Minister Przemysław Czarnek twierdzi, że ludzie nie zrozumieli, o co chodzi z "cnotami niewieścimi". Czyżby? OKO.press zagląda do Biblii, pism Jana Pawła II oraz stron Opus Dei, by rozwikłać tę tajemnicę
"Ugruntowywanie dziewcząt do cnót niewieścich" jako podstawowe zadanie zreformowanej edukacji szkolnej zrobiło w lipcu zawrotną karierę. Słowa doradcy ministra Przemysława Czarnka, profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Pawła Skrzydlewskiego obśmiewane były przez dziesiątki osób publicznych, dziennikarek, polityków, aktywistek. W poniedziałek 19 lipca przed siedziba MEiN odbył się protest pod hasłem "Gruntujemy cnoty niewieście". Osoby demonstrujące w strojach uczniów trzymały tablice z napisami odwaga, wiedza, bunt, niezależność, ambicja na znak sprzeciwu wobec konserwatywnych i staroświeckich propozycji resortu.
Prawica od początku dyskusji broni stanowiska kontrowersyjnego profesora, zarzucając krytykom, że po prostu nie zrozumieli, co doradca ministra miał na myśli.
"[Cnota-przyp.] to są pewne sprawności społeczne, które mamy jako mężczyzna i kobieta. W języku filozoficznym to się nazywa cnota, jako przeciwieństwo wady. Wolę więc cnoty niż wady. A to, że niektórym paniom cnota kojarzy się wyłącznie z dziewictwem, to ich sprawa. To absolutne nieuctwo" - grzmiał w wywiadzie Przemysław Czarnek.
Prorządowy portal wpolityce.pl wezwał na pomoc także profesora KUL-u Piotra Jaroszyńskiego. Wykładowca w krótkim wywiadzie kilkukrotnie powtórzył to samo zdanie, a mianowicie, że hałas wokół cnót bierze się z "z nieporozumienia, czy – brutalniej mówiąc – niedokształcenia tych, którzy to krytykują albo ironizują".
I ubolewał przede wszystkim, że nie pytano, co Skrzydlewski "chciał przekazać, w jakim nurcie".
"Atakujący nie mogą wyjść z tych schematów politycznych, żeby w jakiś sposób się douczyć, żeby postrzegać prawicowość czy konserwatyzm jako postawy zakorzenione w konkretnej kulturze, a nie tylko w jakichś słówkach, które się rzuca. Ważne jest to, aby te środowiska spokorniały, skorzystały z wielu możliwości douczenia się w zakresie tych tematów, które są poruszane lub nawet stanowią przedmiot walki politycznej" - kończył swój wywód.
Również małopolska kurator Barbara Nowak w wywiadzie dla wpolityce.pl załamuje ręce nad "podstawowymi brakami w wykształceniu", "absolutną impotencją edukacyjną", "brakami w podstawowym klasycznym wykształceniu", "brakiem szacunku do nauki", "ignorancją edukacyjną", "kompromitacją" osób, które krytykują "cnoty niewieście".
I każe przeczytać wszystkim bardzo dokładnie wypowiedzi Skrzydlewskiego, bowiem "mówimy o kwestii, która dla osób wykształconych jest oczywista", a także należy do podstaw "kodu kulturowego". Cała trójka zarzuca również mediom manipulację.
Kilka tygodni temu Przemysław Czarnek ogłosił, że jednym z priorytetów edukacyjnych w najbliższym czasie będzie Wychowanie do Życia w Rodzinie. Minister skierował nawet do konsultacji społecznych projekt rozporządzenia, które ma wykreślić zapis mówiący o tym, że zajęcia mogą odbywać się na pierwszej lub ostatniej godzinie.
Nowym kierunkom oświatowym poświęcony był okładkowy artykuł "Czego nauczy szkoła" w "Naszym Dzienniku" z 8 lipca. W tekście Skrzydlewski wyjaśnia, w jaki sposób "klasyczne wychowanie" ma zapobiegać szerzeniu się zgubnych, "antyrodzinnych treści". Okazuje się, że jego zdaniem istnieje pewna sprzeczność między zdobywaniem wiedzy a wychowaniem w wartościach.
"Forma edukacji klasycznej w istocie sprowadza się do ucnotliwienia człowieka. Musimy za wszelką cenę podporządkować wszystkie treści, które są w edukacji, dobru człowieka. Co z tego, jeśli człowiek ma ogromną wiedzę w różnych dziedzinach życia, a jednocześnie jest zdeprawowany i zły. Jeśli nie powrócimy do wartości klasycznych w polskiej szkole, to okaże się, że będziemy mieć całą rzeszę ludzi inteligentnych, a jednocześnie takich, którzy będą dla siebie i dla innych zagrożeniem" - argumentuje Skrzydlewski.
I wskazuje, że szczególnie podatni na zostanie złymi ludźmi - słowa te mogą zaboleć wielu działaczy PiS - są dzieci osób rozwiedzionych:
"Tylko dzięki cnotom społecznym możemy uzyskać człowieka dojrzałego, czyli takiego, który umie spełniać dobro. Żeby jednak te cnoty mogły się rozwijać, to trzeba mieć zdrową rodzinę, opartą na monogamicznym nierozerwalnym związku mężczyzny i kobiety. I dopiero w takiej rodzinie młody człowiek ma możliwość uzyskać fundament do dorosłego życia".
"Ekspert podkreśla, że bardzo ważną kwestią jest też właściwe wychowanie kobiet, a mianowicie ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich" - wprowadza kolejny wątek autorka tekstu. I oddaje głos Skrzydlewskiemu:
"Dziś obserwujemy w kulturze bardzo niebezpieczne zjawisko moralne, także religijne, pewnego zepsucia duchowego kobiety, polegającego na rozbudzeniu w kobiecie pychy, która się przejawia próżnością, zainteresowaniem wyłącznie sobą, egotyzmem, zwalczaniem obiektywnego porządku na rzecz widzenia siebie.
Jeśli takie postawy się upowszechnia, to jednocześnie zabija się rodzinę, zamyka się na płodność. A przecież ludzie potrzebują domu pojętego nie tylko jako miejsce, lecz jako etos".
"Niewieście", czyli kobiece. Są cnoty niewieście i męskie. Kobieta ma swoje funkcje, sprawności, role w życiu społecznym. Mężczyzna ma też swoje role. One są w wielu przypadkach wymienne, ale są też takie, których nie zastąpimy. Mężczyzna w roli matki kiepsko będzie wyglądał, podobnie jak kobieta w roli ojca" - wyjaśniał dosyć oględnie w jednym z wywiadów Przemysław Czarnek.
W podobny sposób argumentował prof. Jaroszyński: "Wyrażenie »cnoty niewieście«, oznacza pewne sprawności, umiejętności, charakterystyczne właśnie dla kobiet. One nie straciły na swojej aktualności w kulturze zachodniej".
Stosując - zgodnie z wymogami klasycznej edukacji - metodę wnioskowania a contrario, możemy treść cnót niewieścich odszyfrować już z samej wypowiedzi Skrzydlewskiego. Jeśli zauważa on we współczesnych kobietach próżność, egotyzm i zainteresowanie sobą, to kobieta "niewieścio cnotliwa" powinna być skromna i troszcząca się o innych. Tych cech zaś potrzebuje, by móc zbudować trwałą rodzinę i zachować płodność.
W tradycji kościoła cnoty niewieście wymienione są w Poemacie o dzielnej kobiecie znajdującym się w Księdze Przysłów (31,10). Dzielna niewiasta, której wartość przewyższa perły jest:
A także doskonale przędzie i pamięta o schludnym stroju. Przędzenie zresztą symbolizowało w sztuce właśnie cnoty niewieście takie jak skromność i pracowitość, stąd liczne przedstawienia świętych kościoła z kądzielą.
"Św. Esmeria nawija przędzę na motowidło. Mistrz Ołtarza z Ortenberga, środkowa część ołtarza z Ortenberga, ok. 1430, zasoby Wikimedia Commons, własność publiczna" - źródło M. Pietrzak, Prządki, wyrobnice, święte czarownice
Analizując powołanie kobiety w myśli chrześcijańskiej, nie możemy nie odwołać się do Jana Pawła II, którego nauki Przemysław Czarnek ceni sobie w sposób szczególny i pragnie krzewić w polskich szkołach.
"Kobieta bowiem, właśnie poprzez poświęcanie się dla innych każdego dnia wyraża głębokie powołanie swego życia. Być może bardziej jeszcze niż mężczyzna widzi człowieka, ponieważ widzi go sercem. Widzi go niezależnie od różnych układów ideologicznych czy politycznych. Widzi go w jego wielkości i w jego ograniczeniach, i stara się wyjść mu naprzeciw, oraz przyjść mu z pomocą. W ten sposób urzeczywistnia się w dziejach ludzkości podstawowy zamysł Stwórcy i na różne sposoby nieustannie ukazuje piękno — nie tylko fizyczne, ale nade wszystko duchowe, jakim Bóg obdarzył od początku człowieka, a w szczególności kobietę - mówił JP2 w 1995 roku.
"Można zatem stwierdzić, że kobieta, spoglądając na Maryję, odkrywa w Niej sekret godnego przeżywania swej kobiecości i prawdziwego realizowania siebie. W świetle Maryi Kościół widzi w kobiecie odblaski piękna, które odzwierciedla najwznioślejsze uczucia, do jakich zdolne jest serce ludzkie: całkowitą ofiarę miłości, moc, która potrafi znieść największe cierpienia, bezgraniczną wierność, niestrudzoną aktywność, umiejętność łączenia wnikliwej intuicji ze słowem pociechy i zachęty" - pisał Jan Paweł II w encyklice Redemptoris Mater.
Kościół co do zasady nie wyklucza aktywności zawodowej kobiet. Po prostu nie uważa jej za ich kluczowe powołanie. Tym jest oczywiście życie rodzinne.
"Troska o dobro rodziny będzie zawsze dla kobiety największą chwałą. Mając pieczę nad swoim mężem i dziećmi, albo, mówiąc w sensie ogólniejszym, w codziennej pracy i trosce o to, aby wokół siebie stworzyć środowisko przytulne i kształtujące, kobieta wypełnia najważniejsze zadanie swej misji, osiągając w konsekwencji swoją doskonałość osobistą" - mówił w wywiadzie udzielonym w 1968 Josemaría Escrivá de Balaguer, święty Kościoła katolickiego i założyciel Opus Dei.
I dalej: "Kobieta jest powołana, aby dać rodzinie, społeczeństwu, i Kościołowi coś specyficznego, to co jest jej właściwe i co tylko ona może ofiarować: swoją delikatną dobroć, swoją nieograniczoną wspaniałomyślność, swoje upodobanie w tym co konkretne, swą bystrość w pomysłach, swą zdolność intuicji, swą głęboką i cichą pobożność, swoją wytrwałość...".
Nauki Escrivy o kobiecym powołaniu wprowadza życie także polski oddział Opus Dei, między innymi poprzez Stowarzyszenie Doskonalenia Umiejętności. Organizacja prowadzi tak zwane "ośrodki formacyjne". Jednym z nich jest działający w Warszawie przy ulicy Krzyckiego klub Fontanna dla uczennic szkół podstawowych i liceów, które w duchu katolickim "pragną rozwijać swoje pasje i zamiłowania, cenią przyjaźń i chcą ją pogłębiać". W 2014 roku, gdy Stowarzyszenie otrzymało z UE milion złotych na aktywizację kobiet (sprawę opisywała w Gazecie Wyborczej Bianka Mikołajewska), celem klubu było "formowanie u dziewcząt wszystkich cnót ludzkich".
Ale była to formacja bardzo konkretna:
"W szczególny sposób Klub stawia nacisk na rozwój cech i umiejętności właściwych kobiecie: dbałość o szczegóły umilające życie innym, utrzymywanie porządku wokół siebie, dostrzeganie potrzeb innych osób, bycie dobrą przyjaciółką".
Obecnie na ich stronie przeczytać można nieco bardziej zniuansowaną wersję wykształcania "cnót niewieścich":
"W Klubie chcemy nauczyć dziewczyny jak można spędzać dobrze wolny czas i tworzyć dobrą atmosferę. Jest to miejsce nawiązywania przyjaźni. Chcemy, żeby dziewczyny wzrastały jako osoby, które znają swoją wartość i są otwarte na innych i ich potrzeby".
Czarnek otwarcie deklaruje, że konieczne jest wprowadzanie katolickiej edukacji i ściąga do MEN religijnych radykałów (np. Artur Górecki, pełnomocnik ds. podstaw programowych i podręczników), próbuje młodzieży narzucić lekcje religii, stara się teraz ponieść rangę WDŻ. Zapowiada, że „powstanie 10 silnych ośrodków, w których nauczyciele będą mogli się kształcić i uzyskiwać uprawnienia nauczyciela WDŻ”.
W podstawie programowej WDŻ jest ukazane jako sposób na integrację całej szkoły wokół ideologicznego przekazu:
„Dla osiągnięcia celów dydaktyczno-wychowawczych wskazana jest współpraca dyrekcji szkoły, nauczyciela WDŻ, wychowawcy klasy, nauczycieli przedmiotów, których treści zbliżone są do treści realizowanych w ramach WDŻ, pedagoga szkolnego oraz osób pracujących w bibliotece szkolnej z rodzicami uczniów”.
Obowiązująca podstawa programowa WDŻ promuje oczywiście katolicki światopogląd, w którym uznaje się, że życie ludzkie zaczyna się od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci, potępia się masturbację, seks pozamałżeński, nieheteronormatywność i pornografię. Jednym z zadań szkoły wymienionych w podstawie programowej jest także "wzmacniane procesu identyfikacji z własną płcią" oraz docenianie komplementarności płciowej.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze