Kolekcja błędów i manipulacji znalazła się w oświadczeniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Resort Witolda Waszczykowskiego opublikował je po tym, jak kandydat na prezydenta Francji, Emmanuel Macron, nazwał Jarosława Kaczyńskiego, Victora Orbana i Władimira Putina "łamiącymi liczne swobody przyjaciółmi Marine Le Pen"
Wskazywanie na rzekomy sojusz między panią Le Pen a prezesem PiS jest manipulacją, a zaliczanie Jarosława Kaczyńskiego do grona "łamiących liczne swobody przyjaciół Le Pen" niewłaściwe i wysoce niestosowne.
Le Pen, Kaczyński, Putin, Trump, Orban i inni mają ze sobą wiele wspólnego - wszyscy stworzyli narrację z wątków nacjonalistycznych i ksenofobicznych, której adresatami są osoby ekonomicznie wykluczone przez gospodarkę wolnorynkową, oraz te, których dominująca pozycja społeczna jest zagrożona przez rosnące zróżnicowanie nowoczesnych społeczeństw w wyniku równouprawnienia kobiet, walki o prawa mniejszości seksualnych oraz przyjmowania imigrantów ekonomicznych i uchodźców z regionów ogarniętych konfliktami zbrojnymi.
Ta narracja polityczna pozwala wygrywać wybory, ponieważ łączy dwie liczne grupy wyborców: niechętną zmianom społecznym "klasę średnią" (w Polsce czynnikiem wyróżniającym jest nacjonalistyczna religijność katolicka, w USA rasizm, we Francji wrogość wobec imigracji islamskiej) oraz domagającą się poprawy losu ekonomicznego i uznania symbolicznego grupę ludzi pokrzywdzonych przez, wspólny tym krajom, brutalny kapitalizm.
Zwycięstwa wyborcze populiści zawdzięczają niskiej mobilizacji, słabości organizacyjnej, rozproszeniu elektoratów oraz fatalnym decyzjom przywódców partii centrowych i lewicowych.
Słabo ukrywaną tajemnicą tego połączenia populizmu z nacjonalizmem jest wzajemne wspieranie się populistycznych polityków. Większość tropów wiedzie do Rosji - partia Marine Le Pen była finansowo wspierana przez Rosję, liczni członkowie sztabu wyborczego Donalda Trumpa mają olbrzymie problemy z wyjaśnieniem kontaktów z rosyjskimi oligarchami, premier Victor Orban jako jedyny przywódca państwowy po aneksji Krymu w 2014 roku był z wizytą w Moskwie i przyjął Władimira Putina w Budapeszcie.
Jednak łącznikiem Jarosława Kaczyńskiego z prezydentem Rosji jest nie tylko premier Węgier, wskazywany przez PiS jako najbliższy sojusznik "dobrej zmiany" na świecie. Kilka miesięcy temu OKO.press opisało bliską ministrowi Janowi Szyszce, pseudoekologiczną organizację Santa, której prezes Walenty Wasiluk mówił, że
w Puszczy Białowieskiej "trzeba coś zrobić na zasadzie Krymu. Nas w Polsce niszczą, więc trzeba się zwrócić do Wschodu, aby te tereny ktoś tu zajął i dał nam to, co chcemy. Aneksja (...) ten sam co na Krym wszedł, ten sam tutaj. To jedyne możliwe dla uratowania Puszczy".
Nierozstrzygalną spekulacją pozostaje pytanie, jakie polityczne cele chciała osiągnąć Rosja przez swój stosunek do Polski po katastrofie w Smoleńsku. Niepodważalnym faktem jest jednak to, że smoleńskiego piekła politycznego Antoni Macierewicz i jego "eksperci" nie mogliby rozpętać bez Rosji, która m.in. od siedmiu lat ignoruje wezwania do zwrotu wraku prezydenckiego Tupolewa.
Wartości i zasady wolnej demokracji są w Polsce przestrzegane.
Biuro prasowe Witolda Waszczykowskiego próbowało uniknąć najniebezpieczniejszych dla siebie pojęć, usuwając słowo "prawa" z tradycyjnej zbitki "wolności i prawa" oraz zastępując dziwnym tworem - "wolną demokracją" - demokrację bez przymiotników, która byłaby "demokracją liberalną" albo "demokracją zachodnią".
Warto zauważyć, że wymyślonej przez MSZ "wolnej demokracji" najbliżej pojęciowo do "demokracji suwerennej" - a tę zbitkę wymyślili kremlowscy ideologowie władzy, by autorytaryzm zaprowadzony w Rosji przez Władimira Putina udawał demokrację.
W rzeczywistości władze Polski nie przestrzegając prawa, nie przestrzegają zasad i wartości demokracji, które zostały wymienione m.in. w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej: "Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn".
Prezydent, rząd i większość parlamentarna PiS łamie te zasady nagminnie. Od objęcia przez PiS rządów państwo prawa jest dewastowane w sposób bezprecedensowy - prezydent i rząd ignorują wyroki Trybunału Konstytucyjnego, uchwalane są ustawy wbrew konstytucji, niszczące trójpodział władzy. Radykalnie osłabło, już wcześniej niewielkie, zainteresowanie rządu ochroną praw kobiet i mniejszości, ignorowana jest gwałtownie rosnąca liczba przestępstw z nienawiści, a na forum międzynarodowym coraz głośniej jest o łamaniu przez Polskę praw człowieka, m.in. przez odmowę prawa do azylu uchodźcom z Czeczenii.
Chcemy ponadto przypomnieć, że ktokolwiek zna historię i wewnętrzną scenę polityczną w Polsce, nie ma prawa oskarżać Polaków o sympatię wobec imperialnej Rosji.
Pod koniec pisma biuro prasowe MSZ pochwaliło się brakiem wiedzy o historii polskiej prawicy. Wbrew temu, co twierdzi resort ministra Witolda Waszczykowskiego, właśnie znajomość historii i polskiej sceny politycznej pozwala zastanawiać się nad prawdziwym - niekoniecznie związanym z deklaratywnie wrogim - stosunkiem polskiej prawicy do Rosji.
Historycznie polska prawica wywodzi się z romansu z imperialną, carską Rosją - Roman Dmowski uznał reformy przeprowadzone po wojnie rosyjsko-japońskiej 1904 roku i rewolcie demokratycznej 1905 roku za dobrą wiadomość, i politycy Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego startowali w wyborach do rosyjskiej Dumy. Podczas pierwszej wojny światowej Ruch Narodowy tworzył oddziały sojusznicze dla wojsk rosyjskich.
Sympatia przetrwała rewolucję w Rosji i powstanie niepodległej Polski w 1918 roku. "Dmowski i Narodowi Demokraci byli wówczas postrzegani jako potencjalni partnerzy dla sowieckiej dyplomacji. Ma to swoje historyczne uzasadnienie: endecja kierowana przez Dmowskiego była antybrytyjska i antyniemiecka, a profrancuska, ponadto nie bardzo interesowała się rozszerzaniem polskich wpływów w krajach nadbałtyckich" - mówił w wywiadzie dla "Wirtualnej Polski" prof. Mariusz Wołos, specjalista w dziedzinie stosunków dyplomatycznych tego czasu, autor książki "O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926".
Roman Dmowski spotykał się z posłem Rosji Sowieckiej w Warszawie Piotrem Wojkowem.
Ta mniej i bardziej dziwaczna sympatia do kolejnych wcieleń imperium rosyjskiego nie urwała się właściwie nigdy. W 1982 roku Antoni Macierewicz, dzisiejszy minister obrony narodowej w rządzie PiS, w redagowanym przez siebie miesięczniku "Głos" proponował sojusz okrojonej "Solidarności", Kościoła oraz... PRL-owskiej armii kierowanej przez generała Wojciecha Jaruzelskiego.
"Propozycja została źle odebrana w środowisku opozycyjnym. W 1983 r. Aleksander Hall poprosił mnie o spotkanie z Macierewiczem. Myślałem, że to może być coś oryginalnego. Spotkanie odbyło się w Gdyni w konspiracyjnym mieszkaniu. Macierewicz zaproponował mi ujawnienie. Mówił, że "S" jest skończona, że powinniśmy pokochać szczerze ZSRR, bo wtedy dadzą nam więcej swobody. Pomyślałem, że to wariat albo ktoś przysłany tu w jakimś określonym celu, i szybko wyszedłem" - relacjonował sympatie Macierewicza z tego czasu kilkadziesiąt lat później w "Gazecie Wyborczej" Bogdan Lis, w latach 80. jeden z przywódców podziemnej "Solidarności".
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze