„Traktują Sejm i komisje tak, że ma prawo wybrzmieć tylko ich głos. A tutaj są przedstawiciele całego społeczeństwa i my też ten głos reprezentujemy” – mówiła OKO.press Magdalena Biejat tuż po swoim odwołaniu z funkcji przewodniczącej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Lewica dostała szefowanie tej komisji w wyniku ustaleń między wszystkimi klubami parlamentarnymi. Jednak pod naciskiem skrajnych konserwatystów z Solidarnej Polski i Konfederacji PiS się z tych ustaleń wycofał.
Do „sukcesu” przyznała się Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry i Konfederacja. „Nie wiem, czy to jest taki sukces przyznawać się do słabości, PiS nie umie sobie radzić w warunkach pluralistycznej debaty” – komentowała dla OKO.press Biejat. „Działają z pozycji siły, nie spodziewaliśmy się niczego innego, ale stwarzamy im warunki do tego, żeby działali inaczej. Nie korzystają z tego. Będziemy recenzować działania PiS, jak dotąd. Nie da się nas zagłuszyć ani uciszyć. Będziemy nadal pracować w komisji. Będziemy monitorować, zapraszać stronę społeczną, informować”.
Za poglądy, za brak doświadczenia. Kuriozalne uzasadnienie odwołania
Poszło ekspresowo. Komisja zaczęła prace 16 stycznia 2020 o godz. 09.00, godzinę później Biejat nie była już przewodniczącą. Było to specjalne posiedzenie, zwołane po to, by zmienić skład prezydium. Na sali obecni byli i zabierali głos koledzy i koleżanki Biejat z klubu Lewicy, m.in. Marcelina Zawisza, Włodzimierz Czarzasty, wicemarszałek Sejmu, Krzysztof Gawkowski, przewodniczący klubu parlamentarnego Lewicy i Adrian Zandberg.
„Klub Lewicy nie dość rozważnie zaproponował kandydatkę na funkcję przewodniczącej komisji” – dowodziła Teresa Wargocka z PiS, przedstawiając wniosek o odwołanie Magdaleny Biejat. „Wielu członków komisji nie miało wiedzy, kim jest pani Magdalena Biejat. Dała wiele dowodów nieznajomości zasad pracy komisji, narzucania własnej agendy, nieumiejętności pracy zespołowej” – tłumaczyła. PiS zarzucał Biejat:
- brak doświadczenia parlamentarnego,
- „absolutny brak aktywności w czasie 4 tygodni od powołania”,
- lewicowe poglądy.
Posłanka Wargocka nie ukrywała, że przekonania lewicowej posłanki są jednym z powodów jej odwołania: „Poglądy polityczne, które prezentuje pani poseł Magdalena Biejat w licznych wywiadach dziennikarskich, między innymi w sprawie modelu rodziny, nie są podzielane przez większość naszego społeczeństwa. Wypowiedzi te rezonują i wywołują niezadowolenie wielu obywateli, że głosi je przewodnicząca komisji, w której zapadają decyzje dotyczące polityki państwa wobec rodzin”.
Zandberg: „Wasze lenistwo nie jest powodem do odwołania Biejat. Steruje wami Grzegorz Braun”
Wszystkie te argumenty rozbili zabierający głos posłowie i posłanki opozycji. W obronie Magdaleny Biejat wystąpiły m.in. posłanki Koalicji Obywatelskiej Monika Rosa i Małgorzata Okła-Drewnowicz, a także Krzysztof Gawkowski i Adrian Zandberg z Lewicy.
„Chcecie zmiany, która będzie łamała obyczaj sejmowy ustalony 30 lat temu” – mówił Krzysztof Gawkowski, przewodniczący klubu Lewicy. Zarzuty, że Biejat nie była aktywna jako przewodnicząca komisji, nazwał oszczerstwami i kłamstwami:
„Tylko dwie komisje spotkały się częściej niż komisja polityki społecznej – mówił Gawkowski. „Komisja polityki społecznej spotkała się 10 razy, więcej niż 16 z 18 komisji kierowanych przez PiS”.
„Nie będziecie nam wybierać, kto będzie nas reprezentować” – mówił Adrian Zandberg. Odpierał zarzut, że Biejat chciała zwołać posiedzenie komisji na piątek po południu, co posłanka PiS uznała za przejaw braku jej profesjonalizmu:
„Mam dla państwa złą informację. Posłowie PiS uważają, że w piątek o godzinie 15. jesteście wolni. Otóż w piątek jesteście w pracy, wasze lenistwo nie jest powodem do odwołania przewodniczącej Biejat”.
Zandberg mówił również, że PiS uległ w tej sprawie Konfederacji: „Steruje wami nie Jarosław Kaczyński, ale Grzegorz Braun. To jest ta osoba, która decyduje o tym, jak się zachowa Prawo i Sprawiedliwość. Czy jak Pan Grzegorz Braun każe wam kolejne ustawy przygotowywać cyrylicą, to też będziecie państwo głosować za?” – pytał poseł Lewicy.
„Odwołanie na pewno nie jest objawem słabości PiS, to jest objaw mądrości” – odpowiadała posłanka PIS, ale nie uzasadniła, na czym ta mądrość miałaby polegać.
Poprzednio PiS-owi brak doświadczenia przewodniczących nie przeszkadzał
„Pani Biejat jest jedynym przewodniczącym z 29 przewodniczących komisji sejmowych, który nie ma doświadczenia parlamentarnego” – dowodziła Teresa Wargocka z PiS. Miał to być jeden z głównych argumentów za jej odwołaniem, Biejat została bowiem wybrana na posłankę po raz pierwszy.
Jednak w poprzedniej kadencji PiS nie widział problemu niedoświadczonych przewodniczących – zwłaszcza jeśli były to posłanki PiS.
Tej samej komisji polityki społecznej i rodziny przewodniczyła w kadencji 2015-2019 Bożena Borys-Szopa, która również debiutowała wtedy w Sejmie. Oprócz niej sześcioro posłów było przewodniczącymi komisji, mimo braku wcześniejszego doświadczenia parlamentarnego. Dotyczyło to tak znaczących komisji jak Komisja Gospodarki czy Rolnictwa. Były wśród nich dwie posłanki PiS.
- Lidia Burzyńska – przewodnicząca Komisji Łączności z Polakami Zagranicą, PiS
- Małgorzata Zwiercan – przewodnicząca Komisja Polityki Senioralnej, najpierw posłanka Kukiz’15, później Wolnych i Solidarnych, w końcu PiS
- Jerzy Meysztowicz – przewodniczący Komisji Gospodarki i Rozwoju, Nowoczesna
- Paweł Płudowski – przewodniczący Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii, Nowoczesna
- Jarosław Sochajko – przewodniczący Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Kukiz’15
- Andrzej Maciejewski – Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, poseł niezrzeszony
PiS boi się Lewicy?
Za odwołaniem Magdaleny Biejat głosowało 19 posłów i posłanek PiS, 12 osób było przeciwko. Po głosowaniu opozycja opuściła salę i nową przewodniczącą, Urszulę Rusecką, PiS wybrał swoimi głosami.
Lewica uważa, że PiS odwołał Magdalenę Biejat, bo dostrzegł konkurencję. „Nie macie monopolu na prospołeczność” – mówił w debacie na komisji Adrian Zandberg. Wcześniej posłanka Wargocka zarzucała Biejat, że rozpoczęła prace nad „projektem swojego klubu”. Chodzi o ustawę o emeryturze minimalnej 1600 zł, która była procedowana na komisji 15 stycznia 2020. Projekt został odrzucony głosami PiS i Koalicji Obywatelskiej. Posłanki i posłowie Kaczyńskiego podnieśli ręce przeciwko ustawie, która mogła poprawić sytuację najuboższych emerytów.
Jako przewodnicząca Biejat mogła nadawać bieg prospołecznym projektom Lewicy.
„Lewica jest merytoryczna i zachodzi PiS od strony społecznej. Widać to było wczoraj, kiedy razem z Platformą Obywatelską odrzucili projekt o emeryturze minimalnej 1600 zł. Ludzie czekają, żeby skończyć z głodowymi emeryturami. PiS nie chciał się zmierzyć z faktem, że to Lewica dba o emerytury najbiedniejszych.
Widać, której opozycji PiS się boi” – mówiła OKO.press Biejat.
„Ale PiS boi się też Konfederacji. Jest pod bardzo silną presją tego ugrupowania, gra, jak Konfederacja im zagra”.
Zandberg jest niepoważny z tą cyrylicą i Braunem. Chyba Adrian za dużo czyta ''Gazety Polskiej'' 😉
Czy lewak może normalnie pisać o konserwie ? Tak – pod warunkiem że ta konserwa ma sie akurat źle ;)) Sławomir Sierakowski : ''SZKODA KONSERWATYSTÓW. Konserwatyzm po komunizmie" Rafała Matyi to książka dla zrozumienia polityki i debat intelektualnych ostatnich dekad bardzo potrzebna, choć dla Mirosława Czecha, sądząc z jego recenzji – nieprzydatna. Matyja nie ugania się za jedyną prawdziwą definicją konserwatyzmu. Próbuje rozczesać potargane losy myśli konserwatywnej od lat 80. ze sporą dozą cierpliwości i wyrozumiałości, choć opisuje najczęściej swoich bezpośrednich konkurentów bądź polemistów. Nie obwieszcza ani przegranej, ani wygranej konserwatystów w Polsce, choćby dlatego, że jedna z ram, którą przykłada do ogólnego obrazu, to kontrowersja między strategią bezpośredniego zaangażowania politycznego a pracą w sferze metapolitycznej. Już tu choćby można łączyć zwycięstwo na jednym polu z porażką na drugim, bądź odwrotnie. Mniej interesuje go sportowy komentarz, a bardziej ukazywanie paradoksów, bo to one najlepiej pozwalają określić problemy myśli konserwatywnej w Polsce ostatnich dziesięcioleci, a zarazem całej sfery publicznej. Zresztą konserwatyzm zawsze zaczyna się u nas od paradoksu. Pisał o tym najwięcej Marcin Król w serii książek przypominających myśl konserwatywną od jej początków nad Wisłą. CDN..
Być konserwatystą w czasach niewoli to sprzeczność, bo nie sposób uzgodnić naraz formy i treści. Jeśli iść prosto, dojść można do wynarodowienia i zdrady (przypadek pierwszego polskiego konserwatysty Józefa Kalasantego Szaniawskiego lub Henryka Rzewuskiego) albo do porzucenia drogi ewolucyjnej, gdy nadarza się okazja na rychłe odzyskanie niepodległości (Maurycy Mochnacki). A polski konserwatyzm rodzi się i odradza zawsze w czasach niewoli. Pierwszy raz po powstaniu listopadowym, kolejny po stanie wojennym 1981 r., gdy wydaje się, że trzeba porzucić nadzieję na szybkie zmiany i ocalić ducha, "uobywatelnić masy", wypracować myśl polityczną. W międzywojniu szybko gaśnie, nie stworzy partii masowej, choć zapłodni jeszcze pokolenie "Buntu Młodych" i "Polityki" Giedroycia, Kisielewskiego, Pruszyńskich i Bocheńskich, ale i ono szybko zacznie odżegnywać się od konserwatyzmu, żeby kto żyw rozbiec się po różnych stronach powojennych barykad. Książka Matyi ukazuje fatum, które towarzyszy każdemu polskiemu konserwatyście. Dość powiedzieć, że sam Król pod koniec lat 80. wpadnie w pułapkę, którą wcześniej wielokrotnie rozbroił na papierze. Stwierdzi, że "bez względu na obecny układ sił politycznych państwo jest nasze", i dogada się z Jerzym Urbanem w sprawie legalizacji "Res Publiki", narażając swą wersję kompromisu na zarzut zdrady.
Wszyscy konserwatyści prędzej czy później wylądują na marginesie, i to wszystkich stron. Hall, Wierzbicki i Wołek pisali będą dla "Wyborczej", Łagowski i Walicki dla "Przeglądu", Michalkiewicz w "Naszym Dzienniku", Mażewski w "Dziś" Rakowskiego, Korwin-Mikke nawet w "Nie" Urbana. Najbardziej nastawieni na politykę partyjną rozbijać się będą jak UPR o próg wyborczy, okazując się za to skutecznymi w sferze metapolitycznej, a "konserwatysta kulturowy" Wiesław Walendziak najpierw niemal otrze się o stanowisko premiera, by w końcu wylądować w biznesie. Podobnie akademicki intelektualista Ryszard Legutko stanie się ministrem w rządzie IV RP, choć gdy trwała jeszcze III RP, zwierzał się: "nie dostrzegam w sobie najmniejszej skłonności do oburzania się na to, co się dzieje, nie odczuwam obaw ani przed nową nomenklaturą, ani przed oligarchią, ani przed neokomuną". W nowoczesności tron dla Stańczyka okazuje się krzesłem elektrycznym. Nawet autor książki "Konserwatyzm po komunizmie" znajdzie się na moment w polityce, by ostatecznie poświęcić się Akademii i publicystyce. Konserwatyzm, który najbardziej interesuje Matyję, to w gruncie rzeczy te same idee, którymi konserwatyści polscy, począwszy od Stańczyków, zawsze imponowali polskiej inteligencji. To głos wzywający do myślenia kategoriami państwowymi, dyskutowania rozwiązań ustrojowych, analizowania polityki zagranicznej, zastanawiania się nad sposobem wyłaniania elit, wertowania kart dziejów w poszukiwaniu błędów, podejmowania problematyki prawnej i w najogólniejszych ramach gospodarczej. Kluczowym pojęciem w słowniku tego konserwatyzmu nie jest wcale ani Bóg, ani katolicyzm, ani papież, ani nawet tradycja, ale instytucje, praworządność, interes państwa.
To naprawdę nie przypadek, że ulubionym politykiem socjalisty Piłsudskiego był Aleksander Wielopolski, a lewicowej inteligencji – Giedroyc. Gdyby Czech odrobił starą lekcję i wyruszył z Adamem Michnikiem szlakiem "cieni zapomnianych przodków", dotarłby nie tylko do Piłsudskiego i konserwatystów, ale także do eseistyki wczesnych nacjonalistów zebranej przez Barbarę Toruńczyk albo do dzienników kard. Wyszyńskiego afirmowanych przez Michnika w poświęconym Leszkowi Kołakowskiemu eseju "Kłopot". Pamięć i refleksja nad błędami przeszłości jest najmocniejszą stroną konserwatystów, za to chyba najsłabszą Czecha, skoro nie pamięta już, jak „Wyborcza” (podobnie jak ówczesny rząd i opozycja) kibicowała absurdalnej walce o Niceę (WCALE ABSURDALNE TO NIE BYŁO – dop. mój) , a Michnik z Markiem Beylinem odpowiadali skonfundowanym Francuzom w „Le Monde” tekstem „Dlaczego mówimy »nie «”. Wtedy trzeba było przeciwstawiać się obrażaniu tych nielicznych, których oskarżano o przynależność do „partii białej flagi”, a nie dziś, gdy wszyscy się śmieją z hasła Rokity „Nicea albo śmierć”.
Bez przemyślenia błędów Aleksandra Halla nie narodzi się w Polsce prawica, która nie będzie albo populistyczną, albo postpolityczną podróbką, tak jak bez przemyślenia (podobnych zresztą) błędów Jacka Kuronia, na które zresztą sam wskazywał, nie powstanie w Polsce lewica.
Konserwatyści, tak jak socjaldemokraci, odeszli od swych idei u początków transformacji, a później byli równo zaskoczeni tym, że ludzie podzielający ich stanowisko w sferze obyczajowej mają odmienne poglądy w gospodarczej. Później można było iść już tylko na zgniłe kompromisy, zawierając doraźne, często egzotyczne sojusze albo na osi światopoglądowej, albo ekonomicznej. Idee i środowiska konserwatywne uległy dekompozycji podczas wojny na górze, Halla w roli lidera trwale zastąpił Jarosław Kaczyński. A "konserwatyzm po komunizmie" okazał się populistycznym antykomunizmem albo fundamentalistycznym tradycjonalizmem. Jest to jednak w tym samym stopniu klęska konserwatystów co polskiej polityki, która demokratycznie potrafi jedynie postawić wszystkie strony przed tragiczną alternatywą: zwycięstwo duchowe czy wyborcze? Satysfakcja, z jaką Czech konstatuje porażkę polskich konserwatystów, to przykład bardzo wąskiego patrzenia na politykę jako na miejsce, gdzie zawsze należy dokopać wrogom i przymknąć oko na własne błędy.
Zandberg twierdzi, że PIS-em steruje Braun, a chciałby przecież sterować PIS-em on, Zandberg. I w ogóle to skandal, że PIS spełnia życzenia Konfederacji, a nie Lewicy, bo tylko Lewica ma monopol na mądrość.
Kto mówi o skandalu? Jedynie Ryszard Kubaszko. Zandberg natomiast naświetla zakulisowe gierki jakich wyborcy nie mogą dojrzeć. I dobrze. Niejeden wyborca PIS, a i poseł tej partii, nie jest w pełni zorientowany w jakim bagnie uczestniczy.
Jak to PiS nie spełnia postulatów lewicy? Kto chciał zlikwidować limit 30-sto krotności składek ZUS? Kto chce zwiększenia udziału państwa w budownictwie mieszkaniowe? Kto popiera podnoszenie płacy minimalnej? Kto ma zamiar dalej doić przedsiębiorców?
Wspólne postulaty są jak najbardziej.
Jan Kowal – niespełniony dziennikarz. Komentuje i sam sobie odpowiada.
Myślę, że redakcja nie powinna puszczać komentarzy dłuższych niż artykuł – to zamula stronę.
Niech redakcja poprawi oprogramowanie by możliwe było zamieszczanie linków. Linki do ''YouTube'' niech nawet będą blokowane ale nie teksty pisane…
Niejaki Knudsen miał kłopot z odnalezieniem artykułu w ''Gazecie Bałtyckiej''. Błąd 404.
W sumie może i dobrze, że linki nie działają. Nie można wrzucać linków do byle czego, a mądrych tekstów inteligentni ludzie i tak sobie poszukają i znajdą.
Skoro wszystko ma być obstawione prawacko-katolickim asortymentem, to Polska nie jest krajem dla mnie. Zdecydowanie.
Ja z kolei nie akceptuje Polski ''poszarpanej'' infrastrukturą – wiatraki wokół rezerwatu ''Mokradło'' w Jazach nad Parsętą, drogi przecinające lasy (o tych drogach krytycznie mówił prof. Kozak w ''Co wymyśli chodnik, czyli polska atrapa rozwoju'' i Klub Jagielloński porównując ich układ do dróg w koloniach brytyjskich w Afryce, ''układ szachownicowy'' zamiast ''skośnego'' ), maszty telekomunikacyjne (siec 5G potrzebuje ich 70 razy więcej) i ''elektrosmog'' nad którym wg raportu NIK nie panuje władza. Stąd zapewne podniesienie norm o 100 razy by problem znikł… GMO (pasze dla zwierząt) i chemiczne żarcie, epidemia raka w Polsce. Polska poniżana na każdym kroku przez ambasador Mosbacher, Mika Pompeo czy Netanjahu bez odporu naszego rządu. Czy jakieś TSUE nam dyktuje co mamy robić u siebie. To nie państwo. To … Nawet trudno znaleźć słowo… Bo pewnie złamałbym netykietę. Będę szukał kraju który zachował swój naturalny krajobraz. Być może Kanada – tam GMO też króluje więc żadna różnica.
Wyjedź do Afryki, nie masz tam tego "wstrętnego" postępu, infrastruktury, dróg, telekomunikacji, GMO. Za to masz: autorytaryzm, karę śmierci, niedziałające prawo pracy (dzieci pracujące w kopalniach itp.), korporacje mające gdzieś przepisy, podatki i stan środowiska naturalnego; zakaz homoseksualizmu i oskarżenia o czary.
Toż przecież tam jest dokładnie już zrealizowany program Konfederacji! Normalnie istny "wolnościowy", prawicowy raj!
Polecam zapoznać się z indeksem wolności gospodarczej oraz indeksem wolności prawa pracy. Można to sprawdzić na tej stronie: https://www.theglobaleconomy.com/rankings/economic_freedom/
Poza tym uprzejmie proszę o podanie źródła informacji, jakoby konfederacja chciała wprowadzić oskarżenia o czary, penalizacje homoseksualizmu.
Czy Składanowski i Ty jesteście tą samą osobą ? 😉 Wiedziałem ze lewicowe ''dbanie'' o środowisko czy estetykę krajobrazu to lipa. Problem z wiatrakami jest i tego rodzaju ze są mocno subwencjonowane. Być może to sie zmieniło ale dekade temu czytałem ze sprawność wiatraków w Polsce jest rzędu 23 % . Wiatry mamy głównie nad morzem i po zupie grochowej ;))
Opozycja zajmuje się jałowym pyskowaniem zamiast stosować skuteczne środki neutralizujące wygłupy dojnej zmiany.