0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Ludovic MARIN / POOL / AFP)Fot. Ludovic MARIN /...

„To, co stało się w Paryżu, jest niebywałym wręcz skandalem” – mówił 30 lipca prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.

Artystyczna oprawa otwarcia Igrzysk Olimpijskich to, zdaniem prezesa PiS „intensywna ilustracja bardzo smutnego, coraz bardziej zaawansowanego procesu rozkładu elit zachodu, w tym elit francuskich” i pokazuje „rozkład moralny i polityczny tej najbardziej życzliwej człowiekowi cywilizacji w dziejach świata, czyli cywilizacji chrześcijańskiej”. Kaczyński dołączył więc do chóru oburzenia po rozpoczęciu olimpiady w Paryżu.

Kilkugodzinne widowisko na otwarcie Igrzysk Olimpijskich w Paryżu (26 lipca 2024) wyskoczyło poza ramy i miało nieco szalony rozmach. W jednej ze scen, zatytułowanej „Festivité” (święto), wystąpiły osoby LGBTQ, w tym drag queens i trans. Ustawienie aktorów narzuciło skojarzenie, że to nawiązanie do „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci.

Inni przekonywali, że chodzi raczej o obraz Jana Hermensza van Bijlerta, przedstawiający bogów olimpijskich na zaślubinach Tetydy i Peleusa.

Fot. Wrzut ekranu posta na portalu X Olympic Games

Główną rolę w scenie zagrała Barbara Butch, DJ-ejka i aktywistka lesbijska, która powiedziała potem, że była bogiem Apollem, a cała scena rozgrywała się na górze Olimp. W roli Dionizosa wystąpił francuski piosenkarz Philippe Katerine. Po olimpijsku tłumaczył też scenę Thomas Jolly, dyrektor artystyczny IO – przekonywał, że to uczta na Olimpie była jego inspiracją.

Niezależnie od inspiracji i pierwotnego tekstu kultury, który został użyty w przedstawieniu, larum podnieśli katolicy z całego świata. Scenę uznano za obraźliwą dla chrześcijaństwa. Oświadczenie wydał francuski episkopat, oburzył się wicepremier Włoch Matteo Salvini i Elon Musk, szef portalu X, grzmiała międzynarodowa katolicka i prawicowa prasa. Oraz, oczywiście, abp Marek Jędraszewski (z Polski) i politycy PiS, którym wszystko kojarzy się z jednym.

Z przeprosinami (ale raczej w formie non-apology) pospieszył Międzynarodowy Komitet Olimpijski: „Bez wątpienia nigdy nie mieliśmy zamiaru okazywać braku szacunku żadnej grupie religijnej. Wręcz przeciwnie, chcieliśmy pokazać tolerancję i wspólnotę. Jeśli ktoś poczuł się urażony, przepraszamy".

W olimpijskiej czołówce obrażonych znalazła się, rzecz jasna, polska prawica.

Morawiecki, Czarnek, Saryusz-Wolski, Błaszczak

Mateusz Morawiecki zamieścił na portalu X wpis ze zdjęciem paryskiej sceny i napisał: „Potrafią obrzydzić nawet ceremonię otwarcia IO".

Kim są oni, ci, którzy obrzydzają?

Odpowiada partyjny kolega Morawieckiego Jacek Saryusz-Wolski: „Skrajnie lewicowi ekstremiści uprowadzili Olimpiadę”. Czyli chodzi o lewaków vel komunistów, a więc wyznawców – jak to ujął kiedyś inny kolega Przemysław Czarnek w wykładzie dla włoskiej „Ligi” (tegoż Salviniego): „ideologii neomarksistowskich, takich jak gender, ideologia LGBT, wojujący ateizm, [które] dążą do wyrzucenia Boga, prawa naturalnego i jego konkretyzacji, czyli Dekalogu, z życia Europy. Krótko mówiąc, walczą o oderwanie Europy od jej chrześcijańskich korzeni”.

Czarnek zresztą także pochylił się nad upadkiem Francji: „W kraju zalewanym przez muzułmanów i przejmowanym przez nich kulturowo francuskie lewactwo drwi z własnych tradycji i korzeni...tak niestety zawsze upadały wielkie cywilizacje – podcinając gałęzie, na których siedziały i odcinając drzewo od korzeni. Tak upada cywilizacja łacińska we Francji i na Zachodzie".

Spoliczkowany został Mariusz Błaszczak, były szef MON: „Igrzyska Olimpijskie mają łączyć ludzi całego świata w duchu sportowej rywalizacji. Wczorajsze »show« i kpiny z Ostatniej Wieczerzy to policzek dla wszystkich, dla których ważna jest wiara i tradycja. Smutny i przygnębiający dowód na to, że w imię rewolucji kulturowej można wykorzystać każdą okoliczność i podeptać każdą świętość".

Politycy prawicy przekonują, że chodzi o obrazę uczuć religijnych, co w Polsce, kraju gdzie Kościół cieszy się wyjątkowymi przywilejami, zdarza się co chwilę, bo nasi katolicy wszystko biorą do siebie i wszędzie widzą prześladowania.

Czym tak bardzo scena z ceremonii obraziła chrześcijańskie sumienia? Czy chodzi o to, że wpisano Ostatnią Wieczerzę w nowy kontekst kulturowy? Niemożliwe, przecież Ostatnia Wieczerza jest niemal codziennie wykorzystywana w popkulturze. Internauci przypomnieli natychmiast sceny z serialu „Rodzina Soprano” czy obrazoburczego „South Parku". Były wówczas afery? Niekoniecznie. O co więc chodzi tym razem?

Co naprawdę obrzydza Morawieckiego? I wszystkich grzmiących katolików?

Odpowiedź daje Katechizm

Odpowiedź przynosi Katechizm Kościoła katolickiego. Ktoś się żachnie, bo przecież mowa w nim, że „znaczna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Osoby takie nie wybierają swej kondycji homoseksualnej; dla większości z nich stanowi ona trudne doświadczenie. Powinno się traktować je z szacunkiem, współczuciem i delikatnością.

Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji".

Pięknie, ale rzecz w tym, że ta aprobata jest warunkowa, ponieważ „homoseksualizm to poważne zepsucie [...] akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane. Są sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane".

Jakie jest wyjście z tej sprzeczności?

Katechizm je znajduje i udziela osobom LGBT okrutnej i podłej rady:

"Osoby homoseksualne są wezwane do czystości.

Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej".

Jak mówił wielki polski konstytucjonalista i obrońca praw człowieka Wiktor Osiatyński,

religia katolicka odbiera osobom LGBTQ podstawowe prawo człowieka do bycia sobą.

Jeśli nie posłuchają wezwania do „czystości„ nie ma dla nich miejsca we wspólnocie. Zawstydzeni swą grzeszną skłonnością mają o niej milczeć. Dlatego nie do zaakceptowania są „tęczowe Maryjki”, wyraz bezczelnego oczekiwania, że deklaracja katechizmu o równości wszystkich dzieci Boga dotyczy także ludzi, którzy inaczej przeżywają swoją płciowość niż panowie Mateusz, Przemek czy Jacek.

Deklaracja, że „wszyscy ludzie, stworzeni na obraz Jedynego Boga, obdarzeni taką samą rozumną duszą, mają tę samą naturę i to samo pochodzenie. Wszyscy, odkupieni przez ofiarę Chrystusa, są wezwani do uczestniczenia w tym samym Boskim szczęściu; wszyscy więc cieszą się równą godnością” została w katolicyzmie, zwłaszcza w jego polskiej wersji, zarezerwowana dla ludzi hetero.

Osoby LGBT nie budzą obrzydzenia Mateusza Morawieckiego, ale tylko, kiedy nie widać, że są LGBT. Kiedy całują się na ulicy albo żądają prawa do małżeństw, albo kiedy aktorzy w rolach LGBT siadają obok hetero za stołem performansu Ostatniej Wieczerzy, budzą homofobiczny odruch wstrętu.

Trudno powiedzieć, czy oburzenie Morawieckiego, Błaszczaka i innych jest owocem tego, czego małego Mateuszka i Mariuszka nauczyła katechetka. W końcu antymodernistyczna prawica od Stanów Zjednoczonych po Rosję grzmi nad upadkiem cywilizacji wykańczanej przez ideologię gender. A polscy politycy wiedzą, że ich oburzenie trafi na podatny grunt – niestety także wśród katolików, którym Kościół pozwala zaliczyć osoby LGBT do chrześcijańskiej wspólnoty tylko pod warunkami, których nie sposób spełnić. A od wykluczenia prosta droga i do zgorszenia, i do wstrętu.

;
Na zdjęciu Magdalena Chrzczonowicz
Magdalena Chrzczonowicz

Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze