To, z czym teraz macie do czynienia w Polsce, w niczym nie przypomina gangów z Pruszkowa czy Wołomina. Nie chcę nikogo obrażać, ale wasze gangusy nie siedziały z naszymi nawet w piaskownicy – mówi OKO.press gruziński ekspert od zorganizowanej przestępczości
Zaczęło się od tego, że na początku lutego 2025 w magazynie „Plus Minus” Grażyna Zawadka opublikowała tekst o importowanej zorganizowanej przestępczości w Polsce, w której prym wiodą gruzińskie szajki. W mediach i na polskiej arenie politycznej rozgorzała dyskusja.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski na antenie Polsatu powiedział, że reakcja na tę sytuację musi być stanowcza i szybka, jak w przypadku polskich grup przestępczych z lat 90., z którymi państwo polskie sobie poradziło. Dwa dni później na platformie X napisał jednak, że problem ze wzrostem przestępczości zorganizowanej był, ale „wbrew doniesieniom prasowym ten proces udało się zahamować, dzięki konsekwentnej współpracy z policją”.
Na doniesienia ostro też zareagował też premier Donald Tusk. Na konferencji prasowej z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen w Gdańsku powiedział: „spodziewajcie się państwo w najbliższych dniach zdecydowanych akcji, które ograniczą przestępczość, jeśli chodzi o środowiska migrantów i obcokrajowców przebywających w Polsce”. Zapowiedział też deportację każdego obcokrajowca, który złamie polskie prawo.
„Zdecydowane akcje” miały leżeć w gestii szefa ministra sprawiedliwości Adama Bodnara oraz szefa MSWiA Tomasza Siemioniaka. Ten ostatni oświadczył, że „zgodnie z poleceniem premiera Donalda Tuska przygotowują plan dalszych zdecydowanych reakcji na przestępczość obcokrajowców w Polsce, szczególnie przestępczość zorganizowaną i w agresywnych formach". I dodał, że w całym kraju obcokrajowcy odpowiedzialni są za 5 procent przestępstw.
Natychmiast zareagowała prawa strona, zaczynając nagonkę na imigrantów, stygmatyzując Gruzinów i Ukraińców, dwie narodowości, które najczęściej wśród cudzoziemców występują w przestępczych statystykach.
W 2024 roku policja zatrzymała obywateli Ukrainy 9753 razy, a Gruzji 1780 razy.
Warto jednak zauważyć, że Ukraińców mieszka w Polsce blisko 1,5 mln, więc ci, którzy popełnili przestępstwa, nie mieszczą się nawet w procencie (0,65 procent) wszystkich przebywających w naszym kraju. A to i tak dwa razy mniej niż w przypadku obywateli polskich.
Z Gruzinami jest trochę inaczej. Według danych ZUS na terenie Polski przebywa ich 27 tys. Wynikałoby z tego, że 6,6 procent z nich popełniło jakieś przestępstwo w 2024 roku. Tyle że te dane nie są realne. Według policji wielu – ale nie wiadomo ilu dokładnie – obywateli Gruzji przebywa w Polsce nielegalnie. Potwierdza to w jakimś stopniu statystyka Straży Granicznej. Według ich danych w 2024 roku granicę naszego państwa przekroczyło 77 tys. Gruzinów, choć trzeba wziąć pod uwagę fakt, że część z nich wróciła do ojczyzny.
Znajomy prokurator powiedział mi, że w przypadku Gruzinów podstawowym problemem naszych służb jest język. Z tego powodu niektóre sprawy, te „mniej istotne”, jak drobne kradzieże czy pobicia, puszczane są im płazem, bo wymagają „zbyt wielkiego zachodu”. Do prowadzenia spraw karnych potrzebny jest bowiem tłumacz przysięgły, a tych, jak podaje Ministerstwo Sprawiedliwości, w przypadku języka gruzińskiego na terenie Polski jest ośmiu, z czego sześciu w Warszawie i bliskich okolicach. Jeśli sprawa toczy się na przykład we Wrocławiu czy Rzeszowie, tłumacz musi dojechać, a – przyznajmy uczciwie – nasze państwo nie motywuje go do tego zbyt skutecznie. Urzędowa stawka za godzinę tłumaczenia ustnego wynosi 122,68 złotych.
W 2024 roku przestępstw dopuściło się blisko 14 tys. cudzoziemców. W większości chodziło o jazdę po pijaku i posiadanie narkotyków. Zdarzają się też bójki, oszustwa, kradzieże, pobicia, podrabianie dokumentów czy włamania.
Po tekście Zawadki uwaga skupiła się jednak wokół gruzińskich szajek. A to włamali się do prywatnych domów i maltretowali ludzi, a to ukradli, korzystając z „metody na kolec”, czyli przebicia opony w samochodzie, diamenty za 110 tys. euro, a to bezczelnie wynieśli w biały dzień zegarki z galerii Mokotów w Warszawie i uciekli na hulajnogach, a to zasadzali się na konwojentów przewożących gotówkę.
I Zawadka ma rację:
to nie są przypadki i działania „drobnych złodziejaszków”, a gruzińska zorganizowana przestępczość, która coraz lepiej czuje się na terenie naszego kraju i z którą nasze służby po prostu sobie nie radzą.
Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych i szefa MSWiA Jacek Dobrzański napisał na platformie X:
„W 2024 roku Polska Policja zatrzymała 1895 obywateli Gruzji. Decyzją sądu 136 trafiło do aresztu. Łącznie w polskich ośrodkach penitencjarnych, według stanu na koniec 2024 roku, przebywa 322 Gruzinów. Na podstawie decyzji wydanej przez Straż Graniczną o zobowiązaniu do powrotu w ubiegłym roku z Polski wydalono 2589 obywateli Gruzji”.
Uściślijmy: nie wszystkich za poważne przestępstwa. Część z nich musiała opuścić Polskę ze względu na nielegalny pobyt albo podjęcie nielegalnie pracy.
Kłopot mamy jednak z bandytami.
Gruzini mogą wjeżdżać na teren Strefy Schengen bez wizy na podstawie paszportu biometrycznego na okres 90 dni raz na pół roku. To prawo obowiązuje od 1 marca 2017 roku. Aby podjąć pracę na terenie Unii Europejskiej, muszą uzyskać specjalne zezwolenie, a potem kartę pobytu.
– Trzeba przyznać, że to otworzyło wiele możliwości przed obywateli mojego kraju, którzy wyjechali za pracą albo na studia. To większość, ale nie można zapomnieć, że jednocześnie otworzyły się wrota także dla naszego kryminalnego świata – mówi podpułkownik Lasza Bregwadze, dr nauk politycznych Międzynarodowego Uniwersytetu Kaukaskiego, były pracownik służb więziennych oraz departamentu ds. walki z przestępczością zorganizowaną przy gruzińskim MSW za czasów Micheila Saakaszwilego.
Największy problem zaczął się jednak po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, czyli w 2022 roku.
– Z moich informacji wynika, że na terenie Polski mieszka aktualnie pięciu worów w zakonie, najwyższych rangą kryminalnych autorytetów pochodzenia gruzińskiego.
Po wybuchu wojny wyjechali z Rosji oraz Ukrainy i osiedlili się w Europie. Z podobnymi do Polski problemami z gruzińską mafią mierzą się Włochy, Hiszpania, Grecja i Czechy – mówi Bregwadze.
Aby to wyjaśnić, musimy cofnąć się do 2003 roku, czyli do rewolucji róż w Gruzji, która do władzy wyniosła Saakaszwilego.
Do tego czasu Gruzją de facto zarządzały kryminalne autorytety, wory w zakonie, czyli „złodzieje w prawie”. To pojęcie, które wywodzi się z więziennej hierarchii, gdzie najwyżej stoi właśnie wor w zakonie. Ma pod sobą „smotriaszczych”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „obserwujących”, którym podlegają konkretne regiony. Pod nimi są już niżsi rangą bandyci, aspirujący do tego, by wspinać się po kryminalnej drabinie.
System zaczął rozwijać się już w carskich więzieniach, dorósł w radzieckich tiurmach, ale swoją najbardziej brutalną formę przybrał w latach 90., po upadku ZSRR. Rządzi nim poniatia, czyli kodeks nienaruszalnych, ale też niepisanych zasad.
O ile w czasach radzieckich szanujące się kryminalne autorytety nie wchodziły w żadne układy z władzą oraz nie podejmowały pracy zarobkowej, utrzymując się z kradzieży, wyłudzeń i oszustw „frajerów”, po rozpadzie ZSRR te zasady odeszły do lamusa. Od „schodki”, czyli spotkania najważniejszych kryminalnych autorytetów, na którym podejmuje się istotne decyzje dla całej „subkultury”, na początku lat 80. w Tbilisi, kodeks ewoluował. Od tego momentu wory w zakonie miały prawo wchodzić do polityki i zajmować się biznesem. Oznacza to, że zorganizowane grupy przestępcze stały się mafiami.
Nie można pominąć faktu, że największą wylęgarnią worów w zakonie na cały Związek Radziecki była Gruzja.
Do czasów Saakaszwilego Gruzją rządził z jednej strony prezydent Eduard Szewardnadze, a z drugiej wor w zakonie Dżaba Joseliani, który był deputowanym do gruzińskiego parlamentu i cieszył się ogromnym szacunkiem obywateli swojego kraju.
– Po rewolucji najważniejsza dla kraju była walka ze zorganizowaną przestępczością, bez tego nie było żadnych szans na stworzenie demokratycznych instytucji. Zmieniliśmy prawo. Na podstawie antymafijnego prawa włoskiego oraz amerykańskiego RICO (Racketeer Influenced and Corrupt Organizations) stworzyliśmy nasze. Za bliskie kontakty ze zorganizowaną przestępczością można było trafić za kratki na osiem lat. W kodeksie karnym pojawiły się pojęcia: wor w zakonie, schodka i obszczak, czyli wspólna międzynarodowa kasa, do której spływają zyski „wypracowane” na całym świecie – tłumaczy Bregwadze.
„Wypracowane”, czyli ukradzione. W Gruzji się udało. Kryminaliści trafił do więzień, które za prezydentury Saakaszwilego pękały w szwach.
– Albo przenieśli się do Rosji i Ukrainy, choć zmiana miejsca zamieszkania nie oznacza utraty wpływów. Kryminalne autorytety siedziały tam do 2022 roku, czyli do wybuchu wojny. Wtedy przenieśli się do was, chociaż to nie znaczy, że wcześniej nie mieli tu swoich ludzi. W tej chwili Polska jest dla nich prawdziwym Eldorado: duży kraj z wyraźnym wzrostem gospodarczym, ogromną ilością migrantów i niestabilnymi granicami. Na tym wszystkim przecież można doskonale zarobić – mówi Bregwadze.
Najbardziej na ludziach.
– Zaczyna się od tych, którzy chcą pojechać do pracy, ale nie wiedzą, jak się za to zabrać. Zajmują się więc tym agencje w Gruzji, które ogarniają papiery i wysyłają do pracy. Kiedy w Polsce ktoś, kto nie zna języka, traci pracę albo wpada w kłopoty, szuka pomocy u swoich. To doskonałe miejsce dla działania przestępców: wyłapują ich, obiecują pomoc, albo łatwą kasę. I tak ludzie trafiają do szajek. Z reguły łatwo nimi manipulować, zwłaszcza młodymi, przed którymi nie za bardzo rysują się jakieś perspektywy. Ważny jest też romantyczny wzorzec, mimo wszystko nadal w niektórych kręgach w Gruzji żywy, „honorowego złodzieja”. Czasy się zmieniły, ale wielu nadal marzy, by stać się częścią kryminalnego świata – tłumaczy Bregwadze.
Młodzi adepci są przydzielani do robót: najpierw kradzież torebki, potem samochodu, aż w końcu brylantów. A to rajd na włam z Wrocławia do Czech, z Poznania do Niemiec. A to „gapstop”, czyli zaczepienie kogoś na ulicy z prośbą o papierosa, które kończy się kradzieżą portfela czy telefonu.
– To celowe działania. Mają być widoczni, dlatego często nie zakrywają twarzy i nie unikają brutalności. To sposób na zastraszenie społeczeństwa i sygnał wysyłany dla służb, że mają je za nic. I dla waszych bandziorów, że teraz oni przejmują teren. Mówi się na to „priwesti w swojo polożenie”, czyli „wprowadzić swój porządek”. Nie boją się też trafić do więzienia. Przeciwnie. Odsiedzenie wyroku jest dla nich ważne, bo bez niego nie są w stanie wspinać się po szczeblach kariery kryminalnej. Więzienie to prestiż – mówi Bregwadze.
Oczywiście dla bossów ci ludzie nie mają większego znaczenia. Ot, mięso armatnie, które ma wykonać zlecone zadanie. „Drobne” przestępstwa to sposób na sprawdzenie ich przydatności i lojalności. Jeśli przejdą test, dostają ważniejsze zadania: handel narkotykami, fałszywymi dokumentami, bronią albo ludźmi.
– To ma wyglądać jak prymitywna bandyterka rodem z lat 90., ale nie można dać się zwieść. To, z czym teraz macie do czynienia w Polsce w niczym nie przypomina gangów z Pruszkowa czy Wołomina. Nie chcę nikogo obrażać, ale wasze gangusy nie siedziały z naszymi nawet w piaskownicy. Poza tym świetnie się z nimi te 20 lat temu rozprawiliście, tyle że to, co dzieje się teraz, przybrało zupełnie inną formę.
To już nie są bandziory w dresach i z tatuażami, jakich znamy z filmów, ale porządni inwestorzy, biznesmeni, którzy mają kontakty z bardzo ważnymi osobami w państwie. Ci ostatni nie muszą nawet wiedzieć, z kim mają do czynienia. Czują się u was bezkarnie. Dwa lata temu w jednej z gruzińskich restauracji w Warszawie odbyła się schodka kryminalnych autorytetów. Policja okazała się bezradna – mówi Bregwadze.
Nie mam jak zweryfikować tej informacji. Nie ma o niej wzmianki w żadnym otwartym źródle. Pytam zorientowanych w temacie znajomych, nie mówią – nie chcą, albo nie wiedzą.
Bregwadze nie obwinia jednak polskich służb. Podkreśla, że nawet w latach 90. nie mieliśmy do czynienia na taką skalę z kryminalnymi autorytetami z terenu byłego ZSRR i nie mamy wiedzy, jak sobie z nimi radzić.
– Żeby być skutecznym, trzeba znać ich styl życia, sposób myślenia. Trzeba rozumieć ich prawa i zasady, wiedzieć, co oznaczają konkretne gesty, symbole i rozumieć język, którym się posługują. Nie mam na myśli po prostu tego, by znać gruziński, trzeba znać fienię, język ich świata. Jeśli nie ma się tego know-how, nie da się ich rozsadzić od środka – mówi Bregwadze.
Do tego potrzebna jest współpraca z Gruzinami, którzy znają się na rzeczy i wiedzą, z czym mają do czynienia. To ich należałoby zatrudnić albo chociaż nauczyć się od nich, jak radzić sobie z przestępczością tego typu.
Bregwadze nie uważa też, że w przypadku członków kryminalnych struktur deportacja jest skuteczna. – Macie dziurawe granice, więc niewiele to daje. Oni wracają do Gruzji, ale po chwili znów są u was na fałszywych dokumentach. I mają was za frajerów, bo ich nie wyłapujecie. Oszukać frajera to po paniatiam sprawa prestiżowa – mówi Bregwadze.
O zdanie w tej sprawie pytam prokuratora dr. Michała Gabriela-Węglowskiego, członka Komisji Kodyfikacyjnej Ustroju Sądownictwa i Prokuratury, prowadzącego też stronę www.czarneczerwone.pl, który w latach 2007-2019 pracował w Departamencie Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji.
– Mam wątpliwości, czy ktokolwiek w Polsce zna dziś rzeczywistą skalę zagrożenia i występowania przestępczości zorganizowanej, w tym z udziałem cudzoziemców, czy ktoś prowadzi szeroką, wieloaspektową, analizę strategiczną. Moim zdaniem taka rola koordynacyjna, zwornika analiz z udziałem służb, winna leżeć właśnie w gestii Prokuratury. Jeśli nie wiemy, z czym realnie walczymy i jaki jest uprawdopodobniony efekt tych zmagań, to nie wiemy nic. Ograniczamy się do pobiegnięcia tam, gdzie słychać strzały, ale nie widzimy groźnych ruchów przeciwnika wykonywanych w ciszy, kamuflowanych na różne sposoby.
Dr Gabriel-Węglowski zauważa też, że potrzebujemy w Polsce nowego podejścia do zwalczania przestępczości zorganizowanej.
– Od dwóch lat próbuję wprowadzić do dyskursu publicznego pojęcie przestępczości krytycznej, czyli takiej, która grozi stabilności Państwa: szpiegostwo, dywersja, terroryzm, potężne grupy przestępcze, zwłaszcza mafijne, czyli wchodzące w kontakty ze światem polityki. Żeby z nią walczyć, potrzebujemy struktury elitarnej, maksymalnie oderwanej od uwarunkowań i układów, bezpośrednio podporządkowanej centralnemu kierownictwu.
Tak na świecie działają skuteczne systemy walki z najgroźniejszą przestępczością.
Generalnej reformy potrzebuje Prokuratura, wymaga jej Policja. Potrzebujemy opanowania chaosu w sądach, które ledwie funkcjonują po ostatnich 10 latach „dobrej zmiany”.
To wszystko nierozerwalne składniki siły Państwa w obszarze bezpieczeństwa wewnętrznego. Jeżeli choć jeden z nich „leży”, to nie działa całość.
Pytam też prokuratora o skuteczność zakwestionowanej przez Bregwadzego deportacji cudzoziemców.
– To świetne rozwiązanie i powinno być stosowane w krótkiej, sprawnej procedurze. Ale to tylko jedno z narzędzi. Przestępców trzeba przecież wyłapać, a do tego są potrzebni wysoko wyszkoleni funkcjonariusze konkretnych służb. Polska jest, moim zdaniem, spóźniona w budowaniu systemu przeciwdziałania narastającej gwałtownie przestępczości krytycznej. Nie twierdzę, że nie robimy nic, ale moglibyśmy być dużo bardziej zaawansowani. Niestety, w mojej ocenie, „powybijano” prokuratorom i służbom sporo zębów, np. w 2013 roku skrócono z dwóch lat do jednego roku dostęp do bilingów telefonicznych, a zatem znacznie utrudniono nam odtwarzanie przestępczych kontaktów i powiązań. W kolejnych latach pewne narzędzia odbudowano, ale i tak zaniechano wielu potrzebnych zmian, a jednocześnie skrajnie upolityczniono Prokuraturę i skłócono prokuratorów.
Prokurator zwraca uwagę na to, że przestępczość imigrantów będzie rosła ze względu na coraz większą ich liczbę.
– To nie dotyczy tylko Gruzinów. Polskie służby muszą bardzo szeroko otworzyć się na pracę operacyjną i kontrwywiadowczą w środowiskach imigranckich. To ogromne wyzwanie. Myślę, że dobrym pomysłem jest zatrudnianie osiadłych imigrantów, czy dorastających tu młodych ludzi z takich rodzin. Mimo że niesie to ze sobą ryzyka, to uważam, że bez tego sobie nie poradzimy. Musimy też pamiętać, że w momencie ewentualnego rozejmu w wojnie w Ukrainie zderzymy się z dodatkowym napływem zdemobilizowanych weteranów wojennych różnych nacji biorących udział w walkach, nawykłych do stosowania przemocy, z których część nie będzie umiała się odnaleźć w warunkach pokoju. To będzie sprzyjać wzrostowi brutalnej przestępczości. Wątpię, byśmy byli na to wystarczająco gotowi. To efekt wieloletnich zaniedbań, braku wspomnianego myślenia strategicznego, a także dominacji walki politycznej nad dbałością o rację stanu – mówi Gabriel-Węglowski.
Warto więc się zastanowić, czy wielkie słowa, jakie deklaruje minister Siemioniak, zapewniając nas, że policja, Straż Graniczna czy ABW dokładają wszelkich starań, by zapewnić nam bezpieczeństwo, nie są tylko czczym gadaniem, który ma na celu uspokoić opinię publiczną.
Warto się zastanowić, czy próba znalezienia kozła ofiarnego w postaci migrantów, na których przecież skupiła się polityczna nagonka związana ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, nie jest próbą zatuszowania nieudolności naszych służb. Bo jak inaczej, opisać kłopot ze złapaniem bandziorów, którzy w biały dzień po dokonaniu rabunku uciekają policji na hulajnogach?
Zostaje mieć tylko (złudną?) nadzieję, że ostrzeżenie Laszy Bregwadzego, który twierdzi, że jeśli teraz nic nie zrobimy, to za dwa lata obudzimy się w kraju, który „kontrolować będzie gruzińska przestępczość zorganizowana od biznesu zaczynając, a na polityce kończąc”, jednak się nie ziści.
Pozostaje mieć nadzieję, że jednak nie okażemy się frajerami.
]
Stasia Budzisz, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" (Wydawnictwo Poznańskie, 2019).
Stasia Budzisz, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" (Wydawnictwo Poznańskie, 2019).
Komentarze