bezrobotnych. Od 1 września przez pierwsze 90 dni bezrobotny będzie pobierał 1200 złotych brutto. Później – 942,30 zł. Dotychczas podstawowa kwota zasiłku wynosiła 861 zł. Więc chociaż 1200 zł to wciąż nie jest dużo, mamy jednak do czynienia ze znaczną podwyżką. Dlatego osoby bezrobotne mogą się rejestrować chętniej.

Rząd zakłada natomiast, że bezrobocie będzie spadać powoli. Przez cały rok 2021 ma spaść zaledwie o 0,5 pkt proc.

Ekspert - 8 proc. bezrobocia to niewiele

Czy w te liczby można wierzyć? Zapytaliśmy o to eksperta rynku pracy, Łukasza Komudę:

„Bardzo trudno orzec, bo:

  • nie mieliśmy podobnego kryzysu do tej pory,
  • trudno ocenić wpływ wszystkich instrumentów Tarczy Antykryzysowej,
  • nie wiemy, jaka będzie siła drugiej fali pandemii i jakie będą reakcje zarówno gospodarcze, jak i polityczne,
  • nie wiemy, jak będzie wyglądała wysokość i dostępność świadczeń dla bezrobotnych i czy będą wypłacane przez urzędy pracy, czy - jak Dodatek Solidarnościowy - przez ZUS”.

Gdyby jednak rządowe prognozy się sprawdziły, Komuda uważa, że byłby to sukces Polski.

„Uważam, że z dużym prawdopodobieństwem powinniśmy spodziewać się stopy bezrobocia rejestrowanego przebijającej 10 proc. Jeśli uda się uniknąć dwucyfrowego wyniku, to będzie dowód na niezwykłą odporność naszej gospodarki na szoki. Stopa na poziomie 7,5 proc. na koniec 2021 oznacza, że do tego czasu przybędzie nam zaledwie ćwierć miliona zarejestrowanych bezrobotnych.

Przypomnę, że po poprzednim kryzysie, gdy gospodarka zaczęła rosnąć w tempie ponad 2 proc. rok do roku (wzrost realny PKB), czyli w IV kwartale 2013 roku, mieliśmy 2,2 mln bezrobotnych w urzędach pracy (bezrobocie ponad 13 proc.), choć przecież kryzys przeszedł ze sfery finansowej i rozlał się paniką po innych sektorach - nie było zamykania całych branż, wstrzymania ruchu międzynarodowego, zapaści w całych branżach wywołanych ograniczeniami administracyjnymi”.

Z rządowych prognoz dowiadujemy się jeszcze, że w 2020 roku spadek zatrudnienia w gospodarce narodowej ma wynieść 2,4 proc. a w 2021 – 0,7 proc.

Na razie nowe obostrzenia bez znaczenia. Ale uważajmy

„Uwzględniając skalę tąpnięcia gospodarczego oraz sytuację na rynku pracy w innych krajach, wzrost bezrobocia w Polsce będzie relatywnie niewielki, co może mieć związek z działaniami antykryzysowymi podjętymi przez rząd (Tarcza Antykryzysowa, Tarcza Finansowa)” - piszą autorzy założeń.

Rząd ma racje, że możemy przez kryzys przejść bardzo dobrze na tle całej Europy. Komisja Europejska prognozuje spadek polskiego PKB w 2020 roku o 4,6 proc., najmniej w całej Unii (choć jeśli porównamy różnicę między wzrostem w 2019 roku a spadkiem w 2020, to Polska jest już na siódmym miejscu).

Ale ostateczne wyniki gospodarcze Polski będą zależeć od tego, jak poradzimy sobie z epidemią. Walka z nią nie zakończyła się w maju, gdy zniesiono większość obostrzeń z marca i kwietnia. Kolejne fale na całym świecie i rekordowe liczby zarejestrowanych zachorowań w Polsce doskonale pokazują, że przed nami jeszcze długa droga, zanim będziemy bezpieczni.

6 sierpnia rząd nałożył dodatkowe ograniczenia na mieszkańców 19 powiatów. Według obliczeń analityków banku Pekao, w tych powiatach mieszka ok. 5 proc. populacji Polski, ale odpowiadają one za ok. 3 proc. polskiego PKB. Dlatego, według specjalistów z Pekao, na razie wpływ tych obostrzeń na prognozy makroekonomiczne jest zaniedbywalny. Ale wzrost liczby zakażeń z ostatnich tygodni jest niepokojący a owoce wakacyjnej beztroski i dużych zgromadzeń będziemy liczyć w kolejnych tygodniach. Jeśli ten wzrost nie zwolni, być może niezależni i rządowi analitycy będą zmuszeni rewidować swoje prognozy. A budżet trzeba będzie nowelizować.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze