Po strajku w 2019 roku, rząd obiecał nauczycielom podwyżki, choć niższe niż te, których domagali się nauczyciele. Zbliża się termin jednej z nich. Od września zasadnicze wynagrodzenie nauczycieli wzrośnie o 6 proc.
Co jednak dalej? Rząd przedstawił założenia budżetu na 2021 rok i jest w nim m.in. zamrożenie podwyżek dla pracowników sfery budżetowej, czyli ok. 550 tys. urzędników państwowych. Jednocześnie rząd zapewnia, że wypłaci w przyszłym roku 13. i 14. emerytury. Co z nauczycielami?
Minister: sytuacja się zmieniła, sprawa jest otwarta
O podwyżki ich pensji minister Piontkowski został zapytany 5 sierpnia na antenie telewizji Trwam. Co na to szef MEN?
„Na razie dotrzymujemy tych obietnic, które składaliśmy kilka miesięcy temu. Wtedy wyraźnie pan premier Morawiecki mówił, że chcemy, by nauczyciele godnie zarabiali i ja to wielokrotnie panu premierowi powtarzałem. Dziś dotrzymujemy tego słowa, podobnie jak ze sferą budżetową, która otrzymała wzrost wynagrodzenia o 6 proc. od stycznia tego roku. Podobnie jest z nauczycielami.
Co do podwyżek w kolejnych latach, pytanie jest otwarte, ponieważ rzeczywiście sytuacja budżetu zupełnie zmieniła się w porównaniu z sytuacją sprzed epidemii.
Dziś mieliśmy ogromne wydatki na to, aby utrzymać stabilną sytuację gospodarczą i nie doprowadzić do wzrostu bezrobocia, co pociągnęło za sobą ogromne dotacje, dofinansowania z budżetu dla przedsiębiorców, dla osób, które chciały utrzymać pracę i może zabraknąć pieniędzy na kolejny wzrost wynagrodzeń”
To przydługie tłumaczenie ministra można przetłumaczyć z rządowego na polski: nauczyciele, szykujcie się, że pieniędzy na kolejne podwyżki dla was nie mamy.
To nie jest jeszcze ostateczne potwierdzenie, że podwyżek nie będzie, ale taka interpretacja nasuwa się sama. Wskazywałoby to, że nauczyciele są dla rządu PiS mniej istotną grupą niż np. emeryci, którzy mają w 2021 otrzymać to, co im obiecano w kampanii wyborczej.
ZNP: ministerstwo niczego z nami nie konsultuje
Sam sposób przeprowadzenia wrześniowej podwyżki również może budzić wątpliwości.
„W miniony wtorek otrzymaliśmy propozycje zmiany w rozporządzeniu dotyczącego sześcioprocentowego wzrostu wynagrodzeń” – komentuje dla OKO.press Grzegorz Gruchlik, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. „Przyszło też zaproszenie do zdalnego spotkania przedstawicieli MEN ze związkami zawodowymi na 13 sierpnia. Do pomysłów ministra możemy odnieść się po takim spotkaniu. Ja tej wypowiedzi [z TV Trwam – red.] nie słyszałem, dlatego nie będę jej komentował.
Pan minister prosi o to spotkanie poza wszelkimi trybami konsultacyjnymi. Myślę, że pójdziemy na to spotkanie, ale ostateczna decyzja zapadnie dzień wcześniej, 12 sierpnia. To, co i jak należy ze związkami konsultować, określa ustawa. MEN w ostatnim czasie nie konsultuje z nami niczego. Część na mocy specustawy, ale część według własnego widzimisię. Trzydziestodniowym trybem konsultacji objęte są wszystkie wzrosty wynagrodzeń. A tutaj nie mamy takich konsultacji. Jesteśmy zaskakiwani różnymi pomysłami ministra”.
2020: rok ignorowania konsultacji
W 2020 roku to właściwie standard, że rząd omija konsultacje ze związkami. W przypadku kolejnych ustaw antykryzysowych narzekali na to zarówno przedstawiciele pracowników jak i pracodawców.
Proces konsultacji czwartej tarczy antykryzysowej tak opisywał dla nas wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, Piotr Ostrowski:
„W żadnym wypadku nie można tego nazwać konsultacjami. Projekt ustawy otrzymaliśmy do zaopiniowania pod koniec kwietnia. Na przedstawienie opinii do obszernego dokumentu mieliśmy… 1 dzień. Dodatkowo, w ramach Prezydium Rady Dialogu Społecznego odbyliśmy także godzinną wideokonferencję z minister rozwoju, w której trakcie przewodniczący OPZZ przedstawił swoje uwagi. Nie dostaliśmy żadnej informacji zwrotnej ze strony rządu.
Przez cały maj, aż do przyjęcia przez Radę Ministrów projektu ustawy nikt się z nami nie kontaktował, niczego nie konsultował, o nic nie pytał”.
Zarobki po podwyżce
Jeśli ministerstwo przeprowadzi wrześniowe podwyżki, tak jak zapowiada, to wśród nauczycieli z tytułem magistra najniższy na szczeblu drogi zawodowej nauczyciel stażysta będzie zarabiał 2949 złotych. Najwyższy stopień, czyli nauczyciel dyplomowany – 4046 złotych. To odpowiednio ok. 2150 zł i 3000 zł netto.
Dla nauczyciela stażysty z tytułem licencjata (wg ministerstwa nauczycieli bez tytułu magistra jest tylko 4 proc. nauczycieli) wynagrodzenie będzie wynosić płacę minimalną. Ta planowana jest w przyszłym roku na 2800 złotych.
To oczywiście wynagrodzenie za pełen etat. Nauczyciele regularnie pracują w większym wymiarze godzin, co łączy się jednak z wyższą liczbą przepracowanych godzin niż kodeksowe 40.
Dlatego trudno dziwić się nauczycielom, że w tak narażonym na stres zawodzie, chcieliby zarabiać więcej. Z wypowiedzi ministra wynika, że w najbliższych latach rząd sam z siebie najpewniej nie będzie miał im nic do zaoferowania, a ich realne pensje będą spadać,
Pensje w oświacie nic nie załatwiają. To dosypywanie pieniędzy w próżnię.
Trzeba wg nie tylko mnie zlikwidować kartę nauczyciela – to komunistyczny relikt. W prywatnych szkołach tego nie ma i żyją, a dzieci dużo lepiej nauczone, bo szkoły prywatne biją w rankingach państwowe na głowę.
Szkołę trzeba zreformować – Uczniów po pierwszych 3 klasach podzielić na zdolnych , średnich, słabych – uczyć ich w oddzielnych kasach. Nie da się ich wszystkich jednocześnie uczyć wydajnie. Tak zrobiono w Azji ( Chiny, Singapur) i to działa. Skończyć z uczeniem setek wzorów, definicji – uczeń ma wiedzieć o co chodzi i gdzie szybko znaleźć ( jest internet) – tak jest w Australii. No i nauczyciele – sprawdzenie kompetencji obecnych nauczycieli, i bardzo ostra selekcja ludzi chcących być nauczycielami – to ma być elita, a nie bo nie miałem co ze sobą zrobić – tak jest w Finlandii. W miastach polikwidować najgorsze szkoły, rozbudować najlepsze. I dopiero teraz pieniądze. Dobry nauczyciel powinien zarabiać średnią krajową + 20 %. Za wybitne wyniki ( dzieci wygrywają w konkursach i olimpiadach itd) 2x średnia krajowa + 20 %
A dlaczego nie +30%,albo nawet +40%?
To jest do dogadania – w każdym razie nauczyciel ma zarabiać dobrze. Z tym, że to ma być dobry nauczyciel – cześć nauczycieli na pewno nie przeszło by sprawdzenia kwalifikacji. Można to było zobaczyć przy nauczaniu zdalnym. Zlikwidowałbym też kuratoria – nie są potrzebne. Dyrektorów powinni wybierać nauczyciele w glosowaniu, albo nawet uczniowie i rodzice.
To fikcja, żeby selekcjonować trzeba mieć z kogo selekcjonować a na nauczyciela nie idą obecnie jednostki wybitne ( 2 tys zł netto w dużym mieście to bieda), zmiana sposobu nauczania też wymaga nakładów finansowych i to dużych. Podstawową jednak kwestia jest przyznanie że niestety ludzie nie są równi a to pociąga za sobą selekcję. Na jakich zasadach powinna być przeprowadzana..To jest trudny temat ( negatywny przyklad podzialu w De) Obecny rząd zlikwidował gimnazja a one były np. elementem selekcji, podstawówka jest rejonowa.
W takim Singapurze dzieci piszą co pół roku testy. Testy można 2 razy próbować poprawić. Na podstawie tych testów dzieci są dzielone. Selekcja brzydko brzmi, jednak w normalnej klasie jest 3 -4 słabych , i 2 -3 dobrych uczniów – cała reszta średnia – uczy się na poziomie tych średnich – zdolny się nudzi, słaby nie wyrabia. Słaby mimo starań widzi, że osię uczy 2x tyle co średni i dalej nie może mu dorównać, a średni widzi, że zdolny nie uczy się wcale i też mu nie może do równać. Jak to motywuje dzieci do nauki, kiedy widzą, że nawet nie mogą dobiec do linii statu ? Trzeba skończyć z poprawnością i to zrobić. W słabszej grupie wolniejszy program spowoduje że będą mogli mieć sukcesy, słabszy będzie widział, że coś mu się udaje w końcu. Zdolny w klasie z takimi samymi uczniami będzie musiał pracować, bo będzie robił znacznie więcej materiału. Wg mnie trzeba to zrobić.
Gimnazja robiły dobrą robotę, bo dzieci z tych słabych podstawówek często wsi mogły nadrobić do miastowych i zdać do dobrego liceum. Natomiast sporo gimnazjów, to było siedlisko patologii. Gówniarze myśleli ze są dorośli.
Jestem za zmianą tego wszystkiego, by to nie przypominało ani tego co jest teraz, ani tego co było wcześniej. By szkoła spełniła wyzwania 21 wieku. Pieniądze by się udało, trzeba wydać nawet duże, ale to były by najlepiej wydane pieniądze w ostatnich co najmniej 30 latach.
Ja się z tym zgadzam. Jednak by testy były miarodajne musza być sprawdzane zewnętrznie i anonimowo inaczej nie ma to sensu.Dodatkowo co mają te testy mierzyć Jeśli ktoś jest naprawdę wybitny to na ogół w 1 , 2 czy 3 przedmiotach reszta go nie interesuje Czysto teoretycznie powinnien być więc podzial po przedmiotach Rodzi to dodatkowe problemy organizacyjne zwłaszcza w mniejszych miejscowościach ale niewątpliwie byłby to krok w dobrym kierunku
Że testy musza być sprawdzane zewnętrznie – to oczywiste. Można wprowadzić kody kreskowe i sprawdzający nie będzie wiedział kogo sprawdza.
Zdolny uczeń jest dobry z 2 – 3 przedmiotów – tak, ale jak będzie musiał, nauczy się do testu też z innych dziedzin.
W Singapurze test jest z matematyki, fizyki, chemii, chińskiego ( mógłby być polski) i czegoś tam jeszcze. Można dobrać jakoś przedmioty. Wyciąga się z nich średnią i widać, kto przekracza poprzeczkę. Jeśli ktoś jest naprawdę dobry z 2 przedmiotów na 5, a pozostałe 3 napisze tak by test zaliczyć, to całość zalicza. Zdolnych jest stosunkowo niewielu, no i są to dzieci, z którymi można pracować indywidualnie. Taka klasa pozwala dobremu nauczycielowi na bardzo wiele.
https://www.dw.com/pl/badanie-pisa-tajemnica-sukcesu-prymus%C3%B3w-z-singapuru/a-51517713 – tu jest link o nauce w Singapurze jak kogoś interesuje
To jest trudny temat, jak pisze pani Małachowska. Zgadza się. Od 30 lat edukacja jest reformowana z jednym skutkiem – schodzi na psy. Od nauczycieli słyszy się głównie ządania podwyżki wynagrodzen, narzekania na wzrost obciążeń biurokracja, upadek autorytetu dyrektorów, anarchię w zarządzaniu szkołami z winy księży i nadsyłanych organizacji pro-pisowskich. Zapewne narzekania słuszne ale nie bez winy nauczycieli. Padanie na pysk przed katechetami, donosy na dyscyplinujących dyrektorów, wciąganie w szkolne spory polityków to normalne zachowania w tym środowisku. Do tego należy dodać komplikacje z tytułu wprowadzania nauczania zdalnego. Jak tu wygląda pensum, czy merytoryczny udział poszczególnych nauczycieli. Wspólczuję ich trudnej sytuacji materialnej, ale domagam się wyjaśnień w wyżej przedstawionych sprawach.
To wszystko zbyt trudne dla pana, redaktorze Szymczak. Czyż nie?
Problemem jest, ze dyrektorów powołuje gmina z akceptacją kuratorium. Jakieś kryteria ? Człowiek po politycznej często niemerytorycznej linii. Dyrektora powinni wybierać nauczyciele z udziałem uczniów i rodziców. I szkoła powinna za ten wybór odpowiadać. Obniżenie się poziomu nauczania w szkole – obniżenie pensji, podwyższenie podwyżka. Oczywiście poprawka na szkoły w miejscach gdzie jest więcej rodzin z marginesu, i inne tego typu problemy. Inne kwestie proponowane przeze mnie postulaty też by zlikwidowały.
Dyrektor powinien być w maksymalnym stopniu niezależnym. Nie może być wybierany przez podległych nauczycieli, uczniów i rodziców. To kanon teorii organizacji i zarządzania. Inaczej to będzie reaktywacja rad robotniczo-chlopskich. Wybierać powinna gmina, bez opinii kuratorium. Z opinią rady pedagogicznej w sprawach merytorycznych. Kryteria wyboru powinny być precyzyjne, obowiązujące na terenie całego kraju.
Ja mam wątpliwości jeśli ma wybierać gmina, bo się boję, że wybiorą zamiast dobrego, swojego. Może zrobić rodzaj rady złożonej z nauczycieli roku i ta rada miałaby ostateczny głos w wyborze dyrektora. Osobiście chciałbym by wybór był maksymalnie merytoryczny.
vide "kryteria"
Polecam i zostawiam bez komentarza !
https://youtu.be/lZja6FPZrcU
Osobiście ani takie zarobki, ani taki nauczyciel.
Cześć- Zapraszam na nowy portal społecznościowy dla dorosłych!
Znajdziesz tam osoby na szybkie sex spotkania lub na wyskok na imprezke!
Wystarczy wejść aktywować konto i juz randkować! http://www.frircikvip.com.pl