0:000:00

0:00

„Premier Orbán jednoznacznie potwierdził podczas rozmowy z premierem Morawieckim, że stanie po stronie Polski w sprawie art. 7. «Będzie weto»” - donosił portal wPolityce.pl pod nagłówkiem „Tylko u nas” 3 stycznia 2018 roku.

Miał to powiedzieć Morawiecki w czasie rozmowy z dziennikarzami („ja tej sprawy nie poruszałem, temat podjął premier Orbán”). „Anonimowy członek polskiej delegacji” powiedział portalowi: „Orbán sam jasno powiedział, że zablokuje jakiekolwiek kroki przeciw Polsce, że będzie weto. To ucięło temat, bo nie było o czym rozmawiać”.

„Temat, można powiedzieć, jest zamknięty” - mówił minister Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera, w telewizji wPolsce.pl.

„To zupełnie wystarczające, by skończyć rozmowę w Polsce na temat sankcji. Pora, byśmy przestali się bać sankcji, bo taki scenariusz nie wchodzi w grę” - dodawał w „Sygnałach Dnia” PR1 wiceminister MSZ ds. europejskich Konrad Szymański.

Politycy nie wspominali, że premier Orbán nie nawiązał publicznie do kwestii poparcia rządu PiS w sprawie art. 7! Obejrzeliśmy starannie trwającą 40 minut konferencję prasową premierów Węgier i RP.

Orbán mówił podczas niej znacznie dłużej i więcej niż Morawiecki. Wyrażał się też bardziej kwieciście - i mówił rzeczy tyleż dla Polski (i samego Morawieckiego) miłe, co niekonkretne. Na początku oświadczenie wygłosił Orbán. „Miniony rok pokazał, co w UE funkcjonuje dobrze, a co nie funkcjonuje” - mówił. Spotkanie z polskim premierem było, jak dopowiedział, „spotkaniem dwóch narodów-przyjaciół”. Premier Węgier wyraził swój szacunek dla członków polskiej delegacji. „Jak przyjeżdżają Polacy z obecnego rządu, to spotykamy się z bohaterami ostatnich 20 lat” - komplementował. „Pan premier jest jeszcze młody, ale jego ojciec był wielkim bohaterem «Solidarności»”.

Następnie przeszedł do kwestii europejskich. Minione lata według Orbána potwierdziły, że „system gospodarczy” Węgier, Polski i Środkowej Europy funkcjonuje dobrze (Morawiecki kiwał głową). Nazwał nasz region „motorem Europy”. Oprócz tego jednak są obszary w Unii, które „nie funkcjonują”. Wyróżnił politykę migracyjną, którą nazwał „fiaskiem”, i stwierdził, że „mieszkańcy UE nie chcą migracji, nawet jeśli się im ją narzuca”.

Podziękował Polakom za pomoc w ochronie granic (Polska wysłała grupę pograniczników na Węgry w okresie największego napływu uchodźców).

Było to oświadczenie pełne poczucia sukcesu: Europa Środkowa odniosła sukces, mówił Orbán, zbudowała silną pozycję w Unii Europejskiej, która w związku z tym powinna się liczyć z jej zdaniem i wizją przyszłości całego związku. „Nie chcemy żyć w imperium, tylko w wolnym państwie europejskim” - dodawał.

Do tych motywów Orbán powracał w czasie konferencji wielokrotnie:

Unia Europejska nie może być „imperium” - powtarzał.

Mówił także obszernie - i również wracał do tej sprawy parokrotnie - o „filozoficznym poziomie” rozmów z polskim premierem. „My, Węgrzy, chcemy, żeby Europa pozostała europejska i dlatego odrzucamy migrację, uważamy, że bardzo ważne jest umocnienie rodzin i wspieranie dzietności, umocnienie chrześcijańskich korzeni Europy umocni całą Europę” - deklarował.

Przeczytaj także:

Następnie powiedział parę ogólnych zdań o współpracy gospodarczej - „dużych projektach” (bez konkretów) oraz budowie komunikacji północ - południe (a nie tylko wschód - zachód) w krajach regionu. Rozpływał się: „To było bardzo wspaniałe spotkanie, dużo zrobiliśmy na rzecz umacniania polsko-węgierskiej przyjaźni”.

W całym oświadczeniu nie powiedział nic bezpośrednio o konflikcie rządu PiS z Unią Europejską oraz zastosowaniu wobec nas art. 7 traktatu europejskiego.

Co ciekawe, dziennikarze nie zadali mu o to pytania, chociaż narzucało się samo. Być może dlatego, że pytania zadawali pracownicy mediów publicznych, węgierskich i polskich (MTV, Origo.hu, TVP Info), zdominowanych przez swoje rządy.

Odpowiadając na pytanie o migrację, Orbán zaczął najpierw rozwodzić się nad historycznymi zasługami Polski. Mówił o przełomie 1989 roku, o odwadze, której wymagało działanie w „Solidarności”, wspomniał o ZOMO, które „fizycznie i brutalnie” pacyfikowało protesty.

„Dla Węgrów być w sojuszu z Polakami to znaczy być w sojuszu z bardzo odważnym narodem” - mówił.

Wrócił też do swojej krytyki zachodniej Europy, w której „sporo państw” traktuje nasze czasy jako „postchrześcijańskie i postnarodowe”. „Wolność europejska pochodzi z chrześcijaństwa (…) nie możemy oddać naszej tożsamości (…) nie imperium, tylko wolne państwa” - mówił.

Do spraw ogólnych Orbán odniósł się także, odpowiadając na kolejne pytanie - o ewentualne przyjęcie do Grupy Wyszehradzkiej Austrii, w której populistyczna prawica wygrała wybory. Europa jest kontynentem demokratycznym. Możemy to nazwać populizmem albo nie, ale jedno jest jasne - musi się wydarzyć to, czego ludzie chcą.

Polski premier mówił przede wszystkim o współpracy ekonomicznej i handlowej: rosnących obrotach handlowych („dwucyfrowo”) i potrzebie budowy polsko-słowackiego „konektora gazowego”.

Orbán za to wrócił kolejny raz do ogólnych rozważań - i równie ogólnych komplementów pod polskim adresem.

„To, o czym teraz rozmawiamy, to Europa Środkowa (…) Europa Zachodnia podchodzi do tego tak, że jest to obszar pomiędzy światem rosyjskim i światem niemieckim (...) siłą decydującą tego obszaru jest Polska, wszyscy jesteśmy zainteresowani tym, żeby polska gospodarka była wielka i silna (...) Nie wierzę, żeby kraje Europy Środkowej mogły pozostać niezależnymi bez własnej [silnej] gospodarki”.

Skorzystał także z okazji, aby powiedzieć coś miłego w odpowiedzi na pytanie o rolę Polski w Radzie Bezpieczeństwa ONZ (w której zostaliśmy niestałym członkiem w zeszłym roku). Polska będzie reprezentować bardzo unikatowe doświadczenie historyczne. Zachodniej części Europy to siły amerykańskie przyniosły wolność po II wojnie światowej. Nam to nie było dane, po jednej okupacji nastąpiła druga. Reprezentujemy tradycję krajów, które same wywalczyły tę wolność. To bardzo ważne, że Polska reprezentuje środkowoeuropejską tradycję.

Jak widać, nie padła ze strony Orbána żadna publiczna, wiążąca deklaracja w sprawie głosowania nad ewentualnymi sankcjami dla Polski. W prorządowych mediach znaleźliśmy jedno zdanie na ten temat. Zacytujmy:

„Członkowie polskiej delegacji tłumaczą, że temat nie pojawił się podczas oświadczeń premierów, ponieważ obu stronom nie zależało na budowaniu wrażenia, że ta kwestia była głównym powodem wizyty premiera Morawieckiego w Budapeszcie, lub że Polska strona nerwowo zabiega o poparcie Węgier”.

Problem w tym, że z wypowiedzi przedstawicieli rządu można było dokładnie to wyczytać - Morawieckiemu głównie chodziło o poparcie Orbána, a kwestia ta dla rządu PiS ma zasadnicze znaczenie. O tym, że Węgry mają zablokować ewentualne sankcje wobec Polski, słyszymy od momentu uruchomienia art. 7 przeciw rządowi PiS.

Przypomnijmy też, że Orbán nie poparł już raz PiS w bardzo ważnym dla Jarosława Kaczyńskiego głosowaniu:

wiosną 2017 roku rząd PiS próbował zablokować wybór Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej i przegrał sromotnie, stosunkiem głosów 27:1. Orbán może więc mówić Polakom komplementy, ale jego poparcie nadal pozostaje przedmiotem dyplomatycznej gry, w której kraje zachodnie mogą rząd w Warszawie przelicytować.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze