0:000:00

0:00

"Ile godzin miesięcznie spędzam w pracy? Teoretycznie wolno nam pracować maksimum 48 h tygodniowo w szpitalu, ale większość podpisuje klauzulę opt-out – zrzeka się prawa do regulowanego czasu pracy. Plus 24-godzinne dyżury, pięć razy w miesiącu. Czyli w sumie około 240 godzin miesięcznie w samym szpitalu" – mówi Olga Pietrzak. Ma 30 lat , jest na czwartym roku specjalizacji z ginekologii i położnictwa. Pracuje w Łodzi.

Po sześciu latach studiów i rocznym staży lekarz-rezydent wykonuje te same czynności, co lekarz specjalista.

Tyle tylko, że zarabia od 3170 zł brutto – minus obowiązkowa składka na Izbę Lekarską, co daje około 2200 zł na rękę (14 zł za godzinę) do maksymalnie 3890 (17 zł/godz.).

Rezydenci to lekarze, którzy ukończyli studia i ponoszą już pełną odpowiedzialność prawną za swoje działania, ale ich pensje – na czas robienia specjalizacji, czyli rezydentury, która trwa aż 4-6 lat – wypłacają nie szpitale, ale ministerstwo zdrowia. Zarobki lekarza rezydenta ustala rozporządzenie ministra.

Od poniedziałku 2 października 2017 trzydzieścioro lekarzy-rezydentów z całej Polski prowadzi strajk głodowy w warszawskim Szpitalu Pediatrycznym. Żądają podwyżek płac, ale też podniesienia nakładów na opiekę zdrowotną – z wydatkami na zdrowie na poziomie 4,4 procent PKB (dane Eurostatu z 2015 roku) Polska jest znacznie poniżej średniej UE (7,2 proc.). OKO.press rozmawiało z czwórką z nich.

Porozumienie Rezydentów OZZL (organizacja zrzeszająca lekarzy w trakcie specjalizacji afiliowana przy Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy) od dwóch lat walczy o podwyżki, poprawę warunków leczenia pacjentów i bezpieczeństwo pracy lekarzy. 28 września 2017 Ministerstwo Zdrowia zaprosiło przedstawicieli Porozumienia Rezydentów na "rozmowy ostatniej szansy". Nieusatysfakcjonowani wynikami rozmów lekarze zdecydowali się nie odwoływać protestu. Połączyli go z akcją oddawania krwi 2 października. Głodować będą wybrani rezydenci, inni wesprą protest oddając krew. Protest głodowy z założenia jest bezterminowy – może się zakończyć polubownie, gdy rząd przedstawi zapewnienia, że zrealizuje postulaty.

Protest nie dotyczy jednak wyłącznie podwyżek płac. Jak oświadczyło Porozumienie Rezydentów,

"głównym postulatem jest wzrost nakładów na ochronę zdrowia oraz konkretne działania poprawiające sytuację personelu ochrony zdrowia, którego już prawie nie ma".

Protestujący mają oficjalne poparcie Porozumienia Zawodów Medycznych, czyli pielęgniarek i położnych, techników farmaceutycznych i psychologów.

Faktycznie, postulaty Porozumienia Rezydentów OZZL dotyczą całego systemu zdrowia:

  1. zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do poziomu europejskiego nie niższego niż 6,8 PKB w ciągu trzech lat,
  2. likwidacja kolejek,
  3. rozwiązanie problemu braku personelu medycznego,
  4. likwidację biurokracji w ochronie zdrowia,
  5. poprawa warunków pracy i płacy w ochronie zdrowia.

Porozumienie Rezydentów: nie damy się, propozycje Ministerstwa Zdrowia "niesatysfakcjonujące"

Po spotkaniu 28 września minister zdrowia Konstanty Radziwiłł przedstawił projekt rozporządzenia dotyczącego wynagrodzeń miesięcznych lekarzy i dentystów-rezydentów. Porozumienie Rezydentów uznało jednak te propozycje za niesatysfakcjonujące.

Źródło: http://www.mz.gov.pl/aktualnosci/spotkanie-ministra-zdrowia-z-rezydentami/

Najważniejsze punkty propozycji ministra:

  • wynagrodzenie będzie wzrastać z każdym rokiem rezydentury,
  • rezydenci, którzy zakwalifikowali się do szkolenia przed dniem wejścia w życie rozporządzenia, w 2017 roku będą mogli liczyć na wynagrodzenie od 3263 do 4013 zł. W kolejnych latach wynagrodzenia rosną; w 2019 roku ich wysokość będzie między 3562 a 4381 zł (patrz tabela wyżej).
Ministerstwo wprowadziło podział na 16 "lepszych" specjalizacji i całą resztę kilkudziesięciu gorzej płatnych i to aż o kilkanaście procent.
  • Lekarze którzy zakwalifikują się do szkolenia po dniu wejścia w życie rozporządzenia, w 2017 roku będą mogli liczyć na wynagrodzenie od 3263 do 4920 zł. W 2019 roku wysokość ich wynagrodzeń określono na między 3562 a 5581 zł (tych danych nie w tabeli).
  • Wynagrodzenie zasadnicze rezydentów w dziedzinach: chirurgia ogólna, choroby wewnętrzne, medycyna rodzinna, medycyna ratunkowa, pediatria i psychiatria będzie wyższe o dodatkowe o 1,2 tys. zł.

Przeczytaj także:

Z każdym rokiem jesteśmy coraz bardziej zdesperowani

Ale 240 godzin w szpitalu to nie wszystko. Żeby się utrzymać, lekarze-rezydenci dorabiają.

Olga: "Dyżurujemy na izbach przyjęć, na SOR-ach (szpitalnych oddziałach ratunkowych - red.), na nocnej pomocy lekarskiej. Ciężka praca. A rano do szpitala - badamy, operujemy, nadzorujemy porody".

Olga jest z rodziny lekarskiej: "Mama jest lekarzem, starsza siostra jest lekarzem. Gdy siostra, która jest siedem lat starsza, zaczynała studia, tata powiedział, że jak już będzie tym lekarzem, wszystko się zmieni, będzie lepiej. Ucz się, to piękny zawód i zarobisz na siebie i swoją rodzinę.

Siostra skończyła studia i zderzyła się z rzeczywistością. Ja akurat byłam maturzystką. No i przekonała mnie do zmiany decyzji. Poszłam na inne studia – na stomatologię. Przeżyłam tam pół roku i wiedziałam, że jest to niewłaściwa decyzja. Rzuciłam to w cholerę i od nowego roku akademickiego zaczęłam studia na wydziale lekarskim".

Jak wielu młodych lekarzy, Olga wzięła się za naukę języka, planowała wyjazd do Niemiec. Musiała to odłożyć, ale zapowiada, że jak nic się w Polsce nie zmieni, to po specjalizacji wyjeżdża.

"Nikt z nas nie wyklucza wyjazdu. Z każdym rokiem jesteśmy coraz bardziej zdesperowani. Lekarzy w Polsce jest za mało, średnia wieku np. lekarza ginekologa to 60 lat. Jak nasi starsi koledzy odejdą na emeryturę, to sypnie się to wszystko jeszcze bardziej".

Wg danych OECD z 2015 roku, Polska ma 2,3 lekarza na 1000 mieszkańców, średnia w tej grupie najbogatszych krajów świata wynosi 3,3, średnia w Unii Europejskiej - 3,4.

Sytuacja się pogarsza. Według OECD w 2015 z Polski wyjechało kolejne 10 proc. absolwentów medycyny.

Lekarz to jest piękny zawód

Olga: "Dlaczego zostałam lekarzem? Bo to jest piękny zawód. Jeśli ktoś chce robić coś dobrego w życiu, to ta praca jest dla niego. Ale teraz są takie czasy, że jeździmy na wymiany zagraniczne. I widzimy, jak to wygląda w innych krajach. Nawet w Rumunii, znalazły się pieniądze na podwyżki dla lekarzy! A u nas kolejny rząd nie robi nic. To boli.

Jak zaczynałam staż, miałam więcej nadziei. Teraz uważam, że

trzeba działać radykalnie – dlatego zdecydowałam się na strajk głodowy. Wiele osób uważa, że jest beznadziejnie, ale nic się nie zmieni i lepiej się nie wychylać. Zacisnąć zęby, a jak się da, to wyjechać za granicę.

Ja chcę uświadomić kolegów i koleżanki, że warto coś robić.

Strajk w szpitalu, gdzie pracujemy, nic by nie dał, bo rezydentom płaci ministerstwo. Taki protest nie doszedłby nawet do uszu ministra Radziwiłła. Dlatego przyjechaliśmy".

Ania Stępień, specjalizacja z chirurgii ogólnej w szpitalu z Nowej Soli: "Nie miałam w rodzinie lekarzy, nie zdawałam sobie sprawy z realiów. Rodzice odradzali mi studia lekarskie, ale człowiek jest głupi, dopóki sam nie spróbuje, to innym nie wierzy.

Do Nowej Soli trafiłam w połowie drogi do Niemiec. W czerwcu 2017 rzuciłam rezydenturę z chirurgii dziecięcej w Warszawie. Miałam problemy z moimi kierownikami, nie dogadywaliśmy się. I z dnia na dzień zdecydowałam, że wyjeżdżam na Zachód – tyle tylko, że był środek roku, a nie miałam gotowych dokumentów. Aprobacja dyplomu lekarskiego w Niemczech wymaga czasu – zdania egzaminu i znalezienia miejsca pracy. Nabór jest na początku roku.

W międzyczasie dostałam się na specjalizację w Nowej Soli i odłożyłam myśl o wyjeździe. Gdyby to był inny miesiąc, to już mnie tu nie było.

Dużym plusem szpitala w Nowej Soli są lekarze, którzy naprawdę chcą mnie czegoś nauczyć. Ale po 2,5 latach nauki głód wiedzy został zaspokojony, ale został taki zwykły głód – fizyczny.

W Nowej Soli nie mam za bardzo gdzie dorobić, a poza tym chcę jak najwięcej nauczyć się chirurgii. Siedzę non-stop w szpitalu, dodatkowo jakieś osiem dyżurów w miesiącu, też na innych oddziałach. To tzw. dyżury łączone, na kilku oddziałach na raz, obstawiam jeszcze SOR i w efekcie mam pod opieką stu pacjentów, wszyscy zabiegowi. Oczywiście przyjmujemy też ostre przypadki i operujemy, na ostatnim dyżurze od 17 do 4 rano non stop.

Dlaczego chciałam być lekarzem? To się w każdym z nas rodzi. Ja chciałam wiedzieć, jak komuś pomóc – i żeby robić to kompetentnie.

A czemu chirurgia? Można powiedzieć, że urzekła mnie swoim czarem. Wybór specjalizacji kojarzy mi się z Tiarą Przydziału z Harry'ego Pottera: masz predyspozycje, tiara ci mówi, co masz z nimi robić, i koniec kropka.

Nie żałuję – jeśli czegoś żałuję, to zmieniam to. Dlatego jestem tutaj – chcę uprawiać swój zawód z godnością. Chcę wyczerpać wszystkie możliwości walki, stąd ta głodówka.

A jak głodówka nie przyniesie skutku? Trzy lata temu byłam gotowa do wyjazdu za granicę i nadal jestem. Jeśli nic się nie zmieni w Polsce, wyjeżdżam. Chociaż tu zostałam wykształcona".

Z jedzeniem czekam na koniec dyżuru

Olga: "Nie, nie mam dzieci. Ale planuję, jak najbardziej. I coraz bardziej do mnie dociera, jakie to będzie trudne.

No i muszę znaleźć partnera – nie lekarza! Najgorsze są małżeństwa lekarzy. Ludzie się mijają w drzwiach, żeby utrzymać rodzinę, nie ma szans na utrzymanie relacji. Nie można mieć zdrowego związku, jak całe życie jest pracą."

Bo po rezydenturze wcale nie jest łatwiej.

Olga: "Moja starsza siostra skończyła jedną specjalizację, potem musiała zrobić drugą. Pracuje w 3 szpitalach, przyjmuje w 2 poradniach. Rzeczywiście, da się lepiej zarobić, ale kosztem życia osobistego. W ogóle nie zna się swoich dzieci, nie zna się swoich bliskich. 20 nocy w miesiącu spędza poza domem. Dziwię się, że moi starsi koledzy tak potrafią, bo ja wpadłabym w totalną depresję. Dlatego rozważam wyjazd. I odradzam ludziom bycie lekarzem, a przynajmniej bycie lekarzem w Polsce. I czasami myślę sobie, co by było, gdybym zamiast medycyny skończyła leśnictwo i pracowała sobie spokojnie na łonie natury".

Ania: "Samą nauką człowiek nie może żyć. Trzeba się nakarmić. A może jeszcze kogoś, w przyszłości, bo przy takim obciążeniu pracą, życie osobiste jest kompletnie z boku".

Krystian Wiśniewski, na 5. roku specjalizacji z psychiatrii w Poznaniu: "Mam dyżury na psychiatrycznej izbie przyjęć na cały Poznań i kilka powiatów wokół.

Karetki przyjeżdżają non-stop, ludzie przychodzą non-stop. Nieustająca walka z żywiołem. Na dyżurze potrafię pracować non-stop przez 16 godzin. Bywa, że przez osiem godzin nie pójdę do toalety, nie napiję się herbaty.

Z jedzeniem czekam na koniec dyżuru".

Przyjechałem, żeby pokazać ministrowi Radziwiłłowi, że nie może nas podzielić

Jan Czarnecki, lekarz-stażysta, chce być reumatologiem: "Dobrze wiedziałem, jakie są lekarskie realia. Oboje rodzice są lekarzami: tata - chirurgiem dziecięcym, mama - pediatrą alergologiem. Ideowcy. Dla nich medycyna to życie – więc i dla mnie wybór zawodu to była naturalna konsekwencja wychowania. Plus książki Kapuścińskiego, które zawsze były w zasięgu ręki. Postanowiłem, że chcę naprawiać świat.

Spojrzenie Kapuścińskiego na drugą osobę było dla mnie trzynastoletniego tak rewolucyjne, że – uwaga, zabrzmi to górnolotnie – poczułem taką solidarność z ludzkością, żeby ludziom pomagać, ratować.

Przyjechałem na strajk głodowy, bo za kilka miesięcy kończę staż i wiem, co mnie czeka. Ale chciałem też pokazać ministrowi Radziwiłłowi, że na nas nie działa stary sposób "dziel i rządź". W propozycji ministra Radziwiłła dla mnie jest podwyżka.

Chcę iść na specjalizację z interny, a to jest jedna z kategorii "wybranych". Ale Radziwill zrobił to tak potwornie niesprawiedliwie, dzieląc środowisko. A potem mówi przed kamerą: "Przecież dałem podwyżki".

Po spotkaniu z lekarzami-rezydentami 28 września minister zdrowia Konstanty Radziwiłł rzeczywiście przedstawił projekt rozporządzenia podwyższającego wynagrodzenia miesięczne rezydentów (lekarzy i dentystów). Ale podwyżki mają dostać jedynie rezydenci wybranych specjalizacji – i to ci, którzy dopiero zaczną rezydenturę. Ci, którzy są w trakcie, nie dostaną nic.

Pokaż lekarzu, co masz w garażu? Ja mam rower w piwnicy

Olga: "Strasznie mnie wkurza, że nawet jak chcemy się zająć pacjentem porządnie, wytłumaczyć np., na co choruje – to nie mamy czasu, bo jest taki nawał pracy i pacjentów.

Jest totalny zachrzan.

Pacjenci się denerwują, że nie mam dla nich czasu, ale jak mam mieć, jak czeka tysiąc papierków do uzupełnienia przy każdym pacjencie? A pacjentów jest cała masa?"

W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 2,2 lekarza – to jeden z najgorszych wyników w Europie. To tłumaczy dramatycznie niski poziom zaufania Polaków do lekarzy i ogólną niechęć do lekarzy jako grupy społecznej.

Według badania przeprowadzonego w 29 krajach przez „The New England Journal of Medicine”

w 2013 roku Polska znalazła się… na ostatnim miejscu, za Rosją. Tylko 43 proc. ankietowanych pacjentów stwierdziło, że “lekarzom jako grupie zawodowej można ufać”.

Takie wyniki potwierdzają też badania Naczelnej Izby Lekarskiej z 2016 roku.

Tyle tylko tylko, że trudno przyjmować racjonalne argumenty po kilkuset godzinach spędzonych miesięcznie w szpitalu, zarabiając mniej niż średnia krajowa.

Ania: "Najbardziej mi przykro, jak ludzie rzucają takimi hasłami, jak "Pokaż lekarzu, co masz w garażu". A ja nawet nie mam garażu! Tylko rower w piwnicy".

;

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze