Senat przyjął uchwałę upamiętniającą rewolucję 1905 roku - jeden z najważniejszych zrywów niepodległościowych w historii Polski. 37 senatorów PiS głosowało przeciw. Wyjaśniamy, dlaczego socjaliści walczyli o wolność, a nacjonalistyczna prawica sprzymierzyła się z caratem
Wyniki głosowania nad uchwałą „w sprawie upamiętnienia rewolucji 1905 roku oraz poprzedzającego ją zrywu polskich robotników w walce z carskim zaborcą” mówią same za siebie - „za” głosowali senatorowie Koalicji Obywatelskiej (wstrzymał się Andrzej Kobiak, przeciwko był Antoni Mężydło), Lewicy (inicjatorzy uchwały), niezależni oraz PSL.
PiS nie chciał uczcić jednego z najważniejszych polskich zrywów narodowych - a przy okazji momentu walki o Polskę nie tylko niepodległą, ale też demokratyczną i sprawiedliwą. Przeciw głosowało 37 senatorów Prawa i Sprawiedliwości (we wcześniejszej wersji podaliśmy błędne statystyki głosowania, przepraszamy za pomyłkę).
W tekście uchwały senatorowie przypomnieli, czym była rewolucja 1905 roku:
„była zrywem społeczeństwa w obronie wartości narodowych i praw społecznych, zwróciła się przeciwko carskiemu absolutyzmowi oraz wyzyskowi ze strony kapitalistów i obszarników”
- napisali senatorowie.
Nie pozostawili także wątpliwości, kto stał wówczas po której stronie.
„Wydarzenia na ziemiach polskich, zainicjowane przez klasę robotniczą i lewicę, miały charakter niepodległościowy i społeczny, a zwalczały je środowiska endeckie, obszarników i kapitalistów”
- czytamy w uchwale.
I jest to prawda - włącznie z językiem z epoki ("obszarnicy" nie są słowem z propagandy komunistycznej, używali go wówczas socjaliści).
Przypomnijmy krótko historię rewolucji 1905 roku.
Jak wyglądała ta demonstracja? Historyk Andrzej Garlicki w biografii Piłsudskiego pisał:
„Na podwórkach przy placu Grzybowskim i w okolicy rozlokowano kozaków i policję. Usiłowano powstrzymać napływających na plac ludzi, lecz bezskutecznie. W południe na placu i sąsiednich ulicach były już tłumy. Wezwania policji do rozejścia się nie dawały żadnych rezultatów. Gdy o 13 ludzie zaczęli wychodzić z kościoła, do stojącej przy wyjściu grupy około 60 bojowców podeszła siostra Stefana Okrzei i wyjęła spod bluzki czerwony sztandar z napisem »PPS. Precz z wojną i caratem. Niech żyje wolny, polski lud!«. Okrzeja wzniósł sztandar i zaintonowano »Warszawiankę«. Pochód ruszył w stronę ul. Bagno. W tym momencie z pobliskiej bramy wybiegło kilkudziesięciu policjantów. Płazując szablami tłum przedzierali się do sztandaru. Gdy jeden z policjantów sięgał już po sztandar, bojowcy zaczęli strzelać.
Strzały były chaotyczne i niezbyt celne, ale wystarczyło to, by policjanci rzucili się do ucieczki. Po chwili szarża konna rozpędziła tłum. Przy sztandarze zostało około 20 bojowców, którzy ostrzeliwując się przedarli się do rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Tam sztandar zwinięto i grupa się rozproszyła. Na placu Grzybowskim trwała nadal strzelanina, ale wojsko i policja szybko odzyskały przewagę. Aresztowano 413 osób. Bardzo wielu demonstrantów schroniło się do kościoła. Opuścili go dopiero po wielu godzinach uzyskawszy od oberpolicmajstra Karla Nolkena słowo honoru, że nic im nie grozi. Mimo to aresztowano jeszcze około 250 osób”.
Przeciwko rewolucji wystąpili nacjonaliści, których przywódcą był Roman Dmowski. Jego narodowi demokraci uważali Niemcy za największe zagrożenie dla Polski, a sam lider zamierzał wynegocjować z władzami carskimi większy zakres swobód dla ziem polskich w zamian za pomoc w stłumieniu rewolucji.
Prawica organizowała własne związki zawodowe i własne bojówki. „Szpicel na ulicy, a endek w fabryce - to jedno” - pisała SDKPiL, druga partia socjalistyczna (znacznie słabsza od PPS) w jednej z odezw.
Historycy szacują dziś liczbę zabitych w walkach partyjnych - jak wówczas mówiono, „bratobójczych” - na ponad 1000 osób. M.in. dzięki udziałowi narodowej demokracji rewolucja upadła.
O tej roli prawicy przypomniał w czasie debaty w senacie Michał Kamiński (KO):
„Nawet dziś, gdy zobaczymy, choćby w Wikipedii, jak jest opisana rewolucja 1905 roku w Królestwie Polskim, mamy zestawienie, widzimy, kto był po której stronie. Po jednej stronie mamy polski ruch robotniczy, Polską Partię Socjalistyczną Józefa Piłsudskiego, a po drugiej stronie - to jest w Wikipedii - przeciwnicy: carat, Ochrana, polscy konserwatyści i Narodowa Demokracja. Dodajmy do tego wielu biskupów wzywających wtedy Polaków do walki z rewolucją, razem z carem. I znowu czynili to w poczuciu, że są patriotami”.
Ta przeszłość może stanowić kłopot dla polityków PiS, czczących dziś Dmowskiego (i często ustawiających go obok Piłsudskiego, którego był wielkim politycznym rywalem). Przyznanie, że polityk, którego umieścili na polskim paszporcie oraz któremu poświęcili specjalny instytut (pisaliśmy o nim m.in. tutaj i tutaj), mógł współpracować z Rosjanami w stłumieniu walki o niepodległość, może być dla polityków prawicy trudne.
Ich postawa pokazuje zresztą podejście PiS do polskiej tradycji lewicowej w ogóle. Politycy PiS przyznają niekiedy i z rzadka, że w przeszłości istniała „lewica niepodległościowa” (w odróżnieniu do dzisiejszej, która rzekomo taka nie jest). Równocześnie jednak systematycznie wymazują tradycję PPS ze społecznej pamięci, a politycy partii rządzącej wolą składać kwiaty pod pomnikami skrajnie nacjonalistycznych formacji zbrojnych kolaborujących w czasie II wojny światowej z hitlerowskimi Niemcami — jak w lutym 2018 roku zrobił w Monachium premier Morawiecki.
Pamięć w ogóle jednak nie jest najmocniejszą stroną polityków PiS. Uczczenie rewolucji 1905 roku senator Stanisław Karczewski nazwał na Twitterze "neobolszewizmem". Tymczasem rewolucjoniści z tamtego czasu ani z oryginalnym bolszewizmem (rewolucja rosyjska miała miejsce dwanaście lat później), ani tym bardziej z "neobolszewizmem" - czymkolwiek on jest - nie mieli nic wspólnego.
Inny senator PiS Rafał Ślusarz twierdził, że "twórczy spadkobiercy" rewolucji 1905 roku "wsadzili do więzienia Prymasa Tysiąclecia". I to również jest nieprawda - niektórzy rewolucjoniści z 1905 roku zostali komunistami, ale inni (w tym większość PPS) nie mieli z komunizmem nic wspólnego.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze