Pisaliśmy z Mają o kopalniach złota w Peru. Najwyżej położone nielegalne miasteczko na świecie. Cztery tysiące górników i prostytutek, czternastu policjantów. Górnicy pracowali za darmo, a ostatniego dnia miesiąca mogli wynieść złoto. Reszta na nich czyhała. Drugi raz bym tam nie pojechał, a przede wszystkim nie zabrałbym swojej ukochanej
Kiedy Szymon Opryszek, reporter OKO.press odbierał nagrodę Festiwalu Wrażliwego w Gdyni, jury napisało w uzasadnieniu: „Za piękno, za słowo, ale też za odwagę i za bardzo porządny warsztat reporterski”.
I o tym wszystkim rozmawialiśmy przypominając sobie jego głośne reportaże. Ten o bloku w Buczy, do którego wracają mieszkańcy. O cyklu „Moja zbrodnia to mój paszport”, w którym Opryszek szedł śladami migrantów aż na polsko-białoruską granicę. O reporterskim śledztwie, w którym szukał odpowiedzi na pytanie, czy Europie grozi kryzys fentanylowy.
Pytałem, jak to robi. Jak pisze, jak zbiera materiał. Jak przekonuje ludzi do rozmowy.
- Kiedy pisałem reportaż o pepenadores — opowiadał — czyli meksykańskich zbieraczach śmieci, to po prostu z nimi zamieszkałem. Jak pracowałem na granicy przy szlaku migracyjnym polsko-białoruskim, no to przywoziłem tym ludziom chleb i wodę. I dzięki temu nabierali do mnie zaufania. Czasami nie trzeba nikogo przekonywać. Lekarz, który opisał, jak wieś „ćpa opioidy", po prostu bardzo chciał to komuś opowiedzieć.
A jak to się stało, że zgodził się z tobą spotkać meksykański kucharza fentanylu?
- Już wcześniej pracowałem w Meksyku w sprawie wycinki lasów i produkcji awokado, którą przejęła właściwie mafia Sinaloa. Miałem jakieś tam kontakty do książki. Kolejne osoby mnie polecały. To trwało kilka miesięcy. I jechałem do Culiacan, czyli stolicy stanu z taką myślą, że może się to nie wydarzy, chociaż kluczowe osoby obiecywały mi, że do takiego spotkania dojdzie. A czemu on się zgodził? Być może kazał ktoś z góry, a być może po prostu to było takie... Miałem wrażenie, że rozmawiam z osobą, która chce się wykreować na prawdziwego mafiozo, podbudować swoje ego. Naprawdę był bardzo otwarty.
Pokazywał mi w telefonie rzeczy, których chyba nie powinien pokazywać.
Ale też co chwilę gdzieś dzwonił i pytał, czy na przykład może mi przekazać do publikacji zdjęcia z laboratoriów. Więc ktoś tam nad nim czuwał. Właściwie żałuję, że go nie zapytałem, dlaczego się zgodził, bo to też byłoby ciekawe, ale nie miałem takiego refleksu.
Spotkaliście się w zwykłym warzywniaku, a sprzedawca warzyw był szefem tego kucharza.
I koordynatorem wszystkich kucharzy fentanylu w regionie (...) To bardzo obrotny człowiek. Wiedział bardzo dużo o mnie, bo wcześniej dostał wszystkie dokumenty i moje publikacje po polsku. Miał zdjęcie mojego paszportu. Musiałem mu je wysłać, żeby mnie sprawdzili. Nawet wiedzieli, jakim autem przyjadę, w jakim kolorze. Zagubiłem się w tym gąszczu ulic i fabryk. No i padł mi telefon z racji gorąca. Jak zaczął działać z powrotem, to dostałem połączenie, że czekają na mnie i że źle skręciłem.
Więc pierwszy raz poczułem na sobie te oczy i uszy mafii, o których się dużo mówi.
To zazwyczaj młode osoby, które gdzieś tam stoją na ulicach i obserwują, co się dzieje. Pod koniec wywiadu też dostaliśmy informację, że za 10 minut będzie przejeżdżał patrol policji, więc lepiej, żebym się już zwinął. Tak gwałtownie zerwałem się ze skrzynki, że podarłem sobie majtki o wystający gwóźdź. Wskoczyłem do auta i pojechałem.
Więc zapytałem też Opryszka, czy jako reporter nie powinien dostawać specjalnego dodatku za pracę w niebezpiecznych warunkach?
- No, byłoby miło — uśmiechnął się szeroko. – Ale już nie ryzykuję jak dawniej. Kiedyś z Mają [Maria Hawranek, żona Szymona] pracowaliśmy na przykład w nielegalnych kopalniach złota na pięciu tysiącach metrów nad poziomem morza w Peru. Najwyżej położone nielegalne miasteczko na świecie. Chyba cztery tysiące górników i prostytutek, czternastu policjantów. Górnicy pracowali tam przez trzydzieści dni w miesiącu za darmo, a kiedy ostatniego dnia miesiąca wchodzili, to, co wynieśli, było ich. Więc jak ktoś wyniósł, to zostawał milionerem, ale reszta czyhała na niego, bo wiadomo było, kto co wyniesie.
No i drugi raz bym tam nie pojechał, a przede wszystkim nie zabrałbym swojej ukochanej w takie miejsce. Dzisiaj, z perspektywy czasu uważam, że to było nieracjonalne. Nie byliśmy przygotowani do tego. Napisaliśmy tekst, ale nie był on wart tego ryzyka.
Dzisiaj, jak myślę o reportażu, to staram się być przygotowanym na wszelkie konsekwencje.
Ale kiedy szukałem reportera, który by pojechał śladem migrantów ze Stambułu przez Białoruś, aż na polską granicę, zgodziłeś się od razu, mimo że kilku przed tobą odmówiło, widząc w tym za duże ryzyko. Dlaczego?
- Bo zdałem sobie sprawę, że ja o migracjach dotyczących polskiej granicy nie wiem nic. Wcześniej pracowałem z migrantami właśnie w Meksyku czy w Ameryce Łacińskiej, szeroko pojętej, ale w Polsce to było zupełnie nowe zjawisko. Trwała wtedy dyskusja, co zrobić z ludźmi z Usnarza. Prawa i lewa strona się przekrzykiwały, a ja chciałem zrozumieć, o co w ogóle chodzi. I z takiej chęci zrozumienia podjąłem się tego, to było silniejsze niż jakiś tam strach.
Ale ze strachu też wynikają różne rzeczy. Ciekawe jest, jak wtedy pracuje głowa. Tam w lesie usłyszałem nagle serię z karabinu, zacząłem uciekać. Pogubiłem różne rzeczy z plecaka. Okazało się, że to drzewo trzeszczało. Czasem z tego strachu badam samego siebie i swoje granice. Natomiast nie wydaje mi się, żeby reporter miał narzekać na to, że pracuję w takich warunkach. Ta praca zawsze była moim marzeniem. Jakbym marzył o piciu kawy za biurkiem w urzędzie, to może walczyłbym teraz o jakiś dodatek specjalny, a tak, to uznaję, że jako reporter mam ekscytującą codzienność.
Więc rozmawialiśmy z Szymonem Opryszkiem, o strachu, o tym, że reportaż to przede wszystkim czas, że zamiast gnać osiem godzin do Czerniowców, by porozmawiać z rannym kubańskim najemnikiem, może lepiej przepytać go na whatsappie? I czy warto jeszcze uprawiać reportaż. Dlaczego Opryszek to robi? Dlaczego przed pewną reporterską wyprawą wziął szybki kurs ornitologii u Michała Książka i wbijał sobie do głowy nazwy ptaków po rosyjsku?
Są w tej rozmowie też bardzo prywatne wątki z życia reportera Opryszka, na przykład o Guciu, jego synu-przedszkolaku. I jeśli chcecie się dowiedzieć, co ma reportaż do tacierzyństwa, musicie posłuchać naszego podcastu.
Szymon Opryszek (ur. 1987) – reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Reporter, kulturoznawca, autor „Obwodu głowy”, „Serca narodu koło przystanku”, „Niemca. Wszystkich ucieczek Zygfryda” oraz dwóch wywiadów książkowych: "Dżej Dżej. Rozmowy z Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania” (współautor Violetta Szostak) i "Onyszkiewicz. Bywały szczęśliwe powroty" (współautor Violetta Szostak). Przez kilka lat kierował magazynem reporterów „Duży Format”. Autor Studia DF – cyklu rozmów wideo z reporterami. Finalista Nike. Laureat niemieckiej Nagrody Kulturalnej im. George Dehio, Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej 2009 i Nagrody SDP im. Kazimierza Dziewanowskiego (2005) za cykl reportaży z Białorusi. W Teatrze Jaracza w Olsztynie prowadzi studium reportażu.
Reporter, kulturoznawca, autor „Obwodu głowy”, „Serca narodu koło przystanku”, „Niemca. Wszystkich ucieczek Zygfryda” oraz dwóch wywiadów książkowych: "Dżej Dżej. Rozmowy z Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania” (współautor Violetta Szostak) i "Onyszkiewicz. Bywały szczęśliwe powroty" (współautor Violetta Szostak). Przez kilka lat kierował magazynem reporterów „Duży Format”. Autor Studia DF – cyklu rozmów wideo z reporterami. Finalista Nike. Laureat niemieckiej Nagrody Kulturalnej im. George Dehio, Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej 2009 i Nagrody SDP im. Kazimierza Dziewanowskiego (2005) za cykl reportaży z Białorusi. W Teatrze Jaracza w Olsztynie prowadzi studium reportażu.
Komentarze