Morawiecki próbuje zagadać obietnicami katastrofę wizerunkową, jaką okazały się nagrody rządowe 2017, które tak naprawdę były miesięcznymi dodatkami do pensji. W dodatku to PiS-owska recydywa, bo w 2006 roku Jarosław Kaczyński dał 2,1 mln zł swoim ministrom. Tusk dawał rzadko, mało i za konkretne osiągnięcia. Ewa Kopacz nie dawała wcale
Deklaracje premiera Morawieckiego, że od tej pory nie będzie już żadnych nagród dla rządu i "będziemy zmniejszać biurokrację na wszystkich poziomach, a zaczynamy od siebie" - to odpowiedź na potężny kryzys wywołany informacją o nagrodach, które sobie i swoim ministrom przydzieliła w 2017 roku Beata Szydło. Razem 5,1 mln zl.
Przy okazji Morawiecki podał imponującą liczbę , że "126 osób na stanowiskach ministerialnych i wiceministerialnych, chcemy tę liczbę zredukować o 20-25 procent".
Jak wynika z sondażu IBRIS dla "Rzeczpospolitej", przeprowadzonego 15-16 lutego (czyli ledwie w parę dni po ujawnieniu rządowych nagrodach 9 lutego), 76 proc. badanych nagrody ocenia źle, w tym aż 54 proc. "zdecydowanie źle". Takie opinie dominują nawet w bezkrytycznym zwykle elektoracie PiS: ocen złych jest 55 proc., dobrych 31 proc., a 14 proc. uniknęło odpowiedzi.
"Rzeczpospolita" nie podaje odpowiedzi innych grup niż wyborcy PiS, ale można szacować, że wśród wszystkich badanych poza zwolennikami PiS ocen dobrych jest ledwie kilka procent, a złych ponad 90 proc.
Według wiedzy OKO.press, tak katastrofalne oceny rządzące od listopada 2015 roku PiS miało tylko raz, po blamażu w Brukseli w marcu 2016. Delegacja Beaty Szydło na obradach Radę Europejskiej próbowała forsować Jacka Saryusz-Wolskiego wbrew kandydaturze Donalda Tuska, ale przegrała głosowanie 1:27. Także wtedy trzy czwarte badanych przez IPSOS dla OKO.press twierdziło, że szczyt był porażką rządu PiS.
Nie wiadomo, jak wyborcy PiS i pozostali obywatele przyjmą zarządzanie kryzysem przez Morawieckiego i jak to wpłynie na notowania PiS.
Po blamażu w Brukseli poparcie dla partii Kaczyńskiego spadło, choć PiS mógł wtedy próbować - i próbował - pokazywać, że został ukarany przez państwa zachodnie (głównie Niemcy) za "wstawanie z kolan".
Teraz sytuacja jest trudniejsza, bo nie da się uzasadnić tak hojnych nagród żadnym elementem programu. Wprost przeciwnie, PiS wielokrotnie zapowiadał skromność i umiar, a sukces wyborczy zawdzięczał skutecznej narracji, że PO szafowała publicznym groszem, czego symbolem były zamawiane w restauracji "ośmiorniczki" (obejrzyj "rekonstrukcję historyczną" exposé premier Szydło w wykonaniu Magdy Chrzczonowicz z OKO.press).
Dodatkowo premier ma utrudnione zadanie z co najmniej trzech powodów.
Morawiecki deklaruje, że swoją nagrodę (75,1 tys. zł) przeznaczy na cel charytatywny. To oczywiście możliwe, ale będzie musiał skorzystać ze swych oszczędności, których zgodnie z deklaracją z grudnia 2017 miał ok. 7,5 mln zł (z tego 2,55 mln zł w gotówce i 4,95 mln zł w akcjach).
Wbrew powszechnemu przekonaniu nagrody nie były bowiem przyznawane na koniec roku za jakieś konkretne osiągnięcia, ale "rozsmarowywano" je jako miesięczny dodatek do pensji rzędu 5-6 tys.
To dlatego minister zdrowia (już były) Konstanty Radziwiłł nie potrafił odpowiedzieć, czy dostał nagrodę (65,1 tys.), czy nie, i coś tylko wspominał, że w jednym miesiącu może tak...
Wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin, który pogrążył rząd zwierzeniem, że pensja ministra (ok. 17 tys. zł) nie starczała mu do pierwszego, zapowiada przeznaczenie nagród (65,1 tys. zł) na potrzeby własnego ugrupowania politycznego. To może być o tyle trudne, że pieniądze pewnie wydał, a oszczędności ma tylko 40 tys. zł (tyle deklarował w oświadczeniu majątkowym z kwietnia 2017). Nie jest też jasne, czy wyborcy dobrze przyjmą partyjny cel darowizny.
Problem polega też na tym, że rząd PiS fatalnie wypada na tle poprzedników z PO-PSL.
W dodatku, jak podaje "Rzeczpospolita",
Jarosław Kaczyński przyznał w 2006 roku swoim ministrom 2,1 mln zł nagród. Na podobnej zasadzie jak Beata Szydło. Okazuje się, że samonagradzanie rządu jest PiS-owską recydywą.
Tymczasem premier Donald Tusk dawał rzadko, mało i za konkretne osiągnięcia.
"Będziemy odchudzać administrację publiczną. Myślę, że będzie to doceniane przez Polaków za parę lat, kiedy pokażemy, że wyhamowaliśmy niezwykle przyrostowy trend w administracji publicznej" - mówił wicepremier Morawiecki, 29 września 2016. Dodawał wtedy:
"Myślę, że to będzie bardzo doceniane również przez Polaków za parę lat, kiedy pokażemy, że nie tylko wyhamowaliśmy niezwykle przyrostowy trend w administracji publicznej co do kosztów i co do liczby pracowników, ale również staraliśmy się wprowadzić nowoczesne mechanizmy zarządzania".
Nie wiadomo, co mieliby docenić Polacy, skoro półtora roku później, powtarza tę samą obietnicę: "Pokażemy bardziej szczupłą, oszczędną, mniej zbiurokratyzowaną strukturę rządową (…) Sekretarze i podsekretarze stanu stanowią trzon rządu z 126 ministrami, którym mam zaszczyt kierować. Zmniejszymy tę liczbę o co najmniej 20 procent".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze