0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Piotr Skornicki / Agencja GazetaPiotr Skornicki / Ag...

„Tarcza dla samorządów” - chwali rząd w Internecie nowy program dotacyjny na „remonty szkół i przedszkoli, inwestycje w wodociągi i kanalizację, budowę żłobków, drogi - a także inne niezbędne lokalnie działania”.

Ale samorządowcy boją się, czy pieniądze będą dzielone uczciwie i przejrzyście.

Wrzutka do bonu

Możliwość wprowadzenia dodatkowego wsparcia dla gmin zapewnił niewielki punkt w… ustawie o bonie turystycznym. W jednym z punktów artykułu 43 czytamy znienacka, że do ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 dodaje się następujące zdanie:

„w celu przeciwdziałania skutkom społeczno-gospodarczym COVID-19 Rada Ministrów może określić, w drodze uchwały, zasady rozdziału i przekazywania wsparcia na inwestycyjne zadania dla jednostek samorządu terytorialnego”.

To na tej podstawie samorządy mogą dostać łącznie dodatkowo 12 miliardów zł. Z tego 6 mld - w trybie czegoś w rodzaju konkursu. To dobrze czy źle?

Jak ocenia Jan Kazimierz Czubak z gromadzącego samorządowców Stowarzyszenia Rzeczpospolita Obywatelska: „Idea rekompensaty zawarta w Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 oczywiście jest słuszna i potrzebna, z powodu strat poniesionych przez budżety samorządowe w efekcie lockdownu. Ale reszta nie jest już tak optymistyczna".

Premier dał, ale nie dał

Dlaczego? Rząd podzielił to wsparcie na dwie części - w ścisłym związku z wyborami, podczas których rządzący zabiegali o poparcie.

Czubak tłumaczy: „Pierwsza to kwoty, które w trakcie kampanii prezydenckiej premier Morawiecki i inni politycy PiS-u rozdawali na »tekturkach«. Samorządowcy byli wtedy informowani, iż rząd pracuje nad wzorem matematycznym, który będzie dedykowany do szczegółowego obliczenia tych kwot. Nawet otrzymaliśmy wstępne założenia tego wzoru” - mówi Czubak.

Tyle tylko, że o „dane” przez premiera pieniądze gminy teraz muszą się jednak starać. A ostatecznie zamiast wzoru na możliwe wsparcie powstał gigantyczny, stustronicowy załącznik.

Dokument wymienia każdą (!) polską gmina z nazwy - z podaną w tabelce maksymalną możliwą kwotą dofinansowania.

Limit dla najmniejszych gmin wiejskich wynosi 500 000 zł. Bytom (160 tys. mieszkańców) może dostać 22,6 mln zł - graniczący z nim Chorzów (106 tys. mieszkańców) - 10,9 mln.

Warszawa może teoretycznie liczyć na maksymalnie 93,5 mln zł, Kraków - tyle samo, Wrocław - 66,4 mln.

Końskie, gdzie Andrzej Duda odbył „debatę” z TVP - 8 mln zł, Leszno w Wielkopolsce, gdzie z mediami rozmawiał Rafał Trzaskowski - 9,9 miliona złotych.

Skąd wzięły się te kwoty? Czubak: „Można się domyślić, że z grubsza zostało to obliczone według wstępnych założeń, ale nijak tego sprawdzić nie można. Wymienione kwoty nie sugerują klucza politycznego. Ale okazało się, że każda gmina lub powiat musi teraz, w terminie do 10 sierpnia, złożyć wniosek o przyznanie kwoty, którą już otrzymała na »tekturce«".

Kwoty nie wiadomo skąd

To nie koniec problemów. Nie wiemy do końca, jak rząd będzie dzielił pieniądze. Dodatkowe środki mają trafić do gmin i powiatów, ale już nie do województw.

„Teoretycznie uchwała rządu zawiera kryteria przyznawania tego wsparcia. Ale są one bardzo ogólne i nie ma określonych zasad, według których komisja ma je stosować. Zatem w gruncie rzeczy ta część będzie rozdzielana po uważaniu".

Również przedstawiciele samorządowców na obradach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego zgłosili zastrzeżenia do tego rozwiązania: „Strona Samorządowa, dziękując za ten ważny z punktu widzenia utrzymania tempa rozwoju kraju zastrzyk środków przeznaczonych na inwestycje, zgłosiła do projektu uchwały rządu trzy uwagi merytoryczne, dotyczące: pominięcia województw, nieadekwatnego zmniejszenia środków dla miast na prawach powiatu i nieostrych kryteriów podziału pozostających w dyspozycji premiera dodatkowych 6 miliardów złotych”.

Również ekspert Fundacji Batorego, prof. Dawid Sześciło - prawnik z UW - uważa, że to rozwiązanie jest ryzykowne. Jak mówi OKO.press:

- Drugi komponent programu to pieniądze, które mają być dzielone właściwie według uznania premiera - na podstawie rekomendacji specjalnej komisji. Tu pojawia się bardzo poważny problem.

Widzę tu powielenie mechanizmu, który znamy już z wcześniejszych inicjatyw - zwłaszcza Funduszu Dróg Samorządowych. Gdy zajrzymy do uchwały, to kryteria wskazane są tam bardzo ogólne i niedookreślone. Każdy wniosek na tej podstawie da się zarówno przyjąć, jak i odrzucić. Po drugie, decyzje tej komisji nie będą wymagać żadnego uzasadnienia. Po trzecie, nie będą podlegały żadnej zewnętrznej weryfikacji - np. zaskarżeniu do sądu administracyjnego. Po czwarte, komisja będzie wyłącznie rządowa - bez udziału przedstawicieli samorządowców choćby w roli obserwatorów.

Jakie będą tego skutki? Sześciło zapowiada: - Dość łatwo to przewidzieć. Badania prof. Pawła Swianewicza nad Funduszem Dróg Samorządowych pokazały, że samorządy rządzone przez PiS były dużo skuteczniejsze w zdobywaniu tych pieniędzy. A te rządzone przez opozycję czy komitety lokalne miały dużo mniej szczęścia. Będziemy mieli znów do czynienia z mechanizmem dzielenia samorządów na „nasze” i „wasze”.

Władza lubi centralizm

Prof. Sześciło zwraca uwagę, że w planach są także kolejne podobne pomysły: „Jeszcze pod koniec zeszłego roku, przed pandemią, Ministerstwo Sportu i Turystyki zgłaszało pomysł powołania Centralnego Funduszu Promocji Turystyki, który miałby gminom zabrać pieniądze z tzw. opłaty klimatycznej i dzielić je centralnie, na podobnych zasadach, co inne centralne fundusze - czyli z dużą cząstką uznaniowości. Ten mechanizm się najwyraźniej obecnej władzy bardzo spodobał".

Sześciło dodaje: „Oczywiście, można powiedzieć, że trzeba się cieszyć, że jakieś pieniądze do samorządów w ogóle trafią, by rekompensować dochody. Ale

inne państwa europejskie zrobiły to w sposób znacznie bardziej przejrzysty i odpolityczniony. Szwecja po prostu wypłaciła subwencję rekompensującą liczoną według obiektywnego czynnika - procentowego spadku dochodów samorządów w stosunku do dochodów prognozowanych. Finlandia zwiększyła udział samorządu w podatku CIT".

„Wielka Brytania również wprowadziła automatycznie wyliczaną subwencję. Czyli można to zrobić bez elementu uznaniowej, politycznej decyzji. Nasza władza zdecydowała inaczej - woli, jak od początku, dzielić samorządy na te, które „zasługują” na wsparcie i te, które miały „nieszczęście” wybrać sobie niewłaściwą władzę - mówi prof. Sześciło.

PiS i samorządy - trudna relacja

Pisaliśmy w OKO.press nieraz o tym, jak całościowo postrzegana polityka PiS szkodzi Polsce samorządnej. Ogranicza pole działania samorządom kawałek po kawałku - od rolnictwa po sport. Rządowi kuratorzy oświaty nadzorują dziś samorządowe szkoły, zmiany w podatkach szkodzą samorządowym budżetom.

A w dodatku po wyborach prezydenckich, co bardziej skrajni politycy, jak np. wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski, wygrażali samorządom. Kowalski - członek partii Ziobry - pisał na Twitterze, że pora na reformę „samorządu terytorialnego - czas na rozbicie wielkomiejskich księstewek PO!”.

Czy zatem specjalny fundusz dla samorządów to krok w dobrą stronę? Tak, ale pod pewnymi warunkami.

Czubak wyjaśnia: „Po pierwsze, to może być jedynie okazjonalne wsparcie dla samorządu terytorialnego (np. w sprawach, na których rządowi szczególnie zależy). A nie główny i zasadniczy sposób finansowania samorządu terytorialnego.

Po drugie, dzielić będą oczywiście urzędnicy rządowi. Ale muszą mieć ustalony przejrzysty i obiektywny system podziału, tak, aby każdy wiedział, czego może się spodziewać. Oczywiście nie ma systemu całkowicie obiektywnego. Ale należy się do niego maksymalnie zbliżyć i mamy w Polsce, z lat poprzednich, pozytywne doświadczenia. Z rządem PiS-u nie ma w tej sprawie dobrych doświadczeń.

Jakie? Czubak opowiada: „W zrealizowanym na podstawie decyzji premiera Funduszu Dróg Samorządowych zdarzało się, że wsparcie otrzymywały jednostki samorządu terytorialnego, które nie składały wniosków. Do anegdoty przeszedł fundusz drogowy Ministra Obrony Narodowej, który został całkowicie utajniony".

;

Udostępnij:

Witold Mrozek

dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.

Komentarze