Na kilkuset kilometrach Odry coraz więcej martwych zwierząt - ryb, ptaków i bobrów. Minister klimatu mówi w końcu językiem nauki: wysokie zasolenie mogło aktywować substancje toksyczne znajdujące się rzece. Nadal nie wiemy jednak, co doprowadziło do katastrofy
Nadal nie wiemy najważniejszego — co zabija ryby w Odrze, kto i kiedy zrzucił do rzeki trujące substancje, z jak wielkim niebezpieczeństwem mamy do czynienia i w jaki sposób je zneutralizować.
Jak poinformowała w sobotę 13 sierpnia wieczorem ministra klimatu i środowiska Anna Moskwa, pierwsze wyniki badań toksykologicznych przeprowadzonych przez Państwowy Instytut Weterynarii wykluczają rtęć i metale ciężkie jako powód masowego umierania ryb.
Wciąż czekamy jednak na dane z polskich i niemieckich laboratoriów, które badają próbki wody. Wstępne analizy wskazują na nadmierne zasolenie (wzrost poziomu jonów soli) i wysokie PH.
W sobotę minister Jacek Ozdoba, powołując się na wspólne polsko-niemiecka analizy, wykluczał możliwość zatrucia wód rtęcią. Tyle że strona niemiecka wciąż prowadzi w tym kierunku badania.
„Dalsze dane z badań, zwłaszcza dotyczące metali ciężkich, rtęci (w dalszych próbkach) i innych pierwiastków, są jeszcze wyjaśniane w laboratorium i będą dostępne w przyszłym tygodniu” – pisali OKO.press przedstawiciele brandenburskiego resortu środowiska.
Jak poinformowały w niedzielę niemieckie służby, kolejne wyniki badań zostaną upublicznione w poniedziałek, 15 sierpnia.
Najważniejszym wydarzeniem niedzieli będzie wspólna konferencja prasowa polskiej ministry klimatu i środowiska Anny Moskwy i niemieckiej minister środowiska Steffi Lemke. Odbędzie się ona w Szczecinie, o godz. 18:30.
Eksperci wskazują, że przyczyny katastrofy ekologicznej są złożone. Nagły wzrost zasolenia Odry, który może być wynikiem zrzutu toksycznych substancji (różnych, nie jednej) lub zasolonych wód z kopalń węgla kamiennego, w połączeniu z niskim stanem wody i podwyższoną temperaturą to właśnie recepta na śmierć rzeki.
Badania amerykańskich naukowców z Uniwersytetu Maryland z 2018 roku wskazywały, że sól może uwalniać z dna rzecznego inne niebezpiecznie związki chemiczne, które dotychczas znajdowały się w osadach, ale były niemobilne.
Według badaczy w ten sposób tworzą się toksyczne „koktajle chemiczne", które są bardziej szkodliwe dla zasobów wody pitnej i dzikiej przyrody niż zanieczyszczenia będące powodem wzrostu zasolenia.
Amerykanie badali m.in. wpływ masowego używania soli do odśnieżania dróg w Baltimore, czy Waszyngtonie. W okresie najintensywniejszych opadów śniegu, poziom zasolenia strumieni odpowiadał zasoleniu wody w morzu. Co więcej, wraz ze wzrostem zasolenia automatycznie rosło stężenie metali w wodzie, m.in. kadmu, manganu i cynku.
To doprowadziło naukowców do wniosku, że sól wypłukuje metale z osadów dennych. Dlatego nowoczesny monitoring bezpieczeństwa wód rzecznych powinien uwzględniać także ich stopień zasolenia.
O podobnej hipotezie mówiła w niedzielę, 14 sierpnia, minister Anna Moskwa w wywiadzie dla PAP.
"Wysokie zasolenie Odry mogło aktywować inne substancje toksyczne znajdujące się w wodzie lub osadzie dennym. Wykonanie badań ryb pod kątem toksykologii pozwoli ustalić ewentualne szkodliwe substancje, które mogły przyczynić się do ich obumarcia" – przekazała szefowa resortu klimatu.
Minister tłumaczyła też, jak wygląda (lub przynajmniej jak powinien wyglądać) sposób kontrolowania poziomu zasolenia wód.
"W sytuacji, kiedy dochodzi do przekroczenia poziomu zasolenia, inspekcja Ochrony Środowiska kontroluje podmioty, które posiadają pozwolenie wodno-prawne do dokonywania takich zrzutów. Większa ilość wody doprowadza do rozcieńczenia zawartych w wodzie zanieczyszczeń. W ostatnim czasie ze względu na opady deszczu w Czechach doszło do zwiększenia poziomu wód w Odrze. Jednak było to zjawisko chwilowe. Ze względu na to, że nie wiemy, jaka jest to substancja toksyczna i o ile w ogóle występuje, nie jesteśmy w stanie ustalić sposobu jej neutralizacji" — tłumaczyła minister.
W ten sposób Anna Moskwa pośrednio odpowiedziała też na zarzuty o celowe ukrywanie katastrofy. W sobotę, 13 sierpnia, niemiecki tabloid Bild donosił, że po polskiej stronie "musiały zostać otwarte zapory, by spłukać chemikalia", bo poziom wód w rzece w czasie suszy chwilowo podniósł się o 30 cm.
Temat podchwycił senator KO Bogdan Zdrojewski, który na Twitterze pytał, czy na przełomie lipca i sierpnia dokonano zrzutu wód ze zbiornika retencyjnego w Raciborzu.
Teorie, często o charakterze spiskowym, mnożą się w sieci, a w rozjaśnianiu sytuacji nie pomaga ani opieszałość służb, ani zachowanie niektórych przedstawicieli polskich instytucji.
Polski rząd stara się jednak nadrobić stracony czas. Milion złotych nagrody za wskazanie winnego katastrofy, specjalny numer kontaktowy, pod którym anonimowo można zgłaszać doniesienia (600 940 690), ponad 200 żołnierzy oddelegowanych do oczyszczania rzeki, a także budowa kolejnej zapory na Odrze, w woj. zachodniopomorskim — to najnowsze działania ogłoszone przez przedstawicieli władz.
Sprawę badają też policja i prokuratura. Lokalne działania nadzoruje za to samorządowy sztab kryzysowy, złożony z władz nadodrzańskich regionów, w tym opozycyjnych wobec rządu marszałków i starostów (w sobotę w obradach wziął też udział lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk).
Wciąż jednak w zawieszeniu pozostaje pytanie, dlaczego służby zareagowały tak późno? Szczególnie, gdy upubliczniane są ogłoszenia policji o poszukiwaniu świadków, dwóch wędkarzy, którzy już 27 lipca zgłaszali kierownikowi stopnia wodnego w Oławie (woj. dolnośląskie) informacje o dużej ilości martwych rybach w rzece.
Za to władze Oławy deklarują, że odpowiednie służby, w tym policja i prokuratura, zostały poinformowane o problemie już 1 sierpnia.
W OKO.press o niepokojących przypadkach masowej śmierci ryb pisaliśmy czwartego sierpnia. W kwietniu aktywiści ekologiczni z Opolszczyzny znaleźli martwe ryby w Kłodnicy – podopolskim dopływie Odry. W lipcu o takim samym widoku mówili mieszkańcy Kędzierzyna-Koźla.
W sobotę, 13 sierpnia, posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk mówiła, że działanie władz od końca lipca do pierwszych dni sierpnia wymagają kontroli.
"Zwracamy się do NIK o przeprowadzenie kontroli doraźnej, dotyczącej Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego w kwestii katastrofy ekologicznej na Odrze, przeprowadzenia podobnej kontroli odnośnie działań Ministerstwa Środowiska i Klimatu oraz w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa, które do piątku, 12 sierpnia, nie podjęło żadnych działań" — mówiła Dziemianowicz-Bąk podczas konferencji prasowej we Wrocławiu.
"Alert wysyłany po kilkunastu dniach, to nie alert, to pamiętnik. Ponadto już 3 sierpnia GIOŚ informował o sytuacji w Odrze wojewodę dolnośląskiego. Bez efektów. To zaniechanie zagraża nie tylko zwierzętom, ale ludziom, dlatego zwracamy się o odwołanie wojewody dolnośląskiego z jego funkcji" — dodała posłanka.
Podczas konferencji Lewicy głos zabrał też biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, dr Robert Maślak. "Mamy mało informacji pewnych, a te które są, nie dobiegają z agend rządowych, ale od społeczeństwa obywatelskiego, które wzięło sprawy w swoje ręce i od kilku dni zbiera martwe ryby na brzegu Odry. Próbowałem policzyć ile jest tych ryb. Zebrano ok. 20 tys. osobników, a to znaczy, że martwych ryb mamy miliony. Widzimy tylko wierzchołek góry lodowej" — mówił.
Dodał, że brak informacji o substancji, która zabija zwierzęta uniemożliwia neutralizację problemu. "Dochodzą do mnie sygnały o martwych bocianach, mewach, znamy zdjęcia martwych bobrów. Kluczowym elementem w takich sprawach jest czas. Spuszczenie wody ze zbiorników retencyjnych mogło rozrzedzić truciznę" — tłumaczył Maślak.
Eksperci wskazują, że problemu by nie było, gdyby w Polsce działał monitoring stanu rzek. Dziś problemem jest mała ilość punktów badawczych i częstotliwość pomiarów. Na kilka tysięcy takich punktów w całej Polsce, niewiele pokazuje odczyty w sposób ciągły. Większość zbiera informacje raz na rok lub nawet kilka lat.
Co więcej, ustawodawca nie nadąża z regulacją listy substancji, które powinny być badane. W takim systemie, truciciele są niemal bezkarni, bo przedsiębiorstwa, które mają prawo do zrzutu ścieków, w zasadzie same kontrolują ich jakość.
Premier reaguje na razie dymisjami. W piątek stanowiska stracili szef Wód Polskich Przemysław Daca i główny inspektor ochrony środowiska Michał Mistrzak.
Jak się dowiedzieliśmy, na gorących krzesłach siedzą również wiceszef resortu klimatu Jacek Ozdoba oraz wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski. Ten drugi po czwartkowej konferencji prasowej obiecał mieszkańcom, że Odra jest bezpieczna i zamierza nawet do niej wejść, po czym jednak wycofał się ze swoich planów. Wcześniej próbował łączyć katastrofę z "rozzuchwalonymi samorządowcami", oczyszczalnią ścieków w Warszawie oraz zanieczyszczeniem Wisły w Gdańsku.
Najbardziej szokują jednak wypowiedzi byłej posłanki PiS, dziś sędzi Trybunału Konstytucyjnego Krystyny Pawłowicz, która nie wyklucza, że za katastrofą stoją interesy obcych państw, głównie Niemców. "Myślę, że ustalać należy, w czyim interesie było to zatrucie Odry…" — napisała na Twitterze.
Czy brana jest pod uwagę też możliwość,iż zatrucia Odry dokonano z brzegu po stronie Niemiec? Czy oni też szukają u siebie sprawcy,czy PL z góry zgodziła się tylko na jedną wersję o „winie” po polskiej stronie..?
Dla porządku, spieszymy wyjaśnić, że w teorii Pawłowicz toksyny musiałyby płynąć pod prąd, bo Odra staje się rzeką graniczną dopiero na wysokości Kostrzyna.
W sobotę 13 sierpnia, władze województwa łódzkiego poinformowały o zwołaniu sztabu kryzysowego, a w niedzielę 14 sierpnia Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wydało ostrzeżenia dla części mieszkańców. Dwa dni wcześniej, 11 sierpnia, rolnicy z powiatu łęczyckiego informowali Wody Polskie, że także
w Nerze, 13-kilometrowym prawym dopływie Warty, mogło dojść do jakiegoś skażenia.
"Wczoraj w godzinach nocnych trwały czynności na terenie całego koryta rzeki Ner. Zostały zabezpieczone próbki zarówno wody, jak i ryby i oddane do badań. Z ustaleń strażaków wynika, że w okolicy trzech miejscowości: Zbylczyce, Zimne i Parski znaleziono około 200 martwych ryb. Stwierdzono również ślady po oleistej substancji" — przekazały w sobotę służby wojewody.
Szybko okazało się, że skala problemu jest większa. W pierwszej dobie działania służb, strażacy wyłowili z rzeki 200 kg martwych ryb.
"Trwają badania. Monitorujemy i analizujemy sytuację. Podkreślamy raz jeszcze, że nie ma powodów do paniki, a sytuacja jest pod stałą kontrolą służb. Dalsze kroki uzależnione są od wyników badań pobranych próbek" — zapewniała rzeczniczka wojewody łódzkiego Dagmara Zalewska.
Wyniki badania jakości wody i ryb w Nerze mają być znane najwcześniej we wtorek, 16 sierpnia. Niewykluczone, że na rzece staną zapory, by ewentualna substancja, przez którą giną ryby, nie przedostała się dalej i nie wpłynęła do Warty.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze