0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Andrej Babis, lider ruchu ANO, odpowiada na pytania mediów podczas konferencji prasowej w siedzibie ANO w Pradze 4 października 2025 r. po wyborach parlamentarnych. Partia ANO miliardera i byłego premiera Andreja Babisa zwyciężyła w sobotnich wyborach parlamentarnych w Czechach, uzyskując 35,4% głosów według oficjalnych wyników po przeliczeniu ponad 95% głosów. (Zdjęcie: Michal Cizek / AFP)Andrej Babis, lider ...

Przeprowadzone w ostatni weekend wybory parlamentarne w Czechach zakończyły się bez większych zaskoczeń. Rządząca krajem od czterech lat konserwatywno-liberalna koalicja wyraźnie je przegrała, chociaż trudno mówić o nokaucie. Ewidentnym zwycięzcą, na skalę większą niż wynikało to z sondaży, został zaś socjalny ruch ANO Andreja Babiša, który zdobył 80 miejsc w 200-osobowej izbie niższej parlamentu. Babiš od razu po ogłoszeniu wyniku wyborów zapowiedział, że chce rządzić wspólnie z dwoma najsłabszymi ugrupowaniami parlamentarnymi – skrajnie prawicową, ksenofobiczną i antyunijną SPD, mającą 15 posłów i z 13 posłami prawicowych Kierowców; z tymi ostatnimi zresztą ANO jest w jednej frakcji w Parlamencie Europejskim – Patriotach dla Europy. Taka koalicja, czy też porozumienie, miałaby w sumie 108 głosów. Bezpieczna większość do rządzenia, wciąż jednak odległa od większości konstytucyjnej.

Zresztą wynik tych wyborów – szczególnie wzmocnienie na ostatniej prostej ANO – pokazał, że Czesi sobie żadnych konserwatywnych rewolucji, czy w ogóle jakichkolwiek rewolucji, po prostu nie życzą.

Najostrzejszy retorycznie komitet STAČILO, założony przez komunistów, których chciał natychmiastowego wyjścia Czech z NATO i Unii, miał według sondaży zdobyć nawet siedem procent głosów. Ostatecznie zabrakło mu prawie punktu procentowego, by przekroczyć pięcioprocentowy próg. Mająca prawie taki sam program SPD, mimo tego, że ma współrządzić, też nie ma powodów do zadowolenia – liczyła na 15 procent, dostała siedem i o połowę mniej posłów niż w poprzedniej kadencji.

Zdaniem ekspertów znacząca część wyborców obu jednoznacznie antysystemowych ugrupowań, w ostatniej chwili, pragmatycznie przerzuciło swoje poparcie na ANO. Widać z tego, że postulaty reorientacji polityki zagranicznej na Moskwę, walki z gender, woke, równouprawnieniem i homoseksualnością, łączące programy komunistów i brunatnych – a których próżno szukać w zapowiedziach Babiša, dla dużej części ich wyborców miały znaczenie drugorzędne. Podobnie jak bardzo ostra antyukraińska retoryka, zarówno w sensie wspierania broniącego się przed Rosją państwa, jak i przebywających w Czechach uchodźców.

Przeczytaj także:

Zalotnicy walczą, panna młoda milczy

Jeszcze w powyborczą niedzielę z liderami ugrupowań, które wprowadziły posłów do parlamentu, zaczął się spotykać prezydent Czech Petr Pavel. Szybko jednak okazało się, że ogólnie rzecz biorąc głowa państwa się spieszyć nie zamierza. Zgodnie z przyjętą w Czechach praktyką, pierwsze posiedzenie nowego parlamentu Pavel zwoła w ostatnim możliwym terminie – 3 listopada. Jak sam mówi, by ugrupowaniom, które chcą rządzić, dać czas i przestrzeń na koalicyjne negocjacje.

Te zaczęły się jeszcze w sobotę, kilka godzin po zamknięciu lokali wyborczych. Ale już widać, że łatwo nie będzie. W pierwszym powyborczym przemówieniu Andrej Babiš jasno zakomunikował, że z jego punktu widzenia sytuacja idealna to mniejszościowy rząd ANO popierany przez SPD i Kierowców. Z polskiej perspektywy taka konstrukcja wygląda osobliwie, ale w Czechach ma długą tradycję. Zresztą poprzedni rząd Babiša, ten z lat 2017-2021, był właśnie gabinetem mniejszościowym, popieranym, czy raczej tolerowanym, przez komunistów i SPD właśnie.

Takie rozwiązanie nie podoba się jednak Kierowcom, którzy mają ministerialne ambicje. Chcieliby m.in. resortu środowiska dla swojego lidera Petra Macinki. Ten sam podkreśla, że marzy mu się, by „lała się zielona krew” a ochroną przyrody rządził „chłopski rozum”. Kierowcom zależy też na ministerstwie spraw zagranicznych dla swojego eurodeputowanego Filipa Turka i być może resortu zdrowia.

SPD chce, by jej lider Tomio Okamura stał na czele MSW, w polu zainteresowań tego ugrupowania znajdują się też ministerstwa edukacji i obrony. Na to dla odmiany absolutnie nie chcą się zgodzić Kierowcy, których zdaniem jednoznacznie antyunijna i antynatowska postawa skrajnej prawicy uniemożliwia powierzenie jej spraw bezpieczeństwa.

Najbardziej enigmatyczny w sprawie funkcjonowania koalicji czy składu rządu jest sam Andrej Babiš, który wszystkie pytania w tej sprawie natychmiast ucina.

Z wypowiedzi jego otoczenia jednak wynika, że ani zdrowia, ani edukacji nikomu oddawać nie zamierza, podobnie rzecz ma się z resortami siłowymi. Ponadto, jeśli chodzi o SPD, to Babiš podobno wolałby dać im stanowiska w prezydium parlamentu, np. fotel przewodniczącego Okamurze i ewentualnie wpuścić ekspertów ugrupowania do kilku resortów, ale na pewno nie mieć w swoim rządzie polityków otwarcie antyunijnego i antynatowskiego ugrupowania.

Właściwie jedyna względnie konkretna rzecz, jaka na temat przyszłego rządu do tej pory z ust premiera in spe padła, to, że powstanie on nie wcześniej niż w grudniu.

Nigdy nie mów nigdy

Część czeskich ekspertów uważa, że ten brak pośpiechu może mieć konkretny powód; im więcej czasu od wyborów upłynie, tym ANO będzie miało więcej możliwości. Bezpośrednio po ogłoszeniu wyników głosowania zarówno zwycięzca, jak i wszystkie partie tworzące obecnie rząd jednoznacznie wykluczyły możliwość współpracy. I rzeczywiście, patrząc przez pryzmat wzajemnej retoryki, jaką oba obozy posługiwały się w kampanii, taką współpracę trudno byłoby sobie wyobrazić. Jeśli jednak przyjrzeć się sprawie na chłodno, taki scenariusz, chociaż niezbyt w tym momencie prawdopodobny, całkiem wykluczony nie jest.

Obecny rząd tworzy koalicja SPOLU złożona z trzech różnych partii i ugrupowanie STAN, na jego czele stoi zarazem szef ODS – największej partii w tej układance – Petr Fiala. Tyle że wszystko wskazuje na to, że SPOLU przestanie lada moment istnieć – nie bardzo zresztą wiadomo, czemu miałaby służyć taka koalicja w opozycji. Niebawem więc na scenie pojawi się trzech kolejnych potencjalnych koalicjantów: ODS właśnie, chrześcijańscy ludowcy i TOP09.

Do tego premier Petr Fiala, który dla wyborców i Babiša jest symbolem ostatnich czterech lat rządów, zapowiedział właśnie, że po 12 latach nie będzie się ponownie ubiegał o stanowisko szefa partii. To zaś oznacza, że wpływ na ugrupowanie zapewne znów odzyska jego stara gwardia, tzw. „ojcowie chrzestni”, związana z założycielem partii i byłym prezydentem Czech Vaclavem Klausem. Który, na marginesie, jest też politycznym patronem partii „Kierowców”. I jeszcze przed wyborami zarówno część ludowców jak i ODS sugerowała, że teoretycznie porozumienie z Babišem byłoby możliwe.

W obu przypadkach chodzi o ugrupowania wyjątkowo – co udowadniały w przeszłości wielokrotnie, pragmatyczne i elastyczne. Oczywiście do takiego małżeństwa z rozsądku potrzeba jeszcze zgody drugiej strony, ale jeśli roszczenia SPD i Kierowców będą rosły, Babišowi szybko może skończyć się cierpliwość, która nigdy nie była jego mocną stroną, podobnie jak twarde trzymanie się raz złożonych obietnic.

Przedwyborcze obietnice to tylko obietnice

Również tych, złożonych w ostatniej kampanii wyborczej. Jedną z głównych osi ataku Babiša na obecny rząd była kwestia wzrostu deficytu finansów publicznych. Premier in spe co prawda zapowiedział kilka ruchów, które ewidentnie zwiększą wydatki państwa – chociażby wprowadzenie cen maksymalnych prądu, wycofanie bardzo zachowawczej reformy emerytalnej czy obniżenie niektórych stawek VAT, ale równocześnie wciąż zapowiadał, że musi zrównoważyć budżet. Wskazywał nawet, jak chce pokryć zwiększenie wydatków – m.in. przywracając zlikwidowaną przez obecny rząd elektroniczną ewidencję obrotów.

Ale już kilka dni po wyborach, oczywiście uzasadniając to winą obecnego rządu, przypuścił, że będzie musiał zwiększyć przyszłoroczny deficyt. I pewnie to zrobi – ANO jest partią, która ma niewiele wspólnego z prawicą, ciężko ją w ogóle jakoś politologicznie sklasyfikować, ale zawsze była ugrupowaniem, który odpowiadał na potrzeby elektoratu socjalnego i wprowadzał różnego rodzaju mechanizmy transferowe – np. dość wysokie waloryzacje emerytur czy zniżki na przejazdy dla określonych grup społecznych.

To zresztą stawia pod dużym znakiem zapytania możliwość długofalowej współpracy z Kierowcami, ugrupowaniem postklausowskim, więc skrajnie neoliberalnym. Już wiadomo też, że nie będzie zgody ANO na jeden z mocnych postulatów zarówno Kierowców jak i SPD, czyli likwidację edukacji włączającej. Zasadniczo ANO nie da się nazwać partią konserwatywną, nawet w wyjątkowo liberalnym – z polskiej perspektywy – czeskim wariancie konserwatyzmu.

Dość przypomnieć, że Babiš popiera równość małżeńską czy Konwencję Stambulską; ogólnie rzecz biorąc konserwatyzm w obecnie modnym na świecie suwerenistycznym wydaniu – jak już wspominałem na wstępie, nie ma w Czechach wielu entuzjastów. I nie wynika to bynajmniej z tego, że Czesi są w większości mocno progresywni, bo nie są, ale strzegą swojego – a co za tym idzie i innych – prawa do prywatności. Do tego to kraj, z przyczyn historycznych, mocno zsekularyzowany – odwoływanie się tu do np. „chrześcijańskich wartości” to dla przeciętnego Czecha egzotyka.

Wracając do przedwyborczych obietnic – w kampanii Babiš krytykował wydatki obecnej władzy na zbrojenia, zapowiadał zerwanie umowy na zakup amerykańskich myśliwców czy niemieckich czołgów a przede wszystkim likwidacją „inicjatywy amunicyjnej”, czyli wymyślonej i koordynowanej przez czeskie władze światowej zrzutki na pociski artyleryjskie dla Ukrainy.

Im bliżej było do wyborów, tym mocniej głos Babiša w tych sprawach łagodniał, a po ich zakończeniu wprost zapowiedział, że jeśli chodzi o inicjatywę, to chodzi mu o jej audyt, to by była transparentna i by nie dorabiali się na niej handlarze bronią. Zresztą ich samych – a to w Czechach znaczący sektor, natychmiast po wyborach zapewnił, że nie ma nic przeciwko temu, by produkowali nadal na rzecz Ukrainy.

Zapewnił też Polskę, że jeśli będzie miała jakiekolwiek problemy na granicach z Rosją i Białorusią, to zawsze może liczyć na pełne sojusznicze wsparcie Czech.

I te zapowiedzi, mimo że czasem leżące w sprzeczności z przedwyborczą retoryką, nie są w przypadku Andreja Babiša niczym zaskakującym. Bo ten miliarder, właściciel największego w Czechach koncernu rolno-spożywczego, największy w Czechach użytkownik ziemi rolnej, właściciel ponad 200 zatrudniających kilkadziesiąt tysięcy osób firm, dorobił się właśnie dzięki temu, że prowadzi swój biznes w unijnych realiach. A Babiš zawsze był przede wszystkim biznesmenem.

;
Na zdjęciu Jakub Medek
Jakub Medek

Polski dziennikarz radiowy i prasowy czeskiego pochodzenia. Obecnie związany z radiem TOK FM, wcześniej z Gazetą Wyborczą. Specjalizuje się m.in. w prawach człowieka, migracji oraz z racji wykształcenia i miejsca zamieszkania (Podlasie), w ochronie przyrody. Ale najchętniej przybliża -m.in. w podcaście Czechostacja - polskim czytelnikom i słuchaczom to, co dzieje się w jego ojczystych stronach, czyli na południe od Sudetów i Tatr.

Komentarze