W Nowym Jorku jest niewiele mniej zabójstw niż w całej Polsce, za to dwa razy więcej bezdomnych niż w całym naszym kraju. Kandydat na prezydenta stolicy z ramienia Nowoczesnej chce oprzeć politykę na wrażeniach z hollywoodzkich filmów
W programie „Jeden na jeden” Bogdan Rymanowski pytał Pawła Rabieja o wrażenia z niedawnej wizyty w Nowym Jorku. Kandydat partii Ryszarda Petru na stanowisko prezydenta Warszawy opowiedział, że Nowy Jork jest znakomitą inspiracją dla Warszawy, bo uporał się z problemem bezpieczeństwa, ma dobre miejsca pracy oraz miejsca w żłobkach i przedszkolach.
Jest mnóstwo powodów, dla których można marzyć o zamieszkaniu w Nowym Jorku: galerie sztuki, muzea, scena muzyczna, parki, uniwersytety, kuchnia, architektura, metro i wiele, wiele innych. Jednak przyglądamy się tylko tym kwestiom, o których wspomina Paweł Rabiej.
Nowy Jork (…) to jest znakomita inspiracja dla Warszawy. Duże miasto, ale miasto, które uporało się z takimi problemami jak bezpieczeństwo, jak dobre miejsca pracy, takimi jak miejsca w żłobkach i przedszkolach. Warszawa zasługuje na dobre inspiracje.
Co z tą przestępczością?
Według statystyk policji w roku 2016 w Nowym Jorku popełniono 335 zabójstw. To znaczny spadek wobec roku 2000, kiedy popełniono ich 673, niemal dwa razy więcej. Tyle że w całej Polsce w 2016 roku liczba zabójstw wyniosła 456, a liczba wszczętych postępowań to 514. A w samej Warszawie? Komenda Główna poinformowała OKO.press, że w 2016 roku na terenie stolicy popełniono 40 zabójstw.
Czy tę ponad ośmiokrotną dysproporcję tłumaczy to, że Warszawa jest wielokrotnie mniejsza niż Nowy Jork? To prawda, Warszawa ma około 2 mln mieszkańców, podczas gdy amerykańskie miasto przeszło 8,5 mln. Nawet biorąc to pod uwagę,
prawdopodobieństwo bycia zamordowanym w Nowym Jorku jest dwukrotnie większe niż w Warszawie.
Dysproporcje nie odnoszą się tylko do zabójstw. W Nowym Jorku jest znacznie więcej rozbojów (20847) niż w Warszawie (763). Proporcjonalnie do wielkości miast w Nowym Jorku jest mniej kradzieży samochodów (6327 do 2720), włamań (12990 do 7384) i kradzieży (44279 do 17102).
Być może Rabiejowi chodziło o to, że będzie korzystał z wzorców walki z przestępczością, bo niezaprzeczalne jest, że na przestrzeni ostatnich dekad spadła ona w Nowym Jorku wręcz fantastycznie. Wielu obserwatorów przyczyny spadku przestępczości upatruje w polityce „zero tolerancji” opartej na „teorii zbitej szyby”. Chodzi o to, żeby ścigać nawet drobne przestępstwa (takie jak wybicie szyby), bo przyzwolenie na nie ośmiela kolejnych wandali i mechanizmem społecznej zaraźliwości prowadzi do kolejnych wykroczeń i przestępstw.
Jednak badania zaprzeczają, że to wprowadzona przez Rudy’ego Giulianiego w 1994 polityka spowodowała spadek przestępczości. Istnieją alternatywne wyjaśnienia. Na przykład Steven D. Levitt i Stephen J. Dubner w książce „Freakonomia” stawiają tezę, że spadek przestępczości jest związany z wyrokiem sądowym z połowy lat 70. w sprawie Roe przeciw Wade’owi, który liberalizował dostęp do aborcji. Ich zdaniem kobiety ze zmarginalizowanych środowisk teraz mogły znacznie łatwiej przerywać ciążę. Dzięki temu w trudnych środowiskach było znacznie mniej niechcianych dzieci, a więc i mniej potencjalnych przestępców.
To jedna z wielu hipotez. Spory o to, co doprowadziło do spadku przestępczości w USA, trwają do dziś. Wśród wyjaśnień jest np. spadek spożycia alkoholu, mniejsze bezrobocie czy wzrost gospodarczy. Każdy z tych czynników miał jakiś wpływ na poziom przestępczości, ale żaden nie wyjaśnia w satysfakcjonujący sposób całego trendu. Najprawdopodobniej był to splot czynników ekonomicznych, kulturowych oraz polityki karnej, która jednak zaowocowała tym, że USA mają najwięcej więźniów na 100 tys. mieszkańców spośród wszystkich krajów demokratycznych.
Co z miejscami pracy? Przywykliśmy myśleć o Nowym Jorku jako o mieście wielkich możliwości i dużych pieniędzy. Korzenie takiego myślenia biorą się z obrazów popkultury, która nasze oczy kieruje głównie na Manhattan. Ale Manhattan to tylko część Nowego Jorku, gdzie żyje i pracuje elita. Tymczasem w amerykańskim mieście bezrobocie jest ponad dwa razy większe niż w stolicy Polski – 4,8 proc. do 2,3 proc.
To nie wszystko. Wysokie ceny mieszkań powodują, że duża część z zarobionych przez nowojorczyków pieniędzy jest przeznaczana na czynsze. To z kolei przekłada się na niski standard życia, ponieważ w portfelach brakuje środków na wiele innych potrzebnych usług i towarów. Między innymi zapewne stąd w Nowym Jorku odsetek osób zagrożonych ubóstwem wynosi aż 20,6 proc.
Tymczasem w Warszawie jest on znacznie niższy: zagrożonych ubóstwem relatywnym jest 10,1 proc. mieszkańców stolicy, ubóstwem ustawowym 8,5 proc., a ubóstwem skrajnym – 3,2 proc.
W nowym Jorku mamy również do czynienia z plagą tzw. working poor, czyli osób, które chociaż pracują, nie mogą się wyrwać z ubóstwa. Ich odsetek wynosi 8,7 proc.
Nowy Jork jest jednym z najbardziej rozwarstwionych miast świata. Współczynnik Giniego, który określa stopień rozwarstwienia w Nowym Jorku wynosi aż 0,54 ("0" oznacza, że wszyscy mają po równo, "1" - że jedna osoba dysponuje wszystkimi zasobami, a reszta nie ma nic). Dla porównania dla całej Polski (dane NBP) Gini dla dochodów wynosi 0,38, co już jest uznawane za rozwarstwienie wysokie.
Najbardziej szokujące są jednak dane dotyczące bezdomności. Nowojorskie schroniska dla osób zagrożonych bezdomnością mają w swojej pieczy ponad 60 tys. osób. W tym amerykańskim mieście jest ich niemal dwa razy więcej niż w całej Polsce, gdzie bezdomnych jest około 33 tysięcy. Jeżeli zestawimy to z polskim per capita w wysokości 15 tys. USD i amerykańskim per capita w wysokości ponad 52 tys. USD, taką dysproporcję trudno nazwać inaczej niż skandaliczną.
Co z przedszkolami?
W Nowym Jorku odsetek dzieci w przedszkolach wynosi nieco ponad 60 proc. Tymczasem według danych przesłanych OKO.press przez warszawski ratusz - w stolicy Polski ten odsetek dla dzieci w wieku 3-5 lat wynosi... 100 proc. To dane odnoszą się do roku szkolnego 2016/2017 oraz 2017/2017. Procent dzieci w wieku 6 lat objętych wychowaniem przedszkolnym w roku szkolnym 2016/2017 wynosił 69 proc., a w roku 2017/2018 - 90 proc.
Odsetek dzieci niechodzących do przedszkoli podobny do tego nowojorskiego jest w całej Polsce. Jednak w niemal 40 milionowym kraju mamy do czynienia z trudniejszym infrastrukturalnie zapewnieniem tego typu usługi dla wszystkich mieszkańców. Miasta, zwłaszcza te duże, powinny sobie radzić z tym sprawniej. Za to w Nowym Jorku można posłać dziecko do przedszkola z czesnym w wysokości… 45 tys. dolarów, czyli równowartości ponad 160 tys. złotych.
Wypowiedź Pawła Rabieja trochę przypomina facebooką wrzutkę Andrzeja Szejnfelda z 2014 roku. Polityk PO okrasił zdjęcia wieżowców z Dubaju podpisem „Tak będzie wyglądała Polska, jeśli nadal będzie rządziła PO”. Filip Springer piszący reportaże o urbanistyce stwierdził, że jest to „sprzedawanie wizji, w której liczy się tylko głos bogatych”. Z podobną nutą mamy do czynienia w wypowiedzi Rabieja. Rzeczywiście Nowy Jork jest zamożnym miastem, do którego przyjeżdżają zarabiać (i wydawać) pieniądze najbogatsi ludzie na świecie. I najczęściej tę jego część widzimy w hollywoodzkich produkcjach, co wywołuje mylne wrażenie o całości miasta. Nowy Jork ma swoje brzydsze oblicze – rozwarstwienia, biedy, bardzo drogich czynszów i plagi bezdomności. Dobrze byłoby, gdyby Warszawa takiego oblicza nie miała.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Komentarze