PO twierdzi, że obniży podatki. Twierdzi też, że ta obniżka wywoła wzrost gospodarczy, który pozwoli potem wydać 30 mld złotych na dopłaty do pensji mniej zarabiających Polaków i Polek. Na pewno? Nasza analiza — i nasze pytania — do programu PO „Wyższa płaca”
15 grudnia PO ogłosiła z fanfarami program „Wyższe płace”. Według Sławomira Neumanna ma on pomóc obywatelom i obywatelkom poradzić sobie „z drożyzną, która szaleje w Polsce w związku z działaniami rządu Mateusza Morawieckiego” (relacja Adriany Rozwadowskiej z „Wyborczej”).
Jakie są jego podstawowe założenia?
Co główny ekonomista największej partii opozycyjnej powiedział OKO.press? W skrócie:
Reakcja na program PO była mieszana. Media w większości go przemilczały.
Wśród czytelników OKO.press dominowały głosy krytyczne: zarzucano PO m.in. „ściganie się z PiS na rozdawnictwo” i pytano, dlaczego po prostu nie można radykalnie zwiększyć kwoty wolnej od podatku (co z punktu widzenia pracownika byłoby nieodróżnialne od dodatku do pensji).
OKO.press dorzuca do tego jeszcze garść wątpliwości i pytań.
Najważniejsze pytania dotyczą pieniędzy. PO prezentowała się zawsze jako partia dbająca o budżet i walcząca z deficytem finansów publicznych. Jest to jednak już kolejna propozycja tej partii — po złożeniu przez Grzegorza Schetynę na wiosnę 2017 r. obietnicy przyznania dodatku 500+ także na pierwsze dziecko — która pociągnie za sobą wielomiliardowe wydatki.
Wzrost gospodarczy jest uzależniony od koniunktury, w tym międzynarodowej, demografii i wielu innych wskaźników. Tylko na niektóre z nich rząd ma jakikolwiek wpływ. Przekonanie, że PO uda się trwale zwiększyć wzrost o cały 1 proc. PKB rocznie — co jest wg prof. Rzońcy warunkiem sfinansowania projektu — wydaje się wątpliwe. Ekonomiści oceniają średniookresowy potencjał wzrostu w polskiej gospodarce na ok. 3 proc. rocznie. Wg raportu firmy doradczej PwC polska gospodarka będzie rosła do 2050 r. w średnim tempie 2,7 proc. rocznie. Trwałe zwiększenie tempa wzrostu o 1 proc. rocznie to nie jest niedużo!
Ekonomiści kwestionują także wpływ obniżek podatków na tempo wzrostu gospodarczego. Np. laureat Nagrody Nobla z ekonomii oraz wpływowy komentator ekonomiczny Paul Krugman oceniał w lipcu 2018 r. bardzo krytycznie obniżkę podatków przeforsowanych w USA przez administrację Trumpa. Miała ona zachęcić firmy do inwestowania, a przez to zwiększyć wzrost gospodarczy i sprawić, że pensje pracowników wzrosną.
Tymczasem wzrost utrzymał się na tym samym poziomie, firmy zakumulowały zyski (a nie podniosły płac), natomiast deficyt budżetu USA się radykalnie zwiększył.
Nie wiadomo, czy dopłacanie do najniższych płac nie zachęci pracodawców do utrzymywania produkcji, która byłaby w innych wypadkach nieopłacalna — czyli nie będzie w praktyce wsparciem dla biznesów opierających się na prymitywnych technologiach, niewykwalifikowanej sile roboczej i mającej (jak mówią ekonomiści) „niską wartość dodaną”. Jeśli Polska ma być bogatym krajem, tego typu przedsiębiorstwa powinny raczej znikać z naszego krajobrazu gospodarczego.
Obniżenie stawek podatkowych dotyczy wszystkich — a więc i tych, którzy dzisiaj płacą najwięcej. Najubożsi dostaną po 500 zł dodatku do pensji, najbogatsi — znacznie więcej. Według danych OECD już dzisiaj najlepiej zarabiający Polacy płacą wyraźnie niższe podatki niż w większości krajów europejskich.
Wg OECD bezdzietny Polak zarabiający 167 proc. średnich zarobków płaci 36 proc. podatku, podczas gdy Węgier - 46 proc., a mieszkańcy większości krajów Europy Zachodniej ok. 50 proc. Skoro już bogatym w Polsce jest tak dobrze, to dlaczego PO chce im robić dodatkowy prezent?
Wiele szczegółów w projekcie "Wyższa płaca" wydaje się nieprzemyślanych. Czy dopłaty do zarobków będą dotyczyły także samozatrudnionych? Jeśli nie, to dlaczego mają być dyskryminowani? Nie wiadomo, czy wypłacane przez państwo dodatek będzie się liczył do emerytury (czy będzie się z niego potrącać składki emerytalne?). I wreszcie — powtórzmy to zasadnicze pytanie — dlaczego po prostu nie zwiększyć kwoty większej od podatku?
Części z tych pytań nie wymyśliliśmy sami — postawił je w swoim komentarzu na Facebooku Jacek Rakowiecki, dziennikarz, były rzecznik KOD.
Ostatnią sprawą jest subtelna kwestia zaufania do deklaracji Platformy w kwestiach gospodarczych. Przypomnijmy obietnicę wejścia Polski do Euro w 2011 r. (złożoną przez premiera Donalda Tuska w 2008 r.) albo złożony przed wyborami parlamentarnymi w 2005 r. projekt przebudowy systemu podatkowego roboczo nazwany „3 × 15”. Stopy podatku PIT, CIT i VAT miały wynosić po 15 proc.
„PO rządzi już od 3 lat, a obecnie ma także wywodzącego się z jej grona prezydenta. Jakie mamy stopy podatkowe? PIT — 18 proc. i 32 proc., CIT — 19 proc., VAT — 22 proc. (stopa podstawowa)” — pisał portal Obserwatorfinansowy.pl w 2010 r.
Abstrahując od oceny, czy kampanijne pomysłów PO były dobre, partia ta rządziła do 2015 r. i miała szanse je zrealizować. Co z tego wyszło — wiemy. Jedynym znaczącym wyjątkiem jest podniesienie VAT do 23 proc., a więc zmiana w kierunku przeciwnym do obiecanego. Pewnym usprawiedliwieniem wówczas rządzących — a dzisiejszej opozycji — był światowy kryzys finansowy, który bardzo utrudnił obniżki podatków.
Z tego i podobnych pomysłów partia oficjalnie się jednak nie wycofała, po prostu przestała o nich mówić. Będziemy pilnować, żeby podobna zasłona milczenia nie została spuszczona także na program „Wyższe płace”. Jeśli tylko opozycja wygra wybory w 2019 r.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze