0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Bartosz Banka / Agencja Wyborcza.plfot. Bartosz Banka /...

Do tak wielkich strat nie musiało dojść, a możliwe, że przynajmniej na jednej z transakcji Orlen mógł wyjść lepiej. To główny wniosek z poniedziałkowego (29 maja 2023) materiału programu "Czarno na Białym" w TVN24.

Reporter stacji ustalił, że chęć kupna części aktywów Lotosu zgłosili Amerykanie. Nie zostali jednak dopuszczeni do przedłożenia swojej propozycji, a spółka zależna koncernu została sprzedana poniżej kwoty kapitału zakładowego.

Ponadto przejęte w ramach wyprzedaży aktywów gdańskiej firmy stacje na Węgrzech chwilę wcześniej należały do rosyjskiego Łukoilu.

Przypomnijmy: Orlen sprzedał część udziałów w Lotosie, by móc dokończyć fuzję z gdańskim koncernem. Był to wymóg Komisji Europejskiej, która w ten sposób chciała przeciwdziałać powstania absolutnego monopolisty na polskim rynku przetwórstwa ropy.

Jak Orlen wyszedł na fuzji z Lotosem?

Co dokładnie ustalili reporterzy TVN24?

  • Poza polskim Unimotem i saudyjskim Saudi Aramco kupnem części aktywów Lotosu zainteresowani byli Amerykanie z Global Oil Management Group. Korporacja chciała przejąć spółkę zajmującą się magazynowaniem i produkcją asfaltu. Według przesłanej stacji odpowiedzi na zadane firmie pytania ich oferta nie została jednak dopuszczona do negocjacji sprzedażowych. "Polska jest dla nas interesującym rynkiem i byliśmy bardzo zainteresowani udziałem w procesie sprzedaży aktywów Lotosu, ale niestety nie mieliśmy możliwości złożenia oficjalnej oferty, ponieważ odmówiono nam przystąpienia do negocjacji” – odpowiedziała cytowana przez TVN24 korporacja.
  • Zależna od Lotosu spółka zajmująca się wytwarzaniem i sprzedażą asfaltów oraz utrzymaniem terminali paliwowych – Lotos Terminale – zamiast tego sprzedana została prywatnej firmie Unimot za 360 mln zł. To mocna przecena, bo jedynie kapitał zakładowy Lotos Terminale wynosił 679,6 mln zł.
  • Węgierskie stacje paliw przejęte przez Orlen od państwowego koncernu MOL chwilę wcześniej były własnością rosyjskiego Łukoilu. Węgierski MOL przejął 200 obiektów, by tego samego dnia podpisać z Orlenem umowę przedwstępną o ich przekazaniu polskiemu koncernowi. Materiał TVN24 sugeruje, że MOL był jedynie "pośrednikiem" w transakcji między Rosjanami a Orlenem. Stacje Orlenu na Węgrzech w produkty z rosyjskiej ropy zaopatruje MOL. Na wielu ze stacji nadal widać elementy identyfikacji wizualnej rosyjskiego dostawcy paliw.

Łącznie na transakcjach dzielących Lotos pomiędzy cztery podmioty Orlen stracił około 4,4 mld złotych.

Interesy na Węgrzech oznaczają dalsze uzależnienie od ropy z Rosji

Jak poważne są te zarzuty? Ten o przejęciu rosyjskich stacji na Węgrzech byłby częściowo łatwy do zbicia — w końcu można zgodzić się, że lepiej, by były w polskich rękach, niezależnie od sposobu ich przejęcia.

Jednak bez względu na to, kto jest właścicielem stacji, paliwo sprzedawane w nich w znacznej części przerabiane jest z ropy pochodzącej z Rosji. Transport benzyny i diesla z Polski jest nieopłacalny, dlatego Orlen na Węgrzech kupuje paliwo od MOL-a. Węgierski potentat nie jest skory do porzucenia kontraktów z rosyjskimi dostawcami ropy, a udział surowca z tego kierunku w całym przerobie wynosi powyżej 60 proc.

Ponadto Orlen po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie nadal wykorzystuje surowiec płynący ze wschodu w swojej czeskiej rafinerii Unipetrolu. Widać więc, że polski potentat paliwowy mimo zatrzymania importu rosyjskiej ropy do Polski (co nastąpiło jednak w związku z przykręceniem kurka przez Rosjan) nadal nie zerwał z rosyjską ropą. Przejęcie należących niedawno do Rosjan stacji na Węgrzech jedynie pogłębia biznesowe związki Orlenu i uzależnionych od Kremla spółek.

O wiele istotniejszy wydaje się wątek wyłączenia amerykańskiego partnera z negocjacji w sprawie części aktywów Lotosu. Chodzi co prawda o mniejszy fragment "tortu" składającego się na majątek gdańskiego koncernu, jednak takie działanie Orlenu może dziwić.

Orlen blokuje Amerykanów

Przypomnijmy, że ważniejszą częścią transakcji podziału Lotosu jest sprzedaż niemal jednej trzeciej Rafinerii Gdańskiej. Zakład w ostatnich 16 latach przeszedł gruntowną modernizację, a inwestycje sięgnęły wartości 16 mld złotych.

30 proc. udziałów w rafinerii za zaledwie 1,15 mld złotych przejęli Saudyjczycy z Saudi Aramco. Koncern Global Oil Management zgłaszał się po mniej wartą spółkę kontrolującą terminale paliwowe i wytwarzającą asfalt. Dlaczego nie został dopuszczony do negocjacji? To otwarta kwestia, jednak dla znawców rynku amerykańska firma pozostaje anonimowa.

"Zajmuje się sektorem paliwowym od 2013 roku i muszę przyznać, że nigdy nie słyszałem o firnie Global Oil Management Group. Ba, moi rozmówcy z sektora również o niej nie słyszeli" – zauważa Robert Tomaszewski, ekspert rynku energetycznego z think-tanku Polityka Insight.

Mimo to niedopuszczenie Amerykanów wygląda problematyczne, zwłaszcza z politycznej perspektywy. Orlen miał w końcu mocno zabiegać o przejęcie części rafinerii przez Saudi Aramco. Saudyjczycy wciąż utrzymują bliskie kontakty z Kremlem w kartelu naftowym OPEC+, a zmniejszając wydobycie ropy mogą wpływać na jej globalne ceny.

W ten sposób mają wpływ na zyski rosyjskich spółek wydobywczych i pod tym względem występują w roli konkurenta Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie władze zabiegały zresztą o zwiększenie wydobycia przez Saudyjczyków. Ci odpowiedzieli jego ograniczeniem. W grudniu zeszłego roku prezydent USA Joe Biden zapowiedział, że takie działania pociągną za sobą konsekwencje. Tym razem skończyło się na jednak na słowach, a mimo napięć Waszyngton i Rijad kontynuują współpracę swoich agencji wywiadowczych.

Nie wiemy, czy zignorowanie koncernu z kraju naszych bliskich sojuszników wpłynęło na stosunki polsko-amerykańskie. Jeśli jednak miało jakiś skutek, to łatwo sobie wyobrazić, że jedynie negatywny.

Ostatnio amerykański ambasador Mark Brzezinski przestrzegał polskie władze przed oddawaniem kontroli nad infrastrukturą krytyczną w ręce krajów „niebudzących zaufania". Zrobił to w kontekście nowego prawa, które ma dać przedsiębiorcom możliwość przekształcenia wieczystego użytkowania we własność.

Umożliwi to m.in. uzależnionej od chińskiego kapitału spółce przejęcie na własność części portu w Gdyni – co wyjaśnialiśmy już w OKO.press.

Przeczytaj także:

Amerykanie na liście krajów „niebudzących zaufania" mogliby jednak umieścić również Arabię Saudyjską. Na mapie polskiej infrastruktury krytycznej z pewnością pojawiłaby się rafineria w Gdańsku.

Orlen „na musiku”

Kolejny wątek dotyczy finansów. Jak opisuje TVN24, transakcje wokół Lotosu można podzielić na dwa etapy. Pierwszym było "okazjonalne" kupno wszystkich aktywów koncernu przez Orlen, blisko 6 mld poniżej wyceny spółki. Potem Orlen sprzedał swoją część udziałów w Lotosie za 4,9 mld złotych, mimo że warte były 9,3 mld.

Koncern na tej transakcji może być więc stratny na ok. 4,4 mld złotych.

Informacja o gigantycznej różnicy pomiędzy wartością sprzedanych udziałów a kwotą ich sprzedaży nie dziwi. Mówi nam o tym Robert Tomaszewski.

„Rynek wiedział, że Orlen jest »na musiku« i pod wpływem presji Komisji Europejskiej musi sprzedać aktywa, dlatego negocjacje ze strony prywatnych firm (np. Unimotu) były przeciągane, a ceny były śrubowane w dół” – twierdzi ekspert – „Oddzielną kwestią jest ocena czy Orlen – a wraz z nim rząd PiS – powinien był doprowadzić do takiej sytuacji, w której to rynek dyktuje Orlenowi warunki sprzedaży strategicznych aktywów rafineryjnych, magazynów paliw, asfaltowych i paliwowego detalu. I znowu, odpowiedź jest złożona – jeśli patrzymy z perspektywy wycen i bezpieczeństwa paliwowego państwa w krótkim i średnim terminie, popełniono błąd – sprzedano za tanio zbyt ważne aktywa. Patrząc jednak w długim terminie, możemy zobaczyć, że kwestia zarobienia kilku miliardów przy przychodach rzędu kilkuset miliardów rocznie nie jest wielkim osiągnięciem” – zauważa Tomaszewski.

Zyski poświęcone na rzecz strategii. Słusznie?

Podział Lotosu może w dalszej perspektywie być korzystny, bo przekazane Aramco i Unimotowi aktywa będą szybko tracić na znaczeniu, a Orlen dzieli się odpowiedzialnością za transformację kompleksu w Gdańsku i reszty sprzedanych obiektów.

" Rafinerie będą zamieniały się w kompleksy petrochemiczne, fabryki wodoru i paliw syntetycznych. Magazyny paliw będą zamykane albo przekształcane w rozlewnie e-paliw, asfalt będzie jeszcze potrzebny, ale przy spadku przerobu ropy będzie wypierany przez zielony beton" – mówi nam Tomaszewski.

Nie zmienia to faktu, że aktywa Lotosu sprzedano wyjątkowo tanio – przyznaje. Dla Orlenu cena nie była kluczową kwestią, a wpuszczenie Saudyjczyków do rafinerii wpisywało się w strategię koncernu. Polski koncern parł do transakcji przede wszystkim, by w pakiecie dostać łatwiejszy dostęp do dostaw ropy z Arabii Saudyjskiej.

Daniel Obajtek miał też nadzieję, że partnerstwo z Aramco podniesie rangę kierowanego przez niego biznesu i uczyni z Orlenu globalnego gracza. Nadzieja ta, jak ocenia Tomaszewski, na razie okazuje się płonna.

"Głównym problemem takiego podejścia była kwestia negocjacyjna – Aramco wiedziało, że Orlenowi zależy na porozumieniu, dlatego stosowało presję na obniżenie ceny, przedłużało negocjacje, wysyłało sygnały, że nie jest zainteresowane transakcją. W efekcie Orlen nie tylko musiał zgodzić się na warunki finansowe Aramco, ale też podpisać umowy, które znacząco ograniczały jego możliwości zarządzania rafinerią Gdańsk. Można powiedzieć, że Orlen osiągnął sukces strategiczny (doprowadzając do umowy z SA), ale przegrał taktycznie (sprzedając rafinerię na złych warunkach)" – mówi nam Tomaszewski.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze