Jeśli prezes PiS Jarosław Kaczyński daje wywiad Polskiej Agencji Prasowej, to znaczy, że coś się dzieje. W rozmowach z PAP prezes zwykł podawać obowiązującą w obozie władzy interpretację bieżących wydarzeń (np. że możliwe jest głosowanie w pandemii), zapowiadać kluczowe ruchy (np. kompromis ws. budżetu UE), albo wskazywać swoich faworytów do sukcesji (jak Mateusza Morawieckiego po wyborach prezydenckich).
Tym razem cały wywiad dla Polskiej Agencji Prasowej poświęcony jest batożeniu koalicjantów PiS – Solidarnej Polski i Porozumienia.
Choć, jak to u Kaczyńskiego zazwyczaj bywa, nazwa obu ugrupowań w rozmowie nie pada, wszystko odbywa się w sferze metafor, niedopowiedzeń oraz insynuacji.
Wywiad Kaczyńskiego: zagniewany prezes ciska gromy
To chyba pierwszy taki wywiad prezesa PiS, który niemal w całości poświęcony jest narzekaniu na partnerów Prawa i Sprawiedliwości w obozie Zjednoczonej Prawicy. Poza rytualnymi oskarżeniami opozycji o prowadzenie wojny domowej, Kaczyński resztę rozmowy poświęca na przytyki, groźby i polityczne szantaże wobec Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Porozumienia Jarosława Gowina.
Zarzuty? Zrekapitulujmy.
- Mówią o wartościach, ale w rzeczywistości chodzi im tylko o własny interes.
- Mają wielkie osobiste ambicje, ale nie mają kwalifikacji.
- Niektórzy z nich chcą zniszczyć jedność prawicy i działają na szkodę Polski.
- Prawdziwych wartości broni tylko PiS, reszta obozu władzy odgrywa egoistyczny spektakl.
- Rozbijając prawicę, działają przeciw Polsce, przeciw polskiej rodzinie i przeciw polskim wartościom.
Co tak zirytowało prezesa Kaczyńskiego? Zapewne katalizatorem były wydarzenia z czwartku 25 lutego, kiedy Solidarna Polska zagłosowała wraz z opozycją za tym, by wicepremier Piotra Glińskiego udzielił Sejmowi informacji w sprawie wydawania pieniędzy z Funduszu Wsparcia Kultury. Być może szef PiS domyśla się również, że takich głosowań może być więcej – jedno, w sprawie unijnego Funduszu Odbudowy, zapowiada otwarcie partia Ziobry.
Powodem gniewu Kaczyńskiego mogą być również medialne szarże zdymisjonowanego wiceministra Janusza Kowalskiego (SP), który po opuszczeniu stanowiska bez ogródek krytykuje premiera Morawieckiego i politykę rządu.
Jeśli dodamy do tego nieudaną próbę zabrania partii Jarosławowi Gowinowi (i zapowiedź Porozumienia, że będzie przeciwko forsowanemu przez PiS podatkowi medialnemu), medialne przecieki dotyczące sytuacji wewnętrznej w Zjednoczonej Prawicy i rozpychających się już otwarcie partnerów, kwestionujących potęgę i wszechwładzę prezesa, rozdrażnienie Kaczyńskiego wydaje się z jego punktu widzenia uzasadnione.
„Jeżeli ktoś chce dobrze dla Polski i dobrze dla polskich rodzin i chce, aby te wartości się nie rozpadły, aby ta ofensywa kulturowa z zewnątrz nas nie rozniosła, to musi po prostu robić wszystko, nawet za cenę jakichś daleko idących samoograniczeń – wszyscy musimy im podlegać, nawet i ja – żeby zachować jedność”
– mówi PAP Kaczyński.
Symptomatyczne „nawet ja” pokazuje, że perspektywa utraty wszechwładzy w obozie rządowym może być dla prezesa gorzką pigułką do przełknięcia.
Zdaje się sugerować koalicjantom: jeśli nawet ja, król Zjednoczonej Prawicy, się ograniczam, wy musicie się ograniczyć dziesięć razy bardziej.
Ziobro jak Targowica?
Co będzie, gdy koalicjanci nie dostosują się do wyznaczonych przez Kaczyńskiego warunków? Oj, będzie źle.
„W dziejach Polski było wiele szans, Polska mogła być takim krajem, z którym by się w Europie naprawdę bardzo liczono, tak jak z najsilniejszymi państwami Europy, ale właśnie tego rodzaju postawy to uniemożliwiały. Uniemożliwiały wybór tych lepszych opcji. Niestety to się powtarza i to jest straszliwie bolesne”
– mówi prezes.
Czy porównuje tym samym Solidarną Polskę i Porozumienie do szlachty nadużywającej zasady liberum veto? A może wręcz do konfederacji targowickiej, zawiązanej przecież w imię obrony wartości – zagrożonej wolności – ale tak naprawdę działającej w interesie wrogiego mocarstwa?
Biorąc pod uwagę, że Kaczyński z politycznej, zuchwałej brutalności uczynił metodę działania, można ostrożnie założyć, że ma na myśli tę drugą ewentualność. Tym bardziej, że cały wywód prezesa jest skonstruowany wedle tej analogii: kto knuje przeciwko jedności, ten działa na pasku obcych, wrogich sił:
„Los kraju, los polskich rodzin, los Polaków to jest wszystko, co możemy w tej chwili poprawić, ale możemy też to zepchnąć w nieszczęście. Ci, którzy w tej chwili prowadzą te różne partykularne gierki, po prostu pchają nas ku nieszczęściu”
– tłumaczy prezes PiS.
Kim są sojusznicy „partykularnych graczy” spychających kraj ku przepaści? Opozycja i potężne siły zewnętrzne. Czyli po prostu obce państwa, bo w teorii Kaczyńskiego opozycja jest w prostej linii ekspozyturą wrogich, zewnętrznych sił:
„(…) proponują kompletne zdemolowanie Polski w imię ich interesów i – co tu dużo mówić – w imię interesów zewnętrznych. Te interesy to także narzucenie Polsce rewolucji obyczajowej niszczącej rodzinę, tradycję narodową, wszystko, co stanowi o naszej tożsamości”.
Koalicjanci, którzy stracili rozum
Nie dość, że Solidarna Polska i Porozumienie próbują uderzać w jedność obozu władzy, to jeszcze wg prezesa są – co tu ukrywać – zwykłymi nieudacznikami:
„To trzeba w końcu powiedzieć, bo to udawanie, że się broni jakichś wartości. Niczego się nie broni, broni się swojego interesu, broni się tego, żeby powiedzieć: nie, pan X nie będzie tutaj gwiazdą, bo ja chcę być gwiazdą, chociaż różnica kwalifikacji jest taka jak pomiędzy Górami Świętokrzyskimi a Tatrami”
– mówi Kaczyński.
Kto jest w tej metaforze marną 614 metrową Łysicą z Gór Świętokrzyskich, a kto potężnymi 2503 metrowymi Rysami, ewentualnie symbolicznie doniosłym 1894 metrowym Giewontem z dumnym krzyżem na szczycie?
Biorąc pod uwagę otwarty konflikt Solidarnej Polski z Mateuszem Morawieckim, nikczemnie pagórkowatym wzniesieniem są w tej metaforze albo Zbigniew Ziobro, albo Janusz Kowalski (a niewykluczone, że po prostu obaj), natomiast górą co się zowie – Morawiecki.
Prezes konstatuje też, że jego koalicjanci stracili rozum, ale ponieważ, jak wyznaje, jest „z natury optymistą”, wyraża nadzieję, że jednak zmądrzeją:
„Zawsze można wrócić do rozumu i przede wszystkim do wartości, ale tych prawdziwych, bo zadeklarować można wszystko”.
Kaczyński sugeruje też, że jego partnerzy polityczni są żenująco słabi i jeśli będzie chciał, po prostu ich zniszczy, choć – rzecz to oczywista – chwilowo niszczyć ich nie chce:
„My nie chcemy niszczyć naszych sojuszników. Chętnie będziemy dalej rządzić Polską razem z tymi dwiema partiami, ale w proporcji wynikającej z układu sił”.
Przekaz do Gowina i Ziobry jest jasny: albo wyzbędziecie się politycznych ambicji i wrócicie do szeregu, albo wasz koniec będzie marny. Teza Kaczyńskiego, choć brutalna, jest też zapewne prawdziwa: ewentualne przyspieszone wybory oznaczałyby niemal pewną utratę władzy przez PiS, ale za to dla Solidarnej Polski i Porozumienia byłyby gwarancją politycznej anihilacji.
„Wcześniejsze wybory?” – pyta dziennikarz PAP.
Kaczyński: „Nie chcę rozważać tych wariantów. Na razie mamy rząd większościowy i zobaczymy, co będzie dalej. Zobaczymy, co będzie przy głosowaniach, m.in. unijnego programu odbudowy. My idziemy tą drogą, a jeśli ktoś chce brać odpowiedzialność za to, że się to nie uda, to bardzo źle zapisze się w historii Polski”.
Innymi słowy, rozstrzyga się właśnie, czy w podręczniku do historii autorstwa Kaczyńskiego, Ziobro z Gowinem będą sojusznikami „sprawy polskiej”, czy też może zdrajcami. Dla zainteresowanych teoretycznie dylemat prosty do rozwiązania.
Chyba że groźby Kaczyńskiego nie mają już takiej mocy wzbudzania lęku jak jeszcze dwa lata temu. A jego koalicjanci na oku mają już innego autora, inny podręcznik i zupełnie inną historię.
W tym wywiadzie pan prezes pominął faktyczne problemy nurtujące Polaków. Pana prezesa jak widać interesuje tylko utrzymanie koalicjantów na krótkiej smyczy. To że pana prezesa nie interesuje stan gospodarki, pandemia, los polskich przedsiębiorców itp. nie tylko świadczy o oderwaniu pana prezesa od życia/rzeczywistości. Ponieważ pana prezesa interesuje od zawsze tylko WŁADZA oraz PARTIA, która mu tę władzę gwarantuje. To zainteresowanie nie jest od dzisiaj. Warto przeczytać wywiad pani Teresy Torańskiej z panem prezesem przeprowadzony w latach 90 tych. Warto także pamiętać o tym jak pan prezes nie tak dawno stwierdził, że jest gotów zaakceptować nawet kilku procentowy spadek PKB byle projekt partii był realizowany. Tym projektem jest budowa „wyznaniowej Polski nacjonalistyczno katolickiej”. Został on zaakceptowany w plebiscycie wyborczym już chyba trzykrotnie przez ponad 40% aktywnej części uczestników plebiscytu, a ostatnio przez ponad 10 mln. Co ważne, przy ok. 60% wyborców okopanych w swoich plemiennych okopach partyjnych i nie mogących się dogadać. Nie bez znaczenia jest tu ok 50% milczących obywateli, którzy pokazują od lat, że polityka ich to nie interesuje. Obecni realizatorzy tego projektu z racji braku większości konstytucyjnej postanowili wdrażać go z pominięciem konstytucji, zastępując państwo prawa woluntaryzmem politycznym. I tak decyzje tandemu – partii będącej w symbiozie z kościołem zastępują prawo. Ten projekt, którego głównym rozgrywającym jest KrK z mniejszym lub większym nasileniem jest realizowany przez przedstawicieli różnych opcji politycznych od 89 roku. Tak o nim mówił swego czasu wicepremier rządu IIIRP Henryk Goryszewski w lutym 1993 roku, podczas mszy św. w Rudce koło Briańska: „Nie jest ważne, czy w Polsce będzie kapitalizm, wolność słowa, czy w Polsce będzie dobrobyt – najważniejsze, aby Polska była katolicka”.
Cappo di tutti cappi – Don Kaczon.
Czyżby wytworzona w ciągu tych 5 1/2 lat mafijna solidarność była zbyt słaba, żeby zahamować wojnę w Zjednoczonej Targowicy? Przecież zarówno Gowin jak i Ziobro powinni wiedzieć, że jak stracą władzę to pójdą siedzieć.
Ale, jeśli się pozagryzają politycznie to najpierw capo di tutto capi będzie musiał ponieść odpowiedzialność wszelką za zniszczenie Polski. On o tym bardzo dobrze wie i kreuje się na męża opatrznościowego rodziny, kraju i czego kto zechce. Wstrętny cap!
Innymi słowy Jarosław Kaczyński wziął Gowina i Ziobrę jako zakładników swojej polityki. Kaczyński jawnie i ostentacyjnie narusza konstytucję, prawo. Zawłaszcza kolejne instytucje publiczne. Dokonuje zamachu na polską demokrację. A swym koalicjantom w zawoalowany sposób mówi, albo jesteście ze mną, albo jesteście nikim.
Wnioski dla demokratów są moim zdaniem dwa – nie liczmy na odejście przystawek Kaczyńskiego od niego. Za dużo ich łączy w tym ich quasi-mafijnym układzie. Połączmy siły z zbożnym dziele odsunięcia szkodników od władzy, póki jeszcze możemy to zrobić, bo później na jedność i współpracę może być za późno.