Minister Elżbieta Rafalska ogłosiła, że ministerstwo rodziny podniesie o 10 proc. próg uprawniający do pobierania świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego: z 725 do 800 zł. Zmieni to tyle, co nic. W praktyce wciąż ogromna większość dzieci będzie nadal bez pomocy państwa, choć Fundusz Alimentacyjny ściga dwa razy więcej od alimenciarzy-dłużników niż w 2015 roku
22 maja 2018 minister rodziny Elżbieta Rafalska ogłosiła zmiany w systemie egzekucji alimentów. Większość z nich spełnia postulaty Zespołu Ekspertów ds. Alimentów przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. Chodzi przede wszystkim o wprowadzenie kar dla pracodawców, którzy zatrudniają na czarno dłużników alimentacyjnych. Pracując w szarej strefie "alimenciarze" ukrywają swoje dochody i uniemożliwiają ściąganie długu. Ministerstwo chce też usprawnić przepływ informacji między komornikiem, ZUS i Państwową Inspekcją Pracy, a także mobilizować dłużników do pracy (np. zatrudniać ich przy robotach publicznych).
Minister niespodziewanie ogłosiła też podniesienie progu dochodowego uprawniającego do pobierania świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego - z 725 zł do 800 zł, wzrost o 10 proc.
Niespodziewanie, bo ministerstwo Rafalskiej nie konsultowało się ze stroną społeczną, a jeszcze w 2017 roku, zarzekało się, że próg świadczeń się nie zmieni. Bo rządu nie stać.
W 2007 roku podczas prac nad ustawą alimentacyjną ówczesny rząd Jarosława Kaczyńskiego stworzył Fundusz Alimentacyjny. Miał być wsparciem państwa dla dzieci, których ojcowie (bo to 96 proc. wszystkich niepłacących) nie wywiązują się z obowiązku płacenia alimentów.
Fundusz nie jest świadczeniem socjalnym, ale pomocą zwrotną - pożyczką udzielaną zaocznie rodzicowi, który nie płaci alimentów.
Wypłacając pieniądze z Funduszu (maksymalnie 500 zł) państwo jednocześnie bierze na siebie odpowiedzialność ścigania dłużników i egzekucji długu.
Takie rozwiązanie było bardzo potrzebne. Z danych Krajowego Rejestru Długów (styczeń 2017 roku) wynika bowiem, że aż milion dzieci w Polsce nie otrzymuje alimentów. To niemal co dziesiąta osoba do 25. roku życia. W sumie zadłużenie rodziców wobec dzieci przekracza 10 mld zł.
Jednak Fundusz już dawno przestał spełniać swoją rolę. Wszystko za sprawą absurdalnie niskiego progu dochodowego uprawniający do pobierania pieniędzy z Funduszu.
Od października 2008 roku kiedy ustawa weszła w życie wynosił on niezmiennie 725 zł na osobę w rodzinie. Rodzina, która ma więcej, nie dostaje nic.
Z roku na rok liczba osób uprawnionych do pobierania świadczenia malała, bo próg był nieruchomy, a płace rosły. Próg w wysokości 725 zł został ustalony w 2007 roku, kiedy płaca minimalna wynosiła 936 zł brutto (697, 75 zł netto).
Gdyby rósł on równo z minimalnym wynagrodzeniem to w 2018 roku powinien wynosić 1589,36 zł.
W 2017 roku z pieniędzy Funduszu korzystało ok. 300 tys. dzieci. To oznacza, że kolejne 700 tys. było bez pomocy państwa. Co zmieni podwyższenie progu o 75 zł do 800 zł? W praktyce - nic. Będzie on co prawda wynosić tyle, ile próg uprawniający do pobierania 500 plus na jedno dziecko, ale wciąż zamiast wspierać wszystkie dzieci, które dotyka problem niealimentacji będzie wspierać tylko te na prawdę ubogie.
A możliwości wsparcia przez państwo polepszyły się.
Wysokość progu miała być zależna od poziomu egzekucji długu, ale nie jest.
Z rządowych sprawozdań z realizacji ustawy alimentacyjnej wynika, że w 2015 roku państwo ściągnęło od dłużników alimentacyjnych zaledwie 12,9 proc. kwoty wypłaconych z Funduszu świadczeń. Do kasy półtoramiliardowego Funduszu państwo dokładało więc 1,15 mld zł.
W grudniu 2017 ściągalność wzrosła dwukrotnie - z 13 do 26 proc. Zgodnie z art. 14 ustawy alimentacyjnej, Rada Ministrów mogłaby podnieść próg i wysokość świadczeń z Funduszu "kierując się wysokością wyegzekwowanych świadczeń alimentacyjnych.
Wpływ na wzrost egzekucji alimentów z pewnością mają spadek bezrobocia i lepsza sytuacja na rynku pracy, ale także zmiany w kodeksie karnym wprowadzone w maju 2017 roku Najważniejsza dotyczy art. 209 kk. Zamiast niejasnego określania o "uporczywym uchylaniu się" od płacenia wprowadzono konkretną "miarę":
zaległości co najmniej trzech świadczeń okresowych lub trzech miesięcy.
Dodatkowo:
O wszystkie te zmiany od lat postulowały organizacje działające na rzecz dzieci i samodzielnych opiekunów, a także Zespół Ekspertów ds. Alimentów przy RPO.
Fundacja "Dla naszych dzieci", która prowadzi ogólnokrajową kampanię "Alimenty to nie prezenty" w piśmie do minister Elżbiety Rafalskiej zaznacza, że propozycja ministerstwa jest niewystarczająca. Fundacja postuluje całkowite zniesienie progu lub jego dwukrotne podwyższenie.
"Zwiększa się ściągalność długu, ale dla większości rodzin, które prowadzą samodzielne gospodarstwo domowe równocześnie pracując, nie ma to przełożenia na stan budżetu domowego.
Pracujący uczciwie rodzice pozostawieni są nadal samym sobie.
Wsparcie należy się coraz mniejszej grupie rodzin. W tym roku wszyscy rodzice, którzy pracują i jeszcze otrzymywali wsparcie z Funduszu, przestaną je otrzymywać.
Od 1 października właśnie ci rodzice wypadną z systemu wsparcia, gdyż przekroczą magiczny, niezmieniany od 11 lat, próg kryterium o 9 zł.
(...) Warto podkreślić, że próg kryterium jest niezgodny z Konstytucją (art. 32), bo dzieli dzieci na lepsze i gorsze, na te, którym pomoc się należy i na te, którym nie należy się nic" - czytamy w piśmie.
Polityka społeczna
Elżbieta Rafalska
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej
alimenciarze
alimenty
fundusz alimentacyjny
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze