0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: (Photo by Munir uz Zaman / AFP)(Photo by Munir uz Z...

„Słuchałam dzisiaj audycji na temat ostatnich przypadków palenia Koranu w Szwecji. Nieco mnie to zaskoczyło, ponieważ kłóci się z obrazem Szwecji jako kraju tolerancyjnego, otwartego i szanującego wolność słowa” – pisze do mnie w mailu czytelniczka z Polski, która chciałaby zrozumieć, co dzieje się po drugiej stronie Bałtyku. A rzeczywiście dzieje się sporo i patrząc na przebieg zdarzeń z zewnątrz można wysnuć zbyt szybkie i niekoniecznie słuszne wnioski.

Spróbujmy więc wyjaśnić kilka kwestii przyglądając się przy okazji ciekawie postawionemu pytaniu o to, czym jest dziś wolność słowa w liberalnej, wielokulturowej demokracji. Są też inne pytania: dlaczego w Szwecji od ponad roku regularnie dochodzi do palenia świętej księgi islamu przed meczetami i przed ambasadami, na przykład Turcji i Iraku? I dlaczego Szwecja kojarzona z łagodnością, konsensusem i wielokulturowością właśnie z powodu profanacji Koranu o mało nie straciła szansy na wejście do NATO i ma coraz większe problemy w relacjach z państwami muzułmańskimi, które grożą bojkotem i reperkusjami?

Niedawno została podpalona ambasada Szwecji w Bagdadzie, doszło też do próby ataku na ambasadę w Bejrucie, najwyższy przywódca duchowy Iranu, Ajatollah Ali Chamenei, stwierdził, że Szwecja szykuje się na wojnę z krajami muzułmańskimi. Oburzeni Pakistańczycy wyszli tysiącami na ulice, zrzeszająca 57 państw muzułmańskich Organizacja Współpracy Islamskiej IKO nawołuje do wspólnych działań na rzecz zaprzestania profanacji Koranu w Szwecji i Danii, gdzie też ostatnio zaczęto Koran podpalać, a premier Szwecji, Ulf Kristersson ostrzega przed możliwymi odwetowymi atakami terrorystycznymi.

Przeczytaj także:

Jednocześnie szwedzka policja, która przez krótki czas na początku tego roku nie wyrażała zgody na demonstracje, podczas których miał być palony Koran, decyzją Sądu Najwyższego nie może już tego robić i ponownie rezerwowany jest czas i miejsca na kolejne akty podpaleń. Rząd, coraz bardziej zaniepokojony kwestiami bezpieczeństwa, rozpatruje zmianę prawa, by jednak uniemożliwić palenie świętych ksiąg. W kraju słynącym z sekularyzacji i nowoczesności byłby to jednak szok.

W liście polskiej czytelniczki ciekawe jest dla mnie to, że akty palenia Koranu kojarzą jej się zarówno z nietolerancją, jak i z brakiem szacunku dla wolności słowa, tymczasem w sprawie podpaleń Koranu Szwecja jak dotąd wykazywała się skrajnym, wręcz radykalnym szacunkiem właśnie dla tej wolności. Także tej kompletnie głupiej, bo Koran nie jest palony przez wnikliwych analityków wpływu religii na życie społeczeństw, tylko przez osoby nie do końca poważne, do czego jeszcze powrócę.

Generalnie obowiązująca w tej chwili w Szwecji definicja wolności słowa da się porównać z amerykańskim podejściem do sprawy. W Szwecji owa radykalna wolność słowa jest jednak czymś stosunkowo nowym. Do roku 1970 szwedzkie prawo zabraniało bluźnierstwa zarówno przeciw chrześcijańskiemu Bogu, jak i przeciw Mahometowi. Czy decyzja szwedzkiego sądu, że policja nie może powstrzymywać prób palenia Koranu to nadgorliwość neofitów? (warto dodać, że Kościół Szwecji przestał być kościołem państwowym dopiero w 2000 roku, więc szwedzka sekularyzacja była długo podszyta mocną formalną więzią ludzi i kościoła).

Dlaczego Szwedzi (nie) palą Koranu

Zacznijmy jednak od odpowiedzi na pytanie, dlaczego Szwedzi palą Koran. Czy to wyraz ich islamofobii, jak twierdzą liczni reprezentanci oburzonych państw islamskich?

Odpowiedź będzie zaskakująca, bo Koranu w Szwecji w ogóle nie palą Szwedzi.

Do pierwszych głośnych spaleń księgi doszło w kwietniu 2022 roku w kilku miastach kraju. Wywołało to wówczas poważne zamieszki. Koran palił duński skrajnie prawicowy populista Rasmus Paludan, ten sam, który w styczniu 2023 roku spalił świętą księgę przed ambasadą Turcji w Sztokholmie, co przyczyniło się do tureckiego „nie” dla wejścia Szwecji do NATO. Paludan, którego oskarżano między innymi o to, że jego akcje są inspirowane przez Rosję powrócił już do Danii ogłaszając, że Koranu u sąsiadów więcej podpalać nie będzie.

Od lutego głównym podpalaczem Koranu jest 37-letni Salwan Momika z Iraku, który m.in. skopał i podpalił księgę przed ambasadą swojego kraju w Sztokholmie oraz spalił ją przed największym meczetem w mieście. Momika przyjechał do Szwecji w roku 2021 i otrzymał pozwolenie na trzy lata pobytu. Sam określa się mianem uchodźcy i może rzeczywiście się nim stanie, bo w Iraku za palenie Koranu grozi mu teraz kara śmierci. Felietonistka „Dagens Nyheter” Hanne Kjöller skomentowała to niedawno słowami „podpalanie Koranu może być nowym sposobem na otrzymywanie azylu w Szwecji”.

Koran był w ostatnich miesiącach palony przez jeszcze 10 innych osób. Byli to między innymi obywatele Syrii, Iraku, Egiptu i Iranu, większość z nich nie ma obywatelstwa szwedzkiego. Nie są to osoby prześladowane z powodu poglądów ani zaangażowane politycznie. W wielu przypadkach trudno zgadnąć, jakie są ich motywacje. Jedynie Salwan Momika rozmawia z mediami i jednoznacznie deklaruje, że uważa Koran za księgę nakłaniającą do przemocy i zamierza go profanować bez końca.

W skrócie można więc powiedzieć, że

Szwecja znalazła się w sytuacji palącego konfliktu ze światem muzułmańskim, ponieważ broni prawa do wolności słowa kilku oszołomów.

Dla świata islamu nie jest jednak żadną pociechą fakt, że szwedzcy politycy jak jeden mąż wyrażają solidarność z muzułmanami i potępiają palenie ich świętej księgi. Zrozumiałe byłoby jedynie wydanie zakazu i powstrzymanie bluźnierstw. Szwecja to jednak kraj, w którym nawet reprezentanci świata religii są raczej przeciwni takim zakazom (tu warto dodać, że zaplanowane są także demonstracje, podczas których ma być palona Biblia i Tora). Znajomy pastor Kościoła Szwecji twierdzi, że spalenie Biblii nie byłoby dla niego żadną obrazą, bo wiarę ma się w sercu i jest nie do pomyślenia, by demokratyczne państwo zakazywało bluźnierstw. Wystarczy, że zapewnia wolność religijną.

Inny pastor, Jonas Gräslund, pisze w „Svenska Dagbladet”, że reprezentanci wszelkich religii powinni cieszyć się istnieniem bluźnierstw i religijnych prowokacji. „Bluźnierstwo to ważna część religii i zawsze religiom towarzyszyło. (…) Zakazanie prowokacji powoduje, że religia staje się czymś dla bigotów, grą o władzę i okopywaniem się na swojej pozycji. Pomyślcie tylko o tym, jak Jezus obrażał uczucia religijne! Wtedy, gdy leczył w czasie szabatu, wypędzał kupców ze świątyni albo twierdził, że jest synem Boga. Najwyżsi duchowni chcieli go za to skazać za bluźnierstwo. Przypomina to dzisiejsze fatwy ajatollahów i nawoływania do zakazania bluźnierstwa prawem. (…) Tymczasem to bluźnierstwo i prowokacja dają nam szansę na to, by uczyć się tolerancji, otwartości myślenia i zdolności do opanowania”.

W podobnym duchu wypowiada się była polityczka socjaldemokratów, muzułmanka i autorka książek o integracji Nalin Bakski Pekgul, która pisze, że palenie Koranu wprawdzie wywołuje smutek, ale nie wolno tego zabraniać, warto za to zastanowić się nad tym, dla kogo jest to interesujący politycznie cel. „My, muzułmanie w Szwecji i Europie, potrzebujemy wolności słowa, aby móc bronić się przed nietolerancją i samozwańczymi »przywódcami religijnymi« pragnącymi władzy. Dążenie do tego, by ograniczać wolność słowa, to strategiczny cel islamistów w Europie. Wielki potencjał ma wówczas eksploatowanie urażonych uczuć muzułmanów…”.

Słowa Pekgul są o tyle istotne, że potwierdzają słowa wspomnianego wcześniej pastora Jonasa Gräslunda, który cytował kolegę imama twierdzącego, że palenie Koranu nie może zagrozić prawdziwej, głębokiej wierze. Także wśród muzułmanów zdania na temat tego, czy bluźnierstwa muszą być zakazywane prawnie w demokracji są podzielone, choć w pierwszej chwili mogłoby się wydawać, że pod tym względem wierzący w Allaha stanowią ideologiczny monolit.

Trudno powiedzieć, na co ostatecznie zdecydują się szwedzcy politycy. W skrócie sprawa wygląda tak, że Szwecja ryzykuje dużo, by bronić wolności słowa idiotów (bo trudno uznać kopanie i palenie książek za postępowanie szczególnie rozsądne), ale z drugiej strony, ograniczenia owej wolności słowa dla idiotów domagają się autorytarne państwa i siły nieszczególnie poważające demokrację. Istnieje więc też taka możliwość, że – jak paradoksalnie by to nie brzmiało – to właśnie wolność słowa dla idiotów jest istotną składową demokracji.

Na zdjęciu: protest przeciwko szwedzkim władzom zezwalającym na niszczenie Koranu w stolicy Bangladeszu Dhace, 22 kwietnia 2023

;

Udostępnij:

Katarzyna Tubylewicz

Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”. Ostatnio wydała: „Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy”.

Komentarze