0:000:00

0:00

Przypomnijmy: w sobotę 22 lipca (2017) media prorządowe ogłosiły, że masowe protesty, które trwały od kilku dni, to efekt "astroturfingu". To technika marketingowa, która polega na tym, że opłacone i skoordynowane kampanie (biznesowe albo polityczne) są przedstawiane jako spontaniczne i oddolne. Zdaniem prawicowych mediów i dziennikarzy za protestami stał amerykański biznesmen węgierskiego pochodzenia - George Soros. OKO.press pisało o tym tutaj.

Oskarżeniom tym przyjrzała się organizacja Digital Forensic Research Lab. To część Rady Atlantyckiej (Atlantic Council), potężnego amerykańskiego think-tanku, który zajmuje się sprawami międzynarodowymi od 1961 roku. DFRLab prowadzi cyfrowe śledztwa - ujawnia źródła, często ukryte, najróżniejszych trendów internetowych.

DFR przeanalizował jeden dzień na polskim Twitterze - właśnie sobotę 22 lipca. Wniosek?

Oskarżenia o astroturfing zostały sztucznie wygenerowane!

Innymi słowy: ktoś wykorzystał dziesiątki fałszywych kont na Twitterze i boty (programy zastępujące człowieka), żeby opublikować prawie 16 tysięcy tweetów, w których o generowanie sztucznego ruchu oskarża stronę przeciwną. Czyli zarzut wyrafinowanej manipulacji został skonstruowany przy pomocy tej samej wyrafinowanej manipulacji.

Oto najważniejsze ustalenia Bena Nimmo z DFRLab:

  1. Zidentyfikowano 15 tysięcy 882 tweetów pochodzących z 2 tysięcy 408 kont na Twitterze, tweetów, które zawierały hasztagi: #AstroTurfing, #StopAstroTurfing i #StopNGOSoros .;
  2. Tweety pojawiły się nagle - w jednym czasie i na krótko. Normalnie w internecie trendy rozwijają się, np. stopniowo wzrasta liczba kont posługujących się jednym hasztagiem. Z "astroturfingiem" było inaczej. Do godziny 19:00 powyższe hasztagi prawie nie występowały. Od 19:00 zaczęło się pojawiać ok. 200 tak oznakowanych tweetów na minutę. Trwało to zaledwie trzy godziny. Ok. 22:00 trend umarł. "To charakterystyczne dla zorganizowanego i zapewne częściowo zautomatyzowanego użycia hashtagów, a nie dla oddolnego ruchu" - pisze DFRLab.;
  3. Jedno konto używało któregoś z trzech hasztagów średnio 6,6 razy. To anomalia. Jak czytamy w raporcie, przeciętny użytkownik Twittera, gdy bierze udział w jakimś trendzie (np. #CzarnyProtest), jednego hasztaga używa mniej niż 3,5 razy;
  4. 50 najaktywniejszych użytkowników wysłało ponad jedną trzecią (35,17 proc.) sumy tweetów, w których pojawił się jeden z trzech hasztagów. "To potwierdza, że ruch na Twitterze w znacznej mierze generowała mała grupka hiperaktywnych użytkowników" - czytamy. W ciągu zaledwie dwóch godzin dziesięciu najaktywniejszych użytkowników opublikowało aż 1804 tweety, co daje dla tej grupy średnią jednego tweeta co 4 sekundy.
  5. Spośród ponad 15 tysięcy tweetów, które się ukazały w ramach sprzeciwu wobec astroturfingu, ponad 11 tysięcy (ponad 73 proc.) było identycznych.

Boty produkowały setki wpisów dziennie

DFRLab przedstawia przykłady kont na Twitterze, które najprawdopodobniej są botami - specjalnie napisanymi programami do publikowania treści.

  • @annawitme dołączyła do portalu 9 grudnia 2016 roku i od tamtej pory opublikowała prawie 68 tysięcy wpisów; prawie 300 dziennie;
  • @MichalAlex1975 w sobotni wieczór opublikował 154 posty przeciwko astroturfingowi, a
  • @zawszePolska - 45 takich tweetów;
  • Z konta @Oziunia przez cały czas publikowano dokładnie ten sam post, który następnie inni podawali dalej, ponad 700 razy;
  • Taki np. @Boreyko 22 razy podał dalej dokładnie ten sam wpis z konta @Oziunia.
DFRLab konkluduje, że użycie tych trzech hashtagów było klasycznym przykładem astroturfingu, tj. sytuacji w której mała grupka ludzi za pomocą fałszywych kont i programów próbuje wytworzyć wrażenie wielkiego, oddolnego zjawiska w Internecie.

Czyli dokładnie tego, przeciwko czemu trend ten występował.

A może to rosyjska operacja specjalna?

Tak twierdzi Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji. "Powyższa kampania przeprowadzona na polskim twitterze również nosi znamiona ataków botów podobnych do zaobserwowanych podczas kampanii wyborczych w Stanach Zjednoczonych oraz we Francji. Podobne jest również zaangażowanie środowisk nacjonalistycznych w rozpowszechnianie sztucznie wygenerowanej narracji" - pisze Marta Kowalska, ekspertka od wojen informacyjnych.

Autorka zwraca uwagę, że kampania ta była zgodna z celami rosyjskiej propagandy: "Celem prowadzonej operacji jest destabilizacja państwa polskiego i pogłębianie konfliktu społecznego i politycznego w kraju, z wykorzystaniem narracji antyukraińskiej, co w dalszej kolejności będzie kompatybilne ze wspieranymi przez Kreml narracjami antyimigranckimi, antyunijnymi czy szerzej – antyzachodnimi oraz spiskowymi (antysemickimi, antyamerykańskimi i antynatowskimi)". Operacja może być testem "własnych możliwości" i służyć "weryfikacji założeń odnośnie polskiej przestrzeni informacyjnej i reakcji różnych podmiotów". Dowodzi to zdaniem Kowalskiej, że "Polska potrzebuje wzmocnienia struktur państwowych i pozarządowych, działających na odcinku cyberbezpieczeństwa, a także przeciwdziałania dezinformacji".

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze