0:00
0:00

0:00

Wojciech Albert Kurkowski od 26 czerwca 2020 roku jest pełnomocnikiem ds. ochrony zwierząt. Na to nowoutworzone stanowisko w resorcie powołał go minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Zaniepokoiły się organizację prozwierzęce, ponieważ szef resortu sympatyzuje z hodowcami zwierząt futerkowych i jest raczej wrogo nastawiony do animalsów.

Z rozmowy z panem Kurkowskim wynika, że ma inne poglądy na ochronę dobrostanu zwierząt od głoszonych przez ministra rolnictwa. Dlaczego więc się zgodził i jak w tej sytuacji wyobraża sobie swoją pracę? Poniżej cała rozmowa.

Wojciech Albert Kurkowski z zawodu jest aktorem. Jest współtwórcą Klubu Miłośników Myszy Rasowych oraz założycielem hodowli myszy rasowych Adalbertus. Hoduje psy – chińskie grzywacze. Był prezesem i inicjatorem Polskiej Federacji Felinologicznej „Felis Polonia” i honorowym prezydentem Cat Club Łódź. Był także redaktorem naczelny miesięcznika „Kot”. Tłumaczył publikacje poświęcone kotom i napisał książkę: „Koty perskie i egzotyczne”. Jest pomysłodawcą obchodów Światowego Dnia Kota w Polsce oraz ogólnopolskiej akcji „Rasowce - Dachowcom”.

Przeczytaj także:

Robert Jurszo, OKO.press: Co pan sądzi o uboju rytualnym?

Wojciech Albert Kurkowski, pełnomocnik ds. ochrony zwierząt: Jestem przeciwnikiem, absolutnie. To zadawanie zwierzętom zbędnego cierpienia tylko po to, by sprawić przyjemność osobom religijnym.

A o hodowli zwierząt na futra?

Dzięki współczesnej technologii nie potrzebujemy już naturalnych futer. To luksus, bez którego możemy się obyć.

Jest pan za delegalizacją tego biznesu w Polsce?

Zdaję sobie sprawę z tego, że w naszym kraju jest to dochodowa gałąź rolnictwa. Chętnie przyjrzę się temu, jak ta branża funkcjonuje za granicą.

Być może znajdę tam rozwiązania prawne, których wprowadzenie w Polsce pozwoli na zredukowanie lub nawet całkowite zniwelowanie przemysłu futrzarskiego w Polsce. Nie wykluczam więc tej opcji.

Jak pan patrzy na depopulację dzików w imię walki z ASF, która trwa już od blisko trzech lat?

Nie czuję się w tym obszarze specjalistą, ale być może zbyt duży nacisk położono dotychczas na zabijanie dzików, a za mało skoncentrowano się ochronie zwierząt gospodarskich przed wirusem. Muszę dowiedzieć się więcej na temat tej choroby, bo dotąd moja praca zawodowa była związana ze zwierzętami towarzyszącymi, takimi jak psy czy koty, a nie gospodarskimi i dzikimi.

Z tego co wiem, liczba przypadków zachorowań na ASF w Polsce spada. Ale być może walka z afrykańskim pomorem świń nie jest jedynie kwestią redukcji zwierząt łownych.

Zadałem te trzy pytania, bo pana zwierzchnik, minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski jest zwolennikiem legalności uboju rytualnego oraz hodowli futerkowej i chce wybicia jak największej liczby dzików.

Myślę, że minister Ardanowski powołując mnie na to stanowisko wiedział już trochę, jak są moje poglądy na różne sprawy związane ze zwierzętami. Mieliśmy okazję kilka razy spotkać się i rozmawiać. Wierzę, że zależało mu na tym, by powołać eksperta niezależnego, niezwiązanego z żadną z gałęzi rolnictwa - w tym z sektorem futrzarstwem - w których on merytorycznie czuje się świetnie.

Było to dla niego na tyle ważne, że gotów był zdecydować się na kogoś, kto różni się od niego poglądami, ale jest też elastyczny, gotowy na dialog.

Jak to się stało, że akurat został pan pełnomocnikiem ds. ochrony zwierząt?

Rok temu Polska Unia Felinologiczna (miłośników kotów), która zrzesza kluby felinologiczne z całego kraju, zaproponowała mi objęcie tej funkcji i z tą propozycją dotarła do Ministerstwa Rolnictwa. W połowie czerwca 2020 roku odezwano się do mnie w tej sprawie z resortu i zaczęliśmy prowadzić wstępne rozmowy. Nakreślono zakres moich zadań, wśród których najważniejsze to poprawa ustawy o ochronie praw zwierząt i prace nad przepisami dotyczącymi powołania rzecznika praw zwierząt.

Dlaczego pan się zgodził ?

Bo kocham zwierzęta, to moja ogromna pasja, która trwa całe życie.

Kilkoro znajomych zapytało mnie na Facebooku, dlaczego chcę współpracować w tej sprawie z PiS. Odpowiedź jest prosta: bo akurat oni teraz rządzą i w tej chwili to właśnie oni byli władni powołać to stanowisko.

Można czekać na zmianę władzy, ale przecież nie o to chodzi, bo najważniejsze w tym wszystkim są zwierzęta.

Mam duże doświadczenie w międzynarodowej dyplomacji dotyczącej zwierząt towarzyszących, co powinno pomóc stworzyć lepsze prawo chroniące zwierzęta. Podpisałbym cyrograf z diabłem, gdyby to tylko mogło poprawić ich sytuację w Polsce.

Polityka dla mnie nie ma w tym przypadku znaczenia. Może jestem trochę naiwny, ale tak właśnie myślę.

Miał pan dotąd styczność z prawną ochroną zwierząt, np. brał udział w pracach komisji sejmowych w związku z ustawą o ochronie zwierząt?

Nie.

A może brał pan kiedyś udział w interwencjach, podczas których ratowano zwierzęta? Takich, jak ta niedawna w Radysach?

Nie.

To jak pan ocenia swoje kompetencje na stanowisku, na które pana powołano?

Mam dużą wiedzę jeśli chodzi o zwierzęta towarzyszące i w tym temacie czuję się pewnie. Byłem redaktorem naczelnym miesięcznik „Kot”. Napisałem kilka książek a kilka przetłumaczyłem. Od lat działam w felinologii i kynologii. Mam doświadczenie w organizacjach hodowców, w których pełniłem różne funkcje, m.in. zbudowałem największą federację felinologiczną.

Jestem też wiceprezydentem World Cat Federation, Światowej Federacji Organizacji Felinologicznych, czyli kocich. Ogromna gałąź wiedzy dotycząca praw zwierząt jest mi bliska, bo takich praw po prostu potrzebujemy, ale nie mam na jeszcze tyle mocnej wiedzy, żeby dziś zajmować stanowiska w konkretnych sprawach. Tutaj kompetencje muszę jeszcze uzupełnić.

Na stronie resortu rolnictwa czytamy, że „do zadań pełnomocnika należy także współpraca z organizacjami społecznymi, zrzeszeń rolników i hodowców”. Jak pan widzi współpracę z tymi typami organizacji, które często mają rozbieżne cele jeśli chodzi o zwierzęta?

Nie będzie to łatwe. Będzie to wymagało zręcznej dyplomacji i nieustannego zdobywania nowej wiedzy. Organizacje prozwierzęce są bardzo ważne, bo dzięki ich działalności często na światło dzienne wychodzą różne nieprawidłowości. Ale jestem też przekonany, że nikomu nie zależy na tym, by celowo szkodzić zwierzętom.

Mam więc nadzieję na to, że moja praca będzie się wiązać głównie z łagodzeniem konfliktów, a nie ich podsycaniem.

Jeszcze przed pańską nominacją minister w radiu powiedział, że będzie pan m.in. przeglądał prawo, które – cytuję - „jest bezprawiem, bo pozwala zabierać zwierzęta”. Chodzi o art. 7.3 ustawy o ochronie zwierząt, który pozwala na odbiór zwierząt w trybie interwencyjnym, kiedy zagrożone jest ich życie czy zdrowie. Nie obawia się pan, że jest pan od tego, by pomóc ministrowi Ardanowskiemu pozbyć się tego przepisu z ustawy o ochronie zwierząt?

Myślę, że nie ma potrzeby wykreślać z ustawy przepisu, który wspomaga ochronę zwierząt.

Minister Ardanowski to prawo nazywa „bezprawnym”. W ciągu ostatnich miesięcy mieliśmy kilka podejść do wyrzucenia art. 7.3 z ustawy o ochronie zwierząt. Miały one poparcie szefa resortu rolnictwa.

Mogę powiedzieć tylko tyle, że mam sygnały ze środowiska organizacji prozwierzęcych, że niektóre organizacje posiadające w swym statucie ochronę praw zwierząt nadużywają tego przepisu. Niektóre nawet w niecnych celach, by np. przejąć zwierzęta z hodowli, by potem je z zyskiem sprzedać.

Dlatego potrzebuję w tej sprawie skonsultować się właśnie z organizacjami prozwierzęcymi, z którymi właśnie się spotykam w łódzkim Urzędzie Miasta. Jeśli więc myślę o zmianie tego prawa, to nie chcę go usunąć, ale poprawić w taki sposób, by ukrócić ewentualne nadużycia. Ale nie potrafię jeszcze powiedzieć, jakby ta korekta miała wyglądać.

Mam nadzieję, że współpraca z organizacjami przyczyni się do poprawy istniejącej ustawy o ochronie zwierząt, która poza wspomnianym art. 7.3 ma wiele innych równie istotnych treści wymagających poprawek. Mam tu na myśli artykuły mówiące o zwierzętach wykorzystywanych do celów rozrywkowych czy też dotyczące nadzoru nad przestrzeganiem praw zwierząt.

Argument o nadużywaniu art. 7.3 bardzo często pada z ust środowisk nieprzychylnych animalsom, w tym rolników i wielokrotnie tu już wspominanego ministra Ardanowskiego. Tymczasem z raportu „Filantropi czy złodzieje? O czasowym odbieraniu zwierząt” opublikowanego w ubiegłym roku przez Fundację Czarna Owca Pana Kota wyłania się zupełnie inny obraz. Nadużycia związane z interwencyjnym odbiorem zwierząt są marginesem. Czytamy tam, że „gminy, co do zasady potwierdzały decyzją administracyjną zasadność dokonanego przez organizację pozarządową odbioru zwierząt” - w 2018 to było 86,6 proc. decyzji.

Trudno mi odnosić się do tych danych, bo ich nie znam, ale chętnie przeczytam ten raport. Ale powtórzę raz jeszcze: ja nie chcę art. 7.3 usuwać, ale go ulepszyć w taki sposób, by procedura odbioru interwencyjnego nie budziła takich kontrowersji, jakie czasem czyni. Nawet jeśli jedno zwierzę cierpi z powodu złego prawa, to trzeba zastanowić się, jak to prawo zmienić, by kolejnym nie działa się krzywda.

Skoro tak, to nie boi się pan konfliktu z ministrem Ardanowskim w tej sprawie?

Nie jestem czołobitny przed władzą i wierzę, że ministrowi także zależy na prawach zwierząt, wszak dlatego powołał mnie na to stanowisko. Ufam, że sprostam zadaniu i pozostanę wierny zwierzętom.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze