Więcej odnawialnych źródeł energii, ale też więcej węgla - Polska próbuje znaleźć szybki sposób na rozwód z rosyjskimi surowcami. Eksperci podkreślają: to szansa na przyspieszenie transformacji energetycznej. Czy rząd z tej szansy skorzysta?
Premier Mateusz Morawiecki i minister klimatu Anna Moskwa ogłosili 30 marca, że z rosyjskiego węgla zrezygnujemy już w kwietniu lub maju, a z gazu i ropy - do końca roku.
Przedstawiciele rządu podkreślali podczas konferencji, że ważną rolę w uniezależnianiu się od rosyjskich paliw będą pełniły źródła odnawialne i atom.
Pytanie, co z tych zapowiedzi uda się w rzeczywistości zrealizować. Dotychczasowy brak inicjatywy polskiego rządu i opór wobec polityki klimatycznej nie napawają optymizmem. Czy w kryzysowej sytuacji pogodzimy się z koniecznością odejścia od paliw kopalnych?
"W sposób szczególny stawiamy na rozwój OZE. Na 2020 roku mieliśmy plan osiągnięcia 15 proc. z OZE - przekroczyliśmy ten poziom" - mówiła Moskwa. Przypomnijmy jednak, że ten poziom OZE udało się osiągnąć dzięki zmianie w naliczaniu udziału odnawialnych źródeł. Główny Urząd Statystyczny doliczył za lata 2018-2020 "zapomnianą" biomasę, czyli przede wszystkim drewno wykorzystywane w domowych kotłach, kominkach i kuchniach. Z pomocą wyłącznie czystych źródeł - wiatraków czy paneli słonecznych - nie osiągnęlibyśmy celu 15 proc.
"Jeżeli rozwiniemy sieci do 2030 roku, osiągniemy ambitny plan 50 GW z OZE. Realizujemy także projekt elektrowni jądrowej. Chcemy wykorzystywać takie technologie jak SMR, MMR - tak, aby uzupełnić nasz miks o stabilne źródła energii do 2030 roku" - dodała minister klimatu.
Dzień przed konferencją na rządowych stronach pojawiły się "Założenia do aktualizacji Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (PEP2040) – wzmocnienie bezpieczeństwa i niezależności energetycznej". PEP to dokument, który ma wyznaczać kierunki energetyki w Polsce do 2040 roku. Pisaliśmy o nim w OKO.press przy okazji publikacji dokumentu w ubiegłym roku:
Przyjęte przez rząd poprawki zwiększają ambicje dotyczące OZE i rewidują plany wykorzystania gazu. Na razie jednak nowe zapisy do PEP2040 są bardzo ogólne.
Przede wszystkim znalazły się nich zapowiedzi zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii w miksie. Nowy cel OZE na 2040 rok został podniesiony z 40 proc. do 50. To jednak — jak podkreślają eksperci — wciąż za mało.
"Nawet Polskie Sieci Elektroenergetyczne w swojej ostatniej prognozie przewidują, że możliwe jest osiągnięcie blisko 50 proc. udziału OZE w produkcji energii elektrycznej w 2030 r. czyli 10 lat wcześniej niż przewiduje to nadzorujący je minister klimatu" - komentuje Michał Hetmański z Fundacji Instrat.
Paweł Czyżak z think tanku Ember wskazuje z kolei, że realizacja rządowego planu nie wpłynie zasadniczo na kluczowy dla polityki klimatycznej 2030 rok.
"Nowe założenia wciąż są mało ambitne w porównaniu do dostępnych scenariuszy dekarbonizacji elektroenergetyki - w tym scenariusza MIX Komisji Europejskiej. Rząd nadal nie kwapi się do realizacji polityki klimatycznej, mimo że jest to w interesie bezpieczeństwa kraju" - komentuje Czyżak.
Czego brakuje w zapowiedziach rządu? Przede wszystkim - konkretów. Zapowiedzi dotyczące rozwoju OZE to jedno, a realizacja tych planów to drugie. Do zwiększenia mocy z odnawialnych źródeł trzeba przede wszystkim zmienić ustawę blokującą rozbudowę elektrowni wiatrowych. Największym problemem jest zasada 10H, zawarta w przyjętej w maju 2016 roku „ustawie antywiatrakowej”. Według niej wiatraki można budować w odległości równej 10-krotności ich wysokości od budynków mieszkalnych i terenów cennych przyrodniczo.
Od 2016 roku nie powstały żadne nowe farmy wiatrowe - poza tymi, które uzyskały zgodę na budowę jeszcze przed przyjęciem szkodliwej ustawy.
"Przeprowadzenie w Sejmie ustawy uwalniającej energetykę wiatrową lądową to jedno z podstawowych zadań rządu na najbliższe dni i tygodnie - sezon zimowy już za niecałe pół roku"
- mówi Michał Hetmański.
Minister Anna Moskwa, pytana o 10H na konferencji prasowej 30 marca, odpowiedziała jedynie, że "trwają prace nad nowelizacją". Problem w tym, że nowela jest zapowiadana już przynajmniej od 2019 roku, a mimo tego sprawa stoi w miejscu.
„Dopóki nie zobaczę ustawy o 10H w dzienniku ustaw, to nie uwierzę” – komentuje Paweł Czyżak. „Cele OZE wyznaczone w zmianach do PEP2040 to nie jest żadna nowość, tylko dostosowanie dokumentów do rzeczywistości. My te cele i tak byśmy osiągnęli. Ambicje planowanego PEP są rozczarowujące, można bardziej postawić na OZE, niż planuje to rząd. Zobaczymy, co pokażą szczegółowe zapisy. Na pewno warto pochwalić to, że rząd chce reewaluować potencjał offshore. Ten potencjał jest ogromny, im więcej wiatraków stanie na morzu, tym lepiej” – ocenia.
Według obecnie obowiązujących założeń, czyli PEP2040 sprzed poprawek, do 2040 roku mielibyśmy mieć 11 GW mocy z wiatraków na morzu.
Pozostaje również pytanie o to, co rząd chce zrobić z rozwojem fotowoltaiki. Pod koniec 2021 roku Sejm podjął decyzję o przyhamowaniu rozwoju mikroelektrowni fotowoltaicznych. Powód? Przestarzała sieć energetyczna, która nie wytrzymuje dopływu energii z paneli słonecznych. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
W poprawkach do PEP2040 czytamy również o rozpoczęciu prac nad "wykorzystaniem OZE niezależnych od warunków atmosferycznych, czyli wykorzystujących energię wody, biomasy, biogazu, czy ciepła ziemi". W sprawie atomu dokument nie wprowadza znaczących nowości - podkreśla jedynie konieczność budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Rząd zapowiada także wykorzystanie małych reaktorów modułowych.
"Dobrze by było, gdyby PEP odzwierciedlał aktualny stan rzeczy. Mało kto jeszcze wierzy, że pierwszy blok jądrowy powstanie w 2033. Utrzymywanie tej daty to zwyczajne mydlenie oczu. Zgodnie z danymi przedstawianymi przez Polski Instytut Ekonomiczny nie mamy szans, żeby elektrownia zaczęła działać za 11 lat" - ocenia Paweł Czyżak.
PIE w październiku 2021 roku przepytał 27 ekspertów na temat założeń PEP2040. Aż 56 proc. ankietowanych uważa, że elektrownia jądrowa zostanie oddana do użytku dopiero w latach 2036-2040.
Na razie prace nad polską elektrownią jądrową zatrzymały się na wybraniu potencjalnego miejsca, gdzie miałaby powstać - w miejscowości Choczewo na Pomorzu.
Żeby pozbyć się rosyjskiego gazu, trzeba przede wszystkim ograniczyć zużycie tego surowca. W zmianach do PEP2040 czytamy: "Polska będzie dążyć do stopniowego zmniejszania zależności gospodarki od gazu ziemnego i ropy naftowej, jednakże w perspektywie najbliższych dekad wciąż niezbędne jest zagwarantowanie pewności ich dostaw do odbiorców".
W "zagwarantowaniu pewności dostaw" ma pomóc nie tylko Baltic Pipe, ale również przyspieszona rozbudowa pływającego terminalu FSRU w Zatoce Gdańskiej i podziemnych magazynów gazu. Operatorzy zapowiedzieli również szybsze uruchomienie gazociągu Polska-Litwa, który ma działać już od maja — na razie z mniejszą przepustowością niż docelowa.
Rząd zapowiada także inwestycje w technologie wodorowe i wykorzystanie w transporcie biokomponentów w paliwach ciekłych, biometanu, wodoru, niskoemisyjnych paliw syntetycznych, czy energii elektrycznej.
"Plany inwestycyjne dotyczące nowych mocy gazowych powinny podlegać weryfikacji pod kątem ekonomiki produkcji" - czytamy. To może oznaczać, że rząd zacznie powoli wycofywać się z planów wykorzystania gazu jako "paliwa pomostowego" w transformacji energetycznej. Gazem miała być zasilana m.in. nowa elektrownia w Ostrołęce, którą planowano w miejsce niedoszłych węglowych bloków. Zresztą gazowa Ostrołęka C wygrała aukcję rynku mocy na dostawy w 2026 roku. Gaz w tej aukcji był na pierwszym miejscu - kontrakty dostały również inwestycje Orlenu w Grudziądzu i ZE PAK w Adamowie.
"Nie wiemy jeszcze, co z tego rządowego oceniania ekonomiki wyjdzie. Jednak wiemy na pewno, że ekonomika bloków gazowych z każdym dniem jest coraz gorsza" - mówi Paweł Czyżak z Ember.
Problem w tym, że nie uda się tak szybko rozwinąć OZE albo przyspieszyć budowy elektrowni jądrowej. Do tego czasu trzeba czymś uzupełnić tę lukę.
I tym "czymś" będzie węgiel. W poprawkach do PEP2040 zaznaczono, że wykorzystanie krajowych złóż węgla kamiennego może "ulegać okresowemu zwiększaniu w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego państwa".
"Tempo ograniczania wydobycia i wykorzystania węgla może ulec niewielkiemu spadkowi w stosunku do dotychczasowych scenariuszy ze względu na możliwą potrzebę dłuższej niż przewidywano eksploatacji poszczególnych istniejących jednostek węglowych, biorąc pod uwagę potencjalne zakłócenia w imporcie surowców energetycznych" - czytamy. Przypomnijmy, że Polska nie ma dużych ambicji w odchodzeniu od węgla. Według "umowy społecznej" z górnikami ostatnie kopalnie zamkną się dopiero w 2049 roku - czyli na rok przed planowanym osiągnięciem neutralności klimatycznej.
Teraz, kiedy rząd ogłasza embargo na węgiel z Rosji, zyskuje argument za zwiększeniem wydobycia w Polsce. Mówił o tym 1 kwietnia minister aktywów państwowych Jacek Sasin w programie Sedno Sprawy Radia Plus.
"Mieliśmy kurs na wygaszanie górnictwa węgla kamiennego. To oznaczało maksymalne ograniczanie inwestycji. W tej chwili, oczywiście, te inwestycje, żeby zwiększyć wydobycie, będą niezbędne i będziemy je robić - to chcę bardzo wyraźnie powiedzieć. Bo to jest niezbędne dla bezpieczeństwa energetycznego Polski"
- powiedział.
Jak pisaliśmy w OKO.press, surowiec sprowadzany z Rosji nie był wykorzystywany w elektrowniach - trafiał do małych ciepłowni i prywatnych kotłowni. Teraz zastąpi go polski węgiel, ale także ten sprowadzany m.in. z Australii czy Kolumbii.
"Rząd musi szybko zwiększyć tempo, w jakim działają kluczowe programy Czyste Powietrze, Mój Prąd czy STOP Smog i nakierować te programy na rezygnację z paliw kopalnych i podniesienie efektywności energetycznej jako sposób na likwidację niskiej emisji" - zauważa Michał Hetmański z Instratu.
Tymczasem w ramach Czystego Powietrza podpisano na razie ok. 350 umów na wymianę pieców. A kopciuchów do usunięcia ma być w sumie aż 3 miliony.
"Oczywiście istnieje zagrożenie, że Polska postawi na węgiel i zwiększy jego wydobycie oraz zużycie. Jednak to nie jest aż tak złe rozwiązanie jak inwestycja we flotę jednostek gazowych" - komentuje Paweł Czyżak z Ember. "Węgiel ekonomicznie i mentalnie jest już na wylocie. Nasze bloki węglowe działają coraz gorzej, a wydobycie jest drogie. To nie jest technologia przyszłości i nawet jeśli elektrownie pożyją o kilka lat dłużej, to trend się nie zmieni. Budowa nowych elektrowni gazowych to wiązanie się z nimi na kolejne 30 lat. Zostalibyśmy z gazem na długo, o wiele za długo. Myślę, że jest to wybór między dwoma złymi sytuacjami. Droga węglowa nie jest dobra, ale jest racjonalna" - wyjaśnia ekspert.
W aktualizacji do PEP2040 zawarto również punkt, według którego "Polska będzie podejmować wysiłki negocjacyjne w celu reformy mechanizmów polityki klimatycznej Unii Europejskiej".
Co to znaczy? W mało szczegółowych zapowiedziach czytamy, że chodzi o umożliwienie "przeprowadzenia niskoemisyjnej i ambitnej transformacji, przyczyniając się do realizacji celów UE, przy uwzględnieniu czasowego zwiększonego wykorzystania konwencjonalnych mocy wytwórczych, bez ponoszenia nadmiernych kosztów wynikających z polityki klimatycznej". Rząd wspomina również o zapewnieniu środków, które pomogą w utrzymaniu bezpieczeństwa energetycznego i w integracji nowych niskoemisyjnych źródeł w naszym systemie elektroenergetycznym.
Zapowiedzi członków rządu wskazują, że PiS będzie chciał negocjować rezygnację z Fit for 55, pakietu dyrektyw wyznaczającego cele klimatyczne do 2055 roku. "To teraz szybko zawieśmy ETS i Fit for 55 i zajmijmy się bezpieczeństwem i niezależnością energetyczną Unii." - pisała Anna Moskwa na Twitterze, udostępniając artykuł, w którym wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans mówi o możliwości zastąpienia rosyjskiego gazu węglem.
"Rezygnacja z Fit for 55 byłaby katastrofalnym krokiem" - ocenia Paweł Czyżak. "W Europie panuje jednoznaczny konsensus, że polityka klimatyczna jest zbieżna z interesami bezpieczeństwa energetycznego i odchodzeniem od rosyjskich paliw. Do tej pory polski rząd działał mało logicznie i pod prąd do polityki UE. Teraz trochę zmienia kierunek - premier Morawiecki powiedział pod koniec marca, że ETS zostaje i żadne zmiany w tym temacie nie są planowane. Więc zakładam, że wszelkie nawoływania o rezygnacji z Fot for 55 to jakaś zasłona dymna i strategia negocjacyjna, żeby ugrać np. więcej funduszy na wsparcie wygaszanych jednostek węglowych" - dodaje.
Stan gry na początek kwietnia wygląda mało optymistycznie: więcej węgla, powolna wymiana pieców, droższa energia słoneczna i wiatraki na lądzie pod znakiem zapytania. Ambicje OZE mogłyby być znacznie większe niż 50 proc. do 2040 roku. Jeśli Polska ma się uniezależnić od paliw kopalnych z Rosji i tym samym przyspieszyć transformację energetyczną, musi wykonać zdecydowanie kroki. Działania, a nie tylko zapowiedzi.
Paweł Czyżak zwraca jednak uwagę na światełko w tunelu.
"Po raz pierwszy w rządowej narracji pojawia się temat OZE, które nie są obciążeniem i rzeczą narzuconą przez Brukselę. Są wreszcie narzędziem, które poprawi bezpieczeństwo energetyczne, obniży rachunki, zastąpi surowce z Rosji" - mówi ekspert i dodaje: "Paliwa kopalne są drogie i niestabilne, a OZE i atom pomogą nam się zabezpieczyć - moim zdaniem takie słowa padają ze strony rządu pierwszy raz. To ogromny zwrot w polityce klimatycznej. Pozytywny zwrot".
Gospodarka
Mateusz Morawiecki
Anna Moskwa
Ministerstwo Klimatu i Środowiska
energetyka
OZE
polska elektrownia atomowa
Ukraina
wojna w Ukrainie
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze