0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Wladyslaw Czulak / Agencja Wyborcza.plFot. Wladyslaw Czula...

„To są niemieckie śmieci” – grzmiał 23 lipca 2023 z mównicy Jarosław Kaczyński, mówiąc o pochodzeniu odpadów, które trafiły na składowisko w Zielonej Górze. Wskazał też od razu na winnych ich sprowadzenia: to Platforma Obywatelska, która pozwoliła na ich import do Przylepu.

„(Donald Tusk – przyp. aut.) wykorzystuje każdą okazję, dokładnie każdą okazję, żeby budzić niepokój, nienawiść, żeby stawiać różne zarzuty. To może być tragedia jednej kobiety, to może być tak, jak ostatnio, pożar, za który oni odpowiadają. To śmietnisko na zachodzie Polski to wynik ich rządów. Tam jest mnóstwo tego rodzaju śmietnisk, to są niemieckie śmieci, to jest przywóz niemieckich śmieci i tak będzie Polska wyglądała, gdyby oni przyszli do władzy” – mówił prezes PiS na niedzielnym pikniku rodzinnym w podlaskich Stawiskach, jasno wskazując na Platformę Obywatelską.

Zareagował w ten sposób na zarzuty ze strony polityków Platformy na czele z Donaldem Tuskiem. „Smród płonących odpadów w Zielonej Górze” – pisał przewodniczący PO i wyliczał dalej: „Smród setek bezkarnych nielegalnych składowisk. Smród pisowskiej korupcji w całej Polsce. Kaczyński i Sasin na pikniku”.

Niemieckie odpady? To raczej toksyczny miks z różnych kierunków – z Polski też

Czy rzeczywiście w zielonogórskim Przylepie płonęły niemieckie odpady? Wszystko wskazuje na to, że wiedzą to jedynie właściciele zlikwidowanej firmy Awinion, która sprowadzała niebezpieczne substancje do Zielonej Góry i kilku innych miejscowości na zachodzie Polski. Spółka z wielkopolskiego Budzynia na radarze dziennikarzy znalazła się w 2015 roku, gdy jej sprawę opisał Superwizjer. Dziennikarze stacji TVN informowali o odpadach wyrzucanych w różnych miejscach jak „kukułcze jaja”. Nie udało im się jednak ustalić, co dokładnie znajduje się na dzierżawionych przez firmę działkach i skąd pochodzą zwożone tam odpady. Kolejne doniesienia medialne również nie wskazują na to, by odpady sprowadzane przez Awinion pochodziły wyłącznie z Niemiec.

„Dowiedzieliśmy się, że firma, która zajmowała się zbieraniem tych odpadów z całej Polski, nie zwracała uwagi na charakter substancji i mieszała je ze sobą” – mówił „Głosowi Wielkopolskiemu” anonimowo przedstawiciel służb badających sprawę. Na rodzime pochodzenie odpadów z Zielonej Góry wskazywał prokurator Roch Waszak z prokuratury okręgowej w Poznaniu. „Policja ustaliła, że firmy, z których Awinion odbierał niebezpieczne odpady, to kilkadziesiąt spółek z całej Polski – ze Szczecina, ale i z południa kraju” – mówił o ustaleniach śledczych. Jednocześnie nie da się na sto procent powiedzieć, czy kontrahenci Awinionu sami nie ściągali odpadów z zagranicy. Według ustaleń zielonogórskiej „Wyborczej” właścicielom firmy było obojętne, skąd pochodzą przyjmowane przez nich transporty — były to i odpady krajowe, i zagraniczne.

Najprawdopodobniej w Zielonej Górze Awinion składował toksyczny miks substancji pochodzących z różnych kierunków. Dla środowiska i mieszkańców okolicy niebezpiecznych składowisk nie ma to żadnego znaczenia.

Pożar w Zielonej Górze: Kaczyński straszy Niemcem

„To są nasze odpady naszych pseudoprzedsiębiorców” – mówiła OKO.press Hanna Marliere, ekspertka gospodarki odpadami. Jednocześnie wyjaśniła, jak szemrane biznesy zarabiają na składowaniu niebezpiecznych substancji. – „Oni wyczuli, że mogą utworzyć spółkę-słupa i zarobić sprowadzając nawet z najbliższej okolicy kilka tysięcy ton mauzerów czy beczek z dziwną substancją. Wynajmują halę, potem likwidują spółkę, jest po sprawie. To jest polska myśl ekonomiczna i w dużej części to są polskie odpady. Obraz złego Niemca, który wysyła do nas całe ciężarówki toksycznych odpadów, to demagogia” – przekonywała Marliere.

Być może Jarosław Kaczyński musiał dość szybko znaleźć mocną ripostę na oskarżenia polityków Platformy Obywatelskiej, więc sięgnął po często używanego w narracji PiS-u „Niemca”. Niemiec skojarzony z PO to dublet, który widocznie zdaniem PiS-u i jego otoczenia działa w różnych sytuacjach, nawet jeśli argumenty nie mają sensu.

Kary nie podziałały

W przypadku zielonogórskiego składowiska Platforma ułatwiła jednak działanie PiS-owi. Zezwolenie na składowanie odpadów w Przylepie wydał w końcu Ireneusz Piechan starosta powiatowy z PO. Nie można jednak powiedzieć, że rządzący miastem i obecni w regionalnych władzach byli obojętni wobec toksycznego problemu. W 2015 roku prezydent miasta cofnął zezwolenie na działalność Awinionu, a Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska nałożył na spółkę 100 tys. złotych kary. Kolejne 100 tys. Awinion miał zapłacić za niezastosowanie się do nakazu prezydenta. Firma zignorowała nałożone na nią sankcję, a urzędowi skarbowemu nie udało się wyegzekwować kar.

W końcu likwidację hali nakazał sąd. Postanowienie z 2020 roku wskazywało, że odpowiedzialne za to zadanie są władze miasta. Prezydent Zielonej Góry wskazywał, że zwracał się do władz centralnych o udział w finansowaniu sprzątania w Przylepie. Argumentował, że miejska kasa nie udźwignęłaby takiego wydatku.

„Nie jesteśmy jedynym miastem w Polsce, gdzie takie wysypisko istnieje. Tego są setki. I tak naprawdę zostajemy w którymś momencie jako samorządowcy sami z tym problemem” – mówił prezydent Kubicki w rozmowie z TVN24.

Kucharska-Dziedzic krytykuje miejskie władze

„W mediach mówi się – przypomnę – że w Zielonej Górze magazynowano ich 5 tys. ton. Mówimy więc o jednej trzeciej wydajności spalarni odpadów niebezpiecznych. Koszt zutylizowania tony odpadu sięga w nich kilku tysięcy złotych. Można sobie policzyć, ile samorząd musiałby wydać, by w sposób legalny i bezpieczny zutylizować odpady. To nie jest budżet 5-10 tysięcy złotych zapomogi, a dziesiątki milionów złotych. Samorządom, niezależnie od ich wielkości, trudno dźwigać takie kwoty” – mówiła nam Hanna Marliere.

Problemu przez osiem lat nie udało się więc rozwiązać, a odpady składowane w Zielonej Górze zniknęły, dopiero gdy wybuchł pożar.

Miejskim władzom dostało się jednak i z drugiej strony politycznego sporu. Pożar w Zielonej Górze był tematem emocjonalnych wypowiedzi posłanki Hanny Kucharskiej-Dziedzic z Lewicy, wcześniej radnej miejskiej w Zielonej Górze. „Pozdrawiam serdecznie prezydenta Kubickiego i jego radnych, którzy traktowali mnie jak histeryczkę. Pozdrawiam też dyrektorkę Biura Ochrony Środowiska zielonogórskiego magistratu, która opowiadała, że ją nękam” – pisała na Twitterze. Uderzała również w wojewodę lubuskiego Władysława Dajczaka, który według niej razem z prezydentem miasta bał się przyjechać do Przylepu, jednocześnie jednak rezygnując z ewakuacji okolicy.

View post on Twitter

Pożar w Zielonej Górze: demagogia zamiast rozwiązań

Niezależnie od tego Kaczyński zdecydował się pójść na łatwiznę, odwracając uwagę od fatalnej reakcji członków swojego obozu. Rząd PiS-u w obliczu kryzysu ekologicznego po raz kolejny zastosował taktykę spychologii. Obecne w Zielonej Górze w niedzielę 23 lipca kierownictwo resortu klimatu zignorowało rangę problemu. Zabrakło podstawowych informacji o zagrożeniu wynikającym z pożaru. Ministra Anna Moskwa i wiceminister Jacek Ozdoba uciekali od odpowiedzi na najważniejsze pytania dziennikarzy. Zamiast tego wicepremier polskiego rządu wyszedł na mównicę i dał do zrozumienia, że zaniepokojeni mieszkańcy Zielonej Góry z pretensjami powinni iść do PO i narodu niemieckiego.

„To śmietnisko na zachodzie Polski to wynik ich (Platformy Obywatelskiej – przyp. aut.) rządów. Tam jest mnóstwo tego rodzaju śmietnisk, to są niemieckie śmieci”

wypowiedź podczas pikniku wyborczego.,23 lipca 2023

Sprawdziliśmy

Starosta z Platformy zezwolił na składowanie odpadów w Przylepie, lokalna władza z PO przez lata próbowała jednak uporać się z tym problemem. Śledczy do tej pory wskazywali jedynie na polskie firmy, od których spółka Awinion przyjmowała odpady

Do złudzenia przypomina to sposób działania rządowych oficjeli w czasie kryzysu na Odrze. Rząd starał się przeczekać ekologiczną katastrofę, licząc na to, że w sezonie ogórkowym nikt specjalnie się nią nie przejmie. Zjednoczonej Prawicy nie udało się jednak uciec od tematu – kryzys trwał długimi tygodniami, a widoku martwych ryb nie udało się ignorować. W przypadku zielonogórskiego składowiska rządzącym zapewne będzie łatwiej.

Wydarzyła się katastrofa gwałtowna i punktowa – w odróżnieniu od ciągnącego się długo i widocznego w wielu miejscach odrzańskiego kryzysu. Karuzela tematów w prekampanii przed jesiennymi wyborami pędzi jednak jak szalona, a pożar w Zielonej Górze najpewniej wypadnie niedługo z rotacji na rzecz innych wątków rozpalających polityczną dyskusję. To zła wiadomość dla mieszkańców kilkuset innych miejscowości, gdzie składowane są niebezpieczne odpady, i gdzie tykają ekologiczne bomby z opóźnionym zapłonem.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze