0:00
0:00

0:00

Waldemar Sadowski pozwał TVP w sierpniu 2017 roku. Powództwo złożył w warszawskim sądzie okręgowym. Chciał, by sąd zabronił telewizji publicznej manipulowania informacją. Oraz nakazał opublikowanie przeprosin za naruszenie dóbr osobistych Sadowskiego i pozostałych obywateli RP.

Bo telewizja publiczna nie spełnia wymogów określonych w ustawie o radiofonii i telewizji. Działa stronniczo - na rzecz PiS - i przeinacza fakty, czym wprowadza widzów w błąd. A to narusza ich godność i wolność, które określają artykuły 30 i 31 Konstytucji RP.

Do swojego wniosku Sadowski załączył szereg przykładów manipulowania informacją przez "Wiadomości". Powoływał się m.in. na artykuły OKO.press, w których demaskowaliśmy kampanię dezinformacji pod szyldem TVP.

29 stycznia 2019 SO w Warszawie oddalił wniosek Sadowskiego. W uzasadnieniu stwierdził, że skarżący nie udowodnił naruszenia jego dóbr osobistych, skoro w materiałach TVP nie można go zidentyfikować.

"Ochrona godności człowieka w art. 30 polskiej konstytucji nie stawia takich wymogów. Państwo ma obowiązek ochrony godności niezależnie od tego, czy mnie było widać, czy nie" - komentował Sadowski po ogłoszeniu wyroku. Zamierza się od niego odwołać.

Sadowskiego czekają w 2019 roku kolejne procesy, bo TVP szykuje odwet. W październiku 2018 roku oskarżyła go o naruszenie jej dóbr osobistych za wypowiedzi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".

Przeczytaj także:

Uzasadnienie sądu

Wyrok początkowo miał zostać ogłoszony 25 stycznia. Ale z uwagi na "dużą wagę sprawy" został odroczony o kilka dni. We wtorek 29 stycznia Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił w pełni wniosek Sadowskiego i postanowił obarczyć go kosztami postępowania.

W uzasadnieniu do wyroku sąd stwierdził, że Sadowski nie zdołał udowodnić, że doszło do naruszenia jego dóbr osobistych. Przede wszystkim dlatego, że nie wykazał, że kontestowane przez niego materiały TVP odnosiły się bezpośrednio do jego osoby.

Za przykład podano materiał "Wiadomości" na temat demonstracji, która odbyła się 12 grudnia 2017 roku i w której Sadowski brał udział. TVP pokazała uczestników zgromadzenia z komentarzem, że demonstrowali "jak sowieccy komuniści, pod czerwonymi sztandarami".

Sąd zaznaczył, że Sadowskiego nie można było zidentyfikować jako uczestnika manifestacji. Bo brało w niej udział wiele osób, a materiał nie zawierał jego wizerunku ani wypowiedzi.

W opinii sądu adresatem "Wiadomości" jest również szeroka grupa odbiorców. Sadowski nie powinien zatem wypowiadać się w imieniu swoim "i wszystkich obywateli RP", bo nie ma do tego legitymacji.

W postępowaniu odrzucono też część dowodów złożonych przez Sadowskiego oraz odmówiono przesłuchania wskazanych świadków pod pretekstem, że "nie wniosłoby to do sprawy nic nowego".

Sąd stwierdził też, że jeżeli Sadowski ma uwagi dotyczące funkcjonowania TVP, powinien złożyć skargę do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. To kuriozalne, bo już w 2016 roku KRRiT została w całości obsadzona ludźmi przychylnymi PiS.

"Państwo powinno chronić godność"

Waldemar Sadowski nie krył rozczarowania decyzją sądu.

"Dzisiaj sąd nawet nie zająknął się na temat konstytucji, praw człowieka, godności. A to było podstawą mojego pozwu" - mówi w rozmowie z OKO.press.

Zdaniem Sadowskiego sąd celowo orzekał na podstawie "starych" przepisów z kodeksu cywilnego z 1964 roku, w świetle których do naruszenia godności człowieka może dojść tylko wtedy, gdy wykaże się szkodę wobec konkretnej jednostki. Sadowski chciał, żeby sąd orzekał w oparciu o art. 30 konstytucji.

Art. 30 Zasada ochrony godności człowieka

Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.

"Ochrona godności człowieka to kluczowe zadanie państwa, które powinno w tej sprawie działać nawet prewencyjnie - w oparciu o przepisy konstytucji. A tutaj mamy do czynienia z systematycznym naruszaniem tej godności od trzech lat" - podkreśla Sadowski.

"W kodeksie z 1964 roku jest wymóg, że jak czyjeś dobra są naruszone, to inni muszą się o tym dowiedzieć - np. telewizja musi mnie pokazać. Ale jak obrażą wszystkich wyborców w Polsce, czy kilka tysięcy demonstrujących ludzi to nic się nie stało. Ochrona godności w art. 30 konstytucji nie stawia takich wymogów. Państwo ma obowiązek ochrony godności niezależnie od tego, czy mnie było widać, czy nie" - dodaje.

Sadowski stwierdził natomiast, że choć jest rozczarowany, decyzja sądu nie była dla niego zaskoczeniem. "System polskiego sądownictwa nie jest już niezależny" - powiedział.

Od wyroku zamierza się odwołać. Bierze też pod uwagę złożenie w tej sprawie pozwu zbiorowego lub protest wyborczy do Sądu Najwyższego za wprowadzanie wyborców w błąd.

TVP się mści

Tuż po pierwszej rozprawie z powództwa Sadowskiego, TVP postanowiła się zemścić. Złożyła pozew "o ochronę dóbr osobistych" w związku z wywiadem pt. "TVP łamie godność", którego Sadowski udzielił "Gazecie Wyborczej" w czerwcu 2018 roku.

Powodem wniesienia pozwu były wypowiedzi Sadowskiego o naruszaniu godności widzów TVP przez prowadzoną w telewizji publicznej kampanię propagandową.

Sadowski powiedział w wywiadzie m.in., że "istnieje związek pomiędzy godnością a manipulacjami TVP. Chodzi tu o sterowanie wolną wolą człowieka, która stanowi istotę godności. TVP nie szanując prawdy, nie szanuje godności obywateli RP".

W imieniu TVP pozew przeciwko Sadowskiemu złożył mec. Krzysztof Ciepliński. Telewizja chce stwierdzenia, że pozwany rozpowszechniał nieprawdziwe informacje, czym naruszył jej dobre imię i renomę.

W ramach zadośćuczynienia domaga się od przeprosin w papierowym i internetowym wydaniu "Wyborczej". Oraz przekazania darowizny w wysokości 100 tys. złotych na Caritas.

Sadowski jest jednak pewien wygranej.

"Tu chodzi o prawa człowieka i obywatela, a ostatnią instancją jest Trybunał w Strasburgu. W ogóle się więc nie obawiam. Cały ten wywiad to było uzasadnianie mojego pozwu, mówiłem więc w trybie warunkowym. Może wygrają w niższych instancjach, ale na pewno nie uda im się w wyższych albo w Strasburgu" - mówi w komentarzu dla OKO.press.

;
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze