0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

W przyszłym roku 103 tys. pracujących pielęgniarek osiągnie wiek emerytalny. To 44 proc. obecnie zatrudnionych. Dziś już blisko 31 proc. ma skończone 60 lat. Niewiele lepiej wygląda sytuacja kadr lekarskich - co czwarty lekarz jest w wieku emerytalnym.

Cała Unia Europejska boryka się z problemem braku kadry medycznej. Przewidując zwiększone zapotrzebowanie na lekarzy i pielęgniarki w związku ze starzeniem się społeczeństw część państw już dziś stara się przyciągać kadry z zagranicy - także Polaków.

Polska ze swojej strony oferuje młodym katorżniczą pracę za niewielkie pieniądze i zapełnianie nadgodzinami dziur kadrowych niewydolnego systemu. Polska ma jeden z najniższych odsetków PKB wydawanych na opiekę zdrowotną.

Jesienią pacjenci będą mieli jeszcze bardziej utrudniony dostęp do specjalistów i opieki medycznej, jeśli lekarze zaczną w proteście masowo rezygnować z nadgodzin.

To przedsmak tego, co się stanie, kiedy lekarze i pielęgniarki przejdą na zasłużone emerytury - zapaść. Trudno nazwać to, co czeka służbę zdrowia zawałem, to raczej efekt nieleczonej choroby przewlekłej.

Pielęgniarki odchodzą na emeryturę

Jak wynika z danych OECD opublikowanych w raporcie „Health at a Glance 2018”, sytuacja polskiej ochrony zdrowia już dziś jest beznadziejna. W Polsce na 1000 pacjentów przypada średnio 5,2 pielęgniarek. Średnia Unii europejskiej to 8,4. Gorzej od nas wypada tylko Łotwa, Bułgaria i Grecja.

Raport Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych przewiduje, że rok 2020 będzie krytyczny pod względem spadku zatrudnienia pielęgniarek i położnych. Szacuje się, że w Europie ich liczba spadnie o milion, a w Polsce o 60 tys. 44 proc. pielęgniarek będzie w wieku emerytalnym. Średnia wieku od kilku lat stale rośnie.

Źródło: NIPiP

Weteranek ochrony zdrowia nie ma kto zastąpić. Z danych NIPiP wynika, że pielęgniarki (przede wszystkim te z najmłodszej grupy wiekowej) nie tylko rezygnują z pracy w Polsce, ale też odchodzą z zawodu. Powodów jest wiele:

  • niskie zarobki (podwyżki tzw. "zembalowe" 4 x 400 zł nie uratowały sytuacji, nie objęły też wszystkich pracujących w zawodzie);
  • przeciążenie pracą ("konieczność pracy w więcej niż jednym miejscu ze względów finansowych, zbyt niskie obsady na oddziałach, nadmiar obowiązków związanych z prowadzeniem dokumentacji, nieprzestrzeganie przez pracodawców przepisów BHP - np. dźwiganie otyłego pacjenta w pojedynkę, brak odpowiedniego sprzętu umożliwiającego sprawną pielęgnację chorych” - czytamy w raporcie);
  • przydzielanie zadań niezwiązanych z wykonywaniem zawodu.

Lekarzy też mamy za mało

Jeszcze gorzej wyglądamy pod względem liczby lekarzy - w Unii Europejskiej zajmujemy ostatnie miejsce ze współczynnikiem 2,4 lekarza na 1000 mieszkańców. Co ciekawe, liczba konsultacji lekarskich na osobę w Polsce utrzymuje się na dość wysokim unijnym poziomie – średnio 7,5 konsultacji w ciągu dnia. To około 3100 konsultacji na lekarza rocznie, 1000 więcej niż średnia państw UE.

Efekt? Taśmowe podejście do pacjentów (na pytania o to, czy lekarz poświęcił wystarczającą ilość czasu na konsultację i czy włączył pacjenta w proces leczenia, polscy pacjenci odpowiadają najkrytyczniej) i najdłuższe kolejki w Europie na wybrane operacje.

Dane statystyczne Naczelnej Izby Lekarskiej pokazują, że co czwarty lekarz pracujący w zawodzie jest dziś w wieku emerytalnym. 11 proc. ma powyżej 71 lat.

Przeczytaj także:

Aktywni zawodowo lekarze na 1000 mieszkańców (2000 i 2016). Źródło: OECD.

Polskiej ochrony zdrowia nie ratuje także fakt, że rząd wydaje na nią bardzo mało - jesteśmy na szarym końcu państw UE pod względem PKB na zdrowie. W kontekście postępującego starzenia się społeczeństwa nie wróży to nic dobrego. Szczególnie że nie tylko nam potrzeba lekarzy i pielęgniarek.

Europa przyjmie każdą liczbę

Raport OECD z 2018 roku zwraca uwagę na wzrastające zapotrzebowanie na pielęgniarki w Europie w związku ze starzeniem się społeczeństwa i przechodzeniem na emeryturę pokolenia powojennego wyżu demograficznego. Kraje Unii Europejskiej od lat niepokoi też problem niedoboru lekarzy.

Wiele państw przewidując zbliżający się kryzys i zwiększone zapotrzebowanie podejmuje kroki, żeby zapewnić odpowiednią ilość nowych pracowników medycznych, którzy zastąpią tych odchodzących na emerytury.

Zgodnie z informacjami "Dziennika Gazety Prawnej", Wielka Brytania chce wydać 100 mln funtów, by przyciągnąć lekarzy z innych krajów (oferuje wysokie pensje, opłacenie biletów i czynszu za pierwsze miesiące, a nawet pomoc w znalezieniu szkoły dla dzieci). Według danych brytyjskiej Naczelnej Rady Lekarskiej w zeszłym roku cudzoziemcy stanowili 53 proc. nowych zarejestrowanych lekarzy. Część komentatorów uważa za niemoralne ściąganie lekarzy z krajów gdzie i tak brakuje lekarzy.

„Od dziesięcioleci kradniemy lekarzy zza granicy” - mówił podczas konferencji w Londynie profesor J. Meirion Thomas. „Pochodzą z krajów, w których zdobyli wykształcenie za publiczne pieniądze i gdzie są rozpaczliwie potrzebni".

Lekarze i pielęgniarki równie rozpaczliwie potrzebują normalnych warunków pracy, których Polska im nie zapewnia.

System działa dzięki emerytom i chronicznemu przepracowaniu

W Polsce nie tylko nie przemyślano problemu odchodzących na emeryturę pracowników medycznych i starzejącego się społeczeństwa, ale zmuszono przedstawicieli zawodów medycznych do ciężkiej walki o normalne warunki pracy. Głodowały pielęgniarki, rezydenci, fizjoterapeuci...

Ministerstwo zdrowia części z nich dało podwyżki, innym nie - gdzie może wymiguje się od odpowiedzialności i stosuje triki, żeby ograniczyć wydatki. Nawet wyższe pensje nie rozwiążą jednak problemu katorżniczej pracy, która wykańcza kadry medyczne i zmusza do wyjazdu z Polski albo przechodzenia do prywatnej opieki zdrowotnej (Polacy już dziś 1/4 wydatków na zdrowie pokrywają z własnej kieszeni).

„Dopóki w szpitalach nie będzie realnych płac, nic się nie zmieni" - tłumaczyła OKO.press ginekolożka z Warszawy komentując oszustwa ginekologów wobec kobiet chcących założyć wkładkę domaciczną na NFZ.

„Ale oczywiście realnych płac nie będzie, bo co by się stało, gdyby lekarze zamiast wyrabiać nadgodziny i dorabiać prywatnie, mieli normalne płace w szpitalu? System by się załamał z powodu braku lekarzy. Tak jest dzisiaj w każdej dziedzinie medycyny.

„Gdybym miała normalnie zapłacone w szpitalu, to ja bym nie kończyła o tej porze pracy (21:00), nie pracowałabym prywatnie, każdy chce mieć przecież normalne życie. Więc może te pensje są specjalnie trzymane na niskim poziomie, żeby pacjenci mieli jakikolwiek dostęp do lekarzy, choćby prywatnie?”.

Z danych NFZ udostępnionych przez "Dziennik Gazetę Prawną" wynika, że ponad połowa lekarzy pracuje w dwóch lub więcej miejscach pracy. Zdarzają się też tacy, którzy pracują w ponad 10 miejscach jednocześnie.

Weterani mają dość

„Pielęgniarki odliczają u nas czas do odejścia” - mówiła OKO.press Alicja Miszkiewicz, szefowa związku zawodowego pielęgniarek i położnych w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki. „Nowych nie ma. Szpital rozpisuje konkursy, a chętnych brak”.

Kiedy 10 proc. z nich wzięło zwolnienia lekarskie, dyrektor Maciej Banach zgłosił sprawę do prokuratury, chociaż absencja podobno nie przekraczała normy.

„Funkcjonowanie placówki opiera się na założeniu, że nikt nie zachodzi w ciążę, nie choruje, nie bierze urlopu. A przecież pielęgniarki same sobie tych zwolnień nie wypisały - przestały po prostu chodzić do pracy chore” - tłumaczyła Miszkiewicz.

„Dotychczas same podłączały się w pracy do kroplówek, przychodziły nawet z zapaleniem mięśnia sercowego, z katarami, zarażały się. Lekarz operował z grypą. To kryminogenne, że pracownik służby zdrowia jest dopuszczony chory do pracy! Ale musi przyjść, żeby się to wszystko jakoś kręciło”.

W Instytucie Matki Polki wystarczyło 120 nieobecnych pracowników, żeby zatrzymać pracę szpitala. W przyszłym roku, kiedy na emeryturę odejdzie 70 pielęgniarek, wystarczy już tylko 50.

Według raportu Manpower Life Science, w 72 proc. szpitali brakuje pielęgniarek wszystkich specjalizacji, w 68 proc., brakuje lekarzy. Według danych Naczelnej Izby Pielęgniarskiej co roku dyplom dostaje 5 tys. pielęgniarek. Żeby wypełnić miejsce odchodzących na emeryturę, powinno ich być drugie tyle.

Młodzi oszukani

Jak wygląda sytuacja młodych lekarzy i pielęgniarek, na których spada obowiązek utrzymania kruchego systemu ochrony zdrowia? Pracują ponad siły, łatając braki kadrowe, a kiedy się sprzeciwiają, padają ofiarą mobbingu ze strony pracodawców oraz starszych pracowników.

Ci, którzy nie wyjechali, ale podjęli się nierównej i heroicznej walki o poprawę publicznej ochrony zdrowia, zostali przez rząd oszukani. Zamiast obiecanego wzrostu proc. PKB wydatków na ochronę zdrowia, w wyniku triku MZ nie zwiększyło wydatków.

Pracownicy ochrony zdrowia jeszcze się nie poddali. Jesienią planują kolejną akcję protestacyjną. Nie odejdą od łózek, nie pójdą na zwolnienia - będą po prostu pracować tyle, ile wymaga tego Kodeks pracy. Tyle wystarczy, żeby zapadł się cały system, a to tylko przedsmak tego, co czeka nas za kilka lat.

„Jeżeli nie zreformujemy teraz ochrony zdrowia, to za 5 lat może już nie być czego reformować” - mówił OKO.press dr Bartosz Fiałek, przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

„Najnowsza ankieta przeprowadzona wśród studentów medycyny wskazuje, że 21 proc. z nich chce bezpośrednio po studiach wyjechać z kraju. Wśród lekarzy rezydentów takie zamiary ma tylko 6 proc. Dodajmy, że blisko jedna czwarta naszych lekarzy jest w wieku emerytalnym. Masakra” - mówi Bartek Fiałek.

Potwierdzamy, masakra.

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Przeczytaj także:

Komentarze