0:000:00

0:00

Ponad 10 GW mocy dostarczały łącznie w niedzielne popołudnie odnawialne źródła energii (OZE) zlokalizowane na terenie Polski – wynika z operacyjnych danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych, przeanalizowanych przez WysokieNapiecie.pl. Szczytowa generacja paneli fotowoltaicznych wynosiła niemal 6,2 GW (na 10 GW mocy zainstalowanej), a farm wiatrowych 4,6 GW (na ponad 7 GW mocy zainstalowanej).

Pomimo upału i podwyższonego zapotrzebowania ze strony układów klimatyzacji, zapotrzebowanie na moc w całej Polsce było relatywnie niskie ze względu na ograniczoną konsumpcję ze strony biurowców, sklepów i części fabryk. Wyniosło od 12,9 do 17,5 GW.

W efekcie o godzinie 14 i 15 łączna generacja OZE w Polsce pokrywała aż 67% zapotrzebowania krajowych odbiorców (w tym zużycia własnego elektrowni konwencjonalnych) po odliczeniu zapotrzebowania elektrowni wodnych szczytowo-pompowych, które posłużyły jako magazyn dla nadwyżek mocy.

Elektrownie szczytowo-pompowe (ESP) odbierały z systemu w ciągu dnia nawet 1,2 GW mocy z OZE, aby wieczorem, gdy zachodziło słońce, dostarczać do systemu do 700 MW wspólnie z elektrowniami wodnymi ze zbiornikami, które także wstrzymywały produkcję w ciągu dnia i zwiększały po południu, pomagając stabilizować pracę systemu elektroenergetycznego.

Przeczytaj także:

Pomógł także rynek energii. Ze względu na dużą generację źródeł odnawialnych zapotrzebowanie na pracę elektrowni węglowych w ciągu dnia spadło na tyle, aby obniżyć hurtowe ceny prądu na polskim rynku (do 53 euro/MWh) poniżej cen u naszych sąsiadów (60 euro w Niemczech i 109 euro na Litwie). W efekcie mogliśmy wyeksportować do 1,2 GW mocy netto popołudniu, a tańszą energię kupić od sąsiadów rano i wieczorem, gdy ceny na naszym rynku były wyższe niż u nich.

Pomimo najwyższego w historii udziału odnawialnych źródeł energii w pokryciu zapotrzebowania krajowych odbiorców, system energetyczny pracował bez zakłóceń, a Polskie Sieci Elektroenergetyczne nie musiały sięgać po żadne środki zaradcze w postaci np. zaniżania generacji w niektórych źródłach mocy czy awaryjnego eksportu energii do sąsiadów.

Jednak już późnym wieczorem, po zachodzie słońca i przejściu frontu atmosferycznego, generacja z farm wiatrowych spadła poniżej 1,5 GW, a łącznie z elektrowniami na biomasę, biogaz i wodnymi przepływowymi, do systemu trafiało jedynie 2 GW mocy z OZE (o 80% mniej niż w ciągu dnia). Bilans poprawiały, wspomniane już elektrownie szczytowo-pompowe, hydroelektrownie przepływowe ze zbiornikami i import energii, łącznie oddając do systemu nieco ponad 700 MW. Większość różnicy pokryły jednak źródła konwencjonalne – elektrownie węglowe podniosły generację z 7 GW w ciągu dnia do ponad 13 GW wieczorem, a elektrociepłownie gazowe z 600 do 950 MW.

Nie wszystkie elektrownie węglowe były jednak w stanie wrócić do pracy w poniedziałek. Z tego powodu PSE musiały poprosić Szwecję o pomoc w wysokości 600 MW i zamiast eksportować tam 400 MW, jakie wynikały z transakcji rynkowych (w Szwecji było drożej), to do Polski popłynęło 200 MW.

Pomimo pogłębiania się trudności po stronie elektrowni węglowych, z punktu widzenia samych grup energetycznych, jak i PSE, rosnąca produkcja elektrowni wiatrowych i słonecznych jest dziś bardzo oczekiwana. Zapasy węgla przy elektrowniach i w całym kraju wciąż utrzymują się na niskim poziomie (w niektórych elektrowni poniżej wymaganego prawem minimum, za niedotrzymanie którego grozi im kara), a tylko w niedzielę OZE pozwoliły ograniczyć jego zużycie o ponad 60 tysięcy ton, czyli ponad 1200 wagonów z tym surowcem (których to, z resztą, także dziś na rynku brakuje).

Takie dni jak niedziela i poniedziałek pokazują jednocześnie jak ważne dla polskiego systemu elektroenergetycznego byłoby dokończenie budowy elektrowni szczytowo-pompowej Młoty w Kotlinie Kłodzkiej (planowanej pierwotnie na 750 MW), czy budowa elektrowni szczytowo-pompowych na różnicy poziomów między zwałowiskami zewnętrznymi a odkrywkami węgla brunatnego po zakończeniu eksploatacji w Turowie i Bełchatowie. Chociaż koniec pracy kopalni i elektrowni Bełchatów ma nastąpić za 14 lat, a kompleksu w Turowie w latach 40., to zwałowiska zewnętrzne już powinny być usypywane pod takie inwestycje. Niestety, wokół projektów nic się nie dzieje.

Tekst został opublikowany na portalu WysokieNapiecie.pl.

;

Udostępnij:

Bartłomiej Derski

Prawnik, ekonomista i dziennikarz. Jest absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Kształcił się także na Uniwersytecie Warszawskim, Polskiej Akademii Nauk i Politechnice Warszawskiej. Pisze dla portalu WysokieNapiecie.pl. Wielokrotnie nagradzany za publikacje poświęcone energetyce wiatrowej (m.in. w 2017 roku został nagrodzony w konkursie "Dziennikarze dla klimatu" dzięki artykułowi „Na węglu świat się nie kończy. Zwłaszcza na Śląsku”).

Komentarze