0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Włodek / ...

Ze spotkania z Karolem Nawrockim 28 stycznia 2025 roku w Ciechanowie do szerokiej publiczności dotarła jedna scena. Ksiądz Jan Jóźwiak, proboszcz parafii w Ciechanowie, najpierw chwalił kandydata PiS za jego postawę w sprawie aborcji, a potem poradził mu, jak się zachować wobec prof. Antoniego Dudka. „Co do pana profesora Dudka, radzę panu, żeby mu pan prawy prosty albo lewy wymierzył, jak go pan spotka”. Nawrocki odpowiedział tylko „Bóg zapłać” i podziękował za poparcie.

Ale podczas tego spotkania wydarzyło się o wiele więcej. Byłam tam, rozmawiałam z uczestnikami i uczestniczkami. Poniżej kilka innych scen i wniosków.

Przeważają osoby po sześćdziesiątce

Już przed rozpoczęciem można było się spodziewać, że na sali będzie tłum. Policja kierowała ruchem i miała czym kierować. Co najmniej kilkadziesiąt samochodów próbowało znaleźć miejsce do parkowania. Nas skierowano na pokryte błotem poletko w bliskiej okolicy Państwowej Akademii Nauk Stosowanych im. Ignacego Mościckiego.

Przed wejściem stoisko z kampanijnymi gadżetami. Koszulki i bluzy z hasłem „NowRocky” i zwierzakiem w czerwonej czapce wyraźnie nawiązującej do czapek z kampanii Donalda Trumpa. Na tamtych napis głosił „Make America Great Again”. Tutaj po prostu: „Polska”.

„Kupują, ale raczej po spotkaniach” – odpowiada na moje pytanie chłopak stojący za stołem z gadżetami. „Który rozmiar najczęściej? L i XL Tak, Kobiety też”. Po spotkaniu widzę właśnie kobietę wybierającą ze stosu bluzę.

Zwierzę na bluzie to chomik – w nawiązaniu do słów Donalda Tuska. Premier opowiadał o kobiecie, która miała stwierdzić, że Nawrockiemu nie powierzyłaby nawet chomika. O państwie nie mówiąc.

W środku przeważają osoby po 60., 70. Trzymają biało-czerwone chorągiewki, zdarzają się też biało-czerwone kibicowskie szaliki.

Przeczytaj także:

„Prawdziwy apartament miłości”

Nawrockiego zapowiada jego przybrany syn, Daniel. „W ostatnich dniach spotykamy się z ogromną falą hejtu, brudną kampanią, Kłamstwa, manipulacje. Znam mojego tatę i wiem, że go to nie wystraszy. Ani te ataki, ani ich autorstwo”. Nie mówi, o co chodzi, do czego odnosi się hejt, ale wie to każdy, kto choć trochę śledzi media.

W „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst oskarżający Nawrockiego o wykorzystanie służbowego apartamentu w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w czasie, gdy był jego dyrektorem. W odróżnieniu od innych pracowników muzeum Nawrocki za niego nie płacił.

Prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo. Bada, czy doszło do przestępstwa „przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej”.

Jedno ze źródeł „Wyborczej” zasugerowało, żeby zbadać wątek „statku miłości”. Czym miałby być – nie wiadomo.

W Ciechanowie Nawrocki odnosi się do sprawy. Nazywa pokój hotelowy „apartamentem pracy”. „Gdy w kwarantannie byłem w apartamencie Muzeum II Wojny Światowej, to zrobiłem w chorobie dziewięć treningów, podjąłem dwieście decyzji, bo

chciałem pracować dla Muzeum II Wojny Światowej. I przeczytałem dwa tysiące stron w siedmiu książkach”.

Chory na covid trenował? Był w stanie czytać książki? I odpowiedzialnie podejmować decyzje? Musiał to być niespotykanie lekki przebieg choroby.

Osoby, które zachorowały na koronawirusa, nie mogły samodzielnie przejść do łazienki, a co dopiero trenować. Nie można jednak wykluczyć, że Nawrockiego dotknął covid bezobjawowy, takich przypadków też było wiele. Ale tu pojawia się inny problem: wykonywanie pracy na L4 łamie przepisy prawa pracy.

Sztabowcy Nawrockiego wymyślili jeszcze jeden sposób, żeby uciąć sprawę. Kandydat mówi:

„Dzisiaj byłem w swoim apartamencie miłości, czyli w swoim własnym domu, gdzie rozmawiałem ze swoją żoną,

bo niby mieszkałem dwieście dni w pokojach Muzeum II Wojny Światowej”.

Czyli powtarza określenie, które trafiło do debaty, ale nadaje mu inne znaczenie.

I kolejne wytłumaczenie przedstawione w Ciechanowie: sondaż pokazał, że Nawrocki mógłby wygrać wybory, więc pojawiają się bezpodstawne oskarżenia, żeby zmniejszyć jego szanse.

Dlaczego Nawrocki będzie zaprzeczał?

Z opublikowanego przez Cambridge University Press badania na temat przeprosin polityków po ujawnieniu skandali seksualnych wynika, że

„wyborcy przywiązują o wiele większą wagę do niewinności niż do uczciwości”.

Kluczowe jest, żeby polityk zaprzeczał i nie przepraszał. Jeśli przeprosi, znaczy: jest winny. I dopiero wtedy wyborcy mogą się od niego odwrócić. Badacze z Austrii, Węgier, Słowacji i Szwecji zwracają uwagę, że jest bardzo mało prawdopodobne, żeby pojawiły się dowody przesądzające o winie polityka.

Jednak: „Im poważniejsze są zarzuty, tym większą wagę wyborcy mogą przywiązywać do niewinności w porównaniu do uczciwości”. I to skłania polityków do zaprzeczania zarzutom.

Z drugiej strony: jeśli polityk zakłada, że wykroczenie zostanie udowodnione, zostanie załapany za rękę i okaże się kłamcą – raczej sam przeprosi. Reasumując: kluczowa jest powaga zarzutów i prawdopodobieństwo pojawienia się dowodów.

Ale istotne są też preferencje partyjne odbiorców. Osoby popierające polityka „mogą postrzegać wykroczenia jako mniej poważne, oskarżenia lub dowody jako mniej wiarygodne, a zaprzeczenia polityków jako bardziej szczere” – piszą badacze.

Właśnie dlatego zwykle w kampaniach, gdy pojawiają się sugestie, że kandydat mógł przekroczyć granice tradycyjnej moralności, sztaby decydują się na ignorowanie tematu. Tak było w przypadku Andrzeja Dudy. Uciąć, nie rozdmuchiwać, minie, inne tematy „przykryją”, a „nasi” i tak w to nie uwierzą.

Tu jest inaczej.

Sztab Nawrockiego zdecydował się na zastosowanie tu narracyjnej „szczepionki”. Kandydat podpowiada wyborcom gotowe scenariusze odpowiedzi na zarzuty, z którymi może się spotkać.

Pytanie, dlaczego obrał tę strategię?

Prawdopodobnie opowieść o „apartamencie miłości” dotarła do znacznie szerszych kręgów odbiorców, niż zakładał sztab. Stała się tematem tabloidowym. Obecnym w codziennych rozmowach. Może też sztab spodziewa się kolejnych dowodów. Jednak skoro Nawrocki brnie, to pewnie jego sztabowcy zakładają, że dowody nie będą na tyle poważne, by cokolwiek przesądzić.

W PiS-ie obawiają się skutków tych doniesień. Jednak nie tego, że Nawrocki miałby nie płacić za apartament. Jak pisze Jacek Gądek z „Newsweeka”, obawiają się wątków „obyczajowych”.

"»Obyczajówka« mogłaby uwiarygodnić w oczach opinii publicznej wspomniane oskarżenia o kontakty z kryminalistami z branży sutenerskiej. A wszystko razem malowałoby niezbyt pochlebny obraz kandydata”.

Nawrocki miał się tłumaczyć przed samym Jarosławem Kaczyńskim.

Ale wróćmy do Ciechanowa.

W TV Republika też jest „klepanina”

Zagaduję grupę osób, trzech mężczyzn, dwie kobiety. Mówię, że jestem dziennikarką i chciałabym wiedzieć, jak im się podobało.

„Z Telewizji Republika?” – pyta jeden z mężczyzn. „Nie, nie jestem z telewizji Republika”. „Z prawicowej?” „Nie, nie z prawicowej” „Czyli z czerwonej. Z czerwonymi nie rozmawiam” – oświadcza mężczyzna.

W tym momencie łapie mnie za dłoń kobieta. „A ja rozmawiam! Trzeba tłumaczyć młodzieży”. Z moją czterdziestką piątką na karku jestem lekko rozbawiona. Ale pani ma pewnie osiemdziesiąt lat, więc nie dziwię się tej skali porównawczej.

Do mężczyzn rzuca, że Telewizja Republika jest dobra, ale tam też jest „klepanina”. Mówi też, że ani Republika, ani PiS nie powinny wyciągać ręki po pieniądze. Jeden z mężczyzn oponuje: „Ale to nasza partia”. Kobieta: „Wie pan, ile oni mają pieniędzy! Poradzą sobie”.

Jest wygadana, stanowcza, powiedziałabym: nie daje sobie w kaszę dmuchać. I angażuje się w to, żeby mnie przekonać do swoich poglądów. A w dodatku szuka między nami punktów wspólnych. „Módl się i pracuj – to jest najważniejsze, prawda?”. Albo: „Pani też zależy na Polsce, jest pani patriotką, prawda?”.

„Kiedyś budowali fabryki, kopalnie, elektrownie. Ludzie mieli pracę. A kto chciał prywatnej inicjatywy, to też mógł” – mówi. To przecież pochwała PRL-u. Zaraz jednak sama siebie karcę za to zaskoczenie: część osób głosujących dawniej na SLD, dziś głosuje na PiS.

Jej słowa mogą też być sugestią, dlaczego budowa CPK miała tak szerokie poparcie w elektoracie PiS. Nie tylko odpowiada na aspiracje młodych (Polska musi wykonać kolejny skok cywilizacyjny). Może osobom starszym przypomina nie tyle rozbudowę Gdyni w latach 20. XX wieku (o czym wiele razy mówił Nawrocki), ile prosperity z czasów Gierka. Dumę i poczucie wspólnoty z tamtych czasów.

Mężczyzna, który nie chciał ze mną rozmawiać, mimo wszystko pyta, czy słyszałam i popieram słowa Barbary Nowackiej. Ministra edukacji powiedziała w poniedziałek, że „na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy”. Przepraszała potem za przejęzyczenie. Słyszę, że to skandaliczne słowa, jak tak można i że powinnam je potępić. Wcześniej, gdy Nawrocki wspomniał o Nowackiej, sala skandowała: „Hańba!”

Rozczarowanie. Za mało konkretów

„Podobało się pani?” – pytam inną uczestniczkę.

„Tak” – trochę niepewna ta odpowiedź, więc pytam o wiszące w powietrzu „ale”.

„Za mało konkretów. Za mało o gospodarce”.

„Co chciałaby pani usłyszeć o gospodarce?”. W badaniach opinii wciąż pojawia się temat drożyzny i cen prądu jako najważniejszy.

„O wykluczeniu transportowym”. Trochę jestem zaskoczona, że słyszę określenie raczej ze słownika ekspertów. „Żeby tu przyjechać, musiałam kogoś prosić, żeby mnie przywiózł. Do pracy tak samo – muszę się z kimś zabrać. Jest jeden autobus rano, żeby zawieźć dzieci do szkoły, i jeden po południu, żeby je odebrać”.

Około sześćdziesięcioletnia kobieta z dużym ładunkiem emocji opowiada o tym, jak jest uwięziona w swojej wsi, bo nie ma autobusów. Mówi nie tylko o sobie – zwraca też uwagę na wykluczenie młodzieży, która nie może przyjechać do Ciechanowa do kina albo na zajęcia w domu kultury.

Do naszej rozmowy wcina się inna kobieta. „Ale było gorzej!” Kiedy? Przed rządami PiS-u. Moja rozmówczyni nie zgadza się: „Rządzili, obiecali, że coś z tym zrobią i nic nie zrobili”. Druga upiera się, że było gorzej, że do niektórych wsi w okolicy żaden transport publiczny nie dojeżdżał, a teraz przynajmniej raz dziennie jakiś autobus przyjeżdża. Pierwsza rozmówczyni twardo obstaje przy swoim: PiS też nic z tym nie zrobił. A ludziom ciężko się żyje, gdy nie mogą dojechać do miasta.

Gdy na koniec pytam, czy Nawrocki coś z tym zrobi, macha ręką i wzrusza ramionami. Wychodzi niezadowolona.

Autobusy dla Ciechanowa? Nie ma się czym chwalić

Nawrocki spotkanie zaczął od trwającej kilka minut wypowiedzi na temat zrównoważonego rozwoju. Definicja ze strony Ministerstwa Rozwoju i Transportu: „Ideę zrównoważonego rozwoju trafnie oddaje zdanie z Raportu Światowej Komisji ds. Środowiska i Rozwoju z 1987 r. Nasza wspólna przyszłość »zrównoważony rozwój to taki rozwój, w którym potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych pokoleń na ich zaspokojenie«”.

Kandydat mówi o CPK, o tym, że wszyscy płacimy takie same podatki i zasługujemy na taki sam rozwój. Brzmiało to wszystko bardziej jak wykład niż jak przemówienie polityczne.

„Jeśli nie będzie inwestycji – tych centralnych i tych lokalnych. Jeśli nie będzie inwestycji w powiaty, jeśli nie będziemy dzielić Polski na Polskę A i Polskę B, bo Polska jest jedna”.

Nawrocki opowiada o tym, ile rząd z lat 2015-2023 zainwestował w Ciechanowie. Mówił o „infrastrukturze transportowej”. Ale nie padło słowo autobusy. Bo jak pisaliśmy w OKO.press i jak zauważa mieszkanka podciechanowskiej wsi – nie ma się czym chwalić.

„Jest jedna Polska!” – wykrzykuje na koniec tej części Nawrocki.

„Jestem zawiedziony jak Ukraina nas traktuje”

„Nie będzie nam prezydenta wybierać ani Bruksela, ani Berlin… [pauza]... ani Kijów!”. Potężne oklaski.

Największy aplauz wybucha, gdy Nawrocki odpowiada na pytanie o odebranie 800+ dzieciom osób z Ukrainy.

„W relacjach między państwami musi obowiązywać rodzaj wzajemności. Generalnie jestem zawiedziony tym, jak Ukraina nas traktuje. Prezydent Ukrainy, państwo ukraińskie. My wiele Ukrainie daliśmy. W sensie strategicznym i geopolitycznym zwycięstwo Ukrainy jest dla nas niezbędne, potrzebne, ważne, bo Federacja Rosyjska nienawidzi nas tak samo, jak Ukrainy albo jeszcze bardziej od wieków, więc oczywiście musimy dostrzegać interes strategiczny i geopolityczny” – mówi Nawrocki.

I tu pojawia się „ale”:

„Przezbroiliśmy polską armię, daliśmy sprzęt, więcej niż 500 mld zł. Przyjęliśmy milion Ukraińców. A przyjeżdża tu minister spraw zagranicznych i mówi to, co mówi, były Kułeba. I przyjeżdża prezydent Zełenski i chce nam wybierać prezydenta. A my nie możemy ekshumować naszych bohaterów na Wołyniu".

Oklaski. Oklaski.

„A zboże ukraińskie niszczy polskiego rolnika. Więc jeśli ja będę prezydentem Rzeczpospolitej, to będę wspierał oczywiście zwycięstwo Ukrainy w sensie strategicznym z Federacją Rosyjską, która to mnie ściga, Federacja Rosyjska. Ale będę interesował interesem państwa polskiego. To znaczy, nie ma narodów wybranych do załatwiania swoich spraw”...

Zanim skończy zdanie, już oklaski.

„I Ukraina też takim narodem nie jest”.

Oklaski. Oklaski.

„To pytanie, o którym pan mówi, dotyczy niewielkiego odsetka Ukraińców. Większość Ukraińców, jak mówią dane, z którymi się zapoznałem, w Polsce pracuje. Natomiast ja uznaję, że ci, którzy nie pracują, a szczególnie jeśli są młodymi mężczyznami, postanowili nie bronić swojej ojczyzny, tylko być tu, jeśli nie pracują, a my mamy jeszcze jako państwo, niezależnie od działu, z którego to idzie, świadczyć świadczenia socjalne, to ja jestem przeciwny, więc tego typu projekty, o odebraniu tym, którzy nie pracują, popieram. Tak”.

Świadczeniom socjalnym dla osób z Ukrainy już w 2022 roku i to nawet przed pełnoskalową agresją Rosji na Ukrainę, sprzeciwiała się Konfederacja ustami Krzysztofa Bosaka. Wiosną temat odebrania 800+ części Ukraińców podjął PiS. A teraz postulat Konfederacji ściągnął Rafał Trzaskowski. Zbudował się tu front jedności, z którego wyłamuje się jedynie Lewica i Szymon Hołownia.

Jednak Nawrocki nie mówi: „Tak. Popieram. Kropka”. Najpierw mówi długo, rysując swoje szersze antyukraińskie stanowisko. Nie ma tu żadnej empatii ani sympatii wobec ukraińskiego społeczeństwa niszczonego przez wojnę. Jest czysty interes i realpolitik: pomagamy tylko dlatego, że Rosja tak naprawdę chce napaść na nas.

Młodzież i lewicowi patrioci

„Kto zostanie prezydentem, będzie miał tylko jednego szefa… [zawiesza głos]... A tym szefem będzie naród polski, czyli Polki i Polacy”. „Budować będziemy silną, wolną, wielką, niepodległą Rzeczpospolitą” – tego typu zdania trudno zliczyć. Sala jest wypełniona flagami. Po spotkaniu część z nich wala się po podłodze. Dwójka staruszków zaczyna je zbierać. „Patrioci!” – denerwuje się kobieta.

Dwa momenty w czasie spotkania wskazują, że Nawrocki próbuje wyjść za narodowo-patriotyczne opłotki.

Zapytany o to, jak zamierza zasypać podziały, mówi o lewicowych patriotach, „którzy nie chodzą do kościoła, ale którym nie przyjdzie do głowy, drodzy państwo, że w polskiej historii nie ma chrześcijaństwa albo krzyża”.

O głosy młodzieży ma zawalczyć Mikołaj Sobański-Jóźwiak – koordynator do spraw młodzieży. Nie pierwszy raz PiS próbuje ściągnąć do siebie młodsze roczniki. Ale tylko Andrzejowi Dudzie udawało się to zrobić z sukcesem. Młodych mężczyzn zabrała PiS-owi Konfederacja.

„Ale głos ma!”

Zaskakuje brak refleksu kandydata na prezydenta. Na wypowiedź księdza, w której przecież było zawarte nawoływanie do użycia przemocy, kandydat nie zareagował. Mimo że mógł obrócić ją w żart Typu: „A ksiądz to tak sobie żartuje, dziękuję za zwrócenie uwagi na moją bokserską przeszłość, ale do przemocy oczywiście nie nawołujemy”. Nie zorientował się? Nie chciał?

Na mnie Nawrocki sprawia wrażenie polityka drewnianego lub robotycznego. Wyobrażam sobie, że ma przed oczami niewidzialny prompter, z którego odczytuje kolejne zdania swojej przemowy. Już nawet Jarosław Kaczyński ze swoim śmiechem i wujowatymi dowcipami wydaje się bardziej naturalny.

Jednak po spotkaniu słyszę zupełnie inne opinie.

„Charyzmatyczny, świeży”. Tak, bardziej charyzmatyczny niż Andrzej Duda. I odróżniający się od pozostałych polityków tym, że Nawrockiego nie znają.

Bodaj ani razu Nawrocki nie użył nazwy partii, która zapewnia mu finansowanie, zasoby kadrowe do sztabu i polityczne poparcie. Nie mówi o PiS-ie, mówi o rządach z lat 2015-2023.

Pozostaję z wieloma pytaniami:

– Czy ten patriotyczno-narodowy sztafaż faktycznie działa? – Czy w przemowach Nawrockiego znajdzie coś dla siebie klasa średnia, która przecież też w części głosowała na PiS? – Czy Nawrocki i PiS zdają sobie sprawę, że nawet wśród ich najbardziej zdeklarowanych zwolenników są wątpliwości?

;
Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze