Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski
Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że poseł z trybuny sejmowej może mówić co chce, nawet pomawiać innych. Bo przed jakąkolwiek odpowiedzialnością chroni go immunitet
Orzeczenie sądu - korzystne dla posłów, którzy nie przebierają w słowach i nie bawią się w konwenanse - zapadło w sprawie cywilnej, którą wytoczył poseł PO Robert Kropiwnicki wiceministrowi sprawiedliwości i jednocześnie posłowi PiS Patrykowi Jakiemu.
Zaostrzy ono polityczne debaty, bo sąd uznał, że nie można parlamentarzystów pozywać za to, co mówią z sejmowej mównicy. Gdy poseł na niej stoi, wykonuje swoje obowiązki w ramach mandatu parlamentarzysty.
Nawet gdy jego wypowiedzi nie mają żadnego związku z tematem debaty, która akurat toczy się w Sejmie i gdy nie dotyczą spraw publicznych - i tak wykonuje swoje obowiązki poselskie i chroni go immunitet.
Postanowienie dotyczące granic immunitetu parlamentarnego wydało trzech sędziów Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Jest bardzo ważne, bo wytycza posłom i senatorom, nowe, szersze granice tego, co wolno im robić w ramach immunitetu.
Orzeczenie zapadło przed wakacjami. Piszemy o nim dopiero teraz, bo gdy zostało wydane, Sąd Apelacyjny w Warszawie odmówił nam wglądu do akt (choć sprawa dotyczy osób pełniących funkcje publiczne i jest, póki co, czysto prawnym sporem). Zgodę dał nam dopiero Sąd Najwyższy. Ale też najpierw zwrócił się do pełnomocników Kropiwnickiego i Jakiego z pytaniem, czy zgadzają się by dziennikarz miał wgląd do akt sprawy.
Przypomnijmy. Kropiwnicki pozwał Jakiego za naruszenie dóbr osobistych i domaga się 20 tys. złotych oraz przeprosin w telewizji. Poszło o słowa wypowiedziane przez Jakiego z trybuny sejmowej na początku 2016 roku, podczas debaty dotyczącej nowelizacji ustawy o prokuraturze. Jaki powiedział wtedy, że w mieszkaniu Kropiwnickiego w Legnicy działa agencja towarzyska. Agencja rzeczywiście była. Tyle, że Kropiwnicki mieszkanie wynajmował, a gdy dostał od sąsiadów informacje i skargi, na to, co się w nim dzieje - wypowiedział najemcom umowę. Jaki potem przeprosił za swoją wypowiedź. Ale przeprosiny nie przebiły się to tak mocno do opinii publicznej, jak wcześniejsze oskarżenie. Dlatego poseł PO pozwał go do sądu.
O pierwszej rozprawie - jesienią 2016 roku - było głośno, bo Jaki zagroził prowadzącej sprawę sędzi Alicji Fronczyk złożeniem wniosku o postępowanie dyscyplinarne. Zareagował tak, gdy sędzia zdecydowała, że nie odrzuci pozwu Kropiwnickiego. Według Jakiego powinna to zrobić ze względu na chroniący go immunitet. Sędzia uznała jednak, że jego wypowiedź nie miała związku z wykonywanym mandatem posła. W pisemnym uzasadnieniu swojej decyzji napisała potem, że Jaki po prostu chciał zdyskredytować posła PO, który także zabierał głos w debacie o prokuraturze. Zaś wysuwany przez niego zarzut dotyczący agencji nie miał oparcia w żadnym z sejmowych dokumentów i nie był związany z debatą o prokuraturze.
"Nie ma podstaw konstytucyjnych, by immunitet traktować jako środek mający zapewnić bezkarność parlamentarzysty, który narusza prawo" – napisała wówczas sędzia w orzeczeniu.
Na tę decyzję wiceminister sprawiedliwości złożył zażalenie. Wystąpił również z wnioskiem o wyłączenie sędzi Alicji Fronczyk z jego sprawy.
Sąd Apelacyjny w Warszawie najpierw – jeszcze w 2016 roku - oddalił wniosek o wyłączenie. Uznał, że Jaki nie wykazał, że sędzia jest wobec niego stronnicza i uprzedzona, a jego zażalenie jest de facto skargą na decyzję, która mu się po prostu nie spodobała.
W 2017 roku trzyosobowy skład Sądu Apelacyjnego w Warszawie, na niejawnym posiedzeniu rozpoznał zaś zażalenie Jakiego na decyzję o odmowie odrzucenia pozwu. Zmienił ją i i tak, jak chciał Jaki, odrzucił pozew Kropiwnickiego.
Sąd apelacyjny orzekł, że zgodnie z artykułem 6 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, do zadań posła chronionych immunitetem należą wystąpienia w Sejmie.
Według sędziów sądu apelacyjnego, sędzia Fronczyk nie mogła ocenić zakresu immunitetu analizując treść wystąpienia Jakiego. "Tu nie chodzi o relację posła [treść wystąpienia sejmowego-red], tylko samą jego działalność, polegająca na wypowiedzi stanowiącej część wystąpienia, a więc zachowanie mające postać obowiązków poselskich wynikających z artykułu 14 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora" – napisał w orzeczeniu Sąd Apelacyjny.
I tłumaczył: "Fakt, że poseł posłużył się argumentem ad personam, nie może mieć decydującego znaczenia, gdyż ta wypowiedź nie nabrała z tej przyczyny autonomicznego charakteru względem wystąpienia w Sejmie.
Zarzut natury osobistej miał obalić wiarygodność oponenta i już przez to stanowił część debaty sejmowej, bez względu na przedmiot wypowiedzi. To nie było działanie poza mandatem posła. Wypowiedź posła w Sejmie chroniona jest immunitetem".
Sąd apelacyjny zaznaczył, że inaczej jest gdy poseł wypowiada się poza Sejmem lub dla prasy. Wtedy musi wykazać, że jego wypowiedź wchodzi w zakres sprawowanego mandatu np. informuje wyborców lub prasę o swojej działalności poselskiej lub działalności Sejmu.
Kropiwnicki nie zgodził się z orzeczeniem Sądu Apelacyjnego w Warszawie i skierował sprawę do Sądu Najwyższego. Przekonuje, że wypowiedź Jakiego była bez związku z przedmiotem debaty, czyli bez związku z działalnością Sejmu. Sprawa czeka na rozpatrzenie.
To nie pierwszy raz gdy sądy uznają, że immunitet chroni Patryka Jakiego przed odpowiedzialnością za słowa. Niedawno pisaliśmy w OKO.press, że taką decyzję podjął również Sąd Apelacyjny we Wrocławiu. Tam proces wytoczyła Jakiemu sołtys wsi Czarnowąs pod Opolem. Wieś leży na terenie gminy Dobrzeń, którą jak inne podopolskie gminy okrojono z terytorium, by poszerzyć granice Opola.
Protestowali przeciwko temu mieszkańcy tych gmin, w tym mniejszość niemiecka. Za powiększeniem Opola był Jaki, który stąd startował i dostał się do Sejmu. Po decyzji rządu o powiększeniu miasta, Jaki w lokalnym radiu i gazecie zarzucił mniejszości niemieckiej łamanie demokratycznych procedur podczas lokalnych konsultacji. Co nie było prawdą. Jego wypowiedziami poczuła się obrażona sołtys wsi Czarnowąs.
Sąd Okręgowy w Opolu zgodził się na proces, ale Jaki odwołał się do Sądu Apelacyjnego.
A ten uznał, że wypowiadając się w mediach Jaki informował o działaniach, które podejmował jako poseł. I jeśli nawet pomawiał kogoś - robił to w ramach mandatu parlamentarzysty, więc chroni go immunitet.
To nie oznacza jednak, że poseł nigdy nie odpowie za to, co głosi z mównicy sejmowej lub gdy w mediach opowiadając o swojej pracy, przy okazji kogoś obrazi.
W takiej sytuacji poszkodowany może wystąpić do Sejmu o uchylenie mu immunitetu, co otworzy drogę do procesu. W przypadku Jakiego Sejm nie zgodził się jednak na proces karny, który chciał mu wytoczyć Kropiwnicki. Taka ochrona może nie obejmować posłów opozycji. Bo w sytuacji
gdy PiS ma w Sejmie większość, może chronić swoich posłów, którzy obrażają innych, a jednocześnie zgadzać się na procesy przeciwko politykom PO i .Nowoczesnej.
Tak jak przed laty, gdy Sejm uchylił immunitet Andrzejowi Lepperowi, który z mównicy pomówił polityków PO i SLD o przyjmowanie łapówek. Po uchyleniu immunitetu został oskarżony przez prokuraturę i skazany przez sąd na rok i trzy miesiące więzienia, w zawieszeniu.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze