0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

Ostatnie lata były jedynie przedsmakiem tego, co czeka nas w najbliższych miesiącach w kwestii podwyżek cen prądu. Przypomnijmy: w gorącym wyborczym sezonie 2018-2020 PiS obiecywało, że zwykli obywatele za podwyżki cen prądu nie zapłacą. No i pod koniec 2018 roku rząd zamroził ceny prądu na 2019 rok. Później państwo ustami Jacka Sasina obiecywało dopłaty, ale ceny prądu rosły wolno, więc w 2020 roku powszechnych dopłat nie było.

W tym roku ceny energii elektrycznej rosną bardzo szybko, szybciej niż w ostatnich latach. To wynik splotu wielu czynników: trwającej transformacji energetycznej i wysokich cen za emisję CO2, wysokich cen węgla, wysoki popyt na energię przy odbudowie gospodarki po kryzysie 2020 roku, rosnące ceny gazu, odchodzenie od inwestycji w infrastrukturę do wydobywania paliw kopalnych.

Nie tylko nasz problem

Dlatego problem jest globalny. Ceny silnie rosną także w całej Europie. Komisja Europejska podkreśla, że rządy powinny objąć ochroną przede wszystkim najuboższych. Skala ubóstwa energetycznego w Europie wciąż jest bowiem bardzo duża.

"Gospodarstwo domowe można uznać za ubogie energetycznie, jeżeli ma trudności w zaspokojeniu swoich potrzeb energetycznych (ogrzewania, ciepłej wody, elektryczności) z powodu niskiego dochodu lub charakterystyk mieszkania" - czytamy w raporcie Instytutu Badań Strukturalnych z 2018 roku.

Unijni urzędnicy szacują, że to wciąż aż 18 proc. mieszkańców Wspólnoty.

W wyniku pandemii COVID-19 w pierwszych pięciu miesiącach 2020 roku ubóstwo energetyczne wzrosło i wynosiło wówczas aż 21,4 proc.

Jak to wygląda w praktyce?

Z szacunków Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów wynika, że aż 50 tys. osób w lokalach gminnych nie jest podłączonych do miejskiej ciepłowni, więc musi ogrzewać się prądem lub gazem. Warszawski magistrat w zestawieniu przysłanym OKO.press podaje, że w grudniu 2019 roku centralnego ogrzewania nie posiadało 13 proc. wszystkich czynnych zasobów komunalnych, ale są dzielnice, w których problem jest powszechny np. na Włochach (52 proc.) czy Pradze-Północ (42 proc.). A to sama tylko Warszawa.

Przeczytaj także:

Obniżka akcyzy? Raczej nie

Europejczycy jeszcze podwyżek nie odczuwają, bo w większości krajów – także w Polsce – ceny ustalane są na cały rok. Komisja nie rekomenduje zamrażania. Zaleca raczej obniżenie VAT i akcyzy do najniższych dopuszczalnych poziomów, a także skorzystanie ze środków z handlu uprawnieniami do emitowania CO2. Polska ma z tego tytułu nawet 15 mld zł rocznie.

W wywiadzie w RMF FM 16 października prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił, że rząd nie planuje obniżania akcyzy. Miał na myśli benzynę, ale uzasadnienie może wskazywać, że w innych obszarach również takiej obniżki nie będzie. Jarosław Kaczyński boi się mianowicie spadku wpływów do budżetu. PiS nie lubi ograniczać państwowego budżetu, woli te pieniądze zebrać, a potem ze wspólnej kasy rozdać.

Dlatego rządząca partia na rosnące ceny energii elektrycznej ma inny pomysł.

Minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka podał pierwsze konkrety na temat rekompensat w przyszłym roku. Tym razem nie bierze się za to Jacek Sasin, a plan wygląda nieco bardziej konkretnie.

Rząd na ten cel chce przeznaczyć 1,5 mld złotych.

Skąd cena?

Jak wzrośnie cena prądu?

Po pierwsze, trzeba rozróżnić dwie wartości. Giełdową cenę energii i cenę, którą na koniec płaci konsument. W uproszczeniu wygląda to tak, że firmy obracające energią elektryczną skupują ją na bieżąco na giełdzie i zajmują się dostarczaniem jej do odbiorców. Cena energii na giełdzie może dynamicznie rosnąć i spadać, obecnie jest bardzo wysoka. Cena dla odbiorcy indywidualnego jest ustalana na cały rok i zawiera w sobie nie tylko koszt energii, ale też jej dystrybucji. Ceny samej energii szybko rosną, ale opłaty za dystrybucję nie zmieniają się znacząco.

Ustalaniem cen zajmuje się Urząd Regulacji Energetyki. URE przyjmuje wnioski cenowe od największych firm energetycznych i negocjują z nimi stawki. Najważniejsi gracze na tym rynku to Energa, Enea, PGE i Tauron.

Ceny samej energii wzrosły na tyle dynamicznie, że firmy energetyczne będą składać wnioski o duże podwyżki. Ustalenia te zapadną jednak najpewniej dopiero na sam koniec roku.

Polacy mimo dynamicznego wzrostu gospodarczego w ostatnich trzech dekadach są wciąż ubożsi niż zachód kontynentu. Większą część naszych budżetów wydajemy na energię elektryczną i inne nośniki energii. W Polsce to średnio 10 proc., a w Unii – 5 proc.

1,5 mld czy więcej?

Te liczby zgadzają się ze słowami ministra Kurtyki. Według niego wsparcie może trafić do 2,6 mln gospodarstw domowych, więc mniej więcej do co piątego z naszych domów.

Taka liczba odbiorców oznacza, że średnie wsparcie z programu wyniosłoby około 580 złotych.

Premier Morawiecki podczas sesji Q&A na Facebooku doprecyzował tę kwotę i powiedział o co najmniej 1,5 mld złotych, ale dodał, że przy kalkulacjach budżetowych dopuszcza na ten cel nawet między 3 a 5 mld złotych. Na szczegóły musimy więc poczekać. Minister Kurtyka zapowiadał w piątek 15 października, że ustawę zobaczymy już w najbliższym tygodniu. Wciąż czekamy.

„Chcemy, aby te grupy społeczne, które są dzisiaj w takiej sytuacji, że koszty energii są dla nich znaczącym udziałem w budżetach domowych, mogły z tego skorzystać” – mówił tego dnia Kurtyka w Radiowej Jedynce.

Z opracowania Polskiego Instytutu Ekonomicznego wiemy, że pierwszy kwintyl dochodowy wśród gospodarstw domowych wydaje na energię elektryczną, gaz i inne paliwa 11,7 proc. swoich miesięcznych wydatków. Chodzi tutaj o 20 proc. najmniej zamożnych gospodarstw domowych, więc dokładnie o te, które chce wesprzeć ministerstwo.

Z tego samego źródła wiemy jednak, że nie jest to wyjątkowy odsetek dla najbiedniejszych. W drugim kwintylu jest to 11,8 proc., a średnia dla wszystkich – 10 proc. Wniosek z tego taki, że Polacy na energię przeznaczają sporą część swoich wydatków. W tej kategorii mamy jednak również gaz, który, swoją drogą, również znacząco drożeje.

Wsparcie wyższe niż podwyżka

Według wyliczeń portalu Wysokie Napięcie, rachunki za prąd dla przeciętnej rodziny, która zużywa rocznie 2MWh energii rocznie wzrośnie z 1462 zł brutto rocznie do 1641 zł w 2022 roku. Daje to podwyżkę 15 złotych miesięcznie i 180 złotych rocznie.

Planowane wsparcie znacznie przewyższa spodziewaną podwyżkę cen prądu. Te z całą pewnością nie przekroczą sugerowanych przez ministra Kurtykę w wywiadzie 700-800 złotych rocznie dla ubogich rodzin (około 60 zł miesięcznie). Bo nawet gdyby była to podwyżka o 20 proc., dla przeciętnej rodziny oznaczałoby to 300 złotych rocznie więcej. A to sugeruje, że dodatek jest nie tylko rekompensatą za podwyżkę, ale też po prostu wsparciem dla osób zagrożonych ubóstwem energetycznym.

Dla kogo?

Wsparcie ma być udzielane za pomocą systemu – gminnych i miejskich ośrodków pomocy społecznej. Dla tych, którzy już korzystają z takiej pomocy, uzyskanie dodatku ma być ułatwione. Mamy też określone progi dochodowe, poniżej których przysługiwać będzie wsparcie. To:

  • 1 563 złote dla jednoosobowych gospodarstw domowych;
  • 1 115 złotych na osobę w gospodarstwach wieloosobowych.

Ze słów ministra wynika, że nie będzie jednej kwoty wsparcia, że będzie ona zależeć od dochodów. O mechanizmie, według którego kwota ma być udzielana, jeszcze nic nie wiemy.

Różne kwoty, jakie minister wymienia wskazują jednak, że będzie to jakiś rodzaj progresywnego systemu. Czyli im niższe zarobki, tym wyższa dopłata.

Wsparcie osób ubogich w wypadku wysokich podwyżek cen prądu to dobry pomysł, trzeba jednak ten system dobrze zaprojektować. Bo w przeciwnym wypadku może się okazać, że osoby tuż pod progiem dostaną znaczące kwoty, a te nad nim nie dostaną nic. I będą w gorszej sytuacji. Bo pamiętajmy, że osoby, które są tuż ponad najuboższymi 20 proc., też wcale nie są zamożne.

Według ostatniego rozkładu dochodów GUS z 2018 roku, 16,2 proc. z nas zarabiało poniżej połowy przeciętnego wynagrodzenia. Jeśli proporcje są aktualne, dziś oznaczałoby to niewiele ponad 2 tys. złotych netto. A to tylko dane dotyczące pracujących – gdy włączymy w to prawie kilka milionów emerytów, kwota określająca najbiedniejsze 20 proc. społeczeństwa będzie niższa. Dokładne dane są tutaj trudne do określenia, ale warto mieć te kwoty w pamięci.

Rozszerzenie dodatku

Dziś w ośrodkach pomocy społecznej można uzyskać dodatek energetyczny, który jest jednak znacznie mniejszy niż planowana w Ministerstwie Klimatu pomoc na przyszły rok.

Wynosi:

  • 12,09 zł na miesiąc dla gospodarstwa domowego jednoosobowego;
  • 16,79 zł na miesiąc dla gospodarstwa domowego składającego się z od dwóch do czterech osób;
  • 20,15 zł na miesiąc dla gospodarstwa domowego składającego się z co najmniej pięciu osób.

Kryteria dochodowe w przypadku dodatku są następujące:

  • 175 proc. najniższej emerytury dla osoby samotnie gospodarującej (w tym roku to 2187,50 zł);
  • 125 proc. najniższej emerytury na każdego członka gospodarstwa domowego (1562,50 zł).

W piątek 15 października po południu w wykazie prac legislacyjnych opublikowano założenia do projektu nowelizacji prawa energetycznego. Wynika z nich, że nowe wsparcie będzie modyfikacją dotychczasowego dodatku energetycznego. Ma się zmienić ustawowa definicja „odbiorcy wrażliwego”, by umożliwić wsparcie większej grupy osób.

Ustawa ma także zakazać odcięcia energii w miesiącach zimowych, nawet jeśli gospodarstwo domowe zalega z opłatami.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze