0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jonathan NACKSTRAND / AFPJonathan NACKSTRAND ...

Szwecja od lat szczyci się opinią humanitarnego mocarstwa, kraju otwartego na uchodźców i imigrantów, jednego z bardziej wielokulturowych w Europie. Jest to wizerunek utrwalony aż do znudzenia. Wydaje się więc, że nie powinno być lepszego kraju do bycia imigrantem. Jednocześnie zauważyłam, że moi szwedzcy przyjaciele od jakiegoś czasu twierdzą, że nie uważają mnie za imigrantkę (po szwedzku invandrare). Trudno w tej sytuacji powiedzieć, kim jestem, jako osoba mieszkająca w Sztokholmie od lat ponad dwudziestu.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

Szwedką na pewno nie, pomimo szwedzkiego obywatelstwa. Obywatelstwo to jedna rzecz, a prawo czucia się Szwedem – inna i pod tym względem Szwecja nie różni się od innych europejskich krajów. Co więcej, funkcjonuje tu wykluczające pojęcie „imigrant drugiej generacji” używane dla określenia ludzi urodzonych w Szwecji, ale z nieszwedzkich rodziców (szczęśliwie określenie to przestało być już używane w oficjalnej statystyce).

No dobrze, ale dlaczego nie jestem invandrare na spotkaniach towarzyskich? Cóż, przyjaciele nie chcą mi sprawiać przykrości, a wspomniane słowo brzmi w Szwecji coraz bardziej negatywnie. Imigranci to wszak problemy. O problemach z imigrantami dyskutują dziś wszyscy politycy, w tym temacie nie ma polaryzacji.

Premier Ulf Kristersson, stojący na czele partii Moderatów, w czasie kampanii wyborczej niestrudzenie powtarzał, że „imigranci są nadmiernym obciążeniem dla kraju”. Można na te słowa spojrzeć z różnych perspektyw. Na przykład z perspektywy służby zdrowia jest to skrajna bezczelność, jako że jedna czwarta personelu w fartuchach to ludzie urodzeni poza Szwecją, w tym co trzeci lekarz. W transporcie publicznym wszechobecność imigrantów jest jeszcze bardziej widoczna. I nie ma się czemu dziwić, skoro poza granicami Szwecji urodziło się 2 miliony jej mieszkańców, czyli 20 procent społeczeństwa.

Przeczytaj także:

Jak skrajna prawica popchnęła dyskusję o wielokulturowości

Jednocześnie Szwecja od lat ma problemy z segregacją mieszkaniową (jedną z większych w Europie), słabymi szkołami, w których nikt nie mówi po szwedzku i złą asymilacją imigrantów z krajów odległych kulturowo na rynku pracy. Ale tak było także w roku 2015, kiedy pisałam moją książkę „Moraliści” i wtedy żaden szanujący się polityk, poza antyimigranckimi Szwedzkimi Demokratami nawet nie pisnął słowa o problemach z integracją.

Było wręcz tak, że odkąd Szwedzcy Demokraci, partia o neonazistowskich korzeniach weszli do parlamentu, pozostałe szwedzkie partie polityczne odmawiały dialogu z rasistami, wycofując się przy okazji z dyskutowania o problemach wielokulturowości.

Otwartość oznaczała politycznie poprawny optymizm, tolerancja – wycofanie z wszelkiej analizy sytuacji.

Kiedy dziennikarz telewizyjny Mats Knutsson zadał na wizji pytanie: „Jak dużą liczbę imigrantów jest w stanie przyjąć Szwecja?” zaraz napisano, że ktoś, kto chce dyskutować o kwotach, sprzyja wiadomej partii.

Dziś nawet Socjaldemokraci, których można uznać za twórców wizji otwartej Szwecji – koncepcję humanitarnego mocarstwa stworzył i nagłośnił legendarny Socjaldemokrata Olof Palme – apelują o zmniejszenie napływu imigrantów i żądają, by przyjezdni uczyli się szwedzkiego, zwłaszcza jeśli pragną obywatelstwa. Jeszcze niedawno było to nie do pomyślenia. Ale Szwecja to kraj, który szybko się zmienia, trochę jak wahadło i może to iść w różne strony. Na przykład w latach ’80 była na tyle homofobiczna, że liberalny dziennik „Dagens Nyheter” w czasie epidemii AIDS odmawiał publikowania nekrologów mężczyzn podpisanych tylko przez mężczyznę. Uważano to za nieprzyzwoite. Dziś Szwecja jest najprawdopodobniej najbardziej LGBTQ friendly krajem świata.

W temacie stosunku do imigrantów wahadło zdaje się wychylać w inną stronę.

„Historia ma od czasu do czasu przykry zwyczaj wywracać wszystko do góry nogami i zmieniać nasz obraz świata. W jednej chwili chcemy ratować planetę przed globalnym ociepleniem, wstrzymać wojny i pomagać ludziom w potrzebie. Po chwili pogardzamy tymi, którzy tulą się do drzew, dołączamy do transatlantyckiej organizacji militarnej rozkochanej w broni atomowej i przerzucamy winę za wszystkie nasze problemy na tych samych ludzi w potrzebie, którym niedawno chcieliśmy pomóc” – pisze w dzienniku „Svenska Dagbladet” antropolog Haris Agic, który sam przybył w dzieciństwie do Szwecji jako uchodźca. „Najmocniej uderza to w nas, ciapatych. Jesteśmy oczywistymi chłopcami do bicia bez względu na to, z jakimi wyzwaniami styka się nasz nowy kraj. Jak tylko łódź się trochę zakołysze, stawia się nam na czole stempel: zepsuty, robaczywy, niewdzięczny pasożyt i ciężar.”

Jak Szwecja dorobiła się gangów

O co chodzi? Dlaczego mieszkająca w Szwecji Polka Iga Nasiek, która od 9 lat pracuje w szwedzkim przedszkolu mówi, że trudno jej to ująć w słowach, ale wyraźnie czuje ostatnio, że nowa retoryka mówienia o imigrantach, zmieniła także stosunek kolegów do niej samej (całego wywiadu z Igą można posłuchać w podcaście SNACK , odcinek 35).

Skąd to nagłe szwedzkie poczucie obciążenia? I czy będzie to wymagało kolejnej zmiany językowej? Mało kto bowiem wie, że do lat ’60 zeszłego wieku w szwedzkiej debacie i statystyce o przyjezdnych pisało się po prostu ”obcokrajowcy”, ”utlänningar”. Słowo to uznano jednak za negatywnie brzmiące i zastąpiono neutralnym wówczas słowem ”imigrant”, ”invandrare”. Dziś jest to słowo stygmatyzujące.

Niewątpliwie za główny powód takiej zmiany można przyjąć eskalację przemocy, a dokładniej wojny gangów, które trwają w Szwecji od paru lat.

Nie jest już dla nikogo tajemnicą, że gangi mają charakter etniczny (pisze o tym od dawna także liberalna prasa) i raczej nie ma w nich rodowitych Szwedów.

W pierwszych 12 dniach czerwca w samym regionie sztokholmskim postrzelono 9 osób, w tym piętnastolatka, który zginął na miejscu. Po jednej ze strzelanin w Farsta Centrum, w której zginęły dwie osoby, aresztowano dwóch podejrzanych, jeden jest Kurdem, a drugi… Polakiem. Obaj mają po 19 lat. W roku 2022 w strzelaninach zabito w Szwecji 63 osoby. W tym samym roku w sąsiedniej Norwegii były tylko 4 takie przypadki. „Imigracja ma wiele różnych stron. Kulturowo różnorodność jest bardzo dobra, ale przynosi też ze sobą wzrost przestępczości. – tłumaczy tę różnicę norweski policjant Arne Jørgen Olafsen w wywiadzie dla szwedzkiego, liberalnego „Dagens Nyheter” „Uważam, że historycznie w Norwegii było łatwiej niż w Szwecji dyskutować na takie niepopularne tematy”- dodaje.

Duże badanie z roku 2021 przeprowadzone przez Brå, czyli Krajową Radę do Zapobiegania Przestępstwom mówi między innymi o tym, że w żadnym innym europejskim kraju przestępczość zorganizowana nie rozwija się w tak gwałtownym tempie jak w Szwecji. Może dlatego wyborcze spoty populistycznych Szwedzkich Demokratów, w których ich lider Jimmie Åkesson opowiadał o tym, jak wspaniała, piękna i bezpieczna była kiedyś Szwecja i jak została zepsuta przez napływ niedobrych, groźnych obcych, przemówiły do ponad 20 procent Szwedów. Pomimo ewidentnych uproszczeń i elementów rasistowskich.

Jak Szwedzi nie potrafią rozmawiać o problemach

Prawda o Szwecji i jej otwartości jest jednak dużo bardziej zniuansowana, nie tylko służba zdrowia i transport publiczny przestałyby funkcjonować, gdyby nie imigranci. Podobnie stałoby się z placami budów, a nawet ze szwedzką kulturą, w której to, co najciekawsze prezentują dziś imigranci lub dzieci imigrantów. Polecam pokazywany obecnie w Polsce film „Chłopiec z niebios” Tarika Saleha , szwedzkiego reżysera urodzonego w Egipcie, czy „A potem tańczyliśmy” Levana Akina, reżysera o korzeniach gruzińskich.

Fakt, że imigranci kojarzą się dziś tak wielu Szwedom z przemocą i przestępczością ma jednak bardzo głębokie i negatywne konsekwencje także dlatego, że – jak zauważyła już w roku 1969 Susan Sontag w słynnym eseju „List ze Szwecji” – Szwecja to kraj, w którym jest wiele tematów tabu, a tym największym są przejawy agresywności. „Prawie nigdy nie słyszy się tu ludzi, którzy się ze sobą kłócą i istnieje głęboka awersja względem wszelkich konfliktów”.

Przepaść pomiędzy rodowitymi Szwedami a imigrantami może też dziś pogłębiać fakt, że Szwedzi mają silną tendencję do idealizowania samych siebie. Opisała to zjawisko w tekście dla „The Guardian” szwedzka pisarka Elisabeth Åsbrink: „Szwedzi jako naród uważają, że cechuje ich… dobroć. Wyobrażenie to nie sprzyja dostrzeganiu własnych błędów. Koncepcja szwedzkiej dobroci zaprzecza istnieniu tu antysemityzmu, rasismu, islamofobii, a nawet seksizmu” twierdzi Åsbrink. Nie da się więc ukryć, że z powodu takiej właśnie mentalności szwedzka dyskusja na temat własnych uprzedzeń względem imigrantów z jednej strony jest prowadzona, a z drugiej strony mało kto w nią wierzy.

Jak obchody 6 czerwca stawały się coraz ważniejsze

A kraj zmienia się bardzo szybko. Jeszcze nie tak dawno Szwedzi uważali, że są tak nowocześni i kosmopolityczni, że nie tylko nie znają nacjonalizmu, ale obcy im jest też pachnący zbyt narodowościowo „patriotyzm”. 6 czerwca, narodowy dzień Szwecji jest dniem wolnym od pracy dopiero od 2005 roku i przez wiele lat mało komu chciało się w ten dzień powiewać szwedzką flagą. Z roku na rok obchody 6 czerwca stają się ważniejsze i ponownie papierkiem lakmusowym zmian kraju są wypowiadane w ten dzień słowa Socjaldemokratów. Dlaczego? Bo choć nie zasiadają w obecnym rządzie, nadal są największą i najbardziej wpływową partią w Szwecji. W tym roku przewodnicząca Socjaldemokratów, Magdalena Andersson przemawiała w Falun. Powiedziała, że uważa się za patriotkę i podkreślała, że bycie dumną ze Szwecji nie oznacza patrzenia z góry na inne narodowości. Powiedziała też, że Szwedów cechuje „staranność, poczucie obowiązku i zdrowy rozsądek”

- Jestem dumna ze Szwecji i kocham nasz kraj. Zdarzało się, że my, Szwedzi byliśmy zbyt ostrożni w wyrażaniu tego uczucia – stwierdziła.

Czy z kolei imigranci w Szwecji mogą być dumni z tego, że oni także od lat budują Szwecję? Oto jest pytanie. Szwedzcy maturzyści mający rodziców pochodzących z innych krajów coraz częściej na hucznych obchodach matury powiewają flagami tureckimi, syryjskimi i z wielu innych krajów świata. W tym roku wysłuchałam kilku dyskusji szwedzkich publicystów, którzy uznali to za problem. I nie byli to Szwedzcy Demokraci. Sama nadal zastanawiam się, kim jestem. Invandrare czy nie? A jeśli nie jestem imigrantką to kim? Przyjezdną?

Na zdjęciu: Majda Ibrahim, uchodźczyni z ogarniętej wojną Syrii spaceruje z dziećmi w Skogas, na południe od Sztokholmu, 5 sierpnia 2020.

;

Udostępnij:

Katarzyna Tubylewicz

Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”. Ostatnio wydała: „Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy”.

Komentarze