0:000:00

0:00

10 czerwca 2017 Obywatele RP próbowali zablokować przejście Marszu Pamięci, zwanego marszem smoleńskim lub popularnie miesięcznicą smoleńską. W trzech rzędach stanęli w poprzek Krakowskiego Przedmieścia na dwie godziny przed planowanym marszem. Nie reagowali na wezwania policji do rozejścia się ani zapowiedzi usunięcia ich z drogi przy użyciu siły. W końcu, gdy usiedli na ulicy, stawiając bierny opór policjantom, ci wynosili ich jednego po drugim.

Policja uznała taką formę kontrmanifestacji za nielegalną. Marsz smoleński jest zarejestrowany jako tzw. cykliczne zgromadzenie, a przeszkadzania we wszelkich zgromadzeniach zakazuje art. 52 par. 2 kodeksu wykroczeń (wpisany do niego jeszcze przed kadencją PiS): “Kto przeszkadza lub usiłuje przeszkodzić w organizowaniu lub w przebiegu niezakazanego zgromadzenia, (...) podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny”.

Ewa Siedlecka, dziennikarka "Polityki", w swojej relacji z blokady przekonywała, że wcale nie naruszyła prawa, bo:

  • tak naprawdę nie chciała blokować marszu, a tylko się do niego dołączyć,
  • nie mogła przeszkadzać w marszu smoleńskim, skoro została wyniesiona z ulicy przed jego nadejściem,
  • obecność Obywateli RP na Krakowskim Przedmieściu była legalnym zgromadzeniem spontanicznym.

Przeczytaj także:

Sąd, rozważając te argumenty, musi wziąć pod uwagę sprzeczne z nimi okoliczności. Czemu miało służyć ustawienie się w kilku rzędach w poprzek ulicy, chwycenie się pod ramiona i próba obwiązania łańcuchem, jeśli nie blokadzie ulicy? Skandowanie "nie przejdziecie!" nie brzmiało jak zaproszenie do wspólnego marszu. Gdyby sąd miał wątpliwości, mógłby jeszcze zajrzeć do oświadczenia Pawła Kasprzaka, lidera Obywateli, który już 7 czerwca zapowiedział, że będzie "stawał na drodze każdej demonstracji faszystów, zatem każdej demonstracji ONR, Młodzieży Wszechpolskiej, ale również na drodze tzw. Marszów Pamięci".

Na zdjęciu: od lewej lider Obywateli RP Paweł Kasprzak, Władysław Frasyniuk, a dalej: NN, Elżbieta Podleśna, Beata Geppert i Kinga Kamińska. 10 czerwca, godz. 20.00, tuż przed pacyfikacją przez policję

Uczestnicy blokady mogą argumentować, że zdawali sobie sprawę, że ich akcja nie będzie skuteczna. Paweł Kasprzak szczegółowo opisywał protestującym na czym będzie polegała interwencja policji i wzywał do tego, by nie stawiać oporu podczas wynoszenia. Jednak - niezależnie od wiary w powodzenie ich akcji - wciąż była to próba przeszkodzenia w legalnym zgromadzeniu.

Na niewiele zdadzą się też zapewnienia niektórych protestujących, że stali na Krakowskim Przedmieściu w innej intencji niż ich lider. Zgodnie z art. 52 par. 4 kw wykroczenie popełnia nie tylko ten, kto usiłuje przeszkadzać, ale i ten, kto “bezprawnie zajmuje lub wzbrania się opuścić miejsce, którym inna osoba lub organizacja prawnie rozporządza jako organizator lub przewodniczący zgromadzenia”.

Nie można też w tym przypadku powoływać się na przepisy o zgromadzeniach spontanicznych. Ustawa definiuje je jako "zgromadzenie, które odbywa się w związku z zaistniałym nagłym i niemożliwym do wcześniejszego przewidzenia wydarzeniem związanym ze sferą publiczną, którego odbycie w innym terminie byłoby niecelowe lub mało istotne z punktu widzenia debaty publicznej" (art. 3 ust. 1 prawa o zgromadzeniach).

Trudno nazwać nagłym wydarzeniem marsz smoleński, odbywający się w tym samym miejscu od kilku lat, a na dodatek zarejestrowany jako zgromadzenie cykliczne. Zresztą, nawet zgromadzeniom spontanicznym nie wolno przeszkadzać w przebiegu innych zgromadzeń (art. 27), a łamanie przepisów ustawy jest podstawą do rozwiązania zgromadzenia przez policję.

Obrona Konstytucją

Mimo wszystko nie jest przesądzone, że sąd skaże i ukarze grzywną Obywateli RP i inne osoby, które się do nich przyłączyły. Mogą udowadniać przed sądem, że choć blokada wypełniała znamiona wykroczenia, było to działanie usprawiedliwione ograniczeniem wolności zgromadzeń przez niekonstytucyjną ustawę.

Znowelizowane przez PiS prawo o zgromadzeniach nie pozwala na organizowanie manifestacji w miejscu i czasie zarejestrowanych przez wojewodę zgromadzeń cyklicznych, a takim właśnie zgromadzeniem jest smoleńska miesięcznica.

Powołując się na przepisy tej nowelizacji warszawski ratusz zakazał manifestacji Obywateli RP przed Pałacem Prezydenckim wyznaczonej na 10 czerwca. Na tych samych przepisach oraz na wyroku opanowanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającym ich zgodność z Konstytucją oparły się też sądy dwóch instancji, które rozpatrywały odwołanie Obywateli od zakazu. Na nic się zdał apel ich przedstawiciela, który wzywał sąd do orzekania bezpośrednio na podstawie Konstytucji, a dokładnie art. 57, gwarantującego wolność zgromadzeń.

Zdaniem prof. Ewy Łętowskiej sąd rozpatrujący sprawy o wykroczenia za blokowanie miesięcznicy nie musi jednak zgadzać się z orzeczeniami tamtych sądów. "Sąd może w tej sprawie bezpośrednio oprzeć się na Konstytucji i orzec, że Obywatele nie popełnili wykroczenia lub odstąpić od ich ukarania. Ma do tego prawo wynikające z art. 178 Konstytucji, mówiącego, że sędziowie podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom. Oczywiście wymaga to wysiłku: musi to być przyzwoicie konstytucyjnie uzasadnione" - mówi OKO.press prof. Łętowska.

Sąd decydując się na taki krok, wykazałby się odwagą. Sędzia, który podtrzymał zakaz zgromadzenia Obywateli RP, w uzasadnieniu powołał się na wyrok Sądu Najwyższego z 2015 r., który ukarał sędziego za bezpośrednie stosowanie Konstytucji. Choć obecna Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego jest zwolenniczką tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjności, czyli jej stosowania przez sądy powszechne, po zapowiadanej przez PiS zmianie ustawy o SN takich wyroków wobec sędziów może być więcej.

Nie można legitymować dwie godziny

Po stwierdzeniu, że Obywatele RP popełniają wykroczenie, policjanci mieli prawo siłą usunąć ich z trasy marszu smoleńskiego. Zgodnie z ustawą o policji (art. 16) i ustawy o środkach przymusu bezpośredniego (art. 11 i 12), policjanci mogą użyć siły, w tym "technik transportowych" m.in. do "wyegzekwowania wymaganego prawem zachowania zgodnie z wydanym przez uprawnionego poleceniem".

Policjanci wyszli jednak poza swoje uprawnienia, gdy wyniesionym z ulicy Obywatelom nie pozwolili przyłączyć się do marszu smoleńskiego. Po odniesieniu kilkudziesięciu blokujących na podwórko na rogu ul. Koziej i Senatorskiej oraz pod arkady budynku przy kościele św. Anny przystąpili do ich legitymowania. Po spisaniu danych nie pozwolili im jednak odejść.

"Pytaliśmy, czy jesteśmy zatrzymani – odpowiedzieli, że nie. Wtedy ci z Obywateli, którzy nie dali dowodów, tylko je „okazali” i zostali spisani, chcieli wyjść i kontynuować spontaniczne zgromadzenie przeciw kłamstwu smoleńskiemu. Ale podwórko zamknięte było kordonem policji i nie wypuszczano. Zatem byliśmy – w sumie chyba z kilkadziesiąt osób – pozbawieni wolności w trybie, którego prawo nie przewiduje. Bo można albo zatrzymać do wyjaśnienia, albo wylegitymować. Ale legitymowanie nie może trwać dwie godziny" - relacjonowała na blogu "Polityki" Ewa Siedlecka.

Zgodnie z ustawą o policji (art. 15) legitymowanie służy ustaleniu tożsamości m.in. osób podejrzewanych o popełnienie wykroczenia. Ustawa poucza też, że m.in. legitymowanie "powinno być wykonywane w sposób możliwie najmniej naruszający dobra osobiste osoby, wobec której zostają podjęte".

Rozporządzenie, które określa zasady tej procedury, mówi, że do ustalenia tożsamości wystarcza dowolny dokument ze zdjęciem i numerem seryjnym, a nawet oświadczenie innej osoby, której tożsamość policjant już potwierdził. Spisanie danych z dowodu łącznie ze sprawdzeniem ich w internetowej bazie policji może trwać co najwyżej kilkanaście minut. W ramach czynności legitymowania policjanci nie mają więc żadnej podstawy prawnej do zatrzymywania kogokolwiek na dłuższy czas.

Co więcej, policjanci zabronili także przedostać się przez kordon prawnikom z Okręgowej Rady Adwokackiej, którzy chcieli wesprzeć "legitymowanych" Obywateli. Ograniczanie ich swobody poruszania się także było bezpodstawne.

Uwięzieni przez policję Obywatele mogą złożyć zażalenie do prokuratury na sposób, w jaki przeprowadzono "legitymowanie". Mogą też złożyć skargę do sądu na podstawie art. 45 ust. 5 Konstytucji: "Każdy bezprawnie pozbawiony wolności ma prawo do odszkodowania".

;

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze