"To była strata czasu" - podsumował negocjacje z rządem Sławomir Wittkowicz z FZZ. Związki złożyły nową propozycję - rozłożenia podwyżki 30 proc. na trzy raty. Związek pracodawców oferował wykorzystanie środków z Funduszu Pracy. "Szydło powiedziała, że nie wyjdą ponad to, co proponowali "Solidarności". Jesteśmy zakładnikami polityki jednego związku"
Po negocjacjach "ostatniej szansy przed egzaminami" raczej nikt wiele sobie nie obiecywał. Choć rząd wyszedł z inicjatywą i zaprosił związkowców na godz. 15.00 do CPS Dialog, to z wypowiedzi Beaty Szydło i Michała Dworczyka wynikało, że nowych propozycji raczej nie będzie. Zignorowano również apel związkowców o włączenie do rozmów mediatora, Adama Bodnara.
Po półtorej godziny informacja była prosta: porozumienia nie ma.
“Spotkaliśmy się w imię odpowiedzialności za młodzież. Z nadzieją, że uda się wypracować konsensus" - mówiła Beata Szydło po wyjściu z sali. "Zaproponowaliśmy to porozumienie, które podpisała już 'Solidarność'. Ono jest cały czas aktualne".
Przypomnijmy - rząd od niedzieli powtarza, że podpisanie tego porozumienia jest warunkiem podjęcia dalszych rozmów ze związkami na temat przyszłości nauczycieli i tak zwanego "nowego paktu oświatowego". Novum podczas dzisiejszych negocjacji było "skrócenie okresu do maksymalnych wynagrodzeń" jak wyjaśniła Szydło. O co chodzi?
Rząd zaproponował, że progi dochodowe, które przewidywano pierwotnie na rok 2023 zostałyby przyspieszone "na rok 2022, a nawet 2021". Beata Szydło wyliczała: "Mówimy o zmianie pensum, które skutkowałoby średnim wynagrodzeniem między 7700, a 8100 zł".
Nie dodając oczywiście, że podwyższenie pensum i cały pakt rządu zakłada zwolnienia nauczycieli, które w takim wariancie byłyby dodatkowo skondensowane w dwa, a nie cztery lata. I jak zwykle zastosowała trick z podawaniem średniego wynagrodzenia nauczyciela (czyli dużo wyższej niż zasadnicza, wyliczanej wg związków z przesadą), w dodatku nauczyciela dyplomowanego, który ma najwyższy stopień awansu zawodowego.
Wisienką na torcie jest jednak fakt, że "ustępstwo rządu" odnosi się nie do porozumienia, które proponują związkom, ale do szczegółów "nowego paktu", które - uwaga! - w porozumieniu z "Solidarnością" się nie znalazły. Więc cały przekaz jest obok właściwej treści negocjacji.
Beata Szydło skończyła tradycyjnym zapewnieniem, że rząd jest otwarty na rozmowę i dziękowała nauczycielom, którzy nie przystąpili do strajku.
"A teraz mówimy, jak było naprawdę, tak?" - słychać było głos związkowca, gdy Beata Szydło skończyła przemawiać.
"Zarówno związki zawodowe jak i pracodawcy przedstawili nowe propozycje. Ale strona rządowa nie ma woli i potrzebuje więcej czasu na przemyślenie" - zaczęła Dorota Gardias, przewodnicząca Rady Dialogu.
Sławomir Wittkowicz: "Dzisiejsze spotkanie, stwierdzam z ubolewaniem, było stratą czasu. Nie było żadnej nowej propozycji, rząd podtrzymał niedzielne porozumienie z “Solidarnością”. Ono zostało przez związki odrzucone w niedzielę, a w poniedziałek i wtorek przez pracowników. O złej woli strony rządowej świadczą dwa fakty: zerowa reakcja na wszystkie propozycje składane przez ZNP i FZZ. I zerowa reakcja na propozycje składane przez pracodawców".
Co dokładnie proponowali związkowcy?
Rozłożenie podwyżki 30 proc. na trzy raty. Ostatnia propozycja FZZ i ZNP przewidywała raty dwa razy po 15 proc.
"Chcieliśmy nawet rozmawiać o większej liczbie liczbie rat. Rząd odrzucił te propozycje bez wysłuchania.
Przekaz był jeden: albo podpisujecie to porozumienie, co "Solidarność" albo kończymy rozmowy. No to korzystamy z tej drugiej propozycji" - komentował Wittkowicz.
Co więcej, związkowcy wyliczyli, że do spełnienia ich postulatów brakuje w tym budżecie ok. 2-3 miliardów złotych, czyli stosunkowo niewiele np. w porównaniu z "piątką Kaczyńskiego", której roczny koszt szacowany jest przez rząd na 42 mld (a przez ekonomistów - nawet na 45 mld). Z propozycją wyszli pracodawcy, oferujący pokrycie części tej kwoty z Funduszu Pracy.
Przypomnijmy - z tego samego Funduszu Pracy, z którego między innymi finansowana będzie tegoroczna "trzynasta emerytura" (ok. 800 milionów; cały koszt tej obietnicy to 11 mld). Przedstawiciele pracodawców już w zeszłym tygodniu wychodzili z taką propozycją. Mówili, że co do zasady przeciwni są takiemu wykorzystaniu środków tego funduszu, ale biorą pod uwagę fakt, że rząd i tak finansuje nimi przedsięwzięcia, które nie mają nic wspólnego z aktywizacją zawodową. Taki gest miałby być też jednorazowy i dotyczyć tylko tegorocznego budżetu.
"Odpowiedzią Szydło było to, że nie wyjdą ponad to, co proponowali "Solidarności"" - podsumował Sławomir Wittkowicz.
"My jesteśmy zakładnikami polityki jednej z central związkowych. Możemy się tylko domyślać, która grupa związkowa będzie przehandlowana jutro i za co".
Sławomir Broniarz: "Nie przyjmujemy do wiadomości, że tegorocznego budżetu nie można ruszyć. Bo budżet był już podpisany, a dwa tygodnie później znalazło się 20 miliardów na nowe programy".
W kuluarach związkowcy mówili, że zakładnikami "Solidarności" Piotra Dudy jest także rząd, który boi się utraty poparcia tego związku.
"Negocjacje polegają na tym, że jedna i druga strona coś proponują. Ale rząd nie zna zasad negocjacji" - mówiła Dorota Gardias.
Jak wyglądały negocjacje ze strony rządu podsumowywał Sławomir Broniarz:
"Dokładnie trzy miesiące temu, w poczuciu odpowiedzialności za uczniów i edukację, rozpoczęliśmy procedurę sporu zbiorowego.
Żeby zmienić to, co złe, co zepsute i żeby nauczyciel poczuł się dowartościowany w sensie emocjonalnym i materialnym.
Żeby nauczyciele przestali być najbardziej spauperyzowaną grupą zawodową" - zaczął szef ZNP.
"Datę strajku ogłosiliśmy 4 marca. Rząd przez kolejne trzy tygodnie nie odniósł się do naszych postulatów. Od 25 marca wie również, że negujemy ich propozycję, do której podpisania nas dzisiaj namawiali. Wiedzą, że tę propozycję znamy od lutego. I tej propozycji nie akceptuje 600 tysięcy nauczycieli w 15 tysiącach placówek. To nie jest przepychanka, tylko konstatacja faktu".
Przypomnijmy - od 5 marca do 25 marca we wszystkich szkołach, które weszły w spór zbiorowy (czyli 79 proc. placówek) nauczyciele brali udział w referendum strajkowym. Jego pytanie brzmiało:
„Czy wobec niespełnienia żądania dotyczącego podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli, wychowawców, pracowników pedagogicznych i innych o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia jesteś za przeprowadzeniem strajku począwszy od 8 kwietnia?”
To za tym postulatem opowiedzieli się strajkujący nauczyciele. A związki zawodowe w toku negocjacji idą na kolejne ustępstwa. Nawet dziś.
"Oczekiwaliśmy, że pojawi się jakaś propozycja, która choćby koresponduje z naszymi oczekiwaniami. Ten pakt, który proponował rząd został odrzucony przez wszystkie centrale związkowe. Musimy gasić pożar, a nie dyskutować o koncepcji" - komentował Sławomir Broniarz. "Ta propozycja była złożona tylko po to, by strona rządowa mogła się pochwalić - rząd chce, a nauczyciele nie chcą".
Szef ZNP zwrócił się również do protestujących:
"Wszystkim nauczycielom i pracownikom nie będącym nauczycielami gratuluję odwagi i chcę im podziękować. Bo podpisanie się pod listą strajkową wymaga odwagi".
Edukacja
Protesty
Władza
Sławomir Broniarz
Michał Dworczyk
Joanna Kopcińska
Beata Szydło
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Związek Nauczycielstwa Polskiego
pensje nauczycieli
strajk nauczycieli
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze