"Do końca szłam w marszu. Odkazili mnie znajomi, potem medycy i szłam. Dostałam jakiegoś kopa adrenaliny. Nie żałuję, że tam byłam i że próbowałam interweniować. To był już ósmy dzień protestów, nasza wściekłość rośnie. Nie możemy dać się zastraszyć" - mówi OKO.press Małgorzata z Warszawy, która padła ofiarą agresji podczas marszu 30 października
"Szliśmy w ogromnym tłumie, było pięknie. Nagle zaczęli nas wymijać rozpędzeni ludzie, kiedy odwróciłam głowę, to zobaczyłam jakichś »ninja«. Mężczyzn, którzy byli zamaskowani, świeciły się im oczy, mieli kije baseballowe, którymi walili na oślep" - tak atak na piątkowy (30 października 2020) marsz w obronie praw kobiet opisuje Paulina Gryniewicz, jedna z uczestniczek protestu.
"Zdążyłam złapać córkę za rękę i próbowałam biec. Odbiłyśmy się od szklanej barierki. Ludzie w panice przez nią przeskakiwali, moja koleżanka po skoku ma wielkie sińce [...]. Ja nigdy w życiu tak się nie bałam, ręce trzęsły mi się wiele godzin. Płacz, przerażenie tego nie da się opisać. Nie wiem gdzie wtedy była policja, ale ja jej nie widziałam. Ech, nie tak miało być" - ubolewa Paulina.
Ataki, do których doszło w piątek na pl. Zamkowym, rondzie De Gaulle'a i rondzie Dmowskiego zrelacjonował w OKO.press Jakub Woroncow. Najprawdopodobniej stoi za nimi gang piłkarskich chuliganów, kiboli Legii Warszawa. Ich celem miało być polowanie na mityczną "Antifę".
W praktyce ofiarami agresji padli protestujący i osoby, które nawet nie uczestniczyły w marszu.
W tym samym czasie grupy narodowców "broniły kościołów" ochraniane przez policję i żandarmerię wojskową. Policja interweniowała w obronie marszu na rondzie De Gaulle'a, ale zbyt późno. Na rondzie Dmowskiego - jak wynika z relacji uczestników - nie było jej wcale.
O tym, jak wyglądał atak opowiedziała OKO.press Małgorzata z Warszawy, która padła ofiarą agresji.
Maria Pankowska, OKO.press: Jak to się wszystko zaczęło?
Małgorzata: Jakiś czas wcześniej były te ataki koło palmy [rondo De Gaulle'a - red.]. Tam nie dostałam, czułam tylko unoszący się w powietrzu gaz. Dopiero przy rondzie Dmowskiego dopadli nas prowokatorzy.
Szłam wtedy ze znajomymi, nie miałam transparentu. Nagle wokół mnie zrobiło się pusto. Grupa mężczyzn zaczęła atakować ludzi. Na oko wyglądali na "naszych", jeden miał na czapce błyskawicę. To on rzucił w nas flagą z drzewcem, chyba zdobyczną. W ułamku sekundy doszło do bijatyki.
Zobaczyłam, że ktoś kopie leżącego. Próbowałam odciągnąć tę osobę, ale mi się nie udało. Wstałam i chciałam poszukać wzrokiem kogoś do pomocy, ale nie zdążyłam. Jeden z nich do mnie podbiegł i uderzył mnie pięścią w twarz. Padłam na ziemię, bo nie umiem się bić ani bronić. Chwilę później było już po wszystkim.
Ktoś przyszedł ci z pomocą?
Znajomi się mną zaopiekowali, odkazili. Mam rozwaloną wargę i kawałek policzka, straciłam okulary. Teraz powoli się goję. Było to bardzo dziwne przeżycie, po raz pierwszy w życiu dostałam od kogoś z pięści. Ta osoba wiedziała, że bije kobietę. Musiała zrobić to świadomie.
Agresorzy musieli być w tłumie, potem nagle wszyscy się rozpierzchli. Policja nie zareagowała, bo w ogóle jej tam nie było.
Mówiłaś, że doszło do bijatyki. Ludzie odpierali atak?
Wszystko rozegrało się bardzo szybko. Większość ludzi się usunęła, ale niektórzy się bronili, byli na to przygotowani. Tak jak przy rondzie De Gaulle'a.
Gdyby nie osoby, które obroniły nasz marsz zanim przyjechała policja, to tamci by zaatakowali dużo więcej protestujących. Jest nas dużo, ale większość się boi. To naturalne przy zetknięciu z taką agresją.
Policja na De Gaulle'a przyjechała za późno, na Dmowskiego nie dotarła w ogóle. Dziękowanie policjantom moim zdaniem jest nie na miejscu.
Widziałam gdzieś, że te bojówki miały wmieszać się w tłum, a potem na sygnał atakować. Upodabniali się do reszty protestujących. W pewnym momencie trudno było rozpoznać, kto się z kim bije. Kto broni marszu, a kto atakuje.
Atakowali też przypadkowe osoby. Na pl. Zamkowym uderzyli jakąś kobietę, która tylko się przyglądała, stała z córką. Jak oni mówią, że nie biją kobiet, to jest to straszne kłamstwo.
Po ataku wróciłaś do domu?
Do końca szłam w marszu. Odkazili mnie znajomi, potem medycy i szłam. Dostałam jakiegoś kopa adrenaliny. Nie żałuję, że tam byłam i że próbowałam interweniować. To był już ósmy dzień protestów, nasza wściekłość rośnie. Nie możemy dać się zastraszyć.
To też motywujące, żeby nauczyć się samoobrony. Bo nie wiadomo, co będzie dalej.
Nie zniechęciło cię to do protestowania?
Będę dalej protestować, dziś też planuję iść na blokady. Mam ten uraz wargi, ale nie dostałam żadnego wstrząsu, złamania. Jestem wśród znajomych, czuję się bezpiecznie w tej grupie.
Zrobili zrzutkę na nowe okulary dla mnie. Jak się ma wokół te bliskie osoby i czuje to wsparcie, to serce rośnie.
Myślę o tym, co będzie dalej. Nie wiem, mamy tak dziwne czasy... Widać, że PiS trochę panikuje, boi się nas. Mam nadzieję, że ta nasza wściekłość na ten rząd będzie trwała długo, że wytrzymamy, póki oni nie odpuszczą. Ale jest też pandemia i to wszystko się kumuluje.
Dużo ludzi ze świata nas wspiera, ludzie się nakręcili. To najdłuższe i największe protesty od dawna. Mam nadzieję, że kobiety będą walczyć dalej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze