0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Michal Cizek / AFPFot. Michal Cizek / ...

„Jesteśmy wielkim narodem, zasługujemy na lepsze rządy. Czechy na pierwszym miejscu!” – taką obietnicę złożył wyborcom Andrej Babiš, lider ANO – Akcji Niezadowolonych Obywateli, były premier, zwycięzca czeskich wyborów parlamentarnych (3-4 października 2025).

Jego powstała w 2011 roku populistyczna partia, która w tej kampanii obiecała m.in. wielkie projekty infrastrukturalne, podniesienie emerytur i wynagrodzeń w budżetówce, obniżenie cen energii, wsparcie zakupu mieszkań oraz ograniczenie pomocy dla Ukrainy i mieszkających w Czechach uchodźców, zdobyła 34,5 proc. głosów. To daje jej 80 miejsc w 200-osobowej izbie, ale nie wystarczy do samodzielnego rządzenia.

Andrej Babiš to jeden z najbogatszych Czechów i właściciel jednego z największych czeskich koncernów Agrofert. Jego firma działa w kilku branżach, m.in. rolno-spożywczej, chemicznej i medialnej. Ma pod sobą ponad 250 spółek. Agrofert jest też jednym z największych beneficjentów dopłat bezpośrednich z UE w Czechach.

Babiš i jego partia współrządziły Czechami w latach 2013-2017, a w latach 2017-2021 lider ANO stał na czele mniejszościowego rządu. W 2021 roku przegrał wybory. Powodem były podejrzenia o wyłudzenie 2 milionów euro dotacji dla jednej ze spółek Agrofertu, niezadowolenie z tego, w jaki sposób Czechy (nie) poradziły sobie z pandemią Covid-19, oraz próby politycznego wpływu na wymiar sprawiedliwości. Ujawnienie podejrzeń o korupcję wywołało największe od upadku komunizmu antyrządowe protesty w Czechach. Babiš utrzymuje, że jest niewinny, a zarzuty wobec niego były motywowane politycznie.

Jako doświadczony biznesmen i oligarcha Andrej Babiš bardzo przekonująco odgrywa dziś rolę czeskiego Donalda Trumpa.

Kierunek jego polityki wyznaczać ma zdrowy rozsądek i interes narodu. Zarządzanie biznesem ma dawać wystarczające kompetencje do zarządzania państwem i gwarantować istotną jakość w polityce: przyziemność i biznesowy pragmatyzm. Wobec członkostwa w UE Babiš jest za, ale: sięgając po narracje suwerenistyczną, po którą chętnie sięgają siły polityczne, które chcą osłabienia UE i rozmontowania państwa prawa, Babiš propaguje eurosceptycyzm. Podburza zaufanie do UE i wzywa państwa do walki o suwerenność.

Obecnie chce rządzić ze skrajnie prawicową, antyimigrancką, homofobiczną i prorosyjską partią SPD – „Wolność i demokracja bezpośrednia” Tomio Okamury oraz antyekologicznym ruchem Motoristé sobě – „Zmotoryzowani dla Siebie”. Jako partia, która niegdyś należała do proeuropejskiej, liberalno-demokratycznej frakcji ALDE, ANO przeszło długą drogę.

Dziś Babiš zapewnia, że pozostanie lojalny wobec UE i NATO, a pod jego rządami polityka zagraniczna Czech nie zmieni drastycznie kierunku na prorosyjski. Ale czy na pewno możemy na to liczyć?

Przeczytaj także:

Lepsze życie i lepsze rządy

Andrej Babiš jest politykiem, który nie reprezentuje konsekwentnie żadnego światopoglądu ani systemu wartości. Zamiast tego potrafi świetnie wpisywać się w bieżące nastroje społeczne i płynąć na fali społecznego poparcia. M.in. tak pisał o nim Jakub Medek w przedwyborczym tekście OKO.press.

Motyw przewodni jego kampanii był prosty: lepsze życie i lepsze rządy. Babiš wykorzystał rosnące niezadowolenie społeczne z powodu inflacji, spadającej mocy nabywczej wynagrodzeń, stopniowego podwyższania wieku emerytalnego oraz mało przejrzyście komunikowanych przez centroprawicowy rząd podwyżek podatków.

Sposób prowadzenia jego kampanii był jakby wyjęty z podręcznika populistów:

  • Bezpośrednia komunikacja niezważająca na zasady kultury czy grzeczności – dużo ważniejszy jest bezpośredni, unikatowy styl lidera. Wyborcy mają czuć, jakby podczas kampanii wypili z kandydatem niejedno piwo, co Babiš faktycznie robił – część wieców to były festynowe spotkania przy piwie.
  • Maksymalna personalizacja polityki: lider, który jest nie tyle twarzą partii, ile jej uosobieniem – pozostali działacze to tylko tło, wierni przyboczni, którzy działają pod jego przewodnictwem, by dać mu władze i umożliwić poprowadzenie narodu do lepszej przyszłości. Komunikacja partii jest spójna, działacze replikują i wzmacniają przekaz lidera, a jednocześnie, w zależności od forum i publiczności, prezentują całą gamę opinii, by jak największa rzesza wyborców w tym pozornym pluralizmie mogła znaleźć coś dla siebie.
  • Sprawianie wrażenia, że broni się interesów „prawdziwego narodu”, a nie obcych wobec narodu grup lub elit. W przypadku ANO to przede wszystkim interes zwykłych ludzi, pracowników nieczerpiących korzyści z globalizacji, emerytów, krajowego biznesu, mieszkańców małych miasteczek i wsi, których interes i potrzeby mają być nadrzędne wobec interesu kogokolwiek innego: międzynarodowego biznesu, mniejszości czy uchodźców z Ukrainy. To im potrzebna jest lepsza infrastruktura, mniejsze kolejki do lekarza, wyższe emerytury i niższe podatki. Reuters oszacował, że hojny program gospodarczy ANO może kosztować miliardy euro i zburzyć dyscyplinę finansową, do której budowania tak sumiennie podchodził skrajnie niepopularny premier Petr Fiala z ODS odpowiedzianym podejściem wbijając gwóźdź do swojej trumny.
W ten antyestablishmentowy dyskurs Babiša idealnie wpisuje się eurosceptyczna narracja.

UE to zdaniem lidera ANO „technokratyczna instytucja pozbawiona duszy”, rządzona przez niewybieralnych biurokratów i ideologów, którzy narzucają cenzurę, sabotują państwa członkowskie gospodarczo i zdradzają wartości będące fundamentem Unii.

Zielony ład, polityka migracyjna, której celem jest niwelowanie negatywnych skutków malejącego przyrostu naturalnego w Europie, czy np. regulacja internetu celem walki z dezinformacją i ochrony dzieci przed szkodliwymi treściami, to zdaniem Babiša efekt „ideologicznego szaleństwa” i „nowego totalitaryzmu”.

Dlatego przyszły czeski premier wzywa narody europejskie do przebudzenia i odzyskania narodowej suwerenności.

Dokładnie to samo w kampanii prezydenckiej w Rumunii czynił George Simion, lider skrajnie prawicowej, ultranacjonalistycznej i ultrakonserwatywnej partii Sojusz na Rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR), a w kampanii prezydenckiej w Polsce Karol Nawrocki, kandydat na prezydenta Prawa i Sprawiedliwości. Analogiczne elementy odnajdujemy w kampaniach i codziennej komunikacji Donalda Trumpa czy Viktora Orbána.

Populizm z jego antyestablishmentowym dyskursem, polityką jako manichejskim starciem woli ludu i spiskujących przeciwko ludowi elit, narodem jako tworem hegemonicznym, prawdziwym i żywym, w odróżnieniu od różnorodnego, sztucznie kreowanego społeczeństwa, to wyborczy przepis na sukces skrajnej prawicy.

W obecnej orientacji światopoglądowej Andreja Babiša trudno nie dostrzec też emanacji jego prywatnych, biznesowych interesów.

Triumf Patriotów dla Europy

Zwycięstwo Babiša to kolejne zwycięstwo wyborcze antyeuropejskiej frakcji Patrioci dla Europy i wzmocnienie głosu skrajnej prawicy na forum UE. Babiš jest bowiem, obok premiera Węgier Viktora Orbána i Herberta Kickla, lidera austriackiej, skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii, jednym z założycieli grupy, która powstała po wyborach europejskich w czerwcu 2024 roku.

„Patrioci dla Europy” szybko zdobyli pozycję trzeciej największej grupy w europarlamencie. Należy do niej 85 europosłów z 12 krajów.

„Patrioci” postulują radykalną reformę UE.

Chcą, by wspólnota miała charakter organizacji międzyrządowej, a nie ponadnarodowej, tzn. by dominujący głos miały rządy państw członkowskich, a nie stojąca na straży traktatów i pilnująca ich przestrzegania KE. Obecnie UE ma charakter mieszany: proces decyzyjny zakłada wypracowywanie kompromisu między rządami państw członkowskich, Parlamentem Europejskim jako głosem obywateli, oraz Komisją Europejską złożoną z urzędników, którzy stoją na straży zasad wspólnoty i europejskiego prawa. Ten skomplikowany system decyzyjny w praktyce uniemożliwia prostą dominację któregoś z ośrodków władzy i zmusza strony do negocjacji. Ma też gwarantować, że unijne prawo tworzone jest z uwagą na interes obywateli. Wiadomo bowiem, że ten nie zawsze pokrywa się z interesami rządu.

„Patrioci” postulują też odejście od ochrony praw podstawowych, rezygnację z zielonej transformacji oraz rozmontowanie reżimu praworządności w imię antydemokratycznej zasady, że otrzymana w wyborach władza daje prawo dowolnego kształtowania państwa i jego porządku. Grupa sprzeciwia się też próbom reformy wspólnej polityki rolnej oraz większego uzależniania dostępu do unijnych środków od przestrzegania zasad praworządności.

Zdaniem jej członków fundusze unijne należą się państwom za sam fakt członkostwa, a ich wypłata nie powinna być obarczona żadnymi wymogami.

Tymczasem w ostatnich latach UE rozwija narzędzia, które mają wspierać egzekwowanie przestrzegania unijnych wartości i prawa, m.in. wykorzystując mechanizm warunkowości wpisany w unijny budżet. Robi to po to, by chronić unijny budżet przed sprzeniewierzaniem środków przez niepraworządne państwa i powstrzymywać erozję demokracji, którą od lat obserwujemy w krajach rządzonych przez partie wrogie wobec demokracji liberalnej.

Praktyka pokazuje bowiem, że o ile integracja z UE to jedno z najskuteczniejszych narzędzi demokratyzacji, to już po wejściu do wspólnoty egzekwowanie utrzymania standardów demokratycznych stają się słabsze lub mniej efektywne. To sprawia, że państwa mogą wchodzić na ścieżkę erozji demokracji. Dokładnie z tym mieliśmy do czynienia w okresie rządów PiS w Polsce (2015-2023). Z tym też mamy do czynienia na Węgrzech Viktora Orbána oraz coraz mocniej w rządzonej przez Roberta Fico Słowacji.

Ale UE coraz skuteczniej stawia temu opór. Świadczą o tym m.in. kolejne śledztwa Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) oraz powołanej w 2017 roku europejskiej prokuratury.

Sam Andrej Babiš znalazł się na celowniku OLAF-u w latach 2015-201. Toczyło się przeciwko niemu śledztwo ws. wyłudzenia 2 mln euro dotacji dla małych i średnich przedsiębiorstw.

OLAF stwierdził nieprawidłowości i sprawa trafiła do czeskiej prokuratury. Babiš został co prawda już dwukrotnie uniewinniony, ale sąd wyższej instancji za każdym razem w odpowiedzi na apelację prokuratury przekazywał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Nie inaczej było w czerwcu tego roku. Sprawa Babiša i jego współpracowniczki znowu trafi na wokandę.

Do grupy należą takie ugrupowania jak m.in.:

  • francuskie Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen (30 mandatów w PE, obecnie pierwsze miejsce w sondażach poparcia dla partii politycznych we Francji; lider ugrupowania, Jordan Bardella, ma duże szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2027 roku – prowadzi w sondażach);
  • węgierski Fidesz premiera Viktora Orbána (11 mandatów, obecnie drugie miejsce w sondażach – pod koniec grudnia 2024 Fidesz został zdetronizowany przez konkurencyjną prawicową Tiszę, która należy do największej frakcji politycznej w Europie, Europejskiej Partii Ludowej);
  • włoska Lega Matteo Salviniego (8 mandatów w PE, Lega współrządzi we Włoszech, ale sondaże dają jej obecnie jedynie 8-9 proc. poparcia);
  • Wolnościowa Partia Austrii – FPÖ (6 mandatów w PE, FPÖ zdecydowanie prowadzi w sondażach: jej poparcie sięga obecnie 36 proc., tj. 7 proc. więcej niż w ostatnich wyborach parlamentarnych, które partia wygrała, ale nie zdołała sformować rządu);
  • holenderska Partia Wolności – PVV (6 mandatów w PE, partia prowadzi obecnie w sondażach, jej poparcie jest 6 p.p. wyższe niż w listopadzie 2023 roku, gdy PVV wygrała wybory parlamentarne; lider ugrupowania, Geert Wilders, nie zdołał jednak stanąć na czele rządu, a współtworzony przez PVV gabinet rozpadł się, w związku z czym Holandię czekają przyspieszone wybory parlamentarne pod koniec października; na PVV chce dziś głosować 21 proc. wyborców, podczas gdy w szczytowym momencie popularności partii – w lutym 2024, poparcie dla PVV deklarowało 33 proc. badanych; to był historycznie najlepszy sondażowy wynik ugrupowania;
  • hiszpański Vox – 6 mandatów w PE, przed wyborami do PE w czerwcu 2024 partia należała do grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów razem z PiS-em, ale zdecydowała się odejść z grupy i dołączyć do grupy Orbána, dzięki czemu „Patrioci” zyskali przewagę liczebną nad EKR w PE;
  • Flamandzki Interes, partia z Flandrii, która postuluje niepodległość Flandrii od Walonii i rozpad Belgii; VB ma 3 mandaty w PE, prowadzi obecnie w sondażach w regionie – ma 23 proc. poparcia; ostatnie wybory ogólnokrajowe jednak przegrała z nieco bardziej umiarkowanym Narodowym Sojuszem Flamandzkim;
  • Portugalska Chega (Dość) Andrégo Ventury – partia ma tylko dwa miejsca w PE, bo w wyborach do PE w czerwcu 2024 zdobyła tylko 10 proc., ale po wyborach parlamentarnych w maju 2025 jest największą partią opozycyjną i obecnie bardzo rośnie w sondażach; na początku września 2025 miała 24 proc. poparcia, tylko 3 p.p. mniej niż rządzący Sojusz Demokratyczny;
  • do grupy należy też coraz mniej popularna na duńskiej scenie politycznej, antyimigrancka, nacjonalistyczna Duńska Partia Ludowa (DF), która największą popularnością cieszyła się w latach 2014-2016, kojarzonych z narastaniem kryzysu migracyjnego w UE. Postulowała wówczas wyjście z Unii i „bezwzględną obronę granic”. Partia ma obecnie tylko 1 mandat w PE, a sondaże poparcia dają jej 6-7 proc.
  • do grupy należą też dwie nieduże partyjki z Grecji i Łotwy; ultranacjonalistyczny grecki „Głos rozsądku” ma jeden mandat w PE, a greckie sondaże dają ugrupowaniu 4 proc. poparcia; łotewska, narodowo-konserwatywna partia „Łotwa na pierwszym miejscu” też ma 1 mandat w PE, ale za to w krajowych sondażach poparcia dla partii politycznych – z 14 proc. poparcia – obecnie jest na 2. miejscu;

Orbán zyskuje sojusznika

Zwycięstwo Andreja Babiša w Czechach oznacza, że Viktor Orbán zyskuje sojusznika w łonie Rady Europejskiej. RE to kluczowa, europejska instytucja składająca się z szefów rządów lub głów państw członkowskich, szefowej Komisji Europejskiej i szefowej Parlamentu Europejskiego, na forum której jednogłośnie podejmuje się decyzje o kierunkach europejskiej polityki i zleca działania Komisji Europejskiej.

Ministrowie rządu Babiša będą za to brać udział w obradach Rady UE, gdzie negocjuje się unijne akty prawne, w ten sposób mając realny wpływ na europejską rzeczywistość. Do blokowania decyzji podejmowanych większością kwalifikowaną – a w ten sposób przyjmowana jest większość europejskiego prawa – potrzebne są głosy czterech państw reprezentujących co najmniej 35 proc. ludności UE.

„Patrioci” są coraz bliżej takiej obecności w Radzie, by możliwe było blokowanie prac Unii Europejskiej.

Już za chwilę odbędą się wybory w Holandii – skrajnie prawicowa Partia Wolności Geerta Wildersa prowadzi w sondażach. Raczej nie ma szansy na zwycięstwo w tej elekcji, ale od lat widać, że partie skrajnej prawicy, które chcą doprowadzić do osłabienia UE, są coraz skuteczniejsze w walce o władzę. W 2027 roku we Francji o prezydenturę zawalczy Zjednoczenie Narodowe – i ma wielką szansę na wygraną. Dziś wydaje się też, że tylko kwestią czasu są rządy AfD w Niemczech, czy samodzielne rządy FPÖ w Austrii. Także Polska zmierza w tę stronę. Skrajnie prawicowa Konfederacja to dziś trzecia siła polityczna w kraju. Chęć głosowania na partię deklaruje kilkanaście procent badanych, ale były już momenty, kiedy jej poparcie sięgało niemal 20 procent.

Objęcie władzy w jednym z państw UE przez kolejnego lidera partii z grupy „Patrioci dla Europy” to kolejny sukces ruchu antyliberalnego w Europie i narodowo-konserwatywnej międzynarodówki. A ten jest sowicie wspierany finansowo przez Amerykanów. Cel jest jasny: przejęcie władzy w Unii Europejskiej i osłabienie jej, m.in. po to, by była bardziej spolegliwym partnerem handlowym i mniej wymagającym środowiskiem dla międzynarodowego kapitału. Na naszych oczach w USA wyrasta bowiem nowa plutokracja. Polityka w dużo bardziej ewidentny sposób wykorzystywana jest do ochrony interesów największego biznesu.

Suwerenistyczna narracja jako sposób na budowanie poparcia politycznego poprzez budzenie nieufności wobec UE, to też jeden ze zrębów narracji propagowanych przez Rosję w ramach wojny kognitywnej przeciwko UE. Suwereniści ze swoim przekazem wpisują się w dalekosiężne cele Rosji: maksymalnego zniszczenia zaufania do instytucji, siania chaosu w państwach członkowskich i dezorganizacji społecznej i politycznej. Takie kraje są dużo łatwiejsze do rozgrywania, co pomaga Rosji realizować swoją imperialistyczną agendę.

Co z pomocą dla Ukrainy?

Jaka będzie polityka europejska Andreja Babiša i jego opartego na wsparciu skrajnej prawicy rządu?

Ile na zbrojenia?

Babiš już zapowiada, że przeciwstawi się obowiązkowi wprowadzenia paktu migracyjnego. Implementacja tych regulacji do prawa krajowego ma się zacząć w 2026 roku. Wiadomo też, że lider ANO będzie oponował wobec kolejnym rozwiązaniom Europejskiego Zielonego Ładu, m.in. rozszerzeniu systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS) na kolejne sektory: transport i nieruchomości.

Istnieje więc poważne ryzyko, że jego rząd będzie blokował zieloną transformację, która jest tak kluczowa dziś dla bezpieczeństwa klimatu i poprawy konkurencyjności europejskich gospodarek.

Andrej Babiš w kampanii przeciwstawiał się też zwiększaniu wydatków na obronność, podczas gdy rząd Petra Fiali był w tej kwestii lojalnym sojusznikiem w NATO – Czechy w 2024 roku po raz pierwszy przekroczyły poziom 2 proc. PKB wydawanych na ten cel. W wywiadzie z Financial Times z lipca 2025 Babiš zapowiedział, że nie zgadza się na nowy cel wydatkowy NATO na poziomie 5 proc. PKB do 2035 roku, a rosyjskie zagrożenie dla Europy uznał za wyolbrzymione. Podkreślił, że jest „wielkim zwolennikiem prezydenta Trumpa, ale jego priorytetem pozostaną krajowe wydatki socjalne”.

„Jestem politykiem pracującym dla czeskiego narodu, a my nie jesteśmy niczyimi podwładnymi. Być może ktoś powinien wyjaśnić panu Trumpowi, że 5 procent nie jest realne (…) Jeśli Trump powie, że mam wyskoczyć przez okno, to nie wyskoczę” – mówił w wywiadzie.

Bardzo ważnym elementem jego kampanii był też sprzeciw wobec skali czeskiej pomocy dla Ukrainy oraz wsparcia ukraińskich uchodźców w Czechach. W Czechach przebywa najwięcej ukraińskich uchodźców w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Są oni objęci ochroną tymczasową UE. Mogą liczyć na bezpłatne ubezpieczenie zdrowotne, pomoc mieszkaniową oraz nieduże wsparcie finansowe na zaspokojenie podstawowych potrzeb (kilkaset złotych miesięcznie).

Tymczasem Andrej Babiš o pomocy dla uchodźców z Ukrainy mówi, że ta powinna być drugorzędna wobec interesu i potrzeb Czechów. Premiera Fialę nazywa „premierem Ukrainy” i zapewnia, że on będzie „premierem Czechów”. Istnieje więc obawa o to, że pod jego rządami wsparcie dla uchodźców wojennych z Ukrainy się w Czechach pogorszy.

To samo dotyczy postawy Babiša i ANO wobec wojny w Ukrainie.

Babiš nie jest politykiem otwarcie prorosyjskim, ale jego narracja na temat wojny jest zbliżona do narracji polityków prorosyjskich, m.in. Viktora Orbána, oraz wpisuje się w rosyjskie narracje forsowane w ramach wojny kognitywnej w Europie. Babiš przedstawia siebie jako zwolennika pokoju w opozycji do „podżegaczy wojennych”. Sprzeciwia się także bezpośredniemu wsparciu militarnemu dla Ukrainy, argumentując, że to „niebezpieczne wikłanie Czech w wojnę”.

Twierdzi, że pomoc dla Ukrainy powinna być przekazywana za pośrednictwem UE. Zapowiada zakończenie czeskiej inicjatywy amunicyjnej, w ramach której dziś do Ukrainy płynie ponad połowa zapewnianej przez UE amunicji. Pytanie, jakie stanowisko w tej sprawie będzie zajmował na forum Rady Europejskiej, gdy już przyjdzie mu uczestniczyć w obradach.

Ponadto stoi na stanowisku, że Ukraina nie jest w stanie wejść do UE. Towarzyszy temu „zdroworozsądkowa” narracja o tym, że Ukraina nie jest w stanie spełnić wszystkich wymogów akcesji, bo przecież jest krajem w stanie wojny. Ale takie stawianie sprawy to manipulacja. Nikt w Europie nie mówi o tym, że Ukraina ma wejść do UE, kiedy toczy się wojna. Ale wojna kiedyś się skończy i wtedy Ukraina będzie potrzebowała jasnej ścieżki rozwoju. Obietnica UE w tej kwestii powinna być jednoznaczna.

Istotne obawy wobec rządów ANO i skrajnie prawicowej SPD oraz Zmotoryzowanych mają też aktywiści LGBT+. ANO nie jest partią homofobiczną, tak jak homofobiczny jest węgierski Fidesz, czy polski PiS. Sam Babiš w przeszłości opowiadał się za równością małżeńską, co odróżnia go od pozostałych „Patriotów”. Ale istnieje obawa, że zależność rządu od głosów skrajnie prawicowej, homofobicznej mniejszości może prowadzić do zmiany stanowiska partii. Czescy aktywiści wciąż walczą o równość małżeńską, po tym, jak w lutym 2024 czeski parlament rozszerzył nieco uprawnienia związków partnerskich osób tej samej płci, ale nie zgodził się m.in. na adopcję przez pary dzieci. Większość polityków ANO zagłosowała przeciwko zmianom.

Pewnym wskaźnikiem tego, jakie stanowisko wobec kwestii osób LGBT+ zajmie Babiš, gdy w grę będzie wchodziła lojalność wobec Patriotów dla Europy, jest to, że w 2021 roku jako premier Babiš odmówił podpisania listu popieranego przez 18 państw członkowskich UE przeciwko węgierskiej ustawie anty-LGBT+. Ustawa kryminalizowała informowanie o sprawach płci i orientacji seksualnej, uznając takie działanie za „propagandę LGBT+”.

Według organizacji ILGA Europe Republika Czeska zajmuje 30. miejsce spośród 49 krajów europejskich pod względem praw osób LGBT+. W perspektywie rządów ANO i skrajnej prawicy wielu Czechów ma dziś nadzieję, że chociaż tak zostanie.

Poprawka: W pierwszej wersji artykuł błędnie sugerował, że w lutym 2024 czeski parlament uznał związki partnerskie osób tej samej płci, podczas gdy związki te są uznawane od 2006 roku; od 2025 związki partnerskie mają niemal same uprawnienia co małżeństwa, poza prawem adopcji dzieci.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.

Komentarze