0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agata Kubis/OKO.pressAgata Kubis/OKO.pres...

Już jutro, 7 października 2021, Parlament Europejski zajmie się rezolucją ws. Białorusi. Dokument w większości poświęcony jest sytuacji wewnętrznej w kraju, szczególnie brutalnym represjom reżimu Łukaszenki wobec pokojowo protestującego społeczeństwa obywatelskiego.

Przedstawiciele PE stanowczo sprzeciwiają się m.in. torturom, tłumieniu wolnych mediów, zastraszaniu i aresztowaniu dziennikarzy, a także wrogim działaniom wobec mniejszości polskiej. PE wzywa też białoruskie władze do natychmiastowego zwolnienia i oczyszczenia z zarzutów wszystkich więźniów politycznych, a także działania z poszanowaniem zasad praworządności i praw człowieka. Europarlamentarzyści domagają się też kolejnych sankcji: zarówno personalnych, jak i ekonomicznych.

Projekt zyskał już poparcie czterech największych, prodemokratycznych frakcji w PE: Europejskiej Partii Ludowej (EPP), socjaldemokratów (S&D), liberałów (Renew) i Zielonych. Z negocjacji, które zakończyły się 5 października, wyłamali się za to konserwatyści z EKR — frakcji, w skład której wchodzi Prawo i Sprawiedliwość. Wszystko przez treść artykułów dotyczących kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy.

Przeczytaj także:

Zdecydowana solidarność czy zaniepokojenie?

"Parlament Europejski wyraża zdecydowaną solidarność z Litwą, Polską i Łotwą" - czytamy w art. 16 rezolucji. Europarlamentarzyści stanowczo sprzeciwiają się "instrumentalizacji ludzi dla celów politycznych", a także lekceważeniu przez władze Białorusi norm międzynarodowych i umów bilateralnych z sąsiadami.

Parlament Europejski stwierdza też, że sponsorowane przez reżim Łukaszenki nielegalne próby przekraczania zewnętrznej granicy UE, wraz z kampanią dezinformacyjną, są formą "wojny hybrydowej", której celem jest zastraszenie i zdestabilizowanie Unii Europejskiej.

I dalej, PE potwierdza konieczność efektywnej obrony granic, ale w zgodzie z międzynarodowym prawem, w szczególności Konwencją Genewską.

Taki zapisek europosłowie PiS powinni przyjąć z satysfakcją. PE nie odżegnuje się od narracji o wojnie hybrydowej i potwierdza konieczność "obrony granic", delikatnie tylko zaznaczając prawnoczłowieczy wymiar polityki UE ws. imigrantów/uchodźców.

Bój jednak będzie toczył się o brzmienie art. 17. Czytamy w nim o konieczności zapewnienia jak najszybszej pomocy cudzoziemcom, którzy utknęli na granicy. Z inicjatywy socjaldemokratów, których podczas negocjacji reprezentował Robert Biedroń, do treści rezolucji dodano też apel do polskich władz o większą transparentność.

"PE wyraża zaniepokojenie brakiem przejrzystości na granicy polsko-białoruskiej i wzywa polskie władze do zapewnienia, w przejrzysty sposób, że wszelkie przepisy, polityki lub praktyki na granicy polsko-białoruskiej są zgodne z prawem UE oraz do

zabezpieczenia dostępu do regionu przy granicy organizacjom społeczeństwa obywatelskiego i mediom oraz do współpracy z Frontexem w celu wspólnego rozwiązania trwającego kryzysu" — czytamy w dokumencie.

"Nie mogliśmy nie odnieść się do dramatycznej sytuacji na granicy Polski i Białorusi. Prawa człowieka i życie ludzkie są dla nas kluczowe, dlatego najmocniejszy zapis został zaproponowany przez naszą grupę" — mówi OKO.press Robert Biedroń, przewodniczący delegacji PE ds. relacji z Białorusią.

W jego opinii do tej pory Komisja Europejska nie stanęła na wysokości zadania ws. kryzysu humanitarnego na granicy.

"Potrzebna jest nam jednoznaczna deklaracja, która nie pozostawi żadnego pola do interpretacji dla PiS. Najlepiej byłoby, gdyby Wysoki Przedstawiciel udał się na naszą granicę, żeby samodzielnie zbadać sytuację. Unia powinna jasno skrytykować działania polskiego rządu. Niezbędne jest też wsparcie Frontexu – agencji UE wyspecjalizowanej w tym zakresie. Dlatego wczoraj wysłałem list do dyrektora Frontex, wnosząc o możliwość oddelegowania na granicę polsko-białoruską zespołów szybkiej interwencji (RABITs) i zbadanie czy polska Straż Graniczna działa zgodnie z prawem europejskim. Musimy mieć pełną transparentność działań służb" — tłumaczy Biedroń.

Apel o obecność Frontexu jest uzasadniony — warto jednak przypomnieć, że sama unijna agencja spotyka się z krytyką za łamanie prawa. Bez kontroli mediów i organizacji społecznych jej obecność nie gwarantuje poprawy sytuacji humanitarnej na granicy.

Polski rząd od kilku tygodni pogłębia kryzys humanitarny na granicy. Łamie prawo, stosując nielegalne push-backi, penalizuje oznaki solidarności, ogranicza dostęp niezależnych obserwatorów do strefy stanu wyjątkowego (mediów, organizacji społecznych, a nawet medyków). A co najważniejsze, skazuje setki osób na chłód, głód, strach, a w skrajnych przypadkach — chorobę lub śmierć.

Stanowisko Komisji Europejskiej wobec działań polskich władz do tej pory było wyjątkowo wyrozumiałe. Urzędnicy wielokrotnie podkreślali tylko, że ochronę granic, można połączyć z poszanowaniem zasad wynikających z traktów i umów międzynarodowych. 5 października, podczas konferencji prasowej rzecznik KE Adalbert Jahnz po raz kolejny zarekomendował Polsce zwrócenie się z pomocą do Frontexu. "Zasoby UE mogą zostać wykorzystane przez polskie władze" — mówił. Za to wizytujący pogranicze dyrektor Frontexu Fabrice Leggeri stwierdził, że "jest pod wrażeniem pracy polskich służb".

Czy Frontex mógłby więc uregulować sytuację pogranicza? Wydaje się, że bez kontroli mediów i organizacji społecznych, nie jest to wystarczająca gwarancja. Jak pisała w OKO.press Ula Idzikowska, Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej, która od 2004 roku wspiera kraje Shengen w zarządzaniu granicami zewnętrznymi UE, jest regularnie krytykowana z powodu przemocy wobec migrantów. A europejscy liderzy od lat przymykają na to oko.

"7 czerwca 2021 ukazało się sprawozdanie Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, który nie zostawił na Frontexie suchej nitki. Trybunał stwierdził, że Frontex nie informuje w wystarczającym stopniu o wynikach swoich działań i wydatkach. Ponadto nie zgłasza wszystkich incydentów związanych z przestępczością transgraniczną. A to tylko część krytycznych wniosków.

Oprócz tego Europejski Trybunał Sprawiedliwości rozpatruje pozew przeciwko Frontexowi wniesiony w imieniu dwóch osób uchodźczych (kobiety z Burundi i małoletniego chłopca z Konga), które zostały zatrzymane na Morzu Śródziemnym w maju ubiegłego roku.

Załoga Frontexu „brutalnie zaatakowała zrabowała i porzuciła na tratwach [osoby z łodzi] bez żywności, wody i sprzętu do nawigacji”, piszą adwokaci we wniosku.

Również Parlament Europejski prowadzi dochodzenie w sprawie pushbacków – zawracania osób poszukujących azylu z użyciem siły. Do tego Europejski Rzecznik Praw Obywatelskich bada funkcjonowanie agencji i zarzuty łamania praw człowieka na granicach UE. Europejska Agencja Badania Nadużyć Finansowych Olaf sprawdza natomiast, czy Frontex wydaje europejskie fundusze we właściwy sposób" — pisała dla OKO.press Idzikowska.

PiS walczy o honor Straży Granicznej

Na tak otwartą krytykę wobec polskiego rządu nie chcą zgodzić się europarlamentarzyści PiS.

"[PE] wyraża szacunek dla wysiłku łotewskich, litewskich i polskich strażników granicznych, którzy pod ogromną presją, od wielu tygodniu zabezpieczają zewnętrzne granice UE; [PE] uważa, że obecny atak hybrydowy na UE wymaga większej transparentności, jedności i solidarności pomiędzy państwami członkowskimi, liderami politycznymi i liderami opinii publicznej, by zwiększyć naszą odporność" — czytamy w poprawkach zgłoszonych przez Annę Fotygę (PiS).

Z treści rezolucji mają zniknąć sformułowania dotyczące zaniepokojenia działaniem polskiego rządu, a także apel o wpuszczenie na granicę organizacji społecznych, mediów, a także Frontexu. Zastąpią je ogólne wezwania do wspólnego działania.

PiS chce też, by do artykułu 16 dopisać krótką diagnozę problemu kryzysu na granicy. Brzmi ona tak:

"Zgodnie z międzynarodowym prawem, migranci na terytorium Białorusi są w pełni uprawnieni do skorzystania z prawa do złożenia azylu w Mińsku, proszenia o wizy humanitarne w placówkach dyplomatycznych i konsularnych państw członkowskich lub złożenia wniosku o azyl na oficjalnych przejściach granicznych; po nielegalnym przekroczeniu terenu UE, tylko ograniczona liczba osób szuka azylu na Łotwie, Litwie lub w Polsce, a ich upragnionym celem są kraje takie jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania".

Z nieoficjalnych informacji wynika, że poparcia poprawki EKR nie wyklucza Europejska Partia Ludowa, w skład której wchodzą parlamentarzyści KO. "Nie jest zła, ale niewystarczająca dla opisu sytuacji" — mówił w wywiadzie dla RMF FM eurodeputowany Andrzej Halicki.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze