"Ursula von der Leyen ma dobre poglądy" - cieszy się z kandydatki na szefową KE marszałek Karczewski. Ale Niemka blisko współpracuje z Merkel, jest w tej samej partii co PO, popiera małżeństwa jednopłciowe i federalizację UE. Radość z zablokowania awansu Timmermansa przesłania PiS prawdę: nie udało im się wygrać prawie nic. Kraje V4 zostały zmarginalizowane
"Ma dobre poglądy" - powiedział Stanisław Karczewski w TVP1 w środę 3 lipca rano o kandydaturze Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej.
Jakie poglądy dokładnie miał na myśli? Trudno powiedzieć, co politykom PiS mogłoby podobać się w nowej kandydatce na najważniejsze stanowisko w UE. Przypomnijmy, że Ursula von der Leyen:
W każdym z tych punktów "dobre poglądy" von der Leyen ścierają się z narracją rządu PiS o Unii suwerennych państw i konserwatywnych wartości. Wbrew triumfalnym okrzykom o "rozbiciu niemiecko-francuskiego duopolu", "zwycięstwie zjednoczonej Grupy Wyszehradzkiej" i "pokonaniu Fransa Timmermansa" sukces jest wątpliwy. PiS i region Europy Środkowo-Wschodniej wychodzi z wyborów na najważniejsze stanowiska w UE pokonany.
Następna szansa dopiero za pięć lat.
Ma dobre poglądy [o Ursuli von der Leyen - red.].
Politycy partii Kaczyńskiego wielokrotnie krytykowali Angelę Merkel i jej partię m.in. za wpuszczenie do Niemiec uchodźców i domniemane próby ingerencji w polską politykę. A także za bliską współpracę z wrogiem numer jeden: Donaldem Tuskiem.
Ursulę von der Leyen, podobnie jak Merkel, łączy z Tuskiem przynależność polityczna. Wszyscy troje należą do rodziny chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej, która, choć osłabiona, wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego 2019. Eurodeputowani z EPL protestowali przeciwko ignorowaniu ich wygranej przy obsadzie przewodniczącego KE. Ostatecznie postawili na swoim.
Po tym, jak upadła kandydatura Manfreda Webera - Niemca, członka i głównego kandydata EPL, a na prowadzenie wysunął się Frans Timmermans, chadecy byli oburzeni, bo zanosiło się, że ich Jean Claude Junckera zastąpi socjalista. Podniosły się głosy o wypaczeniu europejskiej demokracji.
Ostateczne odrzucenie Timmermansa i wybór von der Leyen to nie triumf Grupy Wyszehradzkiej - jak chcieliby politycy PiS. Wygrała właśnie EPL, która, choć niezadowolona z odrzucenia kandydatury Webera, zachowa szefostwo w KE. Z krajów V4 do tej partii należy jedynie Viktor Orbán, ale już nie Morawiecki, Babiš czy Pellegrini. A członkostwo Orbána jest zagrożone.
Choć Niemka przedstawiana jest jako konserwatystka, nie jest to także konserwatyzm w wydaniu PiS. W OKO.press pisaliśmy, że konserwatyzm europejskich chadeków, w przeciwieństwie do polityki polskiego rządu, nie oznacza reakcyjności w kwestiach obyczajowych. A raczej szacunek dla instytucji i niechęć do rewolucyjnych zmian.
"Nie warto się konfliktować z Warszawą. Warszawa wzmocniła swoją pozycję. Wzmocniliśmy bardzo pozycję Grupy Wyszehradzkiej. Jeżeli możemy się tak bardzo szczerze cieszyć, to z tego właśnie, że Grupa Wyszehradzka jest skonsolidowana, mówi jednym głosem" - cieszy się z "zablokowania" Fransa Timmermansa Stanisław Karczewski.
W teorii, by kandydat został nominowany przez Radę Europejską, konieczna jest większość kwalifikowana. Czyli akceptacja co najmniej 21 z 28 członków UE reprezentujących więcej niż 65 proc. całej populacji Unii.
Samym państwom Grupy Wyszehradzkiej trudno byłoby zablokować kandydaturę Timmermansa, gdyby poparły go wszystkie pozostałe państwa członkowskie. W skład V4 wchodzą zaledwie cztery kraje: Polska, Czechy, Słowacja i Węgry. Ich łączna populacja to 64,24 mln, czyli ok. 12,5 proc wszystkich obywateli Unii.
Trudno więc powiedzieć, że przegrana Timmermansa to "triumf V4", czy wręcz oznaka, że Polska to państwo, z którym Europa Zachodnia wreszcie zaczęła się liczyć. Sprzeciw zgłosiły bowiem także Włochy, w których mieszka kolejnych 60 milionów obywateli.
Nawet z Włochami i Irlandią przeciwna Timmermansowi koalicja była wciąż zbyt mała - pięć krajów zamiast ośmiu i ok. 25 proc. ludności zamiast 35 proc. - by zablokować go w formalnym głosowaniu. Ale sprzeciw krajów z jedną czwartą europejczyków trudno było zignorować. Przyznała to Angela Merkel, mówiąc, że choć większość dla Timmermansa byłaby "wystarczająca", to już nie "satysfakcjonująca".
"Potrzebujemy większego marginesu poparcia. Formalnie można by przegłosować ponad 100 mln obywateli UE, ale może lepiej poczekać i wypracować wspólną drogę" - komentowała 1 lipca kanclerz Niemiec.
Wbrew temu, co twierdzą politycy PiS, Timmermans nie został zresztą "wyeliminowany". Zachowa stanowisko pierwszego wiceprzewodniczącego KE, które sprawował do tej pory. Jeśli więc jego wpływ na europejską politykę kraje Wyszehradu uznawały za zbyt duży, powinny być rozczarowane - raczej nie będzie mniejszy w nowej Komisji.
Wiele wskazuje wręcz na to, że pozycja Timmermansa umocni się mimo przegranej.
Kandydatura Ursuli von der Leyen jest bowiem kompromisowa, ale w Europie odbierana jako "osłabienie" kierownictwa KE. Niemka, choć urodziła się w Brukseli i podobnie jak Jean-Claude Juncker biegle włada trzema językami urzędowymi UE, nie ma doświadczenia w pracy w unijnych instytucjach.
To nikt inny jak Timmermans będzie więc jej głównym wsparciem i przewodnikiem. Z zawodu dyplomata, był holenderskim Ministrem Spraw Zagranicznych w latach 2012-2014, studiował europejskie prawo. W 2014 objął stanowisko pierwszego wiceprzewodniczącego KE.
Timmermans najpewniej zachowa portfolio ds. lepszej regulacji, rządów prawa i Karty Praw Podstawowych. Wątpliwe więc, aby przestał "mieszać się w sprawy Polski" i krytykować "reformy" PiS.
"Te komentarze, także u nas, w Polsce, że pan Timmermans został wyeliminowany czy pokonany, są delikatnie mówiąc przesadzone" - podsumował Donald Tusk po zakończeniu szczytu.
"Nie ma już duopolu Niemiec i Francji. Muszą się liczyć z naszym głosem" - triumfuje Karczewski.
Rzeczywiście pierwotny plan, na który Angela Merkel i Emmanuel Macron mieli zgodzić się podczas szczytu G20 w Osace, został odrzucony. Zakładał m.in. oddanie szefostwa w KE Timmermansowi.
Ale gdy przyjrzeć się bliżej, duopol niemiecko-francuski w europejskiej polityce ma się całkiem nieźle.
Każde z kandydatów na stanowisko szefa KE miało poparcie Angeli Merkel. Szefową ostatecznie ma zostać Niemka i jej bliska współpracownica. A Szefową Europejskiego Banku Centralnego Francuzka Christine Lagarde.
Wszystkie najważniejsze unijne stanowiska trafią zresztą do krajów tzw. starej Unii.
Na następcę Tuska w Radzie Europejskiej zaproponowano obecnego premiera Belgii, francuskojęzycznego liberała Charlesa Michela. To już drugi Belg na tym stanowisku, po Hermanie Van Rompuyu (2009-2014). A szefostwo w Parlamencie Europejskim dostał włoski socjalista David Sassoli. Francja, Niemcy, Belgia i Włochy należą do krajów, które zakładały europejską wspólnotę w latach 50.
Stanowisko Wysokiego Przedstawiciela ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa otrzyma Hiszpan Josep Borell.
Kraje Europy Środkowo-Wschodniej w głównym rozdaniu pominięte. Stanowisko wiceprzewodniczącego KE zachowa jedynie słowacki komisarz Maroš Šefčovič. Politycy z regionu mogą też liczyć na kilku wiceprzewodniczących PE.
Radość z zablokowania awansu Timmermansa przesłania PiS prawdę: w Brukseli we wtorek nie udało im się wygrać prawie nic.
Świat
Stanisław Karczewski
Angela Merkel
Frans Timmermans
Donald Tusk
Ursula von der Leyen
Unia Europejska
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze