Historia ustawy o zgromadzeniach pokazuje zapaść funkcjonowania instytucji państwa pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Dziurawa jest nie tylko ustawa, którą uchwalił Sejm, ale również wniosek Prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego i wyrok, który wydał w tej sprawie zniszczony przez PiS sąd konstytucyjny.
Nowelizacja prawa o zgromadzeniach jest pierwszym aktem prawnym, który pod rządami PiS przeszedł najdłuższą z możliwych ścieżek legislacyjnych. Po raz pierwszy został uchwalona przez Sejm 2 grudnia. 7 grudnia poprawki wprowadził Senat (wykreślono wówczas pierwszeństwo organizacji zgromadzeń przez instytucje państwowe i związki wyznaniowe). Ostateczną treść ustawy nowelizującej prawo o zgromadzeniach Sejm uchwalił 13 grudnia 2016 roku, w trzydziestą piątą rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego.
Ustawa trafiła do prezydenta, którego Kancelaria 29 grudnia 2016 roku ogłosiła, że Andrzej Duda po raz pierwszy w swojej kadencji skorzysta z prawa do prewencyjnej kontroli norm, które opisuje art. 122 ust 3 Konstytucji RP. Trybunał wyrok w tej sprawie wydał 16 marca 2017 roku w pełnym składzie.
To, co w opisie wygląda na prawidłowe funkcjonowanie państwa prawa, w rzeczywistości było karykaturą procesu legislacyjnego i kontroli zgodności prawa z konstytucją. Żadna z instytucji biorących udział w tej procedurze - ani parlament, ani prezydent, ani sąd konstytucyjny - nie stanęły na wysokości zadania. W efekcie niedopełnienia obowiązków przez urzędników państwowych w życie wchodzi wadliwe prawo.
Wadliwa jest nie tylko przyjęta przez Sejm i Senat ustawa. Dziurawy jest również wniosek prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego oraz wyrok, który wydał sąd konstytucyjny.
Przyjęta przez Prawo i Sprawiedliwość ustawa jest prawem napisanym w celu zapewnienia miesięcznicom smoleńskim oraz Marszom Niepodległości niezakłóconego przebiegu. Jej projekt pojawił się po tym, jak Stowarzyszeniu Obywatele RP udało się uprzedzić PiS podczas rejestracji zgromadzenia w miejscu obchodów miesięcznicy smoleńskiej. Pod Pałacem Namiestnikowskim doszło wówczas do żenujących scen - rano BOR i policja odepchnęły demonstrantów, aby politycy PiS mogli złożyć kwiaty, a wieczorem Jarosław Kaczyński musiał przemawiać z innego niż zwykle miejsca.
Ustawa przygotowana przez PiS zawiera przepis, że demonstrację i kontrdemonstrację musi dzielić co najmniej 100 metrów, a jednocześnie uprzywilejowuje "zgromadzenia cykliczne" i to w sposób, który oznacza działanie prawa wstecz. Ustawa nie daje także organizatorowi demonstracji żadnej możliwości odwołania się od decyzji wojewody o zakazie organizacji zgromadzenia.
Rzecznik Praw Obywatelskich, Sąd Najwyższy, organizacje pozarządowe, eksperci i opozycja byli zgodni: zasada stu metrów narusza konstytucyjne prawa i wolności obywateli, a koncepcja zgromadzeń cyklicznych równość obywateli wobec prawa, zakaz działania prawa wstecz oraz zaufanie obywateli do państwa. Oczywiście nie do zaakceptowania był również brak możliwości odwołania.
Wywołująca olbrzymie emocje społeczne ustawa trafiła do prezydenta Andrzeja Dudy, którego kancelaria 27 grudnia ogłosiła, że Duda postanowił po raz pierwszy w trwającej od sierpnia 2015 roku kadencji skorzystać z prawa do prewencyjnej kontroli norm, czyli skierować ustawę do Trybunału Konstytucyjnego w trybie przewidzianym przez art. 122 ust. 3 Konstytucji RP. Wydarzyło się to tydzień po przejęciu przez PiS Trybunału, gdy w efekcie wejścia w życie niekonstytucyjnych ustaw prezesem TK została Julia Przyłębska.
Wniosek prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego był jednak dziurawy. W ogóle nie podniesiono w nim najbardziej kontrowersyjnego z przepisów, czyli zasady 100 metrów, która odsuwa kontrdemonstracje smoleńskie na odległość, która zapewni PiS komfort podczas comiesięcznych obchodów.
Kancelaria Andrzeja Dudy zakwestionowała pozostałe elementy - uprzywilejowanie zgromadzeń cyklicznych, pozbawienie prawa do skutecznego środka odwoławczego oraz działanie prawa wstecz.
15 marca Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w tej sprawie. To akt prawa wadliwy w wielu wymiarach. Przede wszystkim ze względu na włączenie do składu orzekającego tzw. "dublerów", czyli sędziów wybranych przez PiS na zajęte już miejsca. W tej sprawie skupiły się wszystkie grzechy PiS wobec TK: ze składu w wątpliwym trybie wyłączono trzech sędziów wybranych podczas poprzednich kadencji Sejmu, których legalność wyboru kwestionuje Zbigniew Ziobro, i nie wpuszczono na salę kamer.
Wyrok jest również wadliwy merytorycznie, bo dotyczy tylko części wniosku prezydenta Andrzeja Dudy - Trybunał w ogóle nie odniósł się do podniesionej we wniosku kwestii braku możliwości odwołania od decyzji wojewody w przypadku, gdy wyda on decyzję o zakazie zgromadzenia.
Trybunał na korzyść Prawa i Sprawiedliwości rozstrzygnął wątpliwości dotyczące legalności instytucji zgromadzenia cyklicznego oraz uznał, że dopuszczalne jest działanie prawa wstecz i "postanowił umorzyć postępowanie w pozostałym zakresie".
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze