Nie mieliśmy na myśli tego, co napisaliśmy w projekcie - zdaje się mówić Ministerstwo Rodziny i zapewnia, że projektu ustawy antyprzemocowej nie wysłało do konsultacji społecznych. To nieprawda. Prace nad ustawą trwały od kwietnia 2017, a dokumenty ujawnione przez media dowodzą, że skierowano go do konsultacji. Czy to koniec skandalicznej ustawy?
Rok 2019 PiS zaczął kolejną wpadką i awanturą. Tuż przed Nowym Rokiem rząd przyspieszył prace nad nową ustawą o przeciwdziałaniu przemocy. A tuż po Nowym Roku premier Morawiecki prace te przerwał. Organizacje kobiece zapowiedziały mobilizację przeciwko ustawie, która m.in. dopuszczała "jednorazowe bicie" (i jest sprzeczna z kodeksem karnym).
Nowela ustawy, firmowana przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, pełna była dziur, niedoróbek i skandalicznych zapisów. „Po przeczytaniu ośmiu (z 23 stron) ustawy miałam już 60 uwag, z których każda była bardzo istotna” — powiedziała OKO.press Renata Durda, kierowniczka „Niebieskiej Linii”. Projekt umieszczono na stronie Rządowego Centrum Legislacyjnego w Sylwestra, dwa dni później premier Mateusz Morawiecki poinformował na Twitterze, że nie będzie on dalej procedowany przez rząd. Po kilkunastu godzinach burzy w mediach projekt zniknął ze stron Rządowego Centrum Legislacyjnego.
Natychmiast jednak pojawiły się wątpliwości, czy projekt na pewno „trafił do kosza”, jak napisało wiele mediów, w tym OKO.press? I jak właściwie wyglądała legislacyjna droga tego bubla?
W oświadczeniu z 2 stycznia Ministerstwo Rodziny napisało:
„Projekt jeszcze nie został skierowany do konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych, a tylko uzgodnione projekty ustaw mogą być przedmiotem prac Komitetu Społecznego Rady Ministrów i Stałego Komitetu Rady Ministrów” (podkreśl. OKO.press).
Również minister Elżbieta Rafalska zapewniała 2 stycznia w TVP Info: „Nie wyszedł jeszcze z ministerstwa i bardzo dobrze, bo wymaga on istotnych zmian” oraz „Umieszczenie projektu w Biuletynie Informacji Publicznej było przedwczesne. To się nie powinno na tym etapie zdarzyć”.
Dziennikarze i działaczki społeczne zamieściły w mediach społecznościowych dokumenty, które dowodzą, że ministerstwo nie mówi prawdy.
Najpierw, w czwartek 3 stycznia, Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku opublikowała screeny ze strony Rządowego Centrum Legislacji sprzed usunięcia stamtąd tekstu ustawy. Dowodzą one, że projekt został rozesłany m.in. do związków zawodowych, organizacji pracodawców, Rady Dialogu Społecznego.
„Zwracam uwagę na fakt, że informacja MRPiPS w sprawie "przedwczesnej publikacji" projektu #PrzemocPlus, który rzekomo nie trafił jeszcze do konsultacji społecznych, jest w 100 procentach kłamstwem. Na dowód załączam zrzut ekranu ze strony Rządowego Centrum Legislacji, potwierdzający skierowanie projektu do uprawnionych partnerów społecznych - zanim wszystko zniknęło” - napisała Lempart.
W reakcji na tę informację OKO.press skierowało do Ministerstwa Rodziny prośbę o ustosunkowanie się do tej rozbieżności i pytanie o to, na jakim etapie jest projekt. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Ministerstwo ustosunkowało się za to do zarzutów o kłamstwo na Twitterze, gdzie powtórzyło: "Projekt nie został skierowany do konsultacji społecznych".
To nieprawda.
Formalnie projekt został skierowany do konsultacji. Są na to dowody - media publikowały je w piątek 4 stycznia 2019.
Pismo przewodnie projektu ustawy opublikował Polsat. Zostało ono podpisane przez minister Rafalską i skierowane do 15 organizacji, fundacji i stowarzyszeń. Mają one do 31 stycznia 2019 roku zgłosić uwagi do projektu: „niezgłoszenie uwag we wskazanym terminie zostanie potraktowane jako akceptacja projektu”.
A Mikołaj Wójcik z "Faktu" zamieścił metrykę dokumentu:
Skoro czarno na białym widać, że projekt znalazł się na etapie "konsultacje społeczne", jaką wartość ma deklaracja premiera o wstrzymaniu prac?
"Podjąłem decyzję, że projekt ustawy wróci do wnioskodawców w celu wyeliminowania wszystkich wątpliwych zapisów" - napisał w głośnym tweecie Mateusz Morawiecki wczesnym popołudniem w środę 2 stycznia.
Czy premier może zatrzymać proces legislacyjny swoim tweetem? Formalnie — nie. Prezes Rady Ministrów wyraża jednak w ten sposób wolę polityczną i daje sygnał podległym sobie ministrom, co mają robić. Zgodnie z prawem to minister (w tym przypadku: Rafalska) podejmuje odpowiednie kroki.
„Rządowy etap procesu legislacyjnego obejmuje również wiele kwestii o bardziej nieformalnej naturze” — mówi OKO.press Patryk Wachowiec, analityk prawny FOR, pracujący niegdyś w Biurze Analiz Sejmowych. Wachowiec zwraca uwagę na par. 66 Regulaminu Pracy Rady Ministrów:
„Do czasu podjęcia przez Stały Komitet Rady Ministrów rozstrzygnięć, o których mowa w § 67, organ wnioskujący może wycofać projekt dokumentu rządowego z rozpatrzenia przez Komitet”.
Jego zdaniem to oznacza, że ścieżkę legislacyjną projektów rządowych resort może przerwać na dowolnym etapie, o ile będzie to miało miejsce przed przyjęciem rekomendacji dla Rady Ministrów przez Komitet Stały. „To, że został wysłany do konsultacji nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia” - mówi Wachowiec.
Inne zdanie ma dr Sylwia Spurek z biura Rzecznika Praw Obywatelskich. W rozmowie z "Krytyką Polityczną" powiedziała: "Operacyjnie mówiąc, proces legislacyjny mógłby zostać przerwany np. jeśli do tych wszystkich podmiotów zostałoby skierowane pismo informujące o przerwaniu, zawieszeniu konsultacji. Nie wiemy, czy takie pismo zostało wysłane. Wiem natomiast, że projekt z symbolem UD 279 znajduje się w wykazie prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów".
A zatem: czy projekt na pewno trafił do kosza, czy nie?
„Nie mamy dostępu do formalnej decyzji o przerwaniu prac, ale skoro projektu nie ma już na stronach RCL, to jestem przekonany, że tak właśnie się stało. Nie można konsultować czegoś, czego nie ma” — stwierdza Patryk Wachowiec.
Pozostaje pytanie, czy w państwie rządzonym przez Prawo i Sprawiedliwość można być czegokolwiek pewnym. Przez ostatnie trzy lata wielokrotnie byliśmy świadkami naruszania procedur i naginania zasad procesu legislacyjnego. Za rządów PiS „pogłębia się problem niskiej jakości procesu legislacyjnego” — oceniał Grzegorz Makowski z Fundacji Batorego w miażdżącym raporcie o nowelizacji ustawy o IPN.
Nie też ma wątpliwości, że regulacje dotyczące „ochrony rodziny” będą powracać jako kolejne wrzutki ze strony takich organizacji jak Ordo Iuris.
Bardziej niż kłamstwa ministerstwa w sprawie ustawy kompromitująca jest bezczynność PiS w sprawie przemocy w rodzinach. Jak pisaliśmy w OKO.press, rząd nie wprowadza przepisów, które by realizowały tzw. Konwencję Antyprzemocową.
W kwietniu 2017 roku po ujawnieniu drastycznych nagrań żony radnego PiS Rafała Piaseckiego, który przez lata psychicznie i fizycznie znęcał się nad nią, minister Elżbieta Rafalska zapowiedziała nowelizację krajowej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy.
Nieoficjalnie miała to być polska odpowiedź na obcą ideologicznie europejską Konwencję.
Ustawa miała powstać do końca 2017 roku. OKO.press informowało, że w lipcu 2017 powołano nowy skład zespołu monitorującego ds. przemocy w rodzinie. Reprezentacją strony społecznej (organizacji pozarządowych) stali się m.in. członek Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris” czy pracowniczka fundacji Elbanowskich. Na liście zabrakło organizacji od lat wspierających kobiety.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zaapelował o szerokie konsultacje społeczne z udziałem samorządów. W piątek 4 stycznia wysłał pismo do minister Rafalskiej, w którym pisze m.in. „zawarte w projekcie zapisy i przyświecająca mu filozofia podejścia do przeciwdziałania przemocy domowej nie wskazują na realną chęć niesienia przez rząd kompleksowej pomocy jej ofiarom — kobietom i dzieciom”. Trzaskowski podkreśla "ryzyko, że część samorządów zrezygnuje z budowania systemu i efektywnych działań na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie".
Rocznie ok. 3 tys. "niebieskich kart" wszczynających procedurę ochrony ofiar wpływa do Zespołów interdyscyplinarnych ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie w Warszawie - pisze Trzaskowski.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze