Pogranicznicy wreszcie rozpoczęli legalne procedury wobec 5 mężczyzn, których już wielokrotnie, wbrew prawu, odstawiali za granicę z Białorusią. Zadziałały naciski: media, RPO i UNHCR. Uchodźcy mają szanse na traktowanie zgodnie z prawem
Na zdjęciu - grupa uchodźców po polskiej stronie w niedzielę 22 sierpnia 2021. Aktywiści z Fundacji Chlebem i Solą i SIP wezwali lekarza, jeden z mężczyzn był ciężko chory. Przyjechała też Straż Graniczna.
22 sierpnia opisaliśmy ósemkę uchodźców, którzy nielegalnie, wielokrotnie już przekraczali granicę polską od strony Białorusi. Pogranicznicy ich bili, zniszczyli im smartfony, straszyli mierząc do nich z karabinów, przepychali przez druty kolczaste na Białoruś – wszystko, aby już nie wracali do Polski.
W sobotę 21 sierpnia uchodźcy już mieli pełnomocnika, prawnika i oficjalnie prosili o międzynarodową ochronę w Polsce. Mimo tego i wielu świadków, funkcjonariusze SG ponowie wywieźli ich nocą na granicę.
W niedzielę do południa, ta sama ósemka - nasty już raz - weszła lasami na teren Polski. Na grupę natknęła się przypadkowo dziennikarka "Gazety Wyborczej" w Białymstoku Joanna Klimowicz. „Asia zrobiła zdjęcie i mi wysłała. To była ta grupa, której jestem od soboty pełnomocnikiem prawnym” - informuje OKO.press Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej – organizacji, która pomaga tysiącom uchodźców i migrantów.
Funkcjonariusze SG zabrali tę ósemkę i znów nielegalnie wyrzucili ich z Polski. Ale po południu uchodźcy wrócili. Tym razem w lasach wokół Usnarza Górnego natknęła się na nich Ewelina Mokrzewska – polska dziennikarka z Litwy.
„Usłyszała, że wymawiają moje imię i zadzwoniła do mnie” - opisuje Chrzanowska. Była ich już tylko piątka – 3 mężczyzn z Afganistanu i 2 Jemeńczyków. Z trójką Irakijczyków grupa straciła kontakt podczas push-backu, czyli po prostu wyrzucenia uchodźców za granicę.
Sytuacja wydawała się dramatyczna. „Jeden z Afgańczyków leży na ziemi i się nie rusza. Chyba umiera” - relacjonowała Chrzanowskiej koleżanka z Litwy.
Aktywiści pilnie ściągnęli na miejsce lekarza.
"Miał zapalenie płuc i bóle w klatce piersiowej. Był odwodniony. Udzieliłam mu pierwszej pomocy" – opisuje Paulina Bownik, lekarka.
Karetka pogotowia zabrała go do szpitala razem z drugim, młodszym Afgańczykiem – tłumaczem. Inny młody Afgańczyk bardzo się tym zdenerwował – miał łzy w oczach, zaczął się trząść gdy zabierano jego rodaków. "Ten starszy to był jego wujek, więc bał się, że przy kolejnym push-backu nie odnajdą się w tych lasach na granicy" – tłumaczy Chrzanowska.
Pozostałą trójkę, tym razem zgodnie z procedurami, Straż Graniczna zabrała do swojej placówki w Szudziałowie. Pierwszy raz od tygodni mieli swoje łóżko, łazienkę, byli pod dachem. "Tym razem bez ceregieli dopuszczono mnie i adwokatkę (Małgorzatę Jaźwińską – red.) do uczestnictwa w postępowaniu" – mówi Chrzanowska, pełnomocniczka uchodźców.
Dzień wcześniej funkcjonariusze, wbrew prawu i procedurom, nie dopuścili jej do uchodźców i postępowania.
Skąd tak nagła zmiana w działaniu pograniczników? Chrzanowska nie ma wątpliwości – to efekt nacisków na Straż Graniczną. "Dużo szumu o sprawie było w mediach, interweniowało RPO i UHNCR" – tłumaczy.
W niedzielę wieczorem do trójki w placówce SG w Szudziałowie dołączyła dwójka Afgańczyków przywieziona ze szpitala. Najstarszy, 42-letni mężczyzna, był bardzo osłabiony, z dużym trudem się poruszał, ale nie wymagał hospitalizacji.
Ok. 19.:00 SG wszczęła czynności - postępowanie karne wobec wszystkich, za nielegalne przekroczenie granicy. W tego efekcie cała piątka ma trafić do ośrodka zamkniętego dla uchodźców.
Chrzanowska twierdzi, że to niezgodne z procedurami, bo powinni sprawdzić, czy te osoby nie są ofiarami przemocy – takich nie można izolować w zamkniętych ośrodkach. „Mimo tego nigdy w życiu się tak nie cieszyłam, z tego, że wobec kogoś jest wszczynane postępowanie karne i zostanie umieszczony w ośrodku zamkniętym. Bo dla tych osób to jest lepsze niż kolejne dni w lesie, bez jedzenia, picia, ciepłych ubrań, gdzieś między drutem kolczastym” - tłumaczy.
Straż Graniczna ma 48 godzin na formalności. „Funkcjonariuszka SG powiedziała nam, że będzie wszczynać postępowanie o zobowiązanie do powrotu za nielegalnie przekroczenie granicy. Jeśli w trakcie tego mężczyźni nadal będą chcieli ubiegać się o ochronę międzynarodową, to obiecała, że przyjmie ten wniosek” - relacjonuje Chrzanowska.
Adwokat Jaźwińska z SIP jest cały czas na miejscu w Szudziałowie i będzie uczestniczyć w czynnościach, m.in. rozprawie sądowej. Aktywistki cieszą się z tego, co osiągnęły – Straż wreszcie stosuje przewidziane prawem procedury. „Tak to powinno wyglądać od początku” - podkreśla Chrzanowska.
Ona została też przesłuchana w charakterze świadka w postępowaniu karnym o nielegalne przekroczenie granicy tej piątki mężczyzn. Pogranicznicy podkreślali, że chodzi o to, by wykluczyć jej udział w przekraczaniu granicy. „Ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby próbowali postawić mi takie zarzuty” - dodaje.
Wczoraj pojawiły się też doniesienia, że Fundacja Ocalenie odnalazła trójkę Irakijczyków z Kurdystanu, którzy byli w tej grupie 8 uchodźców. "Pomylili się. To nie byli oni" – informuje nas Marysia Złonkiewicz z inicjatywy Chlebem i Solą, która koordynuje pomoc dla tej grupy uchodźców.
Nie wiadomo jaki jest obecnie los tej trójki mężczyzn z irackiego Kurdystanu.
Do rzecznik prasowej Komendanta Głównego Straży Granicznej ppor. Anny Michalskiej wysłaliśmy pytania dotyczące tej sytuacji, oraz wczorajszych zdarzeń w Usnarzu Górnym – ani karetka pogotowia, ani lekarka nie zostały dopuszczone do przetrzymywanych na pasie ziemi między zasiekami chorych uchodźców.
Art. 40 Konstytucji: „Nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu”.
Kodeks Karny, art. 162: „Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, (...) podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Do momentu publikacji tego tekstu [godzina 20:00 23 sierpnia] nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.
Wczoraj także wielokrotnie próbowaliśmy uzyskać informacje od SG. Rozmowy odmówili nam zarówno w placówce SG w Szudziałowie, jak i rzecznik prasowy Podlaskiego Oddziału SG. Z kolei rzecznik Komendanta Głównego SG, ppor. Anna Michalska, nie znalazła wczoraj czasu na rozmowę z OKO.press. Obiecała dziś odpowiedzieć na nasze pytania.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze