Prawie miesiąc temu pisaliśmy o pierwszych szacunkach spadku emisji dwutlenku węgla (CO2) na skutek światowej recesji spowodowanej pandemią COVID-19. Według jeszcze nielicznych wtedy opracowań, kryzys gospodarczy miał doprowadzić do spadku o ok. 0,3-1,2 proc. w tym roku.
Najnowsze – choć wciąż szacunkowe – analizy sugerują, że będziemy mieć do czynienia z największym spadkiem emisji w historii, bo aż o prawie 5 proc. Do takich wniosków doszedł zespół portalu Carbon Brief z Wielkiej Brytanii, zajmującego się nauką o klimacie i polityką klimatyczną.
Analitycy Carbon Brief oszacowali prawdopodobne spadki emisji CO2 w kluczowych dla poziomu emisji CO2 dziedzin życia i gospodarki dotkniętych przez pandemię. Pod uwagę wzięto całościowo gospodarki dwóch największych emitentów, czyli Chin i USA.
Spadek emisji w Unii Europejskiej oszacowano na podstawie analizy rynku handlu emisjami EU ETS. Pod uwagę wzięto też indyjski sektor energetyczny oraz światowy rynek ropy.
Trwające zamknięcie niemal wszystkich gospodarek świata – tzw. lockdown – oraz prawdopodobne powolne ich „odmrażanie”, które według niektórych ekspertów może zakończyć się dopiero w 2022 roku (sic!), spowodują rekordowy spadek emisji CO2 o ok. 2 mld ton, czyli ponad 5,5 proc. wartości roku 2019. Jeśli dodamy do tego sektory i kraje nieujęte w analizie, spadek może wynieść nawet trochę więcej.
To nadal za mało
Niestety, nawet tak bezprecedensowe ograniczenie podgrzewających Ziemię gazów cieplarnianych to zdecydowanie za mało, byśmy mogli marzyć o zatrzymaniu wzrostu temperatury na poziomie 1,5°C do końca XXI wieku.
To może się udać, jeśli spadki będą miały miejsce co roku przez najbliższą dekadę i będą głębsze – na poziomie ok. 7,6 proc. Czyli ok. 2,2 mld ton rocznie.
By tak się stało, potrzebna jest celowa polityka klimatyczna, nie światowy kataklizm systemów opieki zdrowotnej okupiony – jak dotąd – ponad 135 tys. ofiar śmiertelnych przy ponad 2 mln zachorowań.
Ropa w dół
Według analizy Carbon Brief największy wpływ na zmniejszenie emisji w 2020 roku będzie mieć załamanie na rynku ropy. Ceny surowca spadły o ponad 60 proc. przez ostatnie trzy miesiące z powodu gwałtownego spadku popytu po wprowadzeniu lockdownów, a także przez wojnę cenową między Rosją a Arabią Saudyjską.
OPEC, czyli kartel państw-producentów ropy, wraz z m.in. Rosją i Meksykiem podjęli w tym tygodniu próbę zażegnania spadków cen surowca, decydując się na ograniczenie produkcji o 9,7 mln baryłek dziennie od maja. To największe cięcie w historii kartelu, choć analitycy wskazują, że daleko niewystarczające wobec potężnego spadku popytu.
Recesje po pandemii
Drugim w kolejności czynnikiem, który przyczyni się do spadku emisji CO2 na skutek pandemii, będzie recesja w Unii Europejskiej, następnie recesje w Chinach, USA i Indiach.
Autorzy analizy Carbon Brief piszą też, że warto wziąć pod uwagę fakt, że nawet „10-proc. spadek emisji w 2020 roku wciąż oznacza wpompowanie do atmosfery ok. 33 mld ton CO2, czyli więcej niż w jakimkolwiek roku poprzedzającym rok 2010”.
Sam spadek emisji nie jest więc wystarczający, by ogłosić sukces, bo odbędzie się z wyższego poziomu – ponieważ żaden z przeszłych spadków nie okazał się długotrwały.
Niewiele wskazuje na to, by i tym razem wstrząs gospodarczy, oraz – być może – polityczny, wywołany pandemią miał doprowadzić do przewartościowania polityki gospodarczej tak, by powrót do (nowej) normalności po pokonaniu wirusa odbył się z poszanowaniem klimatu i natury.
Komisja Europejska zarzeka się, że jej ambitne plany zaostrzenia polityki klimatycznej i środowiskowej, czyli tzw. Zielony Ład, będą realizowane bez zmian, a nawet z jeszcze większą determinacją.
Ambicje ambicjami, pandemia zmusiła Brukselę do zmian w „rozkładzie jazdy” według którego miały postępować prace nad Zielonym Ładem, doniósł dziś portal Euractiv. Na rok 2021 przesunięto np. prace nad nową strategią adaptacji do zmian klimatycznych. Komisja Europejska rozważa też opóźnienie prac na strategią dla morskiej energetyki odnawialnej, czyli wykorzystaniu morskiej energetyki wiatrowej czy energii przypływów. Prawdopodobnie opóźnieniu ulegnie też przyjęcie unijnej strategii różnorodności biologicznej na rok 2030.
Głos Brukseli jest jednak osamotniony, a przywódcy tacy, jak Donald Trump czy prezydent Brazylii Jair Bolsonaro aktywnie sprzeciwiają się działaniom na rzecz klimatu i środowiska.
Oddzielić wzrost od emisji
„Nie ma powodu, aby oczekiwać, że kryzys koronawirusowy przyspieszy przyjazne dla klimatu oddzielenie wzrostu gospodarczego od emisji, chyba że wysiłki na rzecz przywrócenia równowagi po pandemii uznają tę zmianę za priorytet. [Niestety] obecny kryzys może jedynie tymczasowo ograniczyć emisje. Gdy ponownie otworzą się fabryki, ludzie wsiądą do samochodów, by dojechać do pracy, a samoloty znów wzniosą się w powietrze, w strukturze globalnej gospodarki zmieni się niewiele, a postęp w kierunku zerowych emisji netto będzie prawdopodobnie powolny jak do tej pory” – piszą autorzy analizy.
Szacuje się, że bez pandemii światowe emisje wzrosłyby o ok. 1 proc. w 2020 roku, czyli o prawie 500 mln ton.
To niestety dogłębnie pokazuje, że jako indywidualni konsumenci dużo nie zrobimy, możemy zrobić coś tylko jako wyborcy i wybrać polityków, którzy wprowadzą systemowe zmiany.
Drastyczne, niemożliwe do utrzymania ograniczenie konsumpcji nadal nie zapewnia wystarczającego spadku emisji, konieczne są gigantyczne inwestycje w przestawienie gospodarki na zeroemisyjną (czyli dużo OZE i atomu, zero węgla i gazu), przstawienie rolnictwa na regeneracyjne, magazynujące węgiel w glebie zamiast go uwalniać i do tego przywrócenie dużych obszarów planety dzikiej naturze.
Tego wszystkiego nie zrobimy jako konsumenci, tylko i wyłącznie jako wyborcy.
Do pewnego stopnia zgadzam się z Panem, ale mimo wszystko każdy z nas głosuje również pieniędzmi wydawanymi na codzień. Więc codzienna konsumpcja pojedynczego człowieka będzie miała znaczenie. Należy pamiętać popyt generuje podaż, więc jeśli będzie zapotrzebowanie na produkt X (który może być nawet wyjątkowo szkodliwy dla środowiska), to firma/sklep go zapewni dla klienta. Dla wielu liczy się zysk – tu i teraz, a co będzie za 20 lat? Nie obchodzi ….
Wracając do gazów cieplarnianych, to duże znaczenie ma nie tylko zużycie paliw kopalnych i generowanie CO2, ale również emisja metanu (CH4) i tlenku azotu (N2O), których największym emiterem jest przemysł spożywczy/rolny, a konkretnie hodowla zwierząt takich jak krowy, świnie czy drób. Wspomniane wyżej gazy cieplarniane mają o wiele większy potencjał niż CO2, tylko że jest to już dla wielu niewygodny temat, więc sprawa jest upraszczana do CO2, czemu sprzyja też fakt, że pozostałe gazy są przeliczane przez statystyków i naukowców na ekwiwalent CO2.
Zachęcam do przeczytania poniższego artykułu:
https://awellfedworld.org/wp-content/uploads/Livestock-Climate-Change-Anhang-Goodland.pdf
Toż przecież z artykułu wyraźnie wynika, że jako konsumenci, nawet wszyscy razem (co niemożliwe) mamy na klimat wpływ śladowy. Pisanie o jakimś wpływie poprzez polityków, chociaż nie potrafimy nawet odsunąć od władzy PiSu i wybrać bardziej odpowiednich, to też mrzonka. Biorąc wszystko to pod uwagę, warto raczej przygotować się na najgorsze.
Może “myślmy pozytywnie, ale przygotujmy się na najgorsze”. Pandemia koronowirusa wygaśnie, a nieodpowiedzialni politycy w końcu stracą na popularności. Zagrożena wynikające z kryzysu klimatycznego nie znikną, dlatego nie musimy czekać na polityków, aż dorosną. Możemy zacząć od siebie, od obserwacji do zmiany własnych nawyków i wyborów np. wyłączyć komputer jeśli już nie używamy, brać szybki prysznic zamiast kąpieli, starać się nie marnować jedzenia, wybierać książki i czasopisma w wersji elektronicznej, zamiast kolejnej tuji chodować krzewy i drzewa kwitnące przyjazne owadom itd.
Poniżej fragment artykułu Meethan Crist “Co oznacza koronawirus dla zmian klimatu”.
“Ogromne zmiany indywidualnych nawyków – szczególnie w zamożnych krajach o wysokiej konsumpcji na mieszkańca – mogą prowadzić do niższych emisji, co byłoby jednoznacznym dobrem. Osobiste nawyki mogą mieć mniejsze znaczenie ze względu na bezpośrednie ograniczenie emisji dwutlenku węgla, ale bardziej ze względu na „zarażenie behawioralne” (ang. behavioral contagion), termin z nauk społecznych, który odnosi się do sposobu, w jaki idee i zachowania rozprzestrzeniają się w populacji i mogą, pod względem działań klimatycznych, prowadzić do zmian w głosowaniu, a nawet polityce.”
https://www.nytimes.com/2020/03/27/opinion/sunday/coronavirus-climate-change.html
Pandemia koronawirusa to taka mała próba przed katastrofą klimatyczną.
W obu przypadkach eksperci ostrzegali, ale nikt nie słuchał.
Przygotujcie się na koniec świata i jakieś tam kryzysy, czy pandemie jeszcze będziemy miło wspominać.
Proponuję nie wpadać w skrajności. Przybyli do nas niedawno "miłośnicy" Boga Jahwe i na moje pytanie, czy będziemy rozmawiać o końcu świata odpowiedzieli, ze takowego nie będzie! Czym mnie zaskoczyli, bo wszyscy poprzednicy tak zaczynali rozmowę.
Jak wyżej zauważył PlntPwrd T, gazy cieplarniane, to nie tylko CO2. Jest to uproszczone pojęcie. Do całego zjawiska trzeba dodać jeszcze zwykłe sadze i podobne substancje wynikłe przy spalaniu czegokolwiek. Problem polega m.in. na tym, ze wycięliśmy "w pień" zbyt dużo pochłaniaczy m.in. sławnego CO2 – czyli drzew. Doprowadzenie, choćby częściowe, do ponownego stanu musi zająć kilkadziesiąt lat, bo tak długo rosną drzewa. I kto na to pójdzie? Nie widzę żadnych chętnych.
Nie oznacza to jeszcze końca świata. Chyba, że naszego – ludzkiego – to może trochę racja. Przyroda bez nas da sobie radę!