Platforma Obywatelska to mafia śmieciowa, która zaleje kraj niemieckimi odpadami – to narracja PiS-u po pożarze w Zielonej Górze. W ostatnich latach import odpadów jednak wzrasta, zdarzają się też nielegalne transporty.
Temat odpadów rozpala polityczne emocje. Jarosław Kaczyński dopiero co sugerował, że w Zielonej Górze płonęły „niemieckie śmieci” sprowadzone do Polski „przez nich”. Łatwo domyślić się, że chodziło o polityków Platformy Obywatelskiej. Ministra Anna Moskwa uderza w podobne tony, porównując politycznych oponentów do mafii śmiecowej.
Jednak motyw „śmietnika Europy”, z którego Polskę uczynić miała przeciwna opcja polityczna, wraca w debacie co kilka-kilkanaście tygodni. Na spotkaniu z wyborcami Donald Tusk grzmiał, że Prawo i Sprawiedliwość zamienia nasz kraj w wysypisko. Później wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski odpierał, że to Platforma Obywatelska jest „Partią Odpadów”. Swoją tezę poparł wykresem z portalu Konkret24, fact-checkingowego projektu stacji TVN24. Być może nie przeczytał tekstu towarzyszącego zestawieniu. Dziennikarze wyjaśniali w nim, że słupki bez kontekstu nie dają żadnej wiedzy o imporcie odpadów do Polski.
Na pierwszy rzut oka wykres wygląda miażdżąco dla rządu PO-PSL. Dane Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wskazują, że w latach 2008-2012 roku do Polski trafiało kilkukrotnie więcej odpadów rocznie niż po objęciu władzy przez Zjednoczoną Prawicę. Janusz Kowalski zdaje się ignorować ważne elementy wykresu – czerwoną linię oznaczoną jako moment zmiany przepisów i lata 2013-2015 (nadal „za Platformy”), gdy Polska odnotowała skokową obniżkę rejestrowanego importu odpadów.
No właśnie – rejestrowanego, bo do 2013 roku trzeba było uzyskać zezwolenie na każdy odpad sprowadzony do Polski. Od 10 lat nie trzeba tego robić w przypadku transportu z tak zwanej „listy zielonej”, czyli materiałów spoza listy odpadów niebezpiecznych. To 13 rodzajów odpadów wymienionych w Konwencji Bazylejskiej regulującej transgraniczny obrót. Chodzi między innymi o makulaturę, złom metali, odpady tworzyw sztucznych, stłuczkę szklaną.
Główny Inspektorat Ochrony Środowiska nie bierze pod uwagę tych odpadów w swoim wykazie. Stąd tak duży przeskok wartości widocznych na wykresach dotyczących sytuacji do 2019 roku.
Ponadto od 2018 roku obowiązuje zakaz importu odpadów komunalnych.
Jak sytuacja wyglądała w ostatnich latach? GIOŚ udostępnił nam informacje na ten temat. Okazuje się, że do Polski sprowadzamy więcej odpadów wymagających zezwolenia, niż w latach 2013-2015 – a więc jeszcze za rządów Platformy. Wtedy ilość sprowadzonych odpadów wynosiła kolejno 110,3 (2013), 142,9 (2014) i 154 tysiące ton (w 2015). W 2021 roku do Polski na podstawie zezwoleń GIOS-iu sprowadzono ich 350 tys. ton. Podobnie, jak w przypadku poprzednich lat zdecydowana większość pochodziła z krajów UE. Przesłane nam przez GIOŚ dane za 2022 rok mówią o imporcie 332 tys. ton w ramach zezwoleń.
Widać więc tendencję wzrostową, jednak GIOŚ uspokaja: Polska wcale nie jest „śmietnikiem Europy”.
„Masa odpadów przywożona z zagranicy stanowi margines w skali całego kraju, przykładowo: masa odpadów przywiezionych w 2020 roku na podstawie zezwoleń GIOŚ to 0,33 proc. ogólnej masy odpadów wytworzonych w Polsce w 2020 roku” – przekazuje nam Michał Nurzyński z GIOŚ.
Rzeczywiście, Polska jest daleko za światową i europejską czołówką państw przyjmujących najwięcej odpadów spoza swoich granic. Według danych Eurostatu Francja w 2020 roku ściągnęła do siebie prawie 6,4 mln ton odpadów – i to jedynie z innych krajów Unii. Dla Niemiec wartość ta wynosi 5,1 mln ton. W przypadku Holandii to 4,5 mln ton, dla Belgii – prawie 1,9 mln, dla Szwecji – ok. 3 mln. Polska w tym czasie zaimportowała 399 tys. ton odpadów.
GIOŚ chwali się, że Polska przyjmuje głównie „śmieci premium” i wyrasta na ważnego gracza na międzynarodowym rynku recyklingu. „Do Polski możliwy jest głównie przywóz odpadów, które są cennymi surowcami przeznaczonymi do procesów odzysku” – mówi nam Nurzyński. Na swojej stronie internetowej GIOŚ przekonuje, że partnerzy z innych krajów coraz częściej wybierają eksport do polskich recyklerów.
Platforma Obywatelska pozwalała na o wiele wyższy import odpadów do Polski, niż rząd Zjednoczonej Prawicy.
„Do Polski, z dalekich zakątków świata takich jak Nigeria, Australia i Nowa Zelandia, przywożone są odpady w postaci zużytych akumulatorów kwasowo-ołowiowych lub odpady pochodzące z ich wstępnego przetwarzania. Są one cennym źródłem surowców wtórnych. Nigeria i Australia wysyłają tego rodzaju odpady również do instalacji w Niemczech i w Hiszpanii. Trafiają one do instalacji, które specjalizują się w odzysku zużytych akumulatorów i innych odpadów zawierających ołów" – czytamy w informacji GIOŚ.
Polska nie jest jednak zieloną wyspą. Bywa, że wywóz niebezpiecznych odpadów do naszego kraju chętnie wybierają kraje zachodniej Europy. Stamtąd wjeżdżają do nas odpady trudniejsze do przetworzenia, których utylizacja jest tańsza w Polsce. Niemieckie firmy dostały trzy lata temu zgodę na przywóz ponad 40 tys. ton odpadów żelaza z tamtejszych hut. W Niemczech nie można było ich składować, a utylizacja była droga w związku z wysokimi opłatami środowiskowymi. Tę informację można ubrać też w inne słowa, dopasowując się do stylu Jarosława Kaczyńskiego: oto państwo PiS sprowadziło niemieckie śmieci do Polski – i to nie byle jakie, bo pochodzące z ciężkiego przemysłu.
Jednocześnie wciąż mamy problem z nielegalnym przywozem odpadów do Polski.
Nie kryje tego GIOŚ, który informuje o udaremnionych próbach transportu bez zezwolenia. Kierunki nielegalnego importu to między innymi Niemcy, Holandia czy Litwa. Nielegalnie wwiezione do Polski ładunki często przekraczały masę 20 ton.
Trafiają one na niekontrolowane składowiska – jak to w Sarbi na Pomorzu Zachodnim, o którym donosiła w zeszłym roku „Berliner Zeitung”. Na zwałowisko pośród drzew od 2018 roku wyrzucono ok. 8,7 tys. ton odpadów, w tym 6,5 tys. z Niemiec.
Ministerstwo Klimatu w 2021 roku podało informację o ponad 30 miejscowościach w województwie zachodniopomorskim, do których zwożone są nielegalne transporty z Niemiec. Wiceszef resortu Jacek Ozdoba przyznał: były to „odpady w postaci ziemi wymieszanej z kamieniami, gruzem i innymi zanieczyszczeniami. Transporty odbywały się bez jakiegokolwiek oznaczenia pojazdów i dokumentów wymaganych przy międzynarodowym przemieszczaniu odpadów”.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze