0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Piotr Skornicki / Agencja GazetaPiotr Skornicki / Ag...

7 marca 2021 wrocławscy dominikanie wydali oświadczenie w sprawie jednego ze swoich współbraci, o. Pawła M. Miał się przez 20 laty dopuszczać przemocy fizycznej i seksualnej wobec młodych kobiet z duszpasterstwa akademickiego. Prowincjałem dominikanów był w tamtym czasie zmarły niedawno Maciej Zięba.

"W latach 1996-2000 w ramach naszego duszpasterstwa akademickiego działał intensywny mechanizm przypominający funkcjonowanie religijnej sekty. Świadectwa pokrzywdzonych – osób wówczas dorosłych – przekonują nas dzisiaj, że ówczesny duszpasterz pod pozorem pobożności wyrządził wielką krzywdę wiernym, stosując przemoc fizyczną, psychiczną, duchową, a nawet seksualną".

Dominikanie napisali też: „Im więcej faktów poznajemy, tym jaśniejsze staje się także, że pomoc udzielona wówczas osobom poszkodowanym nie była adekwatna do rozmiaru krzywdy i nie wszystko zostało przez Zakon zrobione, aby przynieść im ulgę i przywrócić poczucie sprawiedliwości”.

Z jednej strony to rzadki przypadek, gdy jedna z organizacji Kościoła katolickiego ujawnia nieznane opinii publicznej fakty i bije się w piersi za krzywdy uczynione przez swojego zakonnika. Z drugiej, nadal trwałe są, również u dominikanów, postawy, że ujawnianie nadużyć, czy przestępstw, szkodzi Kościołowi.

OKO.press zwróciło się o komentarz do prof. Stanisława Obirka, wybitnego teologa, historyka, antropologa kultury, byłego jezuity, b. rektora Kolegium jezuitów w Krakowie, oraz Artura Nowaka, adwokata, współautora książki „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” o ofiarach księży pedofilów, autora „Kroniki opętanej” – historii egzorcyzmowanej nastolatki. W swojej praktyce adwokackiej wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych w sprawach, dotyczących pedofilii.

Oto ich refleksje o sytuacji w zakonie dominikanów i o roli nieżyjącego już przełożonego tego zakonu w Polsce, Macieja Zięby, nie tylko w sprawie sekty prowadzonej przez jednego z zakonników, ale także w wybielaniu Jana Pawła II.

Nowe standardy i stare przyzwyczajenia

Dowiadując się o zdarzeniach sprzed lat, które miały miejsce w duszpasterstwie dominikanów we Wrocławiu, zapewne wielu zadaje sobie pytanie: czy rzeczywiście ojcowie dominikanie wyznaczają nowe standardy w odsłanianiu ciemnych kart swojej historii.

Jesteśmy przekonani, że tak, bo jak na warunki polskie to zjawisko nowe, kiedy przełożeni duchownych, sprawców, publiczne biją się w piersi. Mało tego: Zapowiadają, że sprawą zajmie się niezależna komisja.

Szkoda jednak, że dzieje się to w atmosferze wzajemnego obwiniania się i leczenia kompleksów. Trudno, by w tej atmosferze, ten pomysł podchwyciły inne zgromadzenia zakonne czy – choć być może zbyt daleko szybuje nasza wyobraźnia – diecezje.

Póki co, po opublikowaniu wywiadu przeprowadzonego przez jednego z nas w "Gazecie Wyborczej" z obecnym prowincjałem dominikanów Pawłem Kozackim oraz duszpasterzem z Wrocławia Marcinem Mogielskim, między ojcami dochodzi do publicznej konfrontacji.

"Drogi Michale, twój wpis przejawem głupoty"

Ciężko się w niej połapać. Jeden z nich, ojciec Michał Pac, napisał na swoim FB: "Skończyła się nasza pycha dominikańska, nasze patrzenie z góry, pouczanie innych - biskupów, księży diecezjalnych. Okazało się, że u nas zadziałały takie same schematy myślenia, jak wszędzie. A przede wszystkim brak wczucia się w osoby skrzywdzone i brak zatroszczenia się o nie".

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Kilkanaście godzin później głos zabrał mistrz ciętych ripost ojciec Paweł Gużyński. „Michale drogi… twój wpis jest wstrętny… jest przejawem głupoty”.

Gużyński zarzucił Pacowi, że kiedy kilka lat temu apelował, by prowincjał powołał zewnętrzną komisję, która sprawdzi archiwa i zbada nadużycia w zakonie, Pac miał być przeciwny. Aktywność Paca przypisał „pomroczności jasnej” i zwracając się do niego bezpośrednio dodał: „Twoje schematy myślenia zdradzają potężne braki”.

Żeby była jasność, gest dominikanów stawania w prawdzie, wobec porażających nadużyć władzy kapłańskiej jakich dopuszczał się przez lata, a szczególnie od 1996 do 2000 roku we Wrocławiu, jeden z ich współbraci, budzi szacunek.

Przeczytaj także:

Niech padną nazwiska, kto zawinił

To zaś, że dominikanie pozostają w sporze na temat tego, kto w tej sprawie zawinił i jak wyjść z tej sytuacji absolutnie nas nie gorszy. To bardzo dobrze, że w odróżnieniu od biskupów, którzy po każdej tego typu aferze nabierają wody w usta, dominikanie się wadzą. To zdecydowanie lepsza postawa niż znane z poszczególnych kurii strategie chowania głowy w piasek, na przeczekanie.

Ważne jest jednak, by w tyglu tych wojenek nie zatarła się krzywda osób pokrzywdzonych, którym chodzi o rzetelne wyjaśnienie sprawy.

Jedna z nich w wywiadzie dla Onetu stawia sprawę jasno: „Niech padną nazwiska, jak to zrobili Amerykanie w sprawie kardynała McCarricka. Trzeba ustalić, jak to się stało, że Paweł po tym wszystkim spełniał funkcje kapłańskie, kto zawinił, na jakim etapie. Chcę mieć też pewność, że ten człowiek nie zrobi już nikomu żadnej krzywdy. Absolutnie nie ufam tłumaczeniu prowincjała Zięby, że oni byli w stanie go okiełznać, przebadać i doprowadzić do porządku. Przecież dalej aktywnie działał i to, co mówił na kazaniach, niewiele różniło się od tego, o czym mówił w 2000 roku”.

Jest to zrozumiałe. Sprawę trzeba wyjaśnić do spodu albo od spodu. Już teraz jednak mamy podstawę, znając hierarchiczne struktury zakonów katolickich, postawić tezę, że tej tragedii u zarania mógł zapobiec prowincjał, powstrzymując sprawcę przed dalszymi nadużyciami. Tym prowincjałem od 1998 do 2006 roku polskiej prowincji dominikanów był o. Maciej Zięba (1954-2020).

Rola Macieja Zięby. Zignorował i postraszył

Żeby była jasność, w tej dyskusji nie zamierzamy honorować zasady, że o zmarłych powinno się mówić tylko dobrze. Zwalnia nas z tego solidarność z ofiarami, które straciły najlepsze swoje lata na terapię, by dojść do siebie po tym, co spotkało je w duszpasterstwie akademickim we Wrocławiu.

Brzmią nam w uszach ich słowa o tym, jak zostały potraktowane przez Macieja Ziębę, gdy zwracały się o pomoc:

„O. Maciej Zięba zrobił bardzo dużo, żeby zatroszczyć się o swojego zakonnika. Jednak nie zrobił zupełnie nic, żeby zatroszczyć się o ofiary”.

„Przyjechałyśmy z Wrocławia do Warszawy, żeby z nim porozmawiać, a ojciec Zięba nas załatwił w trzy minuty w małym pomieszczeniu przy furcie. Kompletnie nie odczytał naszych intencji. Powiedział, że jeżeli planujemy jakąś akcję prasową bądź sądową, to on jest na to przygotowany. Z takim przekazem odbiliśmy się od progów prowincjała”.

„Absolutnie nie ufam tłumaczeniu prowincjała Zięby, że oni byli w stanie go okiełznać, przebadać i doprowadzić do porządku. Przecież dalej aktywnie działał i to, co mówił na kazaniach niewiele różniło się od tego, o czym mówił w 2000 roku”.

Zasługi oczywiste

Zaraz po śmierci o. Zięby ukazało się wiele tekstów wspomnieniowych przywołujących niewątpliwe zasługi tego duchownego dla polskiego katolicyzmu. Potrafimy je, rzecz jasna, docenić.

22 stycznia na łamach „Gazety Wyborczej” w poruszającym wspomnieniu zatytułowanym „Macieju, Polsce i Ukrainie będzie Cię brakować”, Arcybiskup Metropolita Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w USA i Prezydent Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie Borys Gudziak pisał: "Polska i Kościół w Polsce utracił jedną ze znaczących postaci swej pielgrzymki od strachu do godności”.

Gudziak w tym tekście dotknął struny osobistej: „Macieja, który należał do młodszego pokolenia szerokiego kręgu współpracowników świętego Papieża Jana Pawła II, zapamiętałem jako uśmiechniętego, niesamowicie pracowitego i niezwykle otwartego na innego człowieka".

Abp Gudziak w swoich odczuciach i ocenach nie jest odosobniony. Znamy wielu ludzi, którzy do dziś pozostają pod urokiem osobistym Zięby, zasłużonego działacza opozycji PRL z jednej strony, i niestrudzonego popularyzatora nauki społecznej Kościoła katolickiego z drugiej.

Nie mamy wątpliwości, że wkład ojca Zięby dla popularyzacji nauczania papieskiego, zwłaszcza nauki społecznej Kościoła, jest znaczący. Jego niewyczerpana energia nie tylko publicystyczno-pisarska, ale i organizacyjna, była wprost legendarna.

Nie da się też nie docenić jego karty opozycyjnej w okresie PRL czy zdolności nawiązywania międzynarodowych kontaktów. To sprawy powszechnie znane.

Mało kto jednak pamięta, że to właśnie Zięba organizował wizyty w Polsce Richarda Johna Neuhausa, który wielokrotnie prezentował swoje tezy znane z założonego przez siebie pisma „First Things".

Jest rzeczą oczywistą, że bez osobistej przyjaźni łączącej o. Ziębę z George'em Weiglem nigdy nie otrzymalibyśmy monumentalnej biografii „Świadek nadziei", opartej nie tylko na drobiazgowej analizie dokumentów, ale również na wywiadach z wieloma ludźmi bliskimi Janowi Pawłowi II.

Bezkrytyczny stosunek do Jana Pawła II

Akurat dla nas fakt przynależności Zięby do „kręgu współpracowników świętego Papieża Jana Pawła II” stanowił pewien problem, gdyż w praktyce oznaczał bezkrytyczne podejście zarówno do samego papieża, jak i jego, jak dzisiaj wiemy, kontrowersyjnych decyzji personalnych.

Awanse zbrodniarzy i ich ochrona zostały dobrze opisane: arcybiskupa Wiednia, kardynała Hermanna Groera, kardynała Theodore McCarricka czy też zwanego „demonem” założyciela Legionistów Marciala Maciela Degollado.

Oczywiście nie byliśmy jedynymi, którzy formułowali zastrzeżenia pod adresem polskiego papieża. W prasie zachodniej właściwie od samego początku, a zwłaszcza od skandalicznej decyzji pozbawienia prawa nauczania teologii katolickiej w grudniu 1979 roku jednego z najwybitniejszych teologów katolickich Hansa Künga, ten krytyczny ton był czymś rutynowym.

W Polsce przebijał się z trudem, również dzięki tak oddanym apologetom, takim jak Maciej Zięba. Doświadczył tego w lipcu 2020 roku prof. Arkadiusz Stempin, który pisał o mitologizacji Jana Pawła II („Polski Mojżesz", „Plus Minus", 18-19 lipca 2020).

Stempina bezpardonowo zaatakował właśnie o. Maciej Zięba („O wciskaniu kitu", „Plus Minus", 25-26 lipca 2020). Ten dwugłos mógł stać się kolejną odsłoną sporu o dziedzictwo Jana Pawła II. Niestety, naszym zdaniem, stał się on okazją straconą.

Stało się tak dlatego, że polemika Zięby skończyła się na efektownych popisach retorycznych; zabrakło w niej natomiast odniesienia do głównych i poważnych zarzutów sformułowanych przez Stempina.

To nie było wciskanie kitu

Naszym zdaniem potępienie w czambuł samego pomysłu krytycznego spojrzenia na dziedzictwo Jana Pawła II i stygmatyzowanie go obraźliwym określeniem „wciskanie kitu", nie przybliża nas do prawdy. Wprost przeciwnie, wręcz ją przesłania.

Tak więc typ argumentacji zaprezentowany w tym tekście przez o. Ziębę, zaszkodził rozumieniu znaczenia zjawiska, jakim niewątpliwie był fenomen Jana Pawła II.

Niestety, nie był to tekst odosobniony. W podobnej tonacji odpowiadał Zięba tym wszystkim (w tym również i nam), którzy odczytywali słynny raport poświęcony byłemu już kardynałowi Theodore’owi McCarrickowi jako dowód zaniedbań polskiego papieża.

Przy tym nie wahał się przed użyciem dosadnych oskarżeń przypisując oponentom zwykłe kłamstwo. Oczywiście jesteśmy w stanie zrozumieć żarliwość o. Zięby i jego osobiste przywiązanie do Jana Pawła II. Jednak w zgromadzonych dowodach „niewinności" swego bohatera nie stronił od argumentów, które doprawdy trudno uznać za rzeczową polemikę.

Dla każdego przecież lista osiągnięć polskiego papieża jest długa, ale czy pamiętając o niej, nie należy przypominać oczywistych zaniedbań? Jako dominikanin o. Zięba zapewne znał fragment z „Etyki nikomachejskiej" Arystotelesa, w którym filozof dystansuje się od swojego mistrza Platona, wskazując, iż bliższa jest mu prawda niż autorytet nauczyciela.

Powiada: „Zdaje się chyba jednak, że może lepiej jest i że trzeba dla ocalenia prawdy poświęcić nawet to, co jest nam bardzo bliskie, zwłaszcza jeśli się jest filozofem. Bo gdy jedno i drugie jest drogie, obowiązek nakazuje wyżej cenić prawdę (aniżeli przyjaciół)".

No właśnie: jak to jest w przypadku prawdy o Janie Pawle II?

Czy swoimi nominacjami biskupimi nie zniszczył dziedzictwa soborowego, czy zamykając usta najbardziej kreatywnym umysłom w Kościele, nie wprowadził atmosfery podejrzliwości i donosów przypominających krucjatę antymodernistyczną Piusa IX?

A jego dobrze znane zaniedbania dotyczące pedofilów w sutannach i cały system ich krycia – czy nie to właśnie rzuciło długi cień na ten pontyfikat?

Pytań jest więcej i przywołaliśmy tylko niektóre z nich, z bolesną świadomością, że żadne z nich nie interesowało zmarłego dominikanina. Niestety już nie będziemy w stanie go zapytać dlaczego tak się działo?

Tymczasem te pytania warto zadawać, i nie należy ich łatwo zbywać, bo cierpi na tym nie tylko sam papież, ale też prawda. A przecież tylko ona nas wyzwoli.

Prawda jest, być może, banalna

Być może jednak prawda jest banalna. W rzeczonym wywiadzie w "Wyborczej" ojciec Paweł Kozacki tak tłumaczył zachowanie ówczesnego prowincjała Macieja Zięby wobec Pawła M.: „Myślę, że Maciej podziwiał go za jego rozmach, za zdolność gromadzenia ludzi i zwyczajnie bardzo go lubił".

No właśnie. Uczeń naśladował swojego mistrza. Zięba podziwiał zakonnika za rozmach. Jan Paweł II też podziwiał Degolado za jego rozmach. O zmarłym zbrodniarzu, kardynale Groerze, który miał na sumieniu tysiące ofiar, napisał, że służył „z wielką miłością Chrystusowi i jego Kościołowi”. Zapewnił, że modli się, aby kardynał otrzymał „wieczną nagrodę, którą sam Pan obiecał swym wiernym sługom”.

Prof. Stanisław Obirek jest profesorem nauk humanistycznych, teologiem, antropologiem i historykiem. Wykłada na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1976 do 1993 był w zakonie jezuitów, był rektorem Kolegium Jezuitów w Krakowie. W 2005 za krytykę pontyfikatu papieża Jana Pawła II w wywiadzie dla „Le Soir” (wkrótce po jego śmierci) został ukarany przez prowincjała zakonu rocznym zakazem kontaktów z mediami i prowadzenia wykładów w Ignatianum. W konsekwencji tej decyzji opuścił zakon i stan duchowny.

Artur Nowak - adwokat, wcześniej orzekał w sądzie. Specjalizuje się w sprawach karnych, wielokrotnie w swojej praktyce reprezentował pokrzywdzonych i sprawców w postępowaniach dotyczących czynów pedofilskich w kościele. Autor reportażu (wspólnie z Małgorzatą Szewczyk-Nowak) "Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos", powieści "Kroniki opętanej" oraz zbioru wywiadów "Dzieci, które gorszą".

;
Na zdjęciu Artur Nowak
Artur Nowak

Adwokat, publicysta i pisarz. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” o ofiarach księży pedofilów, autor „Kroniki opętanej” – historii egzorcyzmowanej nastolatki oraz „Dzieci, które gorszą”, w której oddaje głos dzieciom i partnerkom kapłanów. W swojej praktyce adwokackiej wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych w sprawach, dotyczących pedofilii.

Na zdjęciu Stanisław Obirek
Stanisław Obirek

Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.

Komentarze