"To jest bandytyzm. Nasz prezydent po pierwsze, jest szalony. Po drugie, jest faszystą. Po trzecie, całe państwo zamienił w faszystowskie" - mówiła 84-letnia uczestniczka protestów w Petersburgu. Przeciw napaści na Ukrainę protestują rosyjscy naukowcy, studenci, kolektywy feministyczne i queerowe. Ich głos jest słaby, ale warto go usłyszeć
"Głos ma dziś Ukraina. Krzywda, jaką Putin wyrządza Ukrainkom i Ukraińcom to śmierć, zniszczenie i trauma na lata, dlatego każdy, nawet drobny, gest solidarności z ich silnym oporem wobec rosyjskiego najeźdźcy jest znaczący. Kiedy opadnie pierwszy gniew na wszystko, co rosyjskie, opinia publiczna ujrzy zgliszcza i w samej Rosji, w której już dziś nie słychać prawie niczego poza propagandą oraz pierwszymi sygnałami nowej fali emigracji" - pisze dla OKO.press Katarzyna Roman-Rawska, badaczka współczesnej literatury i kultury rosyjskiej oraz ich związków z polityką. Socjolożka, tłumaczka. Pracuje w Instytucie Slawistyki PAN
Do chęci ucieczki z kraju coraz częściej przyznają się dziennikarze, artyści, czy zwykli obywatele, głównie przedstawiciele wielkomiejskiej klasy średniej.
Putin już od lat prowadzi dwie wojny - z Ukrainą i z rosyjskim społeczeństwem obywatelskim, będącym i tak zawsze w mniejszości wobec zbiorowego i niemego tworu, jakim jest imperialny naród rosyjski.
Przynajmniej od 2006 roku, kiedy w przededniu rosyjskiej inwazji na Gruzję i towarzyszącej jej kampanii propagandowej widoczne było wyraźne przesunięcie putinowskiej retoryki - od obywatelskiej do nacjonalistycznej. Towarzyszył temu zwrot w polityce historycznej ku kolonialno-imperialnej przeszłości kraju oraz intensywnie odczuwana przez Rosjan - przede wszystkim za sprawą kremlowskiej propagandy - rusofobia ze strony Zachodu.
Te lata potrzasku i coraz silniejsze represje doprowadziły do społecznego milczącego lub głośnego przyzwolenia na destrukcyjne działania Kremla.
Stan na dziś jest taki, że opozycji politycznej w Rosji już właściwie nie ma - siedzi w więzieniu, jak Aleksiej Nawalny, którego wcześniej nie udało się otruć; ma wyroki w zawieszeniu, jak Lubow Sobol; albo jest już za granicą, jak Dmitrij Gudkow.
Ostatnie bastiony wolnych mediów, w tym telewizja Dożdż czy radiostacja Echo Moskwy, upadły lub zeszły do podziemia. Epoka lodowcowa w Rosji właśnie się zaczęła. Pozostaje pytanie: jak i czy w ogóle możliwa jest teraz solidarność z tamtejszymi głosami mniejszościowymi?
Chociaż w obliczu zbiorowego gniewu na uogólnionego Rosjanina jest to trudne, warto wsłuchiwać się także w słaby opór rosyjski, w nadziei na lepszą Europę w przyszłości, której Rosja musi zostać jakąś częścią - inaczej zawsze będzie wrogiem i zagrożeniem.
Jako symbol tego słabego oporu obywatele rosyjscy przyjęli flagę w biało-niebiesko-białych barwach, zmazując ostatni czerwony pasek oficjalnej flagi Federacji Rosyjskiej, który ich zdaniem reprezentuje krew ofiar tej i innych wojen, prowadzonych przez władze kraju od wieków. Pomysłodawcy tego znaku mówią, że jest to „flaga pięknej Rosji przyszłości, symbol wolności i pokoju”.
Manifest głosi, że „flaga wolnej Rosji świadomie odrzuca ekspansję wojskową i tzw. »historyczne« roszczenia terytorialne wobec innych państw. W Rosji przyszłości nie ma miejsca dla samodzierżawia, militaryzmu, kultu przemocy i krwi. Otwieramy nową kartę w historii Rosji – bez kultu wojny”.
Środkowy pasek został także złagodzony, barwa ma być lazurowa, jak w latach 1991-1993, nie jak później agresywnie niebieska. To także, zdaniem autorów — którzy, chcąc pozostać anonimowi, określają siebie po prostu jako ludzie - ma wpływać na niuansowanie przekazu o Rosji.
Pierwsze głosy oburzenia z powodu wojny, w wydaniu rosyjskiej elity kulturowej szybko zamilkły, w obliczu nowych regulacji prawnych, w tym groźby 15 lat kolonii karnej za rozpowszechnianie nieprawdziwej informacji о działaniach sił zbrojnych Rosji, czyli tzw. prawa o fake’ach.
Nie zamilkły jednak głosy oddolnego oporu.
Od 24 lutego Rosjanie protestują w spontanicznych, nieskoordynowanych demonstracjach i marszach. Tylko do 6 marca policja i OMON zatrzymały prawie 14 000 osób w przynajmniej 147 miastach Federacji, a ta liczba stale rośnie. To rekord zatrzymań, licząc od rozpadu Związku Radzieckiego.
Poprzednie maksimum, czyli 3 400 aresztowanych resorty siłowe osiągnęły podczas protestów w styczniu 2021 roku po aresztowaniu Aleksieja Nawalnego i częściowo w reakcji na film polityka, który mówił o oligarchicznym majątku Putina.
Jak podawali aktywiści OWD-info, kolektywu prawno-informacyjnego, który monitoruje i prawnie wspiera obywatelskie protesty w Rosji, na początku marca toczy się 28 postępowań karnych w „sprawie antywojennej”. Z czego najwięcej z artykułu za tzw. telefoniczny terroryzm. Petersburscy miejscy aktywiści, w tym lewicowa działaczka Jewgienija Smietankina oraz młoda feministka i obrończyni praw zwierząt Polina Titowa, oskarżeni są za „fałszywy telefon o zaminowaniu jednego z oddziałów policji”. Wszyscy oni nawoływali aktywnie do ulicznych protestów antywojennych i sami w nich uczestniczyli, za co tak naprawdę są represjonowani.
Inny przykład, spośród wielu podobnych, to historia anonimowego mieszkańca Czyty, miasta w głębokiej Syberii. Jest on sądzony z tego samego artykułu za udostępnienie filmu z opisem „Mamo, tato, nie chciałem tu jechać; Oszukani przez Putina jeńcy wojenni”. Ma być winny „publicznego rozpowszechniania świadomie fałszywych informacji o okolicznościach zagrażających życiu i bezpieczeństwu obywateli”.
Oficjalny przekaz przez pierwsze dni inwazji był bowiem taki, że nie ma żadnej wojny, a więc nie ma żadnych jeńców, a wszyscy są bezpieczni. To głos osoby niepublicznej, niezaangażowanej politycznie, a jednak wystarczająco groźnej dla reżimu, aby ukarać go grzywną w wysokości minimum 700 000 rubli lub karą pozbawienia wolności do 3 lat.
Publiczną twarzą obecnych protestów stała się 78-letnia Jelena Osipowa, artystka, uczestniczka wielu wcześniejszych akcji protestacyjnych, nazywana wśród aktywistów sumieniem Petersburga.
Niemal od początku wojny wychodzi ona na protesty z autorskimi plakatami z treściami antyfaszystowskimi i antywojennymi. Jeden z nich wymierzony jest w jądrową propagandę Kremla, zgodnie z którą wojna z Ukrainą miała m.in. uchronić Rosję przed groźbą użycia broni atomowej przez Zachód.
Manifest z plakatu Osipowej głosi: „Nie dla broni jądrowej na całym świecie (Natychmiast podpisać umowę). Młoda Ukraina od razu zrezygnowała z broni jądrowej. A Rosja wciąż ma czołgi z pociskami jądrowymi w swoim arsenale, od wojny w Wietnamie”.
Kobietę zatrzymała policja, ale już kilka dni później protestowała samotnie z nowymi plakatami. Jeden, przypominający trumnę lub sarkofag z twarzą Putina, z czarnymi ptakami na ramionach, miał poetycką inskrypcję: „O Manio! O Mumio Wojny! Spłoniesz Rosjo! Obłęd, obłęd tworzysz”.
Drugi, przygotowany już w 2014, z dopiskiem 2022, przedstawia młodego żołnierza z czarną opaską na oczach, któremu kobieta odbiera broń, opis brzmi: „Nie idź, synku, na tę wojnę!”.
Artystce wtórują też inne głosy świadków historii. Do własnych doświadczeń wojennych odwoływała się inna uczestniczka protestów w Petersburgu, 84-letnia Irina Anochina, emerytka, która odważnie wypowiedziała się dla jednej z gazet: „Tak zwaną Wielką Wojnę Ojczyźnianą pamiętam osobiście. Jaki to koszmar i horror! I znowu. To jest bandytyzm. Nasz prezydent po pierwsze jest szalony. Po drugie jest faszystą. Po trzecie całe państwo zamienił w faszystowskie".
Rosjanie i Rosjanki w swoim słabym sprzeciwie starają się jednoczyć w kolektywy. Takim głosem zbiorowym jest upubliczniony 25 lutego manifest feministycznego antywojennego oporu, który wizualizuje się w niebieskim symbolu Wenus, uzupełnionym pacyfką, na żółtym tle.
Rosyjskie feministki ogłaszają się w nim jedną z niewielu sił politycznych współczesnej Rosji i piszą: „Władze długo nie uznawały nas za ruch polityczny, dlatego czasowo byłyśmy poddawane mniejszym represjom niż inni. Ponad 45 grup feministycznych działa w całym kraju, od Kaliningradu do Władywostoku. (…)
Jest nas dużo i razem możemy wiele: przez ostatnie 10 lat ruch feministyczny zyskiwał moc medialną i kulturową, przyszedł czas zamienić ją w moc polityczną. Jesteśmy opozycją wobec wojny, patriarchatu, autorytaryzmu i militaryzmu. Jesteśmy przyszłością i zwyciężymy”.
Feministki w Rosji konsekwentnie dekonstruują mit niepolitycznej sfery prywatnej, wskazując m.in. na paralele między przemocą państwa a tą, której kobiety doznają w zaciszu domowym. Ich działania w ostatnich latach nabierały rozpędu, to m.in. feministyczne akcje protestacyjne wpłynęły na wyrok w głośnej sprawie sióstr Chaczaturian, które ostatecznie uznano za ofiary przemocy domowej, a nie za winne w sprawie zabójstwa ojca.
Walczyły też o sprawiedliwość dla artystki i aktywistki Julii Cwietkowej (głos w tej sprawie zabierała m.in. wspomniana wyżej Polina Titowa).
Pacyfikacyjne rosyjskie prawo o zagranicznych agentach sprawia, że z sieci szybko znikają głosy mniejszości, ale ich słaby ślad pozostaje. Tak jest w przypadku oświadczenia Rosyjskiej Sieci LGBT, figurującej w spisie Ministerstwa Sprawiedliwości, jako niezarejestrowany obcy agent.
Ta oddolna organizacja pozarządowa, która, solidaryzując się z Ukrainą i potępiając rosyjską agresję, pisze, że wstyd powinni odczuwać politycy odpowiedzialni za nową falę rosyjskiej przemocy nie zaś sami obywatele. Poczucie wspólnoty jest dla nich na pierwszym planie.
Pisali w odezwie: „Rosyjska Sieć LGBT, reprezentowana przez kilka tysięcy osób, apeluje do każdego z nas, abyśmy w tym trudnym czasie wspierali siebie, swoich bliskich i tych, którzy potrzebują pomocy. Potrzebujemy siebie nawzajem bardziej niż kiedykolwiek. Nie pozwólcie, aby nasiona nienawiści wykiełkowały”.
W liście otwartym przeciwko wojnie zapoczątkowanym przez aktywistów queerowej Fundacji Sfiera przeczytamy: „Panie prezydencie! W naszym kraju mamy wystarczająco dużo własnych problemów, w tym z rozpowszechnianiem nienawistnych wobec ludzi idei i odezw, które często wybrzmiewają z ust także polityków i wysoko postawionych urzędników.
Proponujemy rozpocząć denazyfikację od nich, nie zaś od państwa sąsiedniego”.
Osobiste głosy aktywistów i aktywistek szykanowanej społeczności LGBTQ+ w Rosji są również na wagę złota. Jeden z nich, należący do Diane Garszinej, opublikowany przez OpenDemocracy, mówi o bezsilności społeczeństwa obywatelskiego w Rosji wobec tumanu mroku, w jakim znaleźli się obywatele Ukrainy.
Ale mówi też o nadziei, jaką niesie ze sobą zrzeszanie się: „Ostatecznym celem jest wzbudzenie w każdym z nas przekonania, że jeśli krzykniesz wystarczająco głośno, jeśli nie pozwolisz się zatrzymać, jeśli przyłączysz się do chóru innych głosów, podobnych do twojego, w końcu zostaniesz usłyszany”.
Na tle haniebnego listu poparcia dla wojny, podpisanego przez rektorów rosyjskich uczelni, wybrzmiewają też głosy sprzeciwu rosyjskich środowisk naukowych. Poza apelem społeczności Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego im. Łomonosowa, podpisanym przez ponad 750 sygnatariuszy – studentów, pracowników i absolwentów, są też indywidualne akty oporu.
Przykładem niech będzie gest Swietłany Tołstoj, slawistki i kierowniczki Katedry Słowianoznawstwa Rosyjskiej Akademii Nauk. Już w drugim dniu wojny opublikowała na swoim profilu facebookowym film, gdzie na tle wypełnionej po brzegi domowej biblioteczki wraz z dwiema córkami, przejęte i niegodzące się z napaścią Rosji na Ukrainę, apelują o natychmiastowe wycofanie wojsk.
Zgodnie podkreślają, że są tam bliscy im ludzie, a badanie ogólnosłowiańskiej jedności to sens ich życia, który właśnie zostaje przerwany.
Prywatna opowieść przeplata się w ich narracji z politycznym apelem: „W tym pomieszczeniu jest masa książek z filologii ukraińskiej, całe dzieciństwo spałam pod tym stelażem. Nasze myśli są z ludźmi z Ukrainy, z ludźmi, którzy nie chcą walczyć, ten horror można zatrzymać”.
Niezgoda, jaką wyrażają, to najsłabszy możliwy opór. Niemniej to one, jako intelektualistki, mogą być istotnymi aktorkami w procesie tworzenia nowej obywatelskiej narracji Rosji. To między innymi dzięki takim postaciom, które nie boją się powiedzieć głośno „Nie dla wojny”, nawet w sposób nieheroiczny, młodsze pokolenia mają cień szansy na sformułowanie nowej opowieści o Rosji.
Studenci i studentki już teraz wyrażają dezaprobatę dla kursu politycznego Rosji, biorą udział w protestach, są aktywni w sieci, monitorując sytuację w Ukrainie i nazywając wojnę wojną. Jednym z ostatnich funkcjonujących rzetelnych i niezależnych mediów w Rosji pozostaje studenckie czasopismo Doxa, które mimo represji i bieżącej blokady przez cenzora, Roskomnadzor, wciąż publikuje antywojenne treści i manifesty, a także zdjęcia i relacje z manifestacji. Bieżącym hasłem ich działalności jest „Promień światła w carstwie Putina”, i to właśnie takich promieni – gestów, słów i działań trzeba wypatrywać w mroku rosyjskiej dezinformacji.
Badaczka współczesnej literatury i kultury rosyjskiej oraz ich związków z polityką. Socjolożka, tłumaczka. Pracuje w Instytucie Slawistyki PAN.
Badaczka współczesnej literatury i kultury rosyjskiej oraz ich związków z polityką. Socjolożka, tłumaczka. Pracuje w Instytucie Slawistyki PAN.
Komentarze