Kiedy w polityce nie wiadomo, o co chodzi, najczęściej chodzi o władzę. Tak jest też w przypadku największego kryzysu politycznego w łonie obozu władzy od momentu przejęcia rządów przez Zjednoczoną Prawicę. Konflikt między PiS, Solidarną Polską i Porozumieniem nabrzmiał 17 września w kluczowym momencie negocjacji dotyczących rekonstrukcji rządu i nowej umowy koalicyjnej.
Spór toczy się o:
- liczbę ministerstw po zmianach w gabinecie Mateusza Morawieckiego;
- postulat zawarcia w umowie koalicyjnej gwarancji biorących miejsc do Sejmu dla polityków ugrupowań Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina.
Mniejsza liczba ministerstw, to mniej posad dla koalicjantów PiS i osłabienie ich pozycji. Ziobro i Gowin chcą również pewności dotyczącej eksponowanych miejsc na listach wyborczych w przyszłych wyborach, żeby zachować podmiotowość i siłę polityczną w sojuszu PiS.
Zza drzwi gabinetów władzy dochodzą głosy, że prezes PiS Jarosław Kaczyński jest niezadowolony ze zbyt dużego posiadania partnerów w obecnym Sejmie (Solidarna Polska ma 17 posłów, Porozumienie – 18 posłów).
To prawdziwe powody konfliktu, a jego katalizatorem stały się dwa projekty procedowane na kończącym się w czwartek 17 września posiedzeniu Sejmu: ustawę nazwaną przez opozycję „bezkarność plus” oraz prawo zakazujące hodowli zwierząt futerkowych. Pierwszej nie chce poprzeć Solidarna Polska, drugiej – zarówno ugrupowanie Ziobry, jak i Porozumienie.
Ale w grze politycznej w obozie władzy nie chodzi tak naprawdę o te dwa akty prawne: tzw. ustawa futerkowa przejdzie i tak głosami opozycji, a ustawa o bezkarności urzędniczej została wycofana w ostatniej chwili z tego posiedzenia Sejmu i w normalnym trybie byłaby przedmiotem dalszych negocjacji w koalicji rządzącej.
Ale prezes PiS Jarosław Kaczyński postanowił wykorzystać sytuację, by postawić partnerów pod ścianą.
W razie przyspieszonych wyborów zarówno Solidarna Polska jak i Porozumienie byłyby w bardzo trudnej sytuacji: bombardowani przez media prorządowe i bez pieniędzy na kampanię wyborczą – bo „kasę” w Zjednoczonej Prawicy z subwencji budżetowej trzyma Jarosław Kaczyński.
Terlecki: Do nowych wyborów pójdziemy sami
„Negocjacje koalicyjne z ostały zawieszone w związku z sytuacją, jaką mamy dzisiaj w Sejmie. Jeżeli nasi koalicjanci poskromią swoje oczekiwania i zastosują się do decyzji, które podejmuje kierownictwo partii, Zjednoczonej Prawicy, to będzie można do nich wrócić” – powiedział w czwartek 17 września w Sejmie wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (PiS).
Ale to nie koniec, bo Terlecki otwarcie zagroził zerwaniem koalicji przez PiS:
„Jeżeli sytuacja do tego zmusi, to rekonstrukcja nastąpi jakby bez uzgodnień z naszymi koalicjantami” – stwierdził. I dodał: „Rząd mniejszościowy nie jest możliwy. Jeżeli zajdzie taka sytuacja, to pójdziemy na wcześniejsze wybory. Oczywiście sami”.
Na posiedzeniu klubu PiS Jarosław Kaczyński miał stwierdzić, że „ogon nie może machać psem”, a oliwy do ognia dolał na Twitterze również wiceszef PiS i eurodeputowany Joachim Brudziński:
#PJK jak zawsze, krótko i na temat. Jeżeli nasi koalicjanci chcą mieć głos decydujący w #Sejm ,to niech wygrają wybory tak jak #PJK. Dla kolegów z #PIS , którzy (jak baca nad strumieniem😉)się wahają, mam dobrą radę, nie”wyginajcie się”bo skończycie jak LPR,Migalski albo Kowal.👎
— Joachim Brudziński (@jbrudzinski) September 17, 2020
Politycy Porozumienia i Solidarnej Polski unikają komentarzy i apelują o spokój, ale podtrzymują sprzeciw wobec ustaw forsowanych przez PiS.
Jakie są możliwe scenariusze?
- Solidarna Polska i Porozumienie uginają się przed szantażem, prezes Kaczyński wygrywa walkę z koalicjantami.
- Ziobro i Gowin utrzymują jedność swoich szeregów, głosują przeciw, w koalicji trzeszczy, ale obie strony siadają do stołu i negocjują kompromis.
- Ziobro i Gowin utrzymują jedność swoich szeregów, głosują przeciw, a PiS idzie na całość: wyrzuca koalicjantów z rządu i klubu sejmowego Prawa i Sprawiedliwości. To z ogromną pewnością oznacza przyspieszone wybory.
Jak można skrócić kadencję Sejmu
Najbardziej prawdopodobny jest wciąż drugi scenariusz, czyli przedłużający się kryzys w obozie władzy i w końcu jakiś rodzaj kompromisu. Ale jeśli Kaczyński zdecyduje się na opcję atomową, kiedy mogą być przyspieszone wybory?
Konstytucja w obecnej sytuacji wskazuje dwie drogi skrócenia kadencji Sejmu:
- uchwały Sejmu o skróceniu kadencji podjętej przez 2/3 ustawowej liczby posłów;
Zobacz art. 98 konstytucji
Art. 98 Konstytucji:
1
Sejm i Senat są wybierane na czteroletnie kadencje. Kadencje Sejmu i Senatu rozpoczynają się z dniem zebrania się Sejmu na pierwsze posiedzenie i trwają do dnia poprzedzającego dzień zebrania się Sejmu następnej kadencji.2.
Wybory do Sejmu i Senatu zarządza Prezydent Rzeczypospolitej nie później niż na 90 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu, wyznaczając wybory na dzień wolny od pracy, przypadający w ciągu 30 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu.3.
Sejm może skrócić swoją kadencję uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby posłów.Skrócenie kadencji Sejmu oznacza jednoczesne skrócenie kadencji Senatu. Przepis ust. 5 stosuje się odpowiednio.
4.
Prezydent Rzeczypospolitej, po zasięgnięciu opinii Marszałka Sejmu i Marszałka Senatu, może w przypadkach określonych w Konstytucji zarządzić skrócenie kadencji Sejmu. Wraz ze skróceniem kadencji Sejmu skrócona zostaje również kadencja Senatu.5.
Prezydent Rzeczypospolitej, zarządzając skrócenie kadencji Sejmu, zarządza jednocześnie wybory do Sejmu i Senatu i wyznacza ich datę na dzień przypadający nie później niż w ciągu 45 dni od dnia zarządzenia skrócenia kadencji Sejmu. Prezydent Rzeczypospolitej zwołuje pierwsze posiedzenie nowo wybranego Sejmu nie później niż na 15 dzień po dniu przeprowadzenia wyborów.6.
W razie skrócenia kadencji Sejmu stosuje się odpowiednio przepis ust. 1.
- nieotrzymania przez prezydenta ustawy budżetowej w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia projektu ustawy Sejmowi. Prezydent ma wtedy 14 dni za zdecydowanie o skróceniu kadencji Sejmu.
Zobacz art. 255 konstytucji
„Jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona Prezydentowi Rzeczypospolitej do podpisu, Prezydent Rzeczypospolitej może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu”.
Żeby uchwała o samorozwiązaniu Sejmu (automatycznie następuje wówczas skrócenie kadencji Senatu) weszła w życie potrzeba głosów 307 posłów. A więc samo Prawo i Sprawiedliwość nie jest w stanie przeforsować takiego rozwiązania.
Trudno jednak sobie wyobrazić, żeby opozycja zagłosowała przeciwko możliwości odebrania władzy PiS-owi, więc odpowiednia większość zapewne bez trudu by się znalazła.
Wtedy prezydent wyznacza wybory w terminie nie późniejszym niż 45 dni od momentu decyzji o skróceniu kadencji. Zakładając, że stałoby się to jeszcze we wrześniu, nowe wybory mielibyśmy najpewniej 22 listopada.
Scenariusz „budżetowy” skrócenia kadencji zakładałby funkcjonowanie przez kilka miesięcy rządu mniejszościowego, i dawałby szansę PiS-owi na wyłuskiwanie pojedynczych posłów i odtworzenie koalicji większościowej, ale już bez Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina. Gdyby to się nie udało nowe wybory mielibyśmy najwcześniej wiosną 2021 roku.
Nie będzie żadnych przyśpieszonych wyborów. Bo w razie ich przegrania rodzinki straciłyby posadki w spółkach skarbu państwa.
Kasa misiu, kasa.
Wiesz kryzys idzie a kasa do łupania topnieje. JK może mieć tu win:win. W pierwszym jeśli wywróci stolik z kartami to może wygrać i samodzielnie rządzić. Słabość platformy (jej zmierzch) może zachęcać do tego. Drugi "Win" to oddanie władzy. Podzielona opozycja szybko się wypali i skoczy sobie do gardeł a jeszcze trafi na największy kryzys ostatnich lat. Zacznie się oszczędzanie i przycinanie socjalu co sprawi, że za 2-3 lata PiS wróci w chwale kojarząc się z czasami dostatku, rozdawnictwa i prosperiti. Duda na stanowisku PR będzie to tylko wspierał i chronił aby nic się PiSowi nie stało. To również mogła by być szansa, że po Dudzie ktoś z PiS wygra kolejne wybory bo ludzie będą mieli dość opozycji a kolejne rządy PiS przypadną na okres wzrostu na całym świecie po tej covidowej recesji.
Wszystkie dywagacje nie mają sensu wobec postawy przeważającej części społeczeństwa, która żre kiełbasę i wszystkiemu biernie się przygląda. Gierki polityczne, łamanie prawa, konstytucji, niszczenie sądów na prawdę mało kogo interesują. Próby dyskusji na argumenty kończą się niczym i wywołują agresję. Pytanie – czy trzy lata do wyborów wystarczą, żeby społeczeństwo się otrząsnęło?
Stary raz już to przeżył i mimo dobrych sondaży przegrał. Wtedy rozpoczął się dla starego okres czekania 8 lat na przejęcie władzy. Teraz nie będzie ryzykował bo nie ma czasu. Biologia sprawia, że stary tego jednego kupić nie może.
Z punktu widzenie PiS rozwiązanie Sejmu nie jest pozbawione uroku. Przed nami bardzo trudny gospodarczo okres. Brak pieniędzy, Prawdopodobny wzrost bezrobocia i niepokoje społeczne, plajtujące firmy, covid 19 itd. A tu nie ma na kogo zrzucić odpowiedzialności. Niestety Duda wygrał i nie można wszystkimi biedami obciążyć opozycji. Przykład rurociąg ścieków w Warszawie. "Przecież to zrobił złośliwie Trzaskowski."
Duda maił wygrać i wygrał, PiS niedopóściłoby do jego przegrania. Trzaskowski nigdy nie miał szansy przy tym całym aparacie i kasie.
Na nerwowość w koalicji moim zdaniem mają jednak pewne działania PE i KE. Przyjęty przez PE raport wstępny o stanie praworządności, jak i orędzie Szefowej KE Ursuli von der Leyen w PE nie pozostawia złudzeń co do tego, że wsparcie UE będzie powiązane z oceną praworządności i nie tylko. Przymknięcie tego kurka z kasą unijną oznaczać może ogromne konsekwencje dla polskiej gospodarki. Awantura w sejmie i koalicji odciąga uwagę społeczną od tych wydarzeń unijnych, ale chyba nie na tyle aby zostały one całkowicie niezauważone. Te obawy rządzących dotyczące kasy z UE narastały powoli, czego wyrazem może być ta wypowiedź posła SP po ostatnim szczycie UE – Mariusz Gosek poseł SP cyt. "Widzimy, że znajdujemy się w zupełnie innym położeniu politycznym, i to zarówno, jeśli chodzi o politykę krajową, jak i tą międzynarodową, także tą na poziomie Polska – Bruksela. Mówię tu o decyzjach związanych z budżetem, o pewnych niebezpieczeństwach. Oczywiście ufamy premierowi, że ich nie ma, ale chodzi o ewentualne powiązania pomiędzy praworządnością a budżetem. Wierzymy, że nie ma żadnych pośrednich czy bezpośrednich narzędzi, które mogłyby na to wpływać. Zdajemy się w pełni na to, co pan premier przedłożył dla Sejmu." Jak widać to co powiedział pan premier w sejmie ma się nijak do rzeczywistości po ostatniej debacie w PE i orędziu szefowej KE.