W ustawie o przeciwdziałaniu COVID umożliwiono straży więziennej stosowanie paralizatorów nawet do "pokonania biernego oporu". Na obawy RPO o bezpieczeństwo osadzonych oraz zagrożenie torturami, ministerstwo odpisuje, żeby na wskazanie negatywnych skutków jeszcze poczekać
Pracom nad ustawą z 30 marca "o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19" towarzyszyło dużo emocji i niespodziewanych zwrotów akcji. W typowym dla PiS trybie wyjątkowym projekt ustawy i informacja o posiedzeniu komisji zdrowia przyszła do posłów nocą poprzedniego dnia.
Wszyscy spodziewali się dalszego procedowania sprawy w znanym stylu: zagłuszania opozycji i pośpiesznego przepchnięcia ustawy. Jakież było zaskoczenie, gdy podczas posiedzenia komisji (2 marca) opozycji wysłuchano, a nawet uwzględniono jej uwagi i poprawki. W pośpiechu nie dało się jednak wyłapać wszystkiego, a ustawa i tak przeszła proces legislacyjny w zawrotnym tempie, który uniemożliwił skuteczną kontrolę zniszczeń, które spowoduje.
Jednym z zapisów, który z ustawie z 30 marca przekradł się pod płaszczykiem walki z wirusem jest przyznanie służbie więziennej prawa do stosowania wobec więźniów "broni umożliwiającej obezwładnianie osób za pomocą energii elektrycznej", czyli paralizatorów.
Zgodnie ze zmienioną w ten sposób ustawą o Służbie Więziennej, funkcjonariusze mogą teraz razić więźniów prądem w celu:
Tak szeroki wachlarz sytuacji daje właściwie nieograniczone możliwości rażenia prądem. Służba więzienna ma teraz większą swobodę w stosowaniu paralizatora niż policja.
Przepis, który może się przyczynić do ludzkiej śmierci i dać narzędzie do torturowania osadzonych został wprowadzony bez chwili refleksji i merytorycznej dyskusji. Zwrócił na to uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar.
W uzasadnieniu projektu ustawy czytamy, że przyznanie funkcjonariuszom Służby Więziennej uprawnienia do korzystania z paralizatorów wprowadzane jest jako "rozwiązanie o charakterze stałym" oraz że "może mieć jednak szczególne znaczenie w kontekście zagrożenia epidemicznego związanego z COVID-19, np. w przypadku konieczności wykonania zadań służbowych w zmniejszonej obsadzie kadrowej".
Jak zauważa w liście do premiera Bodnar, wskazuje to jasno, że nowe uprawnienia dość jawnie przyznano pod pozorem walki z COVID, kiedy tak naprawdę nie mają z wirusem wiele wspólnego. Niepokoi go też tryb wprowadzania tak poważnych zmian - bez żadnych konsultacji, debaty ani zasięgnięcia eksperckiej opinii.
Europejski Komitet ds. Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu w raporcie z wizytacji w Polsce w 2017 roku zwracał uwagę, że paralizatory mogą być przez funkcjonariuszy używane wyłącznie w sytuacji realnego i bezpośredniego zagrożenia życia lub ryzyko poważnych obrażeń. Rażenie prądem w celu pokonania biernego oporu czy po prostu "wyegzekwowania zachowania zgodnego z poleceniem" wykracza poza wszelkie granice.
RPO zwraca uwagę, że istnieje "olbrzymie ryzyko nadużywania tego typu broni, które może przybrać wręcz formę tortur i aktów okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania oraz karania". "Ponadto" - pisze dalej: "warunki więzienne, dynamika niebezpiecznych sytuacji i stres, mogą utrudnić lub wręcz uniemożliwić użycie tego typu broni w sposób krótkotrwały, co stwarza poważne ryzyko dla zdrowia i życia osadzonych".
Broń elektryczna jest mniej śmiercionośna niż palna, ale może być bardzo niebezpieczna, szczególnie dla osób starszych, chorujących na choroby przewlekle, choroby sercowo-naczyniowe i te dotknięte kryzysem zdrowia psychicznego. Warto zaznaczyć, że ustawa nie ogranicza grupy funkcjonariuszy, którzy będą dysponować nową bronią, więc będą mogli jej używać również ci pracujący w więziennych placówkach medycznych i oddziałach psychiatrycznych.
"Niepokoi również fakt, że uprawnienie do używania broni elektrycznej ma stanowić rozwiązanie problemów kadrowych Służby Więziennej" - zwraca uwagę RPO, który zaproponował szereg alternatyw dla rozładowania napięć w zakładach karnych. Na przykład:
Na list Rzecznika do premiera odpowiedział wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik. Uspokaja, że obowiązujące mechanizmy nadzoru i kontroli gwarantują poszanowanie godności więźniów, a osoby pozbawione wolności mogą zawsze dochodzić swoich "ewentualnie naruszonych praw".
Nie zgadza się z opinią Rzecznika, uznając, że przyznanie Służbie Więziennej prawa użycia paralizatora ma na celu zapewnienie jej "skutecznego działania nie tylko w dobie panującej pandemii, ale również we wszelkich sytuacjach wymagających działań związanych z ochroną życia lub zdrowia ludzkiego".
Jeśli chodzi o zagrożenia płynące z wprowadzenia nieograniczonej możliwości stosowania paralizatorów, wiceminister doradza cierpliwość, przekonując, że "okres jej obowiązywania wydaje się nazbyt krótki dla wskazania realnych negatywnych skutków przeprowadzonej nowelizacji". Zwraca też uwagę, że urządzenia elektryczne wykorzystywane są także w systemach penitencjarnych Austrii, Chorwacji, Czech, Łotwy, Izraela, Kanady i USA.
Jedną z organizacji, która informuje o śmiercionośnych skutkach użycia paralizatorów przez funkcjonariuszy, jest Amnesty International. Według danych organizacji między 2001 a 2012 w Stanach Zjednoczonych śmierć w wyniku użycia paralizatora przez policję lub służbę więzienną poniosło co najmniej 500 osób.
Amnesty International przebadała raporty z 98 autopsji, z których wynika, że:
Amnesty International apeluje, żeby ograniczyć użycie paralizatorów wyłącznie do przypadków bezpośredniego, poważnego zagrożenia życia lub zdrowia, zakazać ich używania wobec dzieci i osób starszych oraz wyłącznie w celu zadawania bólu.
Policja i służby
Prawa człowieka
Adam Bodnar
Michał Wójcik
Ministerstwo Sprawiedliwości
Rzecznik Praw Obywatelskich
koronawirus
służba więzienna
tortury
więzienia
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze