Za miesiąc na Węgrzech odbywają się wybory parlamentarne. Chaos informacyjny jest na rękę rządzącym, gdyż nie tylko zasieje wątpliwości w przekazie zjednoczonej opozycji, ale może także sprawić, że mniej ludzi pójdzie na wybory.
Rosyjska napaść na Ukrainę wyraźnie zaskoczyła Viktora Orbána, który jeszcze miesiąc temu odwiedzał w Moskwie Władimira Putina. Dała za to nowy impuls do działania jego przeciwnikom.
Hasła “Ruszkik haza!” (czyli “Ruscy do domu”), które Węgrzy malowali na murach i wykrzykiwali w czasie węgierskiej rewolucji z 1956 roku, znów pojawiły się na ulicach Budapesztu w czasie demonstracji.
Większość sondaży daje partii rządzącej od dwóch do siedmiu punktów procentowych poparcia więcej nad zjednoczoną opozycją. Ale przeprowadzone w połowie lutego badanie niezależnego ośrodka Publicus dla dziennika „Népszava” wskazuje już na dwupunktową przewagę opozycji. Eksperci twierdzą, że w rzeczywistości obie strony cieszą wyrównaną liczbą zwolenników, a w czasie wyborów zwycięstwo przyniosą wyborcy niezdecydowani oraz bardziej zmobilizowani.
Orbán – wszystkiemu winne NATO
To zupełnie inna sytuacja niż w czasie wyborów w 2018 roku. Wtedy partia Fidesz Viktora Orbána zdecydowanie wygrała i utrzymała w parlamencie większość konstytucyjną (dostała 133 ze 199 mandatów), co zawdzięczała defragmentacji opozycji oraz premiom dla zwycięskiej partii wynikającym z ordynacji wyborczej.
W środę w tygodniku “Mandiner” – magazynie wydawanym przez młodzieżówkę rządzącego Fideszu – ukazał się wywiad, w którym Orbán potępił rosyjską agresję na Ukrainę. Podkreślił w nim, że Węgry są krajem pokoju i w ich interesie jest trzymać się od wojny z daleka. Ale w tym samym miejscu tłumaczył, że w odróżnieniu od Polaków, chętnych wzmocnienia wschodniej flanki NATO i „przesunięcia granic Zachodu aż po Rosję”, esencją węgierskiego myślenia taktycznego jest zachowanie jak największej przestrzeni między Węgrami a Rosją. “Dziś ta przestrzeń nazywa się Ukrainą” – powiedział.
Przedstawił też przyczyny wojny na Ukrainie.
“NATO wciąż prowadziło ekspansję na wschód i to coraz mniej podobało się Rosji.
Rosjanie postawili dwa żądania: by Ukraina zadeklarowała neutralność i NATO odmówiło przyjęcia Ukrainy. Rosjanie nie otrzymali tych gwarancji bezpieczeństwa, więc zdecydowali się je dostać poprzez wojnę. To jest geopolityczne znaczenie tego konfliktu. Rosjanie chcą przebudować mapę bezpieczeństwa kontynentu. Według ich wizji polityki bezpieczeństwa, by czuli się bezpiecznie, Rosję musi otaczać strefa neutralna. Ukraina, która dotychczas była uznawana za strefę pośrednią i której nie udało się zneutralizować za pomocą środków dyplomatycznych, robi się to z pomocą środków wojskowych” – wyjaśniał Orbán.
Orbán w wywiadzie przemilczał inne wysunięte w grudniu przez Putina żądania; rosyjski przywódca domagał się, by NATO wycofało się do granic z 1999 roku, a więc czasu przed rozszerzeniem o Polskę, Czechy i Węgry; zgodnie z tymi żądaniami również Węgrzy znaleźliby się w “strefie neutralnej”.
Szef węgierskiego rządu Ukrainę traktuje tu jak przedmiot polityki innych krajów, a nie niezależne państwo, mogące wybrać własną drogę i sojusze.
Przyznał także, że wojna wymusiła na Węgrzech przedefiniowanie celów i interesów. “Jeśli chodzi o sankcje, nie będzie weta; nie będziemy zapobiegać nałożeniu przez UE sankcji na Rosję. Jedność Unii jest najważniejsza. Ale jedno jest pewne w powojennych relacjach dwustronnych: Rosja nadal będzie istniała po wojnie. I po wojnie Węgry i Unia Europejska będą miały swoje interesy. Nie ma więc argumentów na rzecz wstrzymania naszej współpracy w obszarze energii z Rosją” – mówił.
Za kluczową uznał węgiersko-rosyjską umowę dotyczącą rozbudowy elektrowni atomowej w Paksie, gdyż – jak straszył – jej zatrzymanie mogłoby skutkować jeszcze większym importem gazu z Rosji i to po wyższych cenach. “Jeśli porzucilibyśmy współpracę energetyczną z Rosjanami, koszty życia w ciągu miesiąca dla każdej węgierskiej rodziny wzrosłyby trzykrotnie. Dlatego tego nie popieram, niech węgierskie rodziny nie ponoszą kosztów wojny” – powiedział.
Orbán próbuje lawirować między UE a Rosją, tak jak wcześniej robił to przywódca Białorusi Alaksandr Łukaszenka, z tą różnicą, że Węgry są w Unii Europejskiej, a Białoruś jest częścią ZBiR-u (Związku Białorusi i Rosji). Premier Węgier zachowuje się też podobnie do Romana Abramowicza; ten żyjący w Londynie rosyjski oligarcha i właściciel Chelsea London wystawił swój klub piłkarski na sprzedaż, oświadczając że zysk przeznaczy “na rzecz ofiar wojny”. Z początku nie wspomniał, jakich ofiar i jakiej wojny, zmienił to dopiero pod wpływem krytyki.
Szef rządu w Budapeszcie z jednej strony przyłącza się więc do unijnych sankcji, ale jednocześnie podkreśla, że nie zrezygnuje z rosyjskiego gazu i rosyjskiego kredytu na rozbudowę elektrowni atomowej, gdyż tylko one zapewnią Węgrom niskie ceny energii oraz bezpieczny rozwój. Węgierski rząd pozwala też na dalszą pracę nieobjętych sankcjami rosyjskich instytucji, takich jak rosyjski Międzynarodowy Bank Inwestycyjny (IIB), czyli tzw. bank szpiegowski, i czeka przyczajony na rozwój wypadków, by w razie czego przyłączyć się do zwycięzców.
W demokratycznym świecie tylko formalnie
Jest to zaprzeczenie dotychczasowego wizerunku Węgier, mających piękną kartę w historii. Do drugiej wojny światowej Węgry przystąpiły jako sojusznik Hitlera, jednak zdecydowanie odmówiły ataku ze swojego terytorium i włączenia się w ofensywę przeciw aliantom; do tego przyjmowały uchodźców z Polski, jak i twardo – aż do przewrotu strzałokrzyżowców w 1944 roku – przeciwstawiały się wywózkom Żydów.
Dziś jest zupełnie odwrotnie: Węgry są formalnie częścią demokratycznego świata, Unii Europejskiej i NATO, nie blokują zachodnich sankcji na Rosję, ale w tym samym czasie, wbrew swoim sojuszom deklarują, że nie będą wysyłać jakiejkolwiek broni na Ukrainę, gdyż ta – jak twierdzą, choć nie tłumaczą jak – w przyszłości mogłaby zostać wykorzystana przeciw Węgrom. Nie zgadzają się na transporty uzbrojenia dla ukraińskich sił zbrojnych z innych krajów. Robią też wszystko, by nie stracić intratnych (głównie dla władz i związanych z nimi ludzi) rosyjskich kontraktów.
Dzisiejsze Węgry są bardzo dalekie od romantycznych ideałów rewolucji węgierskiej z XIX i jej przywódców: Józefa Bema oraz Sándora Petőfiego.
To na wskroś skorumpowany oligarchiczno-kumoterski system, wzorowany na putinowskiej Rosji. Dowodem tego są nie tylko podporządkowana władzy i jej sojusznikom gospodarka, podporządkowanie państwu wszystkich instytucji, eliminacja niezależnych mediów i jeden przekaz docierający do węgierskiego odbiorcy, lecz także wzorowane na rosyjskich przepisach antydemokratyczne ustawy anty-LGBT czy te wymierzone w zagraniczne organizacje pozarządowe, nazywające finansowane przez obcy kapitał NGO-sy “obcą agenturą”.
Orbán podkreśla ponadto, że kraj stał się przystanią “pokoju i bezpieczeństwa”. Jednak przy każdej możliwej okazji ten pokój mąci. Stosunki niemal ze wszystkimi sąsiadami są napięte (w obliczu wojny na Ukrainie nawet z bliską mu ideologicznie rządzącą w Polsce prawicą), co rusz rząd Węgier odwołuje się do rewanżystowskich sentymentów i granic kraju sprzed Traktatu z Trianon – prawie w każdym muzeum węgierskim wisi mapa Wielkich Węgier, obejmująca swym obszarem terytoria położone w dzisiejszych Austrii, Chorwacji, Polsce, Rumunii, Słowacji i Serbii.
Nieprawdopodobne wydaje się więc, że w tym potoku bzdur rząd Viktora Orbána utrzymuje stabilny image. Ale większości Węgrów zdaje się to zupełnie nie przeszkadzać: poziom życia jest wysoki, kraj jest bezpieczny, niczego nie brakuje. Ci, których to razi, nie są zbyt aktywni. Zarówno w polityce krajowej, jak i zagranicznej wśród ludzi przeważa zdanie, że “każda strona ma trochę racji”.
Dlatego niemal wszystkie media, w tym agencja informacyjna MTI, publiczna telewizja MTVA, rozgłośnie radiowe i kilkuset podporządkowanych rządowej Środkowoeuropejskiej Fundacji Prasy i Mediów wydawców gazet, mogą dalej powtarzać przekaz o “specjalnej rosyjskiej operacji wojskowej” i “przystani pokoju”.
Opozycja trzyma poziom
Wizerunek kraju ratuje opozycja, która podkreśla, że kraj znów musi dokonać wyboru między Wschodem a Zachodem. W czasie niedzielnej demonstracji pod siedzibą telewizji publicznej lider opozycji Péter Márki-Zay wskazywał, że media nie tylko reprezentują jeden – rządowy – punkt widzenia, ale też powtarzają putinowską propagandę. “To właściwie cud, że po 12 latach prania mózgów mamy realną szansę zmienić ten najbardziej skorumpowany rząd w naszej historii” – powiedział.
Opozycja organizuje w Budapeszcie manifestacje poparcia dla Ukrainy oraz społeczną akcję pomocową dla ukraińskich ofiar wojny i przypomina bliskie związki węgierskiego rządu z Rosją.
W minionym tygodniu partie opozycyjne startujące w bloku Zjednoczeni dla Węgier (Egységben Magyarországért, EM) wystosowały apel, w którym wskazują, że węgierskie media publiczne zostały zalane rosyjską propagandą. Złożyły skargę do rady radia i telewizji, dotyczącą relacjonowania i wybielania rosyjskiej agresji na Ukrainie przez media państwowe, a także poinformowały misję wyborczą OBWE, że rząd kłamliwie oskarża opozycję o plany wysłania węgierskich żołnierzy do walk w Ukrainie.
W odpowiedzi podporządkowana Fideszowi rada mediów oświadczyła, że opozycja przed wyborami wprowadza w błąd opinię publiczną i próbuje podburzać nastroje społeczne.
Opozycja wskazała również, że agresja na Ukrainę powinna wykluczyć Rosję z inwestycji w elektrowni w Paksie. Domaga się od rządu przystąpienia do unijnych sankcji (co węgierski rząd zrobił pod naciskiem UE i opinii publicznej), wycofania się Węgier z rosyjskiego Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego – jak podkreśla, symbolu rosyjskiej dominacji na Węgrzech, oraz zwrotu przez ministra spraw zagranicznych Pétera Szijjártó rosyjskiego Orderu Przyjaźni, otrzymanego w grudniu z rąk szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa.
Międzynarodowy Bank Inwestycyjny powstał w 2012 roku jako kontynuator radzieckiej instytucji finansowej istniejącej przy Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG). Węgry przystąpiły do niego trzy lata później i stopniowo stawały się drugim co do wielkości udziałowcem. W 2019 roku jego siedzibę przeniesiono do Budapesztu, co wzbudziło protest m.in. USA.
Przedstawiciele banku nie tylko mają zagwarantowany status prawny na Węgrzech (a więc i całej UE), objęci są także immunitetem dyplomatycznym. Przypuszcza się, że bank jest przykrywką dla rosyjskiej działalności szpiegowskiej. Szef instytucji Nikołaj Kosow ma powiązania z rosyjskim wywiadem, jego ojciec w latach 70. XX wieku był funkcjonariuszem KGB działającym w Budapeszcie.
Po ataku Rosji na Ukrainę z banku wycofały się Czechy oraz Rumunia.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Dzięki UE Orban został miliarderem. Teraz lawiruje, aby nim pozostać. Dzięki machlojkom z ordynacją ma zapewnione zwycięstwo, tylko że jeszcze nie wiadomo w jakiej skali.
Jeżeli wskutek rosyjskiej agresji UE zgodzi się przymknąć oczy na łamanie prawa i korupcję w Polsce i na Węgrzech, to obudzimy się w swoistej wersji Białorusi .
Pełna racja! Niestety jak widzimy Węgry są 5. kolumną Rosji/Putina. Premier jest cynikiem. Zapominając o 1956 roku i ofiarach wojny Węgier z Rosją zapisuje się w faszystowskiej tradycji tego kraju.
Nie mówmy tak pochopnie o „dobrobycie” węgierskim. Świadczenia socjalne i dla bezrobotnych (prawie żadne) są najniższe (i najbardziej poniżające) w UE. Orban uzależnia świadczenia od konformizmu. Cała prowincja jest w ręku jego klanu. Oznacza to bezprawie i ucisk.
Szanse opozycji są znikome. Jeśli złamią jego konstytucyjną większość to będzie już sukces na miarę Majdanu.
Najgorsze to, że w Polsce ekipa u władzy wdraża sukcesywnie ten sam system. Jeśli Polacy na to pozwolą, a na to wygląda, to ostatnia uwaga pana jest proroczą. W systemie gospodarczym, politycznym, prawnym, medialnym i urzędach PiS i jego klan jest tak daleko zakorzeniony, że nie widzę podobnie jak u Orbana szans odwrotu. Tym bardziej, że polska policja używa już teraz bezkarnie metod rosyjskich albo białoruskich. Mimo, że opowiadają o tym niezależne media.
To największy przyjaciel pana prezesa. To pan prezes i jego przyboczny pan premier Morawiecki w grudniu, kiedy to już dokładnie wiedział, że Putin napadnie na Ukrainę, miział się z Orbanem, Marie Le Pen i wysłannikami Salwiniego i innymi nacjonalistami z całej Europy. Dalej kontynuowali budowanie planów rozbicia UE. Tego było mało i w środku kryzysu i wręcz pewnej inwazji Rosji na Ukrainę pan Morawiecki jedzie do Madrytu na spotkanie skrajnej prawicy nacjonalistycznej, aby dalej knuć plany rozmontowania UE. Teraz nagle pan premier pan prezydent od "wyimaginowanej wspólnoty" i kibicujący im pan prezes nagle stali się największymi orędownikami solidarności i spójności europejskiej. To nie przeszkadza im w forsowaniu zapisów w ustawie dotyczącej pomocy uchodźcom gwarantujących partyjnym kolegom bezkarność za robione wcześniej przekręty przy okazji covidu i gwarantujące bezkarność w przyszłych działaniach. Wyjątkowa moim zdaniem bezczelność a jak powiedział pan prof. Śpiewak w dniu dzisiejszym wyjątkowy przykład łajdactwa.https://www.rp.pl/komentarze/art32592431-jerzy-haszczynski-wbrew-polskiej-racji-stanu https://forsal.pl/gospodarka/polityka/artykuly/8306322,orban-le-pen-kaczynski-w-warszawie-trwa-spotkanie-liderow-europejskich-partii-prawicowych.html . Jeszcze można pisać o takich łajdactwach, hipokryzji itp. Jednak któż to wie, kiedy pan prezes z akolitami wpadnie na pomysł, aby wprowadzić zapis do KK wzorem Putina cyt. "za publikowanie informacji niezgodnych z komunikatami ministerstwa obrony grozi 15 lat więzienia albo mandat do 5 milionów rubli."
“Dziś ta przestrzeń nazywa się Ukrainą” – powiedział Viktor Orban. Dokończę: : "Jutro ta przestrzeń będzie się nazywać Rosją". Demagogia Orbana jest na poziomie niezorientowanego wiejskiego głupka, a nie premiera rządu państwa europejskiego. To bechtanie pod publiczkę, że "Węgrzy nie będą ponosić kosztów wojny" jest zwykłym blagierstwem i jako takie powinno być piętnowane, a nie premiowane, zwłaszcza przez polityków naszego regionu, który jest częścią planów geopolitycznych Moskwy przynajmniej od czasów cara Piotra Aleksandrowicza. Takie osoby, jak Victor Orban powinny być marginalizowane. Gdy wchodzi, odwracamy się plecami, gdy przemawia, wychodzimy z sali i wyłączamy nagłośnienie. Wielkie brawa dla prezydenta Przemyśla Wojciecha Bakuna, który wczoraj (8 marca) właśnie w ten sposób potraktował kolejny wrzód na tyłku europejskiej polityki: Matteo Salviniego wręczając mu koszulkę z wizerunkiem Putina wraz zaproszeniem, aby w nią ubrany odwiedził jeden z ośrodków dla uchodźców z Ukrainy.
Jedno sprostowanie dotyczące samego artykułu., bo nie wszyscy czytelnicy OKA mogą to wiedzieć, czy też będą chcieli to sprawdzić. Chodzi o "chlubną kartę historii Węgier". Węgry już w 1920 roku na fali "białego terroru" wprowadziły ograniczenia w przyjęciach na uniwersytety dla Żydów (numerus clausus). W drugiej połowie lat 1930. wprowadziły dalsze ograniczenia dla Żydów w życiu gospodarczym i społecznym (np. utworzyły służby pomocnicze, żeby nie przyjmować Żydów do wojska). Strzałokrzyżowcy w 1939 roku stanowili siłę w liczbie 250-300 tys. członków (na 9 mln mieszkańców ówczesnych Węgier), a 3 lutego 1939 r. grupa działaczy obrzuciła budapesztańską synagogę granatami raniąc 22 osoby. Autor pisze o "chlubnej karcie historii Węgier", ale pomija milczeniem rolę Węgrów w regionie (podobna do roli Polaków na /celowo/ Ukrainie), jako wyzyskujących dominantów, rzeczników madziaryzacji Rumunów, Chorwatów, Serbów i Słowaków. Nie jest prawdą, że do 1944 roku trzymali się "dzielnie i honorowo", już dużo wcześniej się zeszmacili – dwoma arbitrażami wiedeńskimi, okupacją Jugosławii, współuczestnictwem u boku Niemców w agresji na ZSRR, czy prawnym prześladowaniem ludności żydowskiej. A w trakcie trwania antysemickiego amoku węgierskiego w 1944 roku, kiedy Auschwitz II pracował na wysokich obrotach gazując i paląc ok. 330 tys. Żydów z Węgier, głównymi ratującymi budapesztańskich Żydów byli obcokrajowcy: sekretarz ambasady Szwecji Raoul Wallenberg, szwajcarski konsul na Węgrzech Carl Lutz, czy Włoch Giorgio Perlasca, podający się pod nieobecność hiszpańskich dyplomatów w Budapeszcie za przedstawiciela Hiszpanii, Jorge Perlaskę, (za: https://www.tygodnikprzeglad.pl/niechlubne-dziedzictwo-bratankow/). Czy nasz Ślązak Henryk Sławik (1894‒1944), który organizował na Węgrzech pomoc dla obywateli swojego okupowanego kraju, także żydowskich.
Tymczasem orbanowskie Węgry chciały postawić pomnik jednemu ze współtwórców ustaw antyżydowskich, ówczesnemu ministrowi edukacji Balintowi Homanowi, czego nie zrobiły jedynie ze względu na protesty z zagranicy. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że Węgrzy to nie tylko zapchane nacjonalistyczną watą łby. Jeden z najbardziej porażających filmów o Holokauście powstał na Węgrzech, mowa o "Synu Szawła" w reżyserii Laszlo Nemesa. Przykład ministra oświaty Balinta Homana jest w tym kontekście bardzo wymowny – to sprawna i konsekwentna edukacja oparta na prawdzie, a nie ideologii jest w stanie wygaszać demony, które rozpychają się w każdym społeczeństwie.
Dlaczego używacie choroby psychicznej do opisu działań polityków? Przyczyniacie się do stygmatyzacji zdrowia psychicznego.