0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Ćwik / Agencja wyborcza.plKrzysztof Ćwik / Age...

Tak się składa, że już dziś każdy może prowadzić polityczną agitację przed wyborami bez zgody pełnomocnika komitetu wyborczego i bez kontroli ze strony Państwowej Komisji Wyborczej (czy jakiejkolwiek innej instytucji). Nie trzeba do tego nowelizacji, wystarczy zachować obowiązujące przepisy. Najważniejszą w tym zakresie zmianę wprowadzono w 2018 roku. A rządzący zdążyli ją już w kampaniach wykorzystać.

Teraz PiS chciał jedynie to pozwolenie doprecyzować. A kiedy o sprawie zrobiło się głośno, PiS obiecał, że… zachowa przepisy w wersji takiej, jaka jest. Furtka dla pozasystemowej kampanii wyborczej wciąż jest więc otwarta.

Rezygnacja PiS-u z kolejnej nowelizacji spowodowała jedynie, że owa furtka nie wygląda tak ładnie, jak mogłaby. Ale działa!

„PiS wycofał się z kontrowersyjnej zmiany w kodeksie wyborczym pod naciskiem strony społecznej” – tego rodzaju nagłówki można było 13 stycznia przeczytać w niektórych polskich mediach. Niestety, był to tylko chwyt retoryczny ze strony partii rządzącej. Za to wiara części dziennikarzy w przekaz pisowskich parlamentarzystów oraz niesprawdzanie podawanych przez nich informacji wywołały potężny chaos. Pokazujemy po kolei, co się wydarzyło.

Zrzuty ekranu nagłówków artykułów na temat wycofania się PiS z nowelizacji artykułu 106 kodeksu wyborczego, z portali: Wprost, Onet, RMF, WpolitycePiS
Zrzuty ekranu nagłówków artykułów na temat wycofania się PiS z nowelizacji artykułu 106 kodeksu wyborczego, z portali: Wprost, Onet, RMF, WpolitycePiS

Kluczowy przecinek

Aby wprowadzić porządek do tego chaosu, wyjaśnijmy najpierw kwestie merytoryczne. W 2018 roku z inicjatywy PiS znowelizowano kodeks wyborczy, w tym artykuł 106.1, który mówi o prowadzeniu agitacji wyborczej (czyli namawianiu do głosowania).

Przed zmianą z 2018 roku artykuł 106.1 brzmiał:

„Każdy wyborca może prowadzić agitację wyborczą na rzecz kandydatów, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów, po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

Jego wersja obowiązująca obecnie, po zmianie w 2018, brzmi:

„Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

Na pierwszy rzut oka obie wersje mówią niemal dokładnie to samo. Ale po bliższym przyjrzeniu się widać, że poza przeformułowaniem pierwszego fragmentu usunięto także przecinek przed słowami „po uzyskaniu”. Pozornie to drobiazg, w rzeczywistości wprowadza znaczącą zmianę. Przed 2018 rokiem trzeba było uzyskać zgodę pełnomocnika wyborczego zarówno na zbieranie podpisów, jak i na prowadzenie agitacji wyborczej. Po nowelizacji – już tylko na zbieranie podpisów. Zaś namawianie do głosowania za konkretnym kandydatem czy partią przestało podlegać temu obowiązkowi. A przynajmniej w ten sposób można było ów zapis zinterpretować.

To nie był przypadek

To nie było działanie przypadkowe. Jednocześnie uchylono bowiem artykuł 499 kodeksu wyborczego, który wprowadzał sankcje za tego rodzaju działania, prowadzone bez zgody pełnomocnika. Do nowelizacji groziła za to kara grzywny lub aresztu. Po 2018 roku nie grozi za to nic.

Skutek tych zmian jest taki, że w obecnym stanie prawnym nie ma formalnych przeszkód, by

każdy wyborca mógł nakłaniać do głosowania w określony sposób, także wykupując reklamy czy wieszając plakaty.

Wystarczy mieć pieniądze. PiS doskonale o takiej możliwości wie. Korzystał z niej choćby sam premier Mateusz Morawiecki podczas kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy w 2020 roku.

Przeczytaj także:

Eksperci zajmujący się finansowaniem kampanii przez lata zwracali uwagę na ów problem. Państwowa Komisja Wyborcza w styczniu 2021 roku oficjalnie informowała: „Konsekwencją (zmian prawnych – przyp. red.) jest możliwość prowadzenia przez dowolne podmioty (przez wyborców – legalnie, przez inne podmioty – nielegalnie, ale bez zagrożenia sankcjami) agitacji wyborczej i finansowanie jej bez ograniczeń. (…) Doświadczenia z kampanii wyborczych prowadzonych w latach 2018-2020 wskazują na rosnący udział w kampanii wyborczej takich podmiotów”.

Artykuł 106 już teraz jest niebezpieczny!

Problem wyjaśniała także Róża Rzeplińska w OKO.press: „Artykuł 106 kodeksu wyborczego jest niebezpieczny. (…) Problem tu w przecinku, który powinien znaleźć się po słowie "kandydatów" - czyli pełnomocnik powinien wydać zgodę na całość tego, co jest w tym zdaniu wcześniej. Komitety będą to interpretowały inaczej, a PKW, z nadmiaru pracy i braku narzędzi, pójdzie im w tym na rękę. I uzna, że tylko do zbierania podpisów potrzebne jest uzyskanie pisemnej zgody pełnomocnika.

Natomiast jeśli kupię dla pana 300 billboardów, to pan nie będzie musiał się z tego rozliczać w sprawozdaniu finansowym. I to jest dramatyczne. Oznacza, że przepisy, które weszły w życie w lipcu 2022 r., dotyczące rejestru wpłat na partie polityczne powyżej 10 tysięcy złotych, przestają mieć rację bytu. Nikt nie będzie się już w ogóle kłopotał, żeby wpłacać cokolwiek na partię. Po prostu od razu wynajmie jej salę czy zleci druk ulotek. (…) A teraz proszę to połączyć z obecnym systemem, gdzie ten, kto ma większy dostęp do pieniędzy z posad państwowych, procent od wynagrodzenia przekazuje na rzecz partii rządzącej. Bo to partia umożliwiła mu tę pracę”.

Najnowszy pomysł PiS

Tak wyglądał stan prawny w chwili, gdy PiS postanowił po raz kolejny nowelizować kodeks wyborczy w grudniu 2022 roku. W tym oczywiście słynny artykuł 106. Według procedowanego właśnie w Sejmie projektu artykuł po zmianach miałby brzmieć:

„1. Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca.

1a. Podpisy popierające zgłoszenia kandydatów może zbierać każdy wyborca po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego".

Porównajmy to jeszcze raz z obowiązującym zapisem:

„Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

Widać, że nowelizacja byłaby jedynie doprecyzowaniem obecnych przepisów, ale nie wprowadzałaby żadnych zmian faktycznych w sposobie prowadzenia agitacji wyborczej. Podkreślali to eksperci organizacji pozarządowych.

To potwierdzenie prawa, a nie wprowadzanie go

Adam Gendźwiłł, Jacek Haman, Krzysztof Urbaniak w opinii dla Fundacji Batorego stwierdzili: „Nowa redakcja przepisu jednoznacznie potwierdza obecnie obowiązującą i niejednoznaczną regulację, że każdy wyborca będzie mógł prowadzić agitację wyborczą de facto bez ograniczeń”.

Także w opinii Fundacji „Odpowiedzialna polityka” nowelizacja nie wprowadza zmian w zakresie finansowania kampanii (bo te wprowadzono w 2018 roku). „Jedyną zmianą (…) jest potwierdzenie prawa do swobodnej agitacji wyborczej każdemu obywatelowi, bez obowiązku uzgadniania tego zamiaru z zainteresowanym komitetem wyborczym. W konsekwencji może to prowadzić do finansowania kampanii przez obywateli poza komitetem wyborczym” – zaznaczono.

Podkreślmy to jeszcze raz, ze względu na istniejący chaos informacyjny: nowelizacja przepisu w zaproponowanej pod koniec 2022 roku wersji oznaczałaby tylko potwierdzenie wprowadzonego w 2018 roku prawa do swobodnej agitacji wyborczej przez każdego obywatela.

Potwierdzenie – a nie zmianę zasad. To duża różnica.

Poseł opozycji się pomylił

Jednak wśród parlamentarzystów opinie na ten temat były rozbieżne. To od nich zaczął się informacyjny chaos. 11 stycznia poseł PO Robert Kropiwnicki na pisał na Twitterze:

„W Kodeksie Wyborczym PiS proponuje zmiany w art. 106 agitację wyborczą będzie mógł prowadzić każdy, kasa wydana przez osoby fizyczne nie będzie wliczana do limitu komitetu. Obajtek i inni będą mogli wydać każde pieniądze na wspieranie PiS”.

Zrzut ekranu tweeta posła Roberta Kropiwnickiego
Zrzut ekranu

Tweet rozszedł się szeroko – miał prawie 400 retweetów. Niestety, choć poseł opisał prawidłowo sam mechanizm, pomylił się twierdząc, że zadziała on dopiero po przyjęciu obecnej nowelizacji. On już działa, co więcej – był w kampaniach wykorzystywany. Aby każdy zainteresowany mógł wydać pieniądze na wspieranie PiS czy jakiejkolwiek innej partii, żadna zmiana przepisów nie jest już potrzebna. Posłowie opozycji powinni mieć tego świadomość, bo to w nich może uderzyć obowiązujące prawo.

Kto uwierzył w przekaz posła Asta?

Wpis Kropiwnickiego wprowadził spory zamęt, także w mediach. W tym właśnie kontekście, a nie w oparciu o stan faktyczny, odczytano kolejny wpis, tym razem posła PiS Marka Asta, przedstawiciela wnioskodawców nowelizacji kodeksu. 13 stycznia o godz. 11.05 napisał on na Twitterze:

„W trakcie prac nad nowelizacją kodeksu wyborczego strona społeczna wniosła zastrzeżenia do zmiany zasad prowadzenia agitacji wyborczej, dlatego uwzględniając ten głos w drugim czytaniu wycofamy z projektu tę propozycję przywracając obecnie obowiązującą treść art. 106 kodeksu”.

Zrzut ekranu tweeta posła Marka Asta
Zrzut ekranu

I wtedy się zaczęło. Już chwilę po godzinie 13 Radio RMF podało informację, powtarzając przekaz Asta: „Prawo i Sprawiedliwość wycofuje się z kontrowersyjnej zmiany Kodeksu wyborczego. Pełnomocnik wnioskodawców Marek Ast poinformował na Twitterze, że PiS nie zamierza zmieniać przepisów artykułu 106., dotyczących agitacji wyborczej. (…) PiS chciał, by każdy wyborca mógł prowadzić agitację bez konieczności uzyskiwania zgody pełnomocnika wyborczego. Obecny Kodeks wymaga takiej zgody, co pozwala na kontrolowanie działań kampanijnych. Wprowadzenie proponowanej przez PiS zmiany umożliwiałoby prowadzenie agitacji każdemu wyborcy, a to mogłoby otworzyć drogę do nadużywania tego prawa”.

Problem w tym, że obecny kodeks takiej zgody nie wymaga. Wymagał jej – ale przed 2018 rokiem.

Nieistniejący przepis w mediach

O 16.42 takiego samego newsa podało Wprost. W artykule „PiS ugiął się stronie społecznej. Nie będzie kontrowersyjnej zmiany” stwierdzono, że „PiS po zastrzeżeniach ze strony społecznej wycofa propozycję zmiany Kodeksu wyborczego, aby agitacja wyborcza mogła być prowadzona bez zgody pełnomocnika wyborczego”. A potem podano brzmienie artykułu 106, które PiS miałby zachować – tyle że zamieszczono... nieistniejącą wersję przepisu.

Zrzut ekranu artykułu z portalu wprost.pl. Podano w nim brzmienie artykułu 106 kodeksu wyborczego sprzed 2018 roku jako wersję obowiązującą obecnie
Zrzut ekranu

Chwilę później tę samą informację – o tym, że PiS wycofuje się z kontrowersyjnej społecznie zmiany, można było przeczytać na Onet.pl, Dorzeczy, W Polityce czy Frondzie. Przy czym Fronda oraz W Polityce zacytowały tę samą nieistniejącą wersję artykułu 106, którą podał wcześniej Wprost.

Można było odnieść wrażenie, że PiS wreszcie słucha opinii strony społecznej. A nawet, że zależy mu na zachowaniu przejrzystości kampanii wyborczej.

Furtka nadal istnieje

Niestety, to fałszywe przekonanie. W rzeczywistości bowiem agitacja wyborcza, prowadzona poza kontrolą przez każdą zainteresowaną osobę, jak była możliwa od 2018 roku, tak i dalej będzie. Jeśli ktoś zechce wykupić setki billboardów albo miliony odsłon reklam w internecie, promując jakąś partię czy polityka, zrobi to w Polsce legalnie.

PiS z niczego istotnego się bowiem nie wycofał. Zrezygnował jedynie z doprecyzowania przepisów. Jednak furtkę, pozwalającą na finansowanie pozasystemowej kampanii wyborczej, wstawiono już w 2018 roku. Teraz ją jedynie zachowano, o czym wprost poinformował poseł PiS Marek Ast.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze