0:000:00

0:00

Kiedy wchodzi się na stronę internetową kampanii Macrona, ekologia pojawia się jako pierwsze "tematyczne dossier", wyjaśniające pomysły nowego-starego prezydenta na energetykę i ochronę środowiska. Opublikowano je na ostatnią chwilę, trzy dni przed drugą turą wyborów.

Francuscy komentatorzy oceniają, że nacisk na kwestie ekologii był podyktowany chęcią przejęcia wyborców lewicowego kandydata Jean-Luca Mélenchona, który proponował m.in. 100 proc. energii z OZE do 2050 roku, moratorium na wydobycie minerałów z dna morza, ograniczenie wylesiania, zakaz reklamowania branż związanych z paliwami kopalnymi czy szczegółowe rozliczanie firm z emisji CO2.

Przeczytaj także:

Emmanuel Macron poświęcił ekologii ogromną część swojego wystąpienia 16 kwietnia w Marsylii, gdzie w pierwszej turze zwyciężył Mélenchon. "24 kwietnia [II tura wyborów prezydenckich] odbędzie się referendum za lub przeciw ekologii" - mówił, a swoją kontrkandydatkę Marine Le Pen nazwał "klimatosceptyczką".

Z tą oceną zgadzają się również organizacje pozarządowe, w tym Greenpeace, które pomysły Len Pen oceniają jako "niebezpieczne dla klimatu".

"Marine Le Pen próbowała przemalować swój program na zielono, ale wszystko to wygląda bardziej jak greenwashing, a nie jak prawdziwe przejście na ekologię"

- pisał Greenpeace.

Z drugiej strony, organizacje negatywnie oceniały również propozycje Macrona. Greenpeace podkreślał, że w ciągu pierwszej kadencji Francja nie zrobiła znaczących kroków w stronę neutralności klimatycznej, a więc zapowiedzi Macrona są niewiarygodne.

Organizacja Réseau Action Climate wytykała m.in. że prezydent nie zauważa problemu ubóstwa energetycznego i że zabrakło pomysłów na rozwój zrównoważonego transportu.

Mimo to Emmanuel Macron tuż po ogłoszeniu wyników, dających mu zwycięstwo i drugą kadencję prezydentury napisał na Twitterze: "Sprawić, że Francja stanie się wielkim państwem ekologicznym - to jest nasz projekt".

View post on Twitter

W OKO.press analizujemy, w jakim miejscu w drodze do neutralności klimatycznej jest Francja. I czy zapowiedzi Macrona rzeczywiście pozwolą jej stać się "państwem ekologicznym".

Małe emisje, duże wyzwania

Francja jest w znacznie lepszej pozycji wyjściowej do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku niż chociażby Polska. Emisje z energetyki są już dziś dość niskie, dzięki oparciu francuskiego systemu na energii jądrowej.

Na Electricity Map, internetowej mapie wskazującej emisje CO2 w czasie rzeczywistym, Francja - obok krajów Skandynawii - jest zieloną plamą. Ma najniższy spośród krajów G7 wskaźnik emisji CO2 per capita.

26 kwietnia licznik wskazuje nieco ponad 60 g ekwiwalentu CO2 na kilowatogodzinę. Dla porównania, wynik dla Polski to 574 g.

Electricity Map wylicza również, jaki udział w produkcji energii mają źródła niskoemisyjne. We Francji jest to aż 91 proc. (w Polsce - 29).

Źródło: Ministerstwo Transformacji Ekologicznej, źródło

Jak podaje Ministerstwo Transformacji Ekologicznej, w 2020 roku najważniejszym źródłem energii był atom. Dużą rolę w produkcji odegrała również energetyka wodna i OZE. Francja posiada również moce w gazie, a węgiel gra tutaj marginalną rolę.

Międzynarodowa Agencja Energetyki wylicza, że w 2020 roku energia jądrowa stanowiła 77,1 proc. produkcji, biomasa to 13,2 proc., hydroelektrownie 4,5 proc., wiatr 2,9 proc., słońce 1,1 proc., ropa 0,6 proc., a geotermia to 0,4 proc.

Całkowita podaż energii, czyli suma produkcji i importu, pomniejszona o eksport wygląda nieco

Réseau de Transport d'Électricité, czyli francuski operator sieci przesyłowych, publikuje aktualizowane informacje dotyczące produkcji energii. W ten sposób możemy dowiedzieć się, że 26 kwietnia ok. godz. 15 aż 55 proc. energii pochodziło z atomu. Na drugim miejscu znalazła się energia słoneczna, na trzecim wodna, a na czwartym - gaz. Wiatraki wyprodukowały zaledwie 4 proc. energii.

Węgiel na wylocie

Francja do końca 2022 roku ma się pozbyć ostatnich bloków węglowych - choć nie wiadomo, czy wojna w Ukrainie i wysokie ceny gazu nie spowodują przedłużenia życia elektrowni węglowych. Ostatnia czynna elektrownia znajduje się w Cordemais nad Loarą, w północno-zachodniej części kraju.

Francja rozważa jednak, czy w sezonie zimowym nie wskrzesić bloków przy granicy z Niemcami, w miejscowości Saint-Avold. Jak pisze dziennik "Libération", niezależnie od tego, czy rząd zdecyduje się na zwiększenie użycia węgla, to "produkcja energii elektrycznej z tego surowca pozostanie niezwykle marginalna – mniej niż 1 proc.”

Elektrownia węglowa znajduje się również na należącej do Francji wyspie Réunion na Oceanie Indyjskim - jednak już w ubiegłym roku rozpoczęły się prace, by móc wykorzystywać w istniejących blokach wyłącznie biomasę. Ma to zmniejszyć emisje CO2 z elektrowni Bois-Rouge o 84 proc.

Francja i problemy z OZE

Na początku 2021 roku portal branżowy Wysokie Napięcie informował, że Francja ma problem z osiągnięciem celów OZE. Francja, jak wiadomo, stoi atomem, solidnie podpartym hydroenergetyką, którą przecież też zalicza się do źródeł odnawialnych. Z paliw kopalnych kilkuprocentowy udział ma jedynie gaz.

Wiatr i słońce muszą się rozpychać ze swoją produkcją między atomem a wodą, podpierając się gazem. Co prawda ustawa z 2015 »o transformacji energetycznej i zielonym wzroście« definiuje ścieżkę ograniczania zależności od atomu – w 2025 r. miałby dostarczać jedynie połowę prądu, a nie trzy czwarte jak dziś, ale nikt w ten scenariusz już nie wierzy" - pisali Leszek Kadej i Bartłomiej Derski.

Przywołana ustawa z 2015 roku określała cel OZE na poziomie 23 proc. w 2020 roku i 32 proc. w 2030.

"W 2019 r. wskaźnik [OZE w finalnym zużyciu energii brutto] wzrósł do 17,2 proc. Jakiś progres więc mamy. Ale, jak dalej zauważył Cour des comptes [Trybunał Obrachunkowy], pomimo podejmowanych przez władzę wysiłków, dalej istnieje permanentna różnica między rzeczywistością a deklarowanymi celami dla OZE" - czytamy w Wysokim Napięciu.

Na to, że Francja wciąż nie weszła na ścieżkę wiodącą do neutralności klimatycznej, zwracała uwagę również Międzynarodowa Agencja Energetyczna. W raporcie opublikowanym w listopadzie 2021 wyliczała, że połowa mocy OZE pochodzi z hydroelektrowni, wybudowanych dekady temu.

Budować czy niszczyć wiatraki?

O OZE - a w szczególności o wiatraki - podczas debaty prezydenckiej spierali się Emmanuel Macron i Marine Le Pen.

Le Pen uważa, że wiatraki należy rozebrać - jej zdaniem nikt nie chce mieć turbin za oknami. Rzeczywiście, znalezienie odpowiednich lokalizacji dla elektrowni wiatrowych jest problemem, a budowa wiatraków w pobliżu domów wywoływała we Francji sprzeciw mieszkańców. Dlatego też francuska polityka klimatyczna i propozycje Macrona skupiają się na wiatrakach offshore.

Prezydent Francji proponuje wybudowanie 50 farm wiatrowych na morzu i dziesięciokrotny wzrost mocy w energii słonecznej. Planowo do 2050 roku wiatraki offshore mają produkować 40 GW energii.

Atom wraca do łask

Macron chce również inwestować w zielony wodór oraz wybudować przynajmniej sześć nowoczesnych reaktorów ciśnieniowych (EPR).

"EPR miały zastąpić reaktory wycofywane z eksploatacji, lecz dotychczasowe inwestycje tego typu są opóźnione, rosną też koszty. Jesienią 2021 r. Macron spotęgował poczucie niepewności wokół przyszłości EPR, zapowiadając, że państwo skoncentruje się na inwestycjach w Małe Reaktory Modułowe (SMR), które we Francji znajdują się w fazie badań" - czytamy w opracowaniu Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Z kolei Réseau Action Climat wytyka prezydentowi, że nowe reaktory powstaną zbyt późno. "Proponowane nowe elektrownie pojawią się zbyt późno, zarówno pod względem niezależności energetycznej, jak i ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do wymaganego poziomu (2035 nie jest realistyczny, pierwszy nowy EPR będzie w stanie produkować energię elektryczną dopiero między 2037 a 2040 rokiem)" - czytamy.

Macron zapowiada również 50-letnie moratorium na zamykanie elektrowni jądrowych - chociaż sam podczas poprzedniej kadencji doprowadził do finalnego wyłączenia elektrowni jądrowej Fessenheim. Obiekt wywoływał wiele kontrowersji - od protestów mieszkańców przeciwko dalszej eksploatacji bloków z końca lat 70., po protesty przeciwko jej zamknięciu. Ostatecznie Fessenheim przestała działać w czerwcu 2020 roku.

Polityczna decyzja

To zła decyzja - ocenia Adam Rajewski z Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Warszawskiej. Jak mówi w rozmowie z OKO.press, wiele przemawiało za dalszym działaniem Fessenheim.

"Najważniejszy jest fakt, że Europa ani świat nie cierpią na nadmiar mocy bezemisyjnych. Przy tym jest to też marnowanie już niejako »opłaconego« potencjału. W elektrowni jądrowej najdroższe jest jej wybudowanie, tak więc im dłużej się ją potem będzie eksploatować, tym lepiej wykorzysta się raz wydane pieniądze" - mówi.

"Były też na pewno argumenty społeczne - wyłączenie elektrowni nie oznacza od razu zwolnienia całej załogi, ale istotną jej redukcję, a to musi niekorzystnie odbić się na regionie. Teraz wiemy też, że elektrownia ta pomogłaby w przezwyciężeniu kilku kryzysów, od tych związanych z niedoborami mocy we Francji (związanych z usterkami wykrytymi na planowych remontach innych elektrowni), przez problemy z rynkiem gazu, po skutki wojny, ale tego oczywiście wówczas nie wiedziano. Choć niestabilność rynku gazowego dało się chyba jednak przewidzieć - dodaje.

Działanie na dwa tory

Zdaniem Rajewskiego elektrownia Fessenheim została zamknięta z czysto politycznych pobudek - po katastrofie elektrowni w Fukushimie mieszkańcy zaczęli bać się życia w sąsiedztwie reaktorów jądrowych. Za wyłączeniem reaktorów opowiadali się również Niemcy (a elektrownia znajdowała się tuż przy granicy).

Na pewno bardziej opłacalne dziś byłoby modernizowanie bloków Fessenheim niż budowa nowych. Choć, jak podkreśla Rajewski, Francja musi działać dwutorowo.

"Zmodernizować istniejącą elektrownię jest znacznie taniej i prościej, bo najtrudniejsza w realizacji część, czyli reaktor, już jest. Oznacza to też, że nie trzeba uzyskiwać wszystkich pozwoleń i zezwoleń na budowę nowego obiektu, co jest zawsze procesem kosztownym. Reaktory takie jak francuskie reaktory wodne ciśnieniowe są przy tym bardzo dobrze podatne na przedłużanie eksploatacji do 50, 60, a nawet 80 lat" - wyjaśnia.

"Z drugiej strony nowa elektrownia to jednak kolejnych 80 lat pracy, a nie tylko »odroczenie wyroku«. W praktyce Francja musi robić i jedno, i drugie, żeby uniknąć sytuacji, w której możliwości przedłużania eksploatacji starych się już wyczerpią, a nowe nie będą jeszcze gotowe" - dodaje.

Samochody i renowacja

Macron w swoim ekologicznym planie przewiduje również renowację 700 tys. domów rocznie - tak, aby poprawić ich efektywność energetyczną. A więc jednocześnie zmniejszyć zużycie energii. Choć sam pomysł jest dobry - jak komentuje Action Climat - to Macron nie zauważa problemu ubóstwa energetycznego, które dotyczy 20 proc. Francuzów.

Organizacje ekologiczne krytykują również podejście Macrona do kwestii transportu. Prezydent proponuje leasing samochodów elektrycznych i hybrydowych dla uboższych rodzin za 100 euro miesięcznie. "Nic konkretnego o odrodzeniu kolei i rozwoju alternatywnych dla samochodu środków transportu, ani słowa o problemie ograniczania ruchu lotniczego" - komentuje Greenpeace.

Francuskie media podkreślają jednak, że rząd wycofał się z budowy nowego terminala na lotnisku Roissy-Charles de Gaulle w Paryżu. W "dossier" na stronie kampanii Macrona odnotowano również plan doinwestowania kolei, małych linii, a także nocnych połączeń.

"Umożliwimy każdemu mobilność z poszanowaniem środowiska" - czytamy w bardzo ogólnikowym zapisie. Ogólnikowe jest również podejście do rolnictwa - Réseau Action Climat odnotowuje, że Macron poświęcił rolnictwu jedynie cztery zdania.

Klimat w sądzie

Z plusów: Emmanuel Macron chce, by wynagrodzenia szefów wielkich firm były uzależnione od wysiłków klimatycznych przedsiębiorstwa.

Z minusów: ostatnie pięć lat pokazało, że Macron potrafi ładnie zapowiadać działania, których potem nie realizuje.

Pod koniec 2020 roku Rada Stanu (najwyższy organ sądownictwa administracyjnego) orzekła, że zapisane w prawie cele klimatyczne są dla państwa wiążące. Dała rządowi trzy miesiące na wykazanie, że realizuje politykę, dzięki której do 2030 roku emisja gazów cieplarnianych spadnie o 40 proc. w stosunku do poziomu z 1990 roku.

Orzekła także, że rząd musi odpowiadać, jeśli nie będzie wywiązywać się ze swoich klimatycznych zobowiązań.

W 2021 roku, po pozwie złożonym przez kilka organizacji ekologicznych, sąd uznał państwo francuskie za winne bezczynności klimatycznej. Dał rządowi czas do końca 2022 na podjęcie działań, które zrównoważą nadwyżkę emisji CO2 z lat 2015-2018. Organizacje, które pozwały Francję za bezczynność mówią o tym procesie "l’Affaire du Siècle".

Sprawa stulecia.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze